KARTKI Z PAMIĘTNIKA DZIADKA, czyli Armia Krajowa oczyma współczesnej młodzieży

Swoisty pamiętnik, najczęściej nie pi-sany, a przekazywany w formie ustnej, posiada wiele rodzin. Staje się on zazwyczaj udziałem i zajęciem dziadków, ponieważ pochłonięci pracą rodzice nie znajdują czasu na przekazywanie swym dzieciom rodzinnej historii z pożółkłych zdjęć i skrawków starych dokumentów. Początkowo większość usłyszanych z kolan dziadków opowiadań jeszcze nie rozumiemy, odbieramy je jako legendę czy bajkę. A gdy podrastamy, porywa nas wir życia, ciągle brakuje nam czasu, aż… na poważniejszą rozmowę z dziadkami o ich przeszłości bywa za późno…

Mojego dziadka, Witolda Szełkowskiego, nie poznałem osobiście. Zmarł w 1956 roku, gdy mój ojciec liczył zaledwie 8 lat. Ale poznałem go z opowiadań babci oraz z Wileńskiego Archiwum Państwowego, gdzie odnalazłem pokaźną teczkę o techniku melioracyjnym – pracowniku państwowym II Rzeczypospolitej. Podczas wojny – jak wielu z Ziemi Wileńskiej – dziadek należał do konspiracji. Na jego pogrzebie zjawiło się kilku nieznajomych mężczyzn, którzy, składając rodzinie kondolencje, rzekli do syna, iż może być dumny ze swojego ojca.

Szczątki informacji o dziadku pochodzą od babci, która, dużo opowiadając o wojnach i rodzinie, raczej pomijała temat polskiej partyzantki, kiedyś dzieciom niedozwolony, aby przypadkowo „komu nie trzeba nie wypaplały”. A kiedy kurtyna zakazów opadła, rozmowę z babcią na ten temat wciąż odkładałem, aż… nie zdążyłem.

Dzisiaj wertować i naświetlać karty naszej historii jest o wiele łatwiej. O Armii Krajowej otwarcie można mówić w rodzinach, pisać o tym, badać temat, tylko… tak mało już świadków minionej epoki pozostało wśród żywych.

Zachować pamięć

Doskonałym sposobem ocalenia przed zapomnieniem naszej przeszłości i wychowania patriotycznego młodzieży stał się międzynarodowy projekt „Kartki z pamiętnika dziadka, czyli Armia Krajowa oczyma współczesnej młodzieży”, realizowany przez Wileńską Szkołę Średnią im. J. I. Kraszewskiego i Szkołę Podstawową im. Armii Krajowej z Ostródy. Temat, oczywiście, znany młodzieży, niejednokrotnie poruszany na lekcjach historii, podczas uroczystości szkolnych, wycieczek do Puszczy Rudnickiej oraz „Szlakiem AK na Wileńszczyźnie”. Tym razem jednak podjęty na szerszą skalę, koordynowany przez dyrektorów obu szkół – Helenę Juchniewicz i Piotra Bonisławskiego, a dofinansowany przez Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”.

Projekt zakładał zebranie materiałów i zwiedzenie miejsc walk oraz cmentarzy Armii Krajowej, muzeów, spotkania z weteranami, jak największe zaangażowanie młodzieży do tego tematu. Na spotkanie do Ostródy przybyliśmy więc z opracowanymi przez uczniów referatami o poszczególnych brygadach AK na Wileńszczyźnie, o stoczonych walkach i dowódcach. Wymowne też były przygotowane na tę okazję plansze, bogato opatrzone zdjęciami.

Część referatów pisana była z tzw. „kronik rodzinnych”: o dziadkach lub pradziadkach, którzy służyli Polsce. Najczęściej były to relacje młodszego pokolenia – rodziców uczniów, znających wojnę bardziej z opowiadań lub fragmentów wspomnień z lat dziecinnych. Dlatego zawierały mniej szczegółów, lecz opatrzone zdjęciem, kopią dokumentu, stanowiły żywe fragmenty życia konkretnej rodziny.

Imponujący jest przykład rodziny Sidorowiczów, która przejęła po nieżyjącej już Barbarze Sidorowicz, znanej na Wileńszczyźnie poetce ludowej i działaczce zetpeelowskiej, opiekę nad grobem żołnierza AK ppor. Kazimierza Józefa Orłowskiego „Ziutka” na cmentarzu w Jurgielanach (rejon trocki). Wnuczka śp. Pani Barbary, Małgorzata (a propos drużynowa WDH „Białe Wilki”) zebrała podczas projektu informację o kilku swoich krewnych, powiązanych z polskim podziemiem.

Poza warsztatami historycznymi, konkursami i uroczystościami, w Ostródzie czekało nas spotkanie z weteranami Powstania Warszawskiego, 27 Dywizji Wołyńskiej i III Wileńskiej Brygady „Szczerbca”. Młodzież miała za zadanie przygotowanie sprawozdania z tego spotkania w formie wywiadu. Z satysfakcją obserwowałem, jak znając już temat, zwłaszcza walk AK na Wileńszczyźnie, uczniowie z ogromnym zainteresowaniem wypytywali weteranów o szczegóły życia żołnierskiego.

Wileński „Jastrząb”

Najbardziej „oblegany” przez młodzież był Józef Bandzo „Jastrząb” z III Wileńskiej Brygady. Uczniowie zasypali go pytaniami: „Gdzie się Pan urodził?”, „Jaki przedmiot lubił Pan w szkole najbardziej?”, ale też poważniejszymi, dotyczącymi jego żołnierskiej doli.

Urodzony w Glinciszkach Józef Bandzo do szkoły chodził na Zarzeczu w Wilnie. We wrześniu 1939 r., jako piętnastoletni chłopiec, znalazł się wśród zapaleńców spontanicznie broniących Wilna przed wkroczeniem do miasta sowietów. Przy Zielonym Moście był w odwodzie, ponieważ tak młodych na pierwszą linię ognia nie puszczono. Jak wiadomo, w tym miejscu zniszczono parę wozów pancernych wroga, ale pod większym naporem regularnej armii ochotnicy musieli ustąpić i poszli w rozsypkę.

Bojowy chrzest w AK miał Józef Bandzo w czasie potyczki z oddziałem niemieckim i policją litewską. Po tej potyczce ranni Niemcy opowiadali innym chorym w oszmiańskim szpitalu, iż zmierzyli się z dobrze przygotowanym wojskiem, które celnie raziło ich ogniem. Ironia losu – ci, komu się zwierzali, okazali się ich wczorajszymi wrogami, akowcami, również rannymi w tejże potyczce i w tym samym szpitalu konspiracyjnie leczonymi. Partyzanci, obawiając się represji nad Polakami, zamieszkałymi w tej okolicy, gdzie miała miejsce porażka wroga, uprzedzili rannych Niemców o ewentualnej kontrakcji – w wypadku prześladowań mieszkańców. Poskutkowało, nikt z miejscowych nie ucierpiał.

W operacji „Ostra Brama” „Jastrząb” udziału nie wziął. W wielu innych akcjach kule go omijały, lecz w bitwie pod Murowaną Oszmianką, przeciw kolaborującym oddziałom Plechavičiusa, otrzymał postrzał w rękę. Odgłosy walk o Wilno i relacje o nich słyszał w szpitalu polowym. Po kuracji nastąpiła tak zwana repatriacja, ale nie koniec walki. Niedługo znalazł się w V Wileńskiej Brygadzie „Łupaszki”, działającej już na Polesiu.

Jak sam określa, była to „dziwna wojna”. Strzelając do przeciwnika najczęściej starano się go tylko zranić, a przeciwnik nieraz czynił podobnie. Przecież po obydwu stronach byli Polacy. Później, gdy „Jastrząb” wrócił do cywila, przez kilka miesięcy był zatrzymany. Miał szczęście, nie stracił życia, a tylko studia, co jednak zmieniło całkowicie jego plany życiowe.

Nasz pobyt w Polsce uwieńczony został zwiedzeniem Muzeum Armii Krajowej w Warszawie i spotkaniem z weteranem Powstania Warszawskiego Stanisławem Sieradzkim „Świstem”, który był niezwykle wzruszony obcowaniem z wilnianami. Atmosferę minionej epoki dopełniali członkowie „Kotwicy”, towarzysząc nam podczas warsztatów, uroczystości i wycieczki do Warszawy. Ta właśnie organizacja dba o zachowanie pamiątek i nagłaśnianie działalności Armii Krajowej, rekonstruuje mundury, organizuje widowiska bitw i akcji historycznych, zbiera informację.

„Operacja wileńska”

Po miesiącu, a więc w połowie października, mieliśmy w Wilnie rewizytę gości z Polski. Czekał na nich bogaty program zwiedzania naszego miasta oraz Trok. Tymczasem w szkole Kraszewskiego wrzało: szykowano się do uroczystości, spotkania z weteranami i wycieczki „Szlakiem operacji „Ostra Brama”. Najpierw się odbyła swoista „Operacja wileńska” – gra terenowa, polegająca na wykazaniu się wiedzą o AK, sprytem i żołnierską smykałką.

Wstępem i merytoryczną pomocą w grze był film dokumentalny produkcji polskiej o AK na Wileńszczyźnie. Chodziło o to, aby w jak najkrótszym czasie młodzi „żołnierze” (w wieku 11-13 lat) z Ostródy i Nowej Wilejki, podzieleni na „brygady”, z biało-czerwonymi opaskami, rozwiązali

Wstecz