Już rok nowy berło przejmuje...

Skonał rok stary; z jego popiołów wykwita

Feniks nowy, już skrzydła roztacza na niebie,

Świat go cały nadzieją i życzeniem wita:

Czegoż w tym nowym roku żądać mam dla siebie?

Strofy te w ostatnim dniu grudnia 1823 roku przelał na papier przebywający naonczas w wileńskim więzieniu nasz Wieszcz narodowy – Adam Mickiewicz. A brzmią tak aktualnie, jakby pisane teraz, kiedy kalendarz, niczym drzewa jesienią liście, gubi swe ostatnie kartki, znaczące rok siódmy drugiego tysiąclecia od narodzin Chrystusa Pana. Milowym krokiem zbliża się ta magicznie niepowtarzalna Noc Sylwestrowa. Noc skłaniająca do spojrzenia wstecz i rozrachunku z tym co było-minęło oraz nieodparcie nakazująca spojrzeć przed siebie – w rok i lata, jakie przyjść mają.

Ten rozrachunek z roczną przeszłością nie dla wszystkich wypadnie w tonacji jasnej. Nie brak przecież tych, komu tak śmiało kreślone plany spaliły na panewce, tych, kto mimo upływu czasu, co niczym rzeka Heraklita, nie może się wciąż pogodzić z utratą ukochanej osoby: odeszłej w zaświaty albo do innej, gdy wyznawana na ślubnym kobiercu miłość pękła niczym bańka mydlana. Kto wszak ma horyzont myśli nieco szerszy, a też widzieć potrafi cokolwiek dalej niż czubek własnego nosa, mimowolnie się zatroska z pewnością losem planety Ziemi. I losem ludzi tu mieszkających, którzy jakże bezmyślnie wiodą Ją – zdawałoby się – ku nieuchronnej zagładzie: poprzez bratobójcze wojny, czerpanie z zasobów wody, wnętrz i powietrza tak bezmyślnie, jak tylko barbarzyńcy czynić potrafią. Choć upust tej troski o świat cały wypadnie mądrze dozować, gdyż inaczej chęć do życia w ogóle sczeznąć może.

Znacznie więcej pożywki udzieli nam natomiast perspektywa przyszłościowa, moszczona nowymi planami, ideami, nadzieją wreszcie nie zawsze przecież matką głupich będącą. Oczywiście, najłatwiej z tym pójdzie optymistom, gorzej – realistom, a już zupełnie tęgo – pesymistom. Pociesze dla zgoła wszystkich poddanych czasu niech towarzyszy nieuchronna świadomość, że każdy z osobna i społem... będziemy bogatsi. O rok kolejny we własnych życiorysach. Choć, jeśli przeżyty pełnią sekund, godzin, dni i miesięcy, na pewno brzemienny w satysfakcję.

Tak, tak, kochani nasi Czytelnicy: Anno Domini 2007 bezpowrotnie się kończy, przekazując berło swemu następcy. Zabujajmy więc zgodnie w obłokach marzeń. A gdy wylądujemy na ziemi (oby bezboleśnie!), niech te w każdym calu z pomocą naszą i Boską się spełniają. W stopniu okazałym na tyle, by w końcu grudnia-2008 moglibyśmy wcale nie na wyrost zaśpiewać Sewerynowi Krajewskiemu do wtóru: „To był rok, dobry rok, z żalem dziś żegnam go”...

Wszelkich darów losu zatem!..

 

Henryk Mażul

Po staremu sylwestrowo

Rok jak wół stąpa ociężale

w zaprzęgu grudnia drabiniastym,

wioząc marzenia lotne, ale

spełniane ledwie jedno na sto.

 

Wreszcie przystanął. Liczy chwile,

przeczucie mając, że jest dłużny,

choć nie pojmuje: komu ile

i czy to z pensji, czy z jałmużny?

 

Stroi więc biedak słodkie minki

wypisz-wymaluj jak człowiecze,

i się zaleca do choinki

aż ta zapłonie pąsem świeczek.

 

Gdy wosk zapachnie, naszych życzeń

niech wdzieją kożuch słowa-karły,

by nie wystygły w mroźny styczeń

jak pocałunki na umarłych.

 

Łza w oku. Serce się rozckliwia

i tak się jakoś mam w potrzebie

z cherubinami wśród igliwia

poczuć się raptem w siódmym niebie.

 

Próżne marzenie. Sprawka diabla,

bym nadal świadczył na padole,

jak Kain krwią bliźnich się zaabla,

spełniając możnych świata wolę.

 

Stąd niech miarkuje się nadzieja

z szulerem losem zagrać łasa,

gdyż rękaw zbytnią dziurą zieje,

niezdolny ukryć nagość asa.

 

Niebawem północ. Już szampanów

gotowa huknąć salwa zgodna,

dla biednych dając znak i panów,

by doli puchar spili do dna...

 

...................................................

...................................................

 

W czas się ocknąłem. Lepię śpiesznie

z kolejnym rokiem kształt podkowy -

tak wprawnie niczym ślepiec we śnie -

rady, że przejrzał ten wiersz nowy.

Wstecz