Zanim weźmiesz do ręki opłatek...
„Oto zwiastuję wam radość wielką,
która będzie udziałem całego narodu.
Dziś narodził się wam Zbawiciel.”
Mt 2, 10-11
Święta Bożego Narodzenia zbliżają się wielkimi krokami. Świąteczna komercja w pełnym rozkwicie. Witryny sklepowe, wystrój ulic i placów ani na chwilę nie pozwalają zapomnieć o ich zbliżaniu się. Jak przeżyć ten odpowiednio długi czas przygotowań, by radość Bożego Narodzenia nie prysła jak choinkowa bombka, ale zapuściła w naszych sercach solidne korzenie? Co jest najważniejsze w przygotowaniu się do nich: zakupy prezentów, zapięcie na ostatni guzik „wystrojów”, troska o nastroje, sute zastawienie stołów... a więc to, co tylko „opakowanie” świąt stanowi, czy też przyjęcie Dobrej Nowiny o przyjściu na Ziemię jej Zbawiciela?
Gorączka pośpiechu, przechodząca w nawyk, którym niejednokrotnie łudzimy się, jak bardzo jesteśmy niezastąpieni i który oślepia nas i sprawia, że mijamy się z tym, co najważniejsze. Zaprogramowani w aktywizmie, wytrwale realizujemy własny plan na życie. Nawet Bogu trzeba by się zdobyć na kaskaderski wysiłek, by znaleźć szczelinę w naszej świadomości, przez którą wcisnąłby się z Dobrą Nowiną. A co najsmutniejsze, że sytuacja ta od wieków się powtarza. Nad całym Betlejem była noc, ale tak niewielu zauważyło światło.
Bóg po raz kolejny przyjdzie do wszystkich, a kto Go przyjmie i w której grupie się okaże? Szkoda życia, by czynić z niego teatr i dla tradycji odprawiać choćby i najpiękniejsze rytuały... Co mogę zrobić, póki jeszcze czas, by Bóg z mego serca uczynił dla siebie mieszkanie?
W jakże trafnych słowach nieznanego autora Jezus skierowuje do nas swe pragnienia: „Serce masz pełne zgiełku, jak betlejemski zajazd. Żłób był pusty – rozumiesz? Przeto w nim miejsce znalazłem. Nie wymagam od ciebie wzlotów ani głębi. Czekam tylko, czy zdobędziesz się dla mnie na ciszę? Zrób wolne miejsce, milcz i chciej, bym przyszedł.” Spróbujmy więc znaleźć odrobinę czasu, w którym zatrzymamy się, zawiesimy swoją aktywność manualną czy intelektualną, wyciszymy się! Cisza i ciemność to towarzyszki adwentu. One, choć straszą swą tajemniczością, ujawniają to, co w nas jest. Pomogą usłyszeć własne serce. One prowokują do szukania Kogoś spoza nas. One dają szansę na spotkanie z Nowo narodzonym, bo właśnie cisza i noc otulały stajnię. Odważmy się więc wejść w święta, przedzierając się przez ich bogate opakowanie, by orzeźwić mocno podwiędłe dusze spotkaniem z przychodzącym Bogiem.
S. Anna Mroczek
Jeśli miłość największa w prostocie,
a pragnienie najprostsze w tęsknocie,
więc się nie dziw, że pragnął Bóg,
aby najprostsi Go przyjęli,
ci, którzy dusze mają z bieli,
a dla miłości swej nie mają słów.
Sam, gdy nas umiłował,
prostotą nas oczarował,
biedą, biedą i siankiem.
Wtedy Matka Dziecinę brała,
na rękach Go kołysała
i otulała Mu stopy w sukmankę.
O cud, cud, cud!
Kiedy Boga osłaniam człowieczeństwem,
osłoniony od Niego miłością,
osłoniony męczeństwem.
/Karol Wojtyła/