Jego Wysokość SŁOWO

Imiona z rodowodem i z kwiatkiem

Dziś będzie o słowach, z którymi, jak pamięć nasza sięga, jesteśmy zżyci, zaprzyjaźnieni bardziej niż z innymi. Są to nasze własne i naszych najbliższych imiona. Jaki jest ich rodowód, ich dzieje, co znaczą, skąd pochodzą?

Od zamierzchłych czasów przywiązywano do imion ogromną wagę. Starożytni Egipcjanie otaczali je szczególną czcią, wierząc w magię pierwotnego słowa. Troszczyli się, by z tablic nadgrobnych nie starło się imię zmarłego, bo gdy się zrywała więź między imieniem i duszą człowieka, tracił on nadzieję na nieśmiertelność.

Z pewnością niejednemu z nas zdarzyło się słyszeć narzekania na rozpowszechniający się zwyczaj na zagraniczne, rzadko spotykane imiona. „Czyż nie piękniejsze od wszelkich Anżelik, Andżelik są imiona polskie, takie jak Aniela, Katarzyna, Zofia, Maria, Anna, Jan, Mateusz, Jakub czy Tomasz, a zwłaszcza tak bliskie naszemu sercu ich spieszczenia: Kasia, Zosia, Ania, Marysia, Janek, Maciek, Kuba, Tomek?” – zapytują miłośnicy polskich imion. Otóż z tą polskością sprawa jest nieco skomplikowana. Wszystkie wymienione wyżej imiona mają niepolskie pochodzenie. Jednakże w ciągu wielu wieków, ulegając daleko idącemu przetworzeniu i spolszczeniu, tak się w naszej kulturze i historii zadomowiły, że od dawna zyskały nie tylko prawo obywatelstwa, lecz i prawo do tytułu polskich imion. Grecki Stephanos stał się za pośrednictwem łaciny polskim Stefanem lub rzadziej, za pośrednictwem czeskiego – Szczepanem. Czasem też tłumaczono obce imiona na polski, stąd: Feliks to Szczęsny, Ignacy – Żegota, Sylwester – Lasota, Laurenty, Laurencjisz – Wawrzyniec.

Jeśli chodzi o imiona najdawniejsze, rdzennie polskie, słowiańskie, szczęśliwie zachowały się tylko te z nich, które zostały zapisane. Większość, niestety, uległa zapomnieniu. Niezwykle cennym źródłem jest Bulla gnieźnieńska, którą w roku 1136 wystawił papież Innocenty II na prośbę arcybiskupa gnieźnieńskiego. Bulla napisana jest oczywiście po łacinie, jednak jest tam ponad 300 imion chłopów, którzy zamieszkiwali dobra arcybiskupa. Niektóre z nich dla dzisiejszego ucha brzmią dość egzotycznie: Białowąs, Sławosz, Rus, Pępk, Miłoch, Krak, Niegłos, Dobek, Targosz, Mieszek, Radzięta, Łowęta, Koniusz, Kobyłka, Zdziewuj, Wojan, Radost, Witosz, Gościwuj, Miłosz, Stoigniew. Bodaj jedynie Miłosz – i jako imię, i jako nazwisko – bohatersko oparł się dziewięciu wiekom.

Imiona słowiańskie często składają się z dwóch członów. Wyrażają one dumę i nadzieję rodziców na pomyślny los dziecka, życzenia powodzenia, bogactwa, urody, sławy, waleczności. Powtarzają się w nich cząstki lud, mir, mił, sław, mysł (Władysław, Stanisław, Kazimir, Kazimierz, Lubomir, Ludmiła, Lubomysł, Mieczysław, Ludomir, Bogumił).

Wraz z nastaniem chrześcijaństwa imiona rodzime zaczęły być stopniowo wypierane przez nowe, chrześcijańskie. Miały one pochodzenie greckie (Eustachy, Teodor, Agnieszka), łacińskie (Urban, Walenty, Łucja), hebrajskie (Jakub, Beniamin, Sara), germańskie (Konrad, Robert, Matylda), celtyckie (Gaweł, Kilian, Brygida).

Imiona te często pochodziły ze Starego (Dawid, Ewa, Adam, Daniel), a jeszcze częściej z Nowego Testamentu. Do dziś ogromną popularnością cieszą się imiona apostołów, ewangelistów Piotr, Paweł, Jan, Jakub, Mateusz, Szymon, Marek, Łukasz.

Innym, niezwykle bogatym źródłem są imiona świętych i męczenników za wiarę: (Aleksy, Grzegorz, Klemens, Cecylia, Urszula, Krystyna) oraz założycieli zakonów, opatów (Dominik, Franciszek, Klara, Róża, Bernard, Gertruda).

W XVI wieku, po soborze trydenckim biskupi zabronili nadawać imiona, które nie byłyby imionami świętych. Katolicy więc mogli wybierać je jedynie z kalendarza chrześcijańskiego. Na szczęście jednak były w nim niektóre imiona słowiańskie: Czesław, Kazimierz, Ludmiła, Stanisław, Wacław, Wojciech, Władysław. Jako słowiańskie nadawano też dawne imiona dwuczłonowe, związane z imieniem Boga: Bogumił, Bogusław, Bogdan. Tu pozwolę sobie na małą dygresję osobistą. Myślę czasem, że ksiądz z kościoła św. Rafała, który mnie chrzcił, był uczestnikiem tamtego soboru, bowiem to on, wbrew rodzicom zdecydował o moim imieniu. No i ominęło mnie piękne imię Liliana, jako że żadna święta ani błogosławiona nie patronowała mu z góry. Nawet się nie zgodził, by zostawić je jako drugie. Ksiądz dał mi inne, jeszcze piękniejsze, aż ze starożytnej Grecji pochodzące: Olimpia. W dniu, w którym się urodziłam, właśnie to imię widniało w kalendarzu. Niestety, z czasem i ono znikło z mego życiorysu. Ale to już całkiem inna historia.

Wszechwładna moda decyduje nie tylko o długości naszych spódnic czy kształcie noska i obcasa u buta, lecz także o imieniu. Jakież więc imiona podobały się Polakom na przestrzeni wieków?

W wieku XV najbardziej popularne były imiona: Mikołaj, Jan, Piotr, Małgorzata, Katarzyna, Dorota. W XVI: Jan, Mikołaj, Stanisław, Anna, Katarzyna, Elżbieta. W XVII: Jan, Andrzej, Wojciech, Katarzyna, Zofia, Marianna. W XVIII: Józef, Jan, Antoni, Marianna, Józefa, Rozalia. W XIX: Józef, Jan, Stanisław, Maria, Anna, Stanisława.

W XX wieku do nadal popularnych wyżej wymienionych imion męskich dołączają nowe imiona. W okresie dwudziestolecia międzywojennego są to Tadeusz i Jerzy. W latach 50. i 60. bezapelacyjnie królują: Andrzej, Krzysztof, Marek, którym w następnych dwóch dziesięcioleciach na zmianę przychodzą Mateusz, Tomasz, Łukasz, Marcin, Kamil, Paweł. Lata 90. – to ogromny triumf Mateusza: w ciągu 9 lat niezmiennie zajmuje pierwsze miejsce. W 2000 roku popularność zdobywają Jakub, Kacper (rzadziej Kasper), Michał.

Jeśli chodzi o imiona żeńskie, to w pierwszej połowie XX wieku na pierwszym miejscu jest imię Maria, które w średniowieczu, ze względu na wielki szacunek do Matki Boskiej, nie było nadawane. Podobnie zresztą dzieje się z imieniem Jezus w większości krajów, w tym również w Polsce. Niezwykle popularne są w tym okresie również imiona Marianna, Helena, Zofia, Janina, Krystyna. W latach 50. i 60. popularność zyskują również Teresa i Elżbieta, choć Maria nadal święci triumfy. Kolejne dziesięciolecia preferują Agnieszkę, Małgorzatę, Ewę, Annę, Magdę. Koniec wieku przynosi nam nowe modne imiona. W latach 90. na czoło wysuwają się: Paulina, Karolina, Aleksandra, Natalia, Klaudia, Weronika, Wiktoria, Julia.

Czy tak jest również na Wileńszczyźnie? Nie mam jakichś danych na ten temat. Z obserwacji wiem jednak, że wśród dzisiejszych pań w średnim wieku i tych nieco starszych, wiele jest Iren, Teres, Helen, Wand, Weronik i Leokadii. W innych częściach Polski jeśli już się Leokadia trafi, to można z dużym prawdopodobieństwem twierdzić, że rodzina pochodzi z Kresów. Pamiętam, że w mojej klasie były trzy Leokadie. Imię to ma greckie pochodzenie, znaczy: troszcząca się o lud. Nosiła je w III w. święta Leokadia, męczennica za wiarę chrześcijańską. Męska forma tego imienia – Leokadiusz – należy do rzadkości.

Wśród wielu czynników, które kształtują modę na te czy inne imiona, niewątpliwie jakąś rolę odgrywają filmy, a zwłaszcza seriale. Właśnie sensacyjnym filmom z dziejów Francji o królu i Angelice zawdzięczają swe imię liczne na Wileńszczyźnie Andżeliki, Anżeliki, Anżeły i Andżeły, które nie zawsze potrafią własne imię bezbłędnie napisać. A przecież mamy piękną polską formę – Aniela. Całe szczęście, że polskich Isaur jakoś się nie spotyka, choć na przykład w Rosji pojawiło się ich kilka tysięcy.

Wiele imion greckich do dziś się używa w Polsce. Wśród nich: Agata (dobra), Aleksander (odpierający wroga), Anatol (wschód słońca), Andrzej (męski), Teodor, Dorota (oba imiona znaczą: dar boży), Eugeniusz (szlachetnie urodzony), Eufemia (mająca dobrą sławę), Jerzy (rolnik, oracz), Grzegorz (czujny), Hilary (wesół), Katarzyna (czysta), Helena (pochodnia, jasność), Małgorzata (perła), Sebastian (wspaniały), Barbara (cudzoziemka), Filip (przyjaciel koni).

W kulturze polskiej trwałe miejsce zyskały też imiona wzięte z łaciny. Oto niektóre z nich. August (czcigodny, wspaniały), Kamil (pomocnik kapłana), Klara (czysta), Konstanty (stały), Cecylia (niewidoma), Celestyna (niebiańska), Klaudiusz (kulawy), Klaudia (niestety, też kulawa), Klemens (miłosierny), Feliks (szczęśliwy), Leon (lew), Marcin (groźny, wojowniczy), Maurycy (ciemny jak Maur), Maksymilian (największy), Paweł (mały), Piotr (skała, opoka), Renata (odrodzona), Sylwester i Sylwia (leśnik i leśna), Urszula (niedźwiedziczka), Wiktor i Wincenty (zwycięzca).

Wiele znanych w Polsce imion, zwłaszcza jeśli chodzi o te bardziej wojownicze, ma rodowód germański. Należą do nich: Zygmunt (zwycięzca), Robert (błyszczący sławą), Ryszard (mocny i potężny, śmiały wojownik), Matylda (dzielna w boju), Ludwik (sławny wojak), Henryk (potężny władca), Konrad (śmiała rada), Artur (orzeł boga Tora), Arnold (orla potęga), Alicja (szlachetna), Adela (szlachetne dziewczę).

Być może dla niektórych będzie zaskoczeniem wiadomość, że takie, zdawałoby się, polskie imiona jak: Adam, Bartłomiej, Beniamin, Daniel, Gabriel, Jakub, Janusz, Jan, Józef, Maciej, Michał, Mateusz, Rafał, Tadeusz, Tomasz, Anna, Aneta, Eleonora, Elżbieta, Ewa, Hanna, Halszka, Joanna, Marta, Maria, Salomea, Zuzanna mają rodowód hebrajski lub aramejski.

Te rodowody to jednak bardzo odległa historia. W Polsce Maria, Maryla, Marynia, Mania, Marysia od dawna jest powszechnie znanym i lubianym polskim imieniem, podobnie jak w Rosji Masza – rosyjskim.

Kończę tę rozmowę o imionach ze staropolskim czy też obcym rodowodem... imionami z kwiatkiem. Z maleńkiej, prześlicznie wydanej i wypieszczonej graficznie przez samego Franciszka Starowieyskiego książeczki Agnieszki Osieckiej „Imionnik z kwiatkiem” pozwolę sobie wybrać niektóre strofy, poświęcone poszczególnym imionom.

Obchodząca imieniny 19 stycznia Marta otrzymuje od poetki kwiat azalii i taki oto wierszyk:

Azalia to brzmi po francusku –

azalie, azalie, azalie,

pod Paryżem, w Walencji i w Busku –

to się śni, to się śni, to się śni...

 

Azalia, to walczyk paryski –

Azalie, azalie, azalie –

Zamknij oczy, zapomnij o wszystkim –

Raz dwa trzy, raz dwa trzy, raz dwa trzy...

 

Byłaś Martą, a jesteś azalią.

Azalie, azalie, azalie,

Jesteś niebem, Afryką, Australią –

Do re mi, do re mi, do re mi.

Dla lutowej solenizantki Agaty herbata z jaśminu:

Agata ma oczy podłużne,

a dłonie silne, chłopięce,

nie marzą jej się podróże,

ni bale w strojnej sukience.

 

Agata, gdy się zakocha,

To pójdzie tak jak na wojnę –

W ostatnich zgrzebnych pończochach,

Po straszne i po spokojne.

 

Z jaśminu wieniec uplecie,

Jaśminem ozdobi chatę...

Z jaśminu białość ma w lecie.

A w zimie chińską herbatę.

Kochajcie Agatę.

Bodaj najszczodrzej obdarowana została październikowa Jadwiga: żółtym płomieniem liści i przepięknym wierszem.

W żółtych płomieniach liści

Brzoza dopala się ślicznie.

Grudzień mi stuka za grudniem,

Styczeń mi stuka za styczniem (...)

Lecz nie rozczulaj się nad sercem,

Na cóż mi kwiaty, pomarańcze...

Ja jeszcze z wiosną się rozkręcę.

Ja jeszcze z wiosną się roztańczę.

 

I ty witałeś nieraz kogoś,

Za chmurą, za górą, za drogą,

I ty witałeś nieraz...

To tylko fragment wiersza. Pocieszam się jednak, że czytelnicy znają ten tekst, nieraz bowiem słyszeli nastrojową piosenkę „W żółtych płomieniach liści” w wykonaniu, niestety, już nieżyjącej Łucji Prus.

Andrzejowi, ale nie temu od jesiennych wróżb andrzejkowych, tylko solenizantowi majowemu, przypisany jest bez pięciolistny:

Przyniosłeś mi bez pięciolistny

W klapie od marynarki.

Świecił jak absurd czysty.

Jak order. Albo jak antyk.

 

Zakwitł zwyczajnie, jak wszyscy,

gdzieś na świętego Andrzeja...

Tylko od innych był tkliwszy.

Jak uśmiech. Albo nadzieja.

 

Bez pachniał bzem najczęściej

I przekwitł o swojej porze.

Zostało mi po nim szczęście

W liliowo bzowym kolorze.

W samo południe lata, w połowie lipca – czerwienią nam się maki. Dla kogo? Dla Bogdana.

Kwitnie mak

na znak,

że lato.

Idę z tobą w noc popielatą.

Słów mam brak,

bo tak

szczęśliwie

szepcą ptaki gadatliwe,

że to znów pogoda

i w zagrodach

kwitnie mak.

Lewkonię daje poetka Annie, Ani, Haneczce:

Bądź jak wilk leśny zwinna i harda,

bądź jak ślimak zamknięta na głupstwa,

i niech uśmiech, ten z Leonarda,

zdobi, Aniu, twe oczy i usta.

Z żalem muszę na tym poprzestać, bo zbytnio nam się ta rozmowa przedłuża. A tak bym chciała w imieniu poetki obdarzyć Sylwestra – jemiołą, która szczęście przynosi, Krystynę – tulipanem, Aleksandrę – orchideą, Helenę – peonią (po wileńsku piwonią), kwitnącą gałązką czereśni – Michała, Natalię – wrzosami, białym goździkiem – Jerzego, malwami – Wandę, floksami – Janusza, różami – Dorotę, nasturcjami – Marię, a krokusami Wiktora.

Można jednak temu zaradzić: sięgnijcie, proszę, po „Imionnik z kwiatkiem” Agnieszki Osieckiej.

Łucja Brzozowska

Wstecz