Niepoprawny Istnieniowiec czyli Bolesław Leśmian

22 stycznia br. minęło 130 lat od dnia urodzin Bolesława Leśmiana (1877–1937), jednego z najbardziej oryginalnych poetów polskich, nie omylimy się zbytnio sądząc, że także światowych. Piotr Łopuszański, autor biograficznej monografii o Leśmianie, ustalił, że najbardziej wiarygodny jako rok urodzin poety jest właśnie 1877, nie zaś 1878 czy nawet 1879, jak można spotkać we wcześniejszych kompendiach.

Nie po raz pierwszy się zdarza, że nie rozpieszczany za życia sławą artysta święci triumfy daleko po swoim odejściu w zaświaty. Przypadający na dwie epoki literackie dorobek poety nie był domeną ni jednej, ni drugiej. Leśmian, bez wątpienia, mógł być jednym z najgłębszych symbolistów Młodej Polski, jednakże późny start nie pozwolił mu stać się prawodawcą nowych wówczas nurtów poetyckich. Mógł być najwybitniejszym poetą dwudziestolecia, gdyby nie fakt, że wydana w 1920 r. Łąka na tle ówczesnej fascynacji nowoczesnością wydawała się tak anachroniczna, iż można przypuszczać, że krytyka literacka zlekceważyła Leśmiana już za sam wybór zbyt tradycyjnych tematów, nie wnikając raczej w osobliwości ich rozwijania.

Leśmian był zawsze po głowę zapodziany w przyrodzie. Uwielbiał ją nie tylko jako topos literacki, uwielbiał ją „samą w sobie”, kochał autentyczną miłością, uczucie zaś ubarwiało, uniezwyklało, „przebóstwiało” jego strofy. Bardzo dużo czasu spędzał zazwyczaj na łonie natury, obserwując wschody i zachody słońca, wsłuchując się w ranne, południowe czy wieczorne odgłosy sadu, łąki, lasu, świergoty ptasie, szmery owadzie itp.

Może to też tradycjonalizm, ale kiedy mamy do czynienia ze sprawcą czegoś nadzwyczajnego, nie umiemy oprzeć się pokusie, by nie zapytać: „co zacz, kto go rodzi”.

Bolesław Leśmian urodził się w Warszawie jako syn Józefa Lesmana i Emmy z Sunderlandów, którzy stanowili rodzinę inteligencką pochodzenia żydowskiego. Ojciec pracował jako wyższy urzędnik kolejowy, rodzina matki zasłynęła z wytwórni fajansów w Iłży (miejscowość w Radomskiem, która niezwykle zaważyła na osobistych losach poety).

W związku ze służbowym przeniesieniem się ojca do Kijowa w latach 1886-1896 uczęszcza Leśmian do tutejszego gimnazjum klasycznego, następnie zaś, w l. 1896–1901, studiuje prawo na Uniwersytecie Św. Włodzimierza, którego studentem nieco później będzie także Jarosław Iwaszkiewicz.

We wczesnym dzieciństwie utracił Leśmian matkę, w 1912 r. – także ojca. Przyszło mu także pożegnać rodzeństwo (w 1906- brata Kazimierza, w 1921 – siostrę Aleksandrę). Nawet nie będąc zwolennikiem metody biograficznej nie można nie kojarzyć niektórych tekstów poetyckich z tymi konkretnymi „odejściami”.

Ukraina okazała się dla Leśmiana ważna nie tylko ze względu na zdobyty fach, ile ze względu na „niepojętość zieloności”. Sam poeta, który był także świetnym gawędziarzem, eseistą, wspominał o swoim zauroczeniu przyrodą ukraińską: Ta niepojętość zieloności to Ukraina, gdzie się wychowałem (...) Humańszczyzna i Białocerkiewszczyzna, Zofiówka i Szamrajówka. Były tam lasy Branickich, ach, drogi panie, co za lasy. (...) Dziwni byli ludzie na tej Ukrainie, równie dziwni jak i zieleń tamtejsza.

Biorąc pod uwagę wynurzenia samego poety, jak też osobliwości kreowania pejzażu w jego liryce, Jacek Trznadel, jeden z najlepszych znawców twórczości Leśmiana, zalicza go do tzw. „szkoły ukraińskiej” w literaturze polskiej, którą stanowili, bez wątpienia, romantycy (Juliusz Słowacki, Antoni Malczewski, Seweryn Goszczyński, Bohdan Zaleski), zaś w wieku XX głównie Leśmian oraz Jarosław Iwaszkiewicz.

W kontekście prezentowania bohaterów, jakimi jest zaludniona poezja Leśmiana, zwraca na siebie uwagę zdanie o „dziwnych ludziach”. Bardzo możliwe, iż jakieś fluidy od nich pochodzące wcieliły się też częściowo w Leśmianowskich „srebroniów” i „znikomków”, „dusiołków” i „kocmołuchów” oraz innych poetyckich „cudaków”.

Przedtem, niż takowych stworzy, Leśmian musi zaliczyć skromny debiut prasowy (w 1895 r. wiersz w Wędrowcu).

W 1901 r. wraca do Warszawy, gdzie współpracuje, m. in., z Chimerą Zenona Przesmyckiego (Miriama), w 1903 – wyjeżdża w podróż artystyczną po Niemczech i Francji, zostając w ostatniej do 1906 r. Pobyt w Paryżu zaważył także na życiu osobistym poety: żeni się z poznaną tutaj (dzięki wcześniejszej swojej sympatii, kuzynce Celinie Sunderland) malarką Zofią Chylińską, później matką dwóch jego córek, Marii Ludwiki i Wandy. Wróci do Francji jeszcze parokrotnie, żeby kontemplować wspomnienia młodości oraz pejzaże szczególnie bliskiej mu Prowansji. Miłe przeżycia, wrażenia, czy to w kraju, czy za granicą były, niestety, zakłócane przez częsty brak pieniędzy.

I wojnę światową spędza w Warszawie i Łodzi, gdzie jest kierownikiem literackim Teatru Miejskiego.

W 1917, spędzając wakacje u swoich krewnych Sunderlandów w Iłży, poznaje Dorę Lebenthal, największą miłość swojego życia, adresatkę większości wierszy miłosnych Leśmiana, a zwłaszcza cyklu W malinowym chruśniaku.

Od 1918 r. zanosi się na stabilizację sytuacji materialnej poety: jest zatrudniony jako notariusz w Hrubieszowie. W latach 1922-1935 podobne funkcje pełni w Zamościu, może sobie pozwolić na dalsze wyjazdy, m. in., do Monte Carlo.

Życie nie szczędzi jednak cierpień poecie. W 1926 r. okazuje się, że jest chory na gruźlicę (zmora niejednego ówczesnego artysty, że przypomnijmy Jerzego Lieberta, Zbigniewa Uniłowskiego, Karola Szymanowskiego i in.). W 1929 r. wpada w tarapaty finansowe, spowodowane przez nieuczciwego współpracownika, które udaje się złagodzić dzięki życzliwości przyjaciół, m. in., Dory Lebenthal.

Nie tylko przyjemności wiązały się z odwzajemnioną miłością do Dory. Długie lata Leśmian musiał lawirować między żoną a kochanką, podróżować między Zamościem a Warszawą, w której mieszkała Dora, zaniedbywać pracę i rodzinę, co także nie mogło się nie odbić na zdrowiu, nastrojach niezwykle przecież wrażliwego człowieka.

W 1933 r. wybrano Leśmiana do wówczas powstałej Polskiej Akademii Literatury. W 1935 r. przenosi się do Warszawy, zamieszkuje przy Marszałkowskiej 17, sporo jednak czasu spędza w mieszkaniu Dory. Nie są to nadal lata stabilizacji. Stale boryka się z kłopotami finansowymi, zabiega o przyszłość córek, obijają mu się nieraz o uszy docinki antysemickie. Umiera na serce 7 listopada 1937 r. w Warszawie. Jest pochowany na Powązkach.

Spuścizna poetycka Leśmiana nie jest imponująca ilościowo, jest jednak olśniewająca artystycznie. Jego osobne miejsce w poezji polskiej jest porównywalne z odrębnością Brunona Schulza w prozie polskiej. Leśmian i Schulz mają, zresztą, wiele wspólnego, jeżeli chodzi o typ osobowości twórczej, o typ wrażliwości estetycznej, o kreowanie osobliwego świata i języka poetyckiego.

Już debiutancki Sad rozstajny (1912) odsłonił pewną perspektywę, która otworzy się szerzej w dojrzałej twórczości autora. Pisząc o danym tomiku J. Trznadel odnotował „programowe odwrócenie się od historycznie określonej współczesności”.

Rzeczywiście, wnikliwi czytelnicy Leśmiana wiedzą, że tło jego utworów stanowi najczęściej bliżej nieokreślony, niezidentyfikowany historycznie i geograficznie pejzaż. Mówiąc prościej: nie wiemy, gdzie i kiedy rozgrywa się „akcja” czy jakaś sytuacja, zarysowana w wierszu. Konkrety nie są tu, zresztą, istotne. Poeta nie omieszka jednak poinformować, iż rzecz dzieje się najczęściej w przestrzeni otwartej, takiej jak „pole”, „las”, „sad”, „łąka” albo nawet po prostu „zieleń”.

Już w debiutanckim tomiku zwraca na siebie uwagę minipoemat Zielona Godzina, w którym jest wyeksponowane pragnienie jakiegoś niesamowicie ścisłego zespolenia się z lasem, jest to coś w rodzaju zakochania się w naturze aż do możliwości zatracenia siebie:

Oddam lasom – co leśne, choćbym zginął sam!...

To zdumiewające pragnienie zrealizuje się dosłownie w Topielcu z tomiku Łąka, w którym to wierszu bohater tytułowy:

(...) Przewędrował świat cały z obłoków w obłoki,

Aż nagle w niecierpliwej zapragnął żałobie

Zwiedzić duchem na przełaj zieleń samą w sobie.

Pasja najprzenikliwszego zwiedzenia zieleni skończyła się, jak wiadomo, utonięciem w niej:

Że leży oto martwy w stu wiosen bezdeni,

Cienisty, jak bór w borze – topielec zieleni.

W zbiorku Sad rozstajny zarysowują się ponadto inne, istotne dla późniejszej twórczości poety motywy. Są tutaj wiersze–preludia, stanowiące zapowiedź tematyki miłosnej, takie, jak Usta i oczy albo niezwykle subtelny, liryczno-filozoficzny wiersz Gdybym spotkał ciebie...

Gdybym spotkał ciebie znowu pierwszy raz,

Ale w innym sadzie, w innym lesie –

Może by inaczej zaszumiał nam las,

Wydłużony mgłami na bezkresie...

 

Może innych kwiatów wśród zieleni bruzd

Jęłyby się dłonie, dreszczem czynne –

Może by upadły z niedomyślnych ust

Jakieś inne słowa – jakieś inne...

 

Może by i słońce zniewoliło nas

Do spłonięcia duchem w róż kaskadzie,

Gdybym spotkał ciebie znowu pierwszy raz,

Ale w innym lesie, w innym sadzie...

W nazwanym tomiku jest także cykl wierszy Oddaleńcy, wprowadzający typowego także dla późniejszej liryki Leśmiana bliżej nieokreślonego bohatera, który bywa postrzegany nieraz przez ogół jako odmieniec, szaleniec, nadwrażliwiec czy wręcz nieudacznik. Tymczasem to właśnie on jest przepełniony duchowością, właśnie on głębiej odczuwa istnienie, właśnie on nie godzi się z rutyną stabilnego mieszczańskiego świata. Dzięki swej wybujałej wyobraźni i przenikliwej intuicji bohater ów potrafi widzieć i przeczuwać światy, zasłonięte najczęściej przed zwykłym śmiertelnikiem. On, niczym bratki z późniejszego Odjazdu, jest zdolny się „wpatrzeć w świat i dalej”. Ta arcyzdolność podmiotu i bohatera Leśmiana dała badaczom podstawę doszukiwać się w jego poezji pogłosów filozofii Henryka Bergsona, który oddawał pierwszeństwo poznaniu intuicyjnemu.

Stąd niedaleka już droga do uczuć metafizycznych, do widzenia zaświatów, do przeczuwania nadrzędnej siły sprawczej czyli Boga. Programowym wręcz tekstem staje się wiersz Metafizyka, która jest zdefiniowana następująco:

Kraina, gdzie żyć łatwiej i konać mniej trudno –

Gdzie wieczność już nie tajnie wystawa na straży

Trosk doczesnych – gdzie bardziej jest bosko, niż ludno –

I gdzie każdy za wszystkich nie cierpi – lecz marzy! (...)

Wchodząc w świat poetycki Leśmiana można dojść do wniosku, że artysta słowa bardzo często czy prawie zawsze przebywał w tej krainie czy przynajmniej stale do niej tęsknił i zmierzał, widząc więcej i głębiej od innych:

(...) Bywalec tych uroczysk, powabnych swym tronem,

Umie błysków najmniejszą wyśledzić nieznaczność,

I w szczelinie pomiędzy istnieniem a zgonem

Dojrzeć gwiazdę niezgorszą lub niezłą opatrzność...(...)

Do przekazywania powyższych subtelności najbardziej się nadawała poetyka symboliczna, z której Leśmian nie zrezygnuje także w dwudziestoleciu międzywojennym, kiedy zaczęto się raczej wycofywać, wyzwalać od naleciałości modernistycznych.

Do literatury dwudziestolecia wkracza Leśmian jako autor zbioru Łąka. Ani tytuł, ani zawartość arcydzielnego przecież tomiku nie wywołały wówczas należytego echa w krytyce literackiej, która była zajęta tropieniem nowości, którą interesowały wszelkiego rodzaju „awangardyzmy”, „futuryzmy” ewentualnie ich rozdźwięki z popularną wówczas poetyką skamandrycką. Dopiero dłuższa perspektywa czasowa pozwoliła przewartościować dokonania poetyckie XX–lecia i wówczas się okazało, że to właśnie przemilczany przez współczesnych autor Łąki jest największym poetą swojej epoki, mało, jednym z największych poetów polskich i światowych.

Nie po raz pierwszy się potwierdziło, że sam temat, jego nowość, egzotyczność jeszcze nie jest rękojmią sukcesu. W poezji Leśmiana nie było modnych wówczas „aeroplanów”, „kinematografów”, „samochodów”, „telefonów” czy innych rekwizytów ówczesnego skoku cywilizacyjnego. Wręcz odwrotnie, poeta opisywał to, co już daleko przed nim było przedmiotem poezji: opiewał głównie uroki natury. Bardzo możliwe, że już same tytuły odpychały nastawionego na „aeroplany” odbiorcę i zniechęcały do głębszej lektury. Bo i cóż tam niby nowego można znaleźć w wierszach, noszących, takie, na przykład, tytuły: Gwiazdy, Wieczór, W polu, Tęcza, Pierwszy deszcz, Wiosna, Pogoda, Mak, Wiśnia, Śnieg itp.

Obiekty opisu stare więc jak świat, ale jakże niespodziewanego blasku nabierają pod piórem Leśmiana, który patrzy na nie z miłością, bez dystansu i wyższości. Ogląda naturę jakby oczyma człowieka pierwotnego, który jeszcze w pełni nie oddzielił się od niej, który się jeszcze nie wyłonił z niej na dobre, który traktuje siebie jak integralną, ani wyższą, ani niższą cząstkę przyrody. Mniejsi bracia człowieka (zwierzęta, ptaki, owady, rośliny) są tu potraktowani iście po partnersku, wręcz po franciszkańsku. Bohater Leśmiana (tak samo, jak poeta) jest do tego stopnia zakochany w naturze, iż jemu nie wystarczą spacery w polu czy w lesie, przyglądanie się słońcu czy tęczy. Dąży on do najściślejszej „unii z naturą” (termin J. Trznadla), zaprasza on zwierzęta i rośliny w gościnę do siebie (Koń, Łąka), zwracając się, na przykład, do konia:

(...) Koniu smutny aż do śmierci

Z białą pręgą lejc na szerci,

Zaprzyjaźnij się ze mną, jak to czynisz z wołem,

Wejdź do mojej chałupy, siądź razem za stołem.

 

Dam ci wody z mego dzbana,

Dam ci cukru, dam ci siana,

Dam bryłę szczerej soli, gleń świeżego chleba

I przez okno otwarte przychylę ci nieba.

 

Nie sęp oczu brwi sitowiem,

Powiem tobie, wszystko powiem!

A gdy noc już nastanie, pozamykam dźwierze

I wspólnie odmówimy wieczorne pacierze.

Do bardziej jeszcze zażyłej komitywy człowieka i natury dochodzi w tytułowym minipoemacie Łąka, w którym marzenie staje się jawą:

(...) Ani zmora z jeziora, ani sen skrzydlaty

Lecz Łąka nawiedziła wnętrze mojej chaty!

Trwała ze mną na tej ławie,

Rozmawiając głośno prawie –

Na ścianach moich – rosa, na podłodze – kwiaty...(...)

Zmysłowy opis niecodziennej schadzki niemal jednoznacznie sugeruje, że doszło tutaj do wzajemnej adoracji, do aktu miłosnego człowieka i łąki:

Przeto Bóg, co mnie stworzył, zbladł podziwem zdjęty,

Żem uszedł jego dłoniom w tych pokus odmęty!

W kształt mię ludzki rozżałobnił,

A jam znów się upodobnił

Kwiatom i wszelkim trawom i źdźbłom gorzkiej mięty. (...)

W liryce Leśmiana przyroda bardzo często sprzyja też schadzkom miłosnym dwojga zakochanych. Przypomnijmy sobie przepiękny wiersz W polu (Dwoje nas w ciszy polnego zakątka...), w którym zakochani odurzeni są nie tylko sobą, lecz także otaczającą ich przyrodą i, wzajemnie, przyroda jest odurzona obecnością pary kochanków:

(...) Do kwiatów przywrę rozpalone czoło,

Wsłucham się w bąki grające i brzmiki,

I będę patrzał, jak lepkie gwoździki

Wśród jaskrów lśniącą ociekają smołą.

 

I będę patrzał, jak maki i szczawie

Mdleją, ciał naszych odurzone wonią,

I będę wodził twoją białą dłonią,

Po wielkiej trawie, nie znanej nam trawie.

Podobna sytuacja jest charakterystyczna zwłaszcza dla cyklu wierszy W malinowym chruśniaku. Tytułowy chruśniak nie jest tu czymś zmyślonym. Rozciągał się on za ogrodem domu Sunderlandów w Iłży i był świadkiem niejednej randki Bolesława z Dorą. Do opisu gry miłosnej kochanków jest tu wprzęgnięty cały pejzaż dookolny, który jest kreowany uwzględniając wierność szczegółu („I stały się maliny narzędziem pieszczoty...”), jest przywoływany z drobiazgową niemal dokładnością:

Taka cisza w ogrodzie, że się jej nie oprze

Żaden szelest, co chętnie taje w niej i ginie.

Czerwieniata wiewiórka skacze po sośninie,

Żółty motyl się chwieje na złotawym koprze.

 

Z własnej woli, ze śpiewnym u celu łoskotem

Z jabłoni na murawę spada jabłko białe,

Łamiąc w drodze kolejno gałęzie spróchniałe,

Co w ślad za nim – spóźnione – opadają potem.

 

Chwytasz owoc, zanurzasz w nim zęby na zwiady

I podajesz mym ustom z miłosnym pośpiechem,

A ja gryzę i chłonę twoich zębów ślady,

Zębów, które niezwłocznie odsłaniasz ze śmiechem.

Zamiłowanie do konkretu, plastycznego opisu nawet tego, co nie istnieje, albo tego, co się zawdzięcza folklorowi, wyobraźni ludowej niezwykle się przydało Leśmianowi jako twórcy ballad. W zbiorku Łąka znalazły się, m. in., tak wyrafinowane okazy danego gatunku, jak Ballada dziadowska, Dusiołek, Świdryga i Midryga, Ballada bezludna i in.

Leśmianowska ballada otrzymała miano filozoficznej, gdyż przyświeca jej nieco inna intencja niż tradycyjnej balladzie Mickiewiczowskiej, w której, jak pamiętamy, zgodnie z mentalnością ludową, wszelkie zło winno być ukarane. W balladach Leśmiana także nie brakuje często zbrodni, śmierci, makabry, ale mówi się o tym z wielką dozą żartu, humoru, zaś bohaterowie tak lekko i zwinnie przekraczają granice świata i zaświatów, że nikomu nie przyjdzie do głowy wymierzenie im jakiejś kary. Gdy coś się nie udaje, gdy wysiłki idą na pozór na marne (na przykład, czyn dwunastu braci w Dziewczynie z Napoju cienistego), nie dzieje się nic tragicznego, nie odrzuca się potrzeby działania, dążenia, można najwyżej pofilozofować:

Takiż to świat! Niedobry świat! Czemuż innego nie ma świata?

Wiele wspólnego z balladami mają Pieśni kalekujące, które wzbogaciły i urozmaiciły galerię Leśmianowskich postaci, tych, rodem najczęściej z folkloru, z podania czy piosenki ludowej. Odmienność występujących tutaj bohaterów stanowi jakieś kalectwo, upośledzenie, doznanie krzywdy. Zewnętrzna szpetota, nieudolność, dziwactwo ukrywa jednak często wielką siłę ducha, wrażliwość i inne szlachetne cnoty, niezrozumiałe dla zmaterializowanego świata. Jak w baśni, bywają czasem zauważone i nagrodzone; jeżeli nie w życiu, to przynajmniej w poezji Leśmiana, jeżeli nie przez ludzi, to przez najwyższą siłę sprawczą, przez Boga.

Niezwykle wymowna jest pod tym względem pieśń–ballada Żołnierz:

Wrócił żołnierz na wiosnę z wojennej wyprawy,

Ale bardzo niemrawy i bardzo koślawy.

 

Kula go tak schłostała po nogach i bokach,

Że nie mógł iść inaczej, jak tylko w poskokach.

 

Stał się smutku wesołkiem, skoczkiem swej niedoli,

Śmieszył ludzi tym bólem, co tak skacząc, boli.

 

Śmieszył skargi hołubcem i żalu wyrwasem

I żmudnego cierpienia nagłym wywijasem. (...)

Jako niezdolny do pracy został po trzykroć odrzucony: przez domowników, przez „kuma, co w kościele dzwonił”, nawet przez kochankę. Tradycyjnym zwyczajem szuka więc ratunku i zrozumienia, kierując oczy i serce do przydrożnego świątka:

Więc poszedł do figury, co stała przy drodze:

„Chryste, na wskroś sosnowy, a zamyśl się srodze!

Nie wiem, czyja cię ręka ciosała wyśmiewna,

Lecz to wiem, że skąpiła urody i drewna.

 

Masz kalekie ramiona i kalekie nogi,

Pewno skaczesz, miast chodzić, unikając drogi?

 

Taki z ciebie chudzina, takie nic z obłoków,

Że mi będziesz dobranym towarzyszem skoków”.(...)

 

Chrystus, mający tak wiele wspólnego z kaleką, nie odtrącił, oczywiście, żołnierza:

I wzięli się za ręce i poszli niezwłocznie,

Wadząc nogą o nogę śmiesznie i poskocznie.

 

I szli godzin wieczystych nie wiadomo ile,

Gdzież bo owe zegary, co wybrzmią te chwile?

 

Mijały dnie i noce, którym mijać chce się,

I mijało bezpole, bezkrzewie, bezlesie.

 

I nastała wichura i ciemność bez końca

I straszna nieobecność wszelakiego słońca.

 

Kto tam z nocy na północ w burzę i zawieję

Tak bardzo człowieczeje i tak bożyścieje?

 

To dwa boże kulawce, dwa rzewne cudaki

Kuleją byle jako w świat nie byle jaki!

 

Jeden idzie w weselu, drugi w bezżałobie,

A obydwaj nawzajem zakochani w sobie.

 

Kulał Bóg, kulał człowiek, a żaden – za mało,

Nikt się nigdy nie dowie, co w nich tak kulało?

 

Skakali jako trzeba i jako nie trzeba,

Aż wreszcie doskoczyli do samego nieba!

Nie wszystkie utwory Leśmiana mają tak radosną, optymistyczną puentę. Zanim wspomnimy o innych motywach poetyckich, przyjrzyjmy się osobliwościom słownictwa we fragmentarycznie cytowanym Żołnierzu. Do podniesienia nastroju, jak też efektów humorystycznych w niniejszym tekście, jak w wielu, zresztą, innych wierszach Leśmiana, niezwykle przyczyniły się neologizmy (poskocznie, bezpole, bezkrzewie, bezlesie, bezżałoba, człowieczeje, bożyścieje i in.). Jeżeli o nie chodzi, Leśmian był, bez wątpienia, najbardziej hojnym i pomysłowym wśród poetów polskich słowotwórcą. Jeżeli ktoś się do niego pod tym względem zbliżał, to może autor Słopiewni – Julian Tuwim.

Nie wyczerpując omówienia Łąki, co jest, zresztą, zadaniem nie do wykonania, przypomnijmy, że w latach 30. ukazały się dwa kolejne tomiki poetyckie Leśmiana: Napój cienisty oraz Dziejba leśna (pośmiertnie). Różni je od Łąki przede wszystkim zmiana tonacji. Wycisza się radość, narasta niepokój, co było charakterystyczne dla całej literatury polskiej lat trzydziestych. Leśmian nie przejmował się zbytnio wielką polityką. Cień na jego poezję rzucają raczej jakieś sprawy prywatne, osobiste, o których wspominaliśmy na wstępie.

Nasila się, m. in., fascynacja śmiercią, czego nie brakowało także we wcześniejszej poezji Leśmiana. Jednak inaczej pisze się o śmierci, póki mówi się o niej jako o czymś odległym, abstrakcyjnym, inaczej, kiedy się doświadczy odchodzenia w zaświaty ludzi bliskich bądź uświadomi się własną podatność na choroby i bóle.

Nadal aktualny jest motyw miłości, romansu, ale wiąże się on często z motywem przemijania, śmierci, rozkładem ciała (Sen, Pierwsza schadzka, która jest schadzką... za grobem!). W ogóle poetę coraz częściej interesuje metafizyka, to, co się dzieje za świata rubieżą. Zdarzają się wiersze, w których dominuje nuta rezygnacji, pogodzenia się z nietrwałością żywota ludzkiego:

Już czas ukochać w sadzie pustkowie bezdomne,

Ptaki niebem schorzałe i drzewa ułomne

I płot, co tyle desek w złe stracił godziny,

Że na trawę cień rzuca przejrzystej drabiny.

 

Już czas ukochać wieczór z tamtej strony rzeki,

I zmarłego sąsiada ogród niedaleki,

I ciemność, co, nim duszę sny do snu uprzątną,

Żywi nas po kryjomu dobrocią pokątną.(...)

Myśl o znikomości wszystkiego i wszystkich jest nieraz tak silna, że ogarnia nawet plastycznie kreowane dotąd zaświaty, wkrada się dość rozpowszechniona ludzka wątpliwość:

Boże, pełen w niebie chwały,

A na krzyżu – pomarniały –

Gdzieś się skrywał i gdzieś bywał,

Żem Cię nigdy nie widywał?

 

Wiem, że w moich klęsk czeluści

Moc mnie Twoja nie opuści!

Czyli razem trwamy dzielnie,

Czy też każdy z nas oddzielnie.

 

Mów, co czynisz w tej godzinie,

Kiedy dusza moja ginie?

Czy łzę ronisz potajemną,

Czy też giniesz razem ze mną?

Poza tym w dwu ostatnich tomikach nadal obecne są motywy piękna natury, nadal ulubionym gatunkiem literackim pozostają ballady, w dodatku są tak świetne, jak wspominana już baśniowo–filozoficzna Dziewczyna. Nie zanika skłonność do kreowania bohaterów, wywodzących się ze skarbca twórczości ludowej (cykl Postacie w Napoju cienistym i in. wiersze). Coraz więcej fantazji wkłada teraz Leśmian w ich tworzenie bądź wysnuwa niektórych głównie z własnej wyobraźni, tworząc neologizmy osobowe (Śnigrobek, Znikomek i in.). Ma z nimi wiele wspólnego. Srebroń jest, na przykład, określony jako niepoprawny Istnieniowiec! /Poeta! – Znawca mgły i wina.

Takim właśnie „niepoprawnym Istnieniowcem” przez całe życie był sam Leśmian i właśnie to zapewniło mu trwałe „istnienie” po życiu.

Halina Turkiewicz

Wstecz