„My, Polacy, jesteśmy niezłomni...”

(A. Pomian-Pożerska)

Cmentarz Bernardyński na Zarzeczu w Wilnie kryje szczątki wielu zasłużonych wilnian. Tych z urodzenia i tych z wyboru. Pośród licznych zabytkowych grobów znalazła tu miejsce wiecznego odpoczynku również rodzina Pożerskich, zapisana do Ksiąg Szlacheckich Guberni Litewsko-Wileńskiej i od XVI wieku pieczętująca się herbem Pomian. Tuż za bramą cmentarną, po prawej stronie w alei, spoczywają obok siebie zawodowi wojskowi, ojciec i syn: pułkownik Władysław Pożerski (1852-1924) oraz wybitny artylerzysta Olgierd Pożerski (1880-1930), generał brygady, odznaczony w 1924 Krzyżem Virtuti Militari. Nieco dalej – groby dra medycyny Feliksa Pożerskiego (1803-1858), lekarza wojskowego w stopniu generała majora, członka i wiceprezesa Wileńskiego Towarzystwa Lekarskiego; jego dzieci i synowej Eleonory z Romaszewskich (1862-1924), organizatorki i nauczycielki tajnej polskiej szkółki nauczania w zaborze rosyjskim. Jej wnuczką jest poetka Alicja Pomian-Pożerska Matulewicz (06.04.1910 - 02.06.2003), c. Feliksa Saturnina (ur. 1887), którą zawierucha II wojny światowej rzuciła za ocean, ale która nigdy nie odcięła się od swojego polskiego pochodzenia i korzeni wileńskich. Świadoma tego, że właśnie babcia – patriotka, społeczniczka i krzewicielka polskości – miała największy wpływ na ukształtowanie jej osobowości. Jej pamięci poświęciła wiersz zatytułowany „Pierwsze wspomnienia”, a w nim ciepłe słowa: „Pamiętam pierwszą słodycz z babunią spotkania”.

Nazwisko Alicji Pomian-Pożerskiej, poetki, publicystki, społeczniczki, śpiewaczki i melo-recytatorki, choć rodem z Wilna, ani tym bardziej jej poezja, nie są bliżej znane czytelnikowi wileńskiemu, a przecież to nasza wspólna historia. W wyniku wojny rodzina rozproszyła się po świecie, a na Litwie, w tym - w Kownie, została jedynie litewska gałąź Pożerskisów. Utwory poetki, jak też jej artykuły, były drukowane w prasie emigracyjnej Ameryki, Niemiec, Anglii i Australii. Polska, jako PRL, drukować ich nie mogła (a były czynione starania), bo nie tylko Niemcy, ale też Rosja została w nich oskarżona za zbrodnie wojenne, a przede wszystkim za Katyń. Pomian-Pożerska miała do tego potrójne prawo: jako Polka, jako poetka niosąca prawdę i jako wdowa po podporuczniku Wojska Polskiego Konstantym Pietkiewiczu, poślubionym w 1939 w Wilnie, więzionym w Kozielsku, a zamordowanym w bestialski sposób w Katyniu. Po wojnie wystąpiła w tej sprawie jako świadek i skarżąca w sądzie z ramienia państwa amerykańskiego.

Niniejszy artykuł zatytułowałam na pierwszy rzut oka górnolotnie. Alicja Pomian-Pożerska na licznych spotkaniach twórczych i poetycko-muzycznych w swoim domu w San Francisco przy ul. 1442 Sanchez Street, gdzie nigdy nie milkły dźwięki fortepianu, lubiła powtarzać: „My, Polacy, jesteśmy niezłomni tym, że polskością potomni”. Potrafiła tego jednak dowieść wielokrotnie, w tym – poprzez swoją poezję i zawarte w niej treści, na przestrzeni swojego długiego, bogatego twórczo i duchowo życia, życia napiętnowanego zarówno osobistymi niepowodzeniami, jak i wymuszonym przebywaniem na obczyźnie oraz niezmierną tęsknotą za Wilnem tudzież spokojem rodzinnego dworku w podwileńskim Janowie, pamiętnym z czasów dzieciństwa.

Twórczość Pomian-Pożerskiej, po drugim mężu Matulewicz, i jej bogatą osobowość odkryłam jesienią 2006 roku przebywając w Kalifornii. Poetka już nie żyła, ale pamięć o niej przetrwała, dla przykładu w artykule „Alicja w Krainie Czarów” autorstwa Róży Nowotarskiej i w „Zapiskach znad Zatoki San Francisco”, które wyszły spod pióra Adama Lizakowskiego: „(...) Zostałem przedstawiony pani Alicji Matulewicz i jej mamie, (która bez najmniejszego wysiłku była w stanie w kilku słowach opowiedzieć o przedwojennej atmosferze literackiej w Wilnie). Pani Alicja-poetka – przebywa na emigracji z mamą od zakończenia II wojny światowej. Jej mąż zginął w Katyniu. (...) Poetka, bardzo energiczna kobieta, biorąca czynny udział w życiu parafii, jest lektorem kościelnym i czyta Pismo Święte naprawdę dobrze. Działa też w „Towarzystwie Literackim”, mającym swoją siedzibę w Domu Polskim. (...). Obie panie, mama i córka, są bardzo miłe i urocze, mają dużo do powiedzenia; wspaniałe, czarujące damy”.

Alicja spędziła dzieciństwo w Wilnie i jego okolicach, w otoczeniu ludzi interesujących się sztuką, literaturą i muzyką. Uczennica Wileńskiego Gimnazjum im. ks. Czartoryskich pobierała lekcje prywatne i kursy z zakresu baletu, śpiewu, gry na fortepianie oraz języków obcych. Jeszcze w szkole zaczęła pisać wiersze, stopniowo urastające do rangi tomiku. Studia w Instytucie Naukowo-Badawczym Europy Wschodniej (1938-1939) na Uniwersytecie Stefana Batorego przerwała jednak wojna. W drukarni wileńskiej bezpowrotnie zaginął złożony tam tomik poetycki zatytułowany „Tęczowe skrzydła”. Po uwięzieniu przez Rosjan męża, jako żona polskiego wojskowego, automatycznie znalazła się na liście osób „niewygodnych”. Dzięki pomocy zaprzyjaźnionego z rodziną muzyka i pianisty Jerzego Matulewicza wraz z matką Teresą z Nowickich przedostała się w charakterze emigrantki za granicę. Znalazła zatrudnienie jako administrator Amerykańskiego Czerwonego Krzyża w Furth (1944-1946) i działała na terenie Niemiec na rzecz swoich rodaków-kresowiaków. W „Marszu Kresowiaków”, swego czasu odręcznie przepisywanym przez żołnierzy w niewoli na kartkach, a nawet śpiewanym z refrenem: „Wrócimy znowu do Wilna i Lwowa...”, napisała:

Rzuceni na świata bezdroża,

Odarci z obietnic i snów,

Z nadzieją i wiarą uparcie

Czekamy na Wilno i Lwów.

 

Niech serca hartuje żołnierskie

Bezsilność miażdżąca i gniew

Niezłomne przysięgi żołnierskie

Ku niebu unosi nasz śpiew.

 

Wrócimy znowu do Wilna i Lwowa

Z przyczółków świata rozsianych

w morzu miast.

Po długim locie wrócimy na nowo

My – stare orły – do Orląt naszych

gniazd.

 

Niezwyciężony nasz wódz na północy

W pucharu zbroję zakuł serce swe,

Z kwatery Głównej Cmentarza na Rossie

Wytrwania hasła żołnierzom swoim śle.

Po zakończeniu wojny, na zaproszenie kierownictwa Amerykańskiego Czerwonego Krzyża, przeniosła się do Ameryki. W latach 1947-1973 była kierownikiem produkcji w Graphic Arts & Die-Cutting Division w Diamond National Corporation w San Francisco. Założyła (1950) i prowadziła stowarzyszenie „Stanica Kresowa”, mające na celu zbiórkę i przekaz funduszy celem wsparcia żołnierzy kresowych (głównie inwalidów) pozostałych po wojnie w Niemczech. Prowadziła na szeroką skalę organizowaną działalność patriotyczno-społeczną, była długoletnim członkiem Kółka Literacko-Dramatycznego, działającego przy Domu Polskim (zał. w 1926) w San Francisco, dbała o chorą matkę, pisała wiersze i zainicjowała rubrykę w lokalnej prasie pt. „Z teki wilnianki”. Ponadto zajmowała się sprawami organizacji koncertów poślubionego już na obczyźnie Jerzego Matulewicza, od którego „zaraziła się” muzyką Chopina, co pozostawiło niezatarty ślad w jej twórczości poetyckiej i prozatorskiej. Ukazała się nawet specjalna płyta z zapisem recytacji jej wierszy na tle muzyki wybitnego kompozytora. W patriotycznym wierszu „Chopiniana” akcentowała:

Zerwały się spod palców w wirze

Etiudy scherza i ballady.

Szły w marszach wielkich zmagań siły.

Krążyły w walcach wdzięczne pary.

Spod udeptanych siłą mogił

Wstawały wieszczów sny prorocze.

Lirnik andante grał na lirze,

Nokturn marząco mrużył oczy.

W splendorze ozdób i kontuszów,

Godności pełen, wdzięku, chwały,

Bijący w samo jądro duszy

Polonez zruszył się wspaniały (...).

W latach 1965 i 1975 światło dzienne ujrzały dwa okazałe tomy poezji: „Najlonowe skrzydła” oraz „Koncert e-moll”, wydane drukiem w Anglii. Pierwszy nakładem Oficyny Poetów i Malarzy, drugi – Veritas Foundation Publication Centre. Polski rząd w Londynie, wyróżniając działalność na polu społecznym i literackim, przyznał Alicji Pomian-Pożerskiej Złoty Krzyż Zasługi. Bynajmniej nie było to jedyne odznaczenie. Do końca swoich dni pisała wiersze, śpiewała i recytowała. Stanowiła rodzynek każdej imprezy polonijnej w Kalifornii, w której wzięła udział.

Tematyka jej wierszy była bardzo rozległa. Pisała o losie Polaków nie z własnej woli porozrzucanych po świecie, o tęsknocie i miłości do Ojczyzny, o powstaniach, wojnach i Katyniu, ale też o przyrodzie, poezji jako gatunku literackim, kobiecie i mężczyźnie, miłości, przyjaźni, erotyce, muzyce Chopina, krytycznym spojrzeniu na młode pokolenie, zabytkach i kolorycie Kalifornii, niepowtarzalnym pięknie Pacyfiku. Miała ciekawe spostrzeżenia w stosunku do najnowszych wydarzeń światowych swojej epoki i żywo reagowała na nie („Epoka i człowiek”, „Łajka”, „Olimpiada”). Sporo uwagi udzieliła „rozmowom z Bogiem” i charyzmatycznej osobowości Jana Pawła II (w zasadzie są to wiersze dotąd nie publikowane), dostrzegając jego pozytywny wpływ na młodzież.

Przyszły papież-Polak odwiedził w roku 1976 San Francisco jeszcze jako kardynał Karol Wojtyła. Na spotkaniu z Polonią osobiście rozmawiał z Pomian-Pożerską, która wręczyła mu na pamiątkę jeden ze swoich tomików. Natomiast wizyta papieża w roku 1987 w Kalifornii była pierwszą wizytą papieską w historii Watykanu. Na wspólnym ich zdjęciu (1976) poetka zanotowała, że była zaskoczona, iż pamiętał o niej rezydując w stolicy apostolskiej już jako Jan Paweł II. Fakt ten, niewątpliwie godny odnotowania w biogramie poetki, przemawia sam za siebie. Jej nazwisko znajdziemy w antologii polskiej poezji maryjnej pt. „Madonna poetów” (red. Z. Paszkowski), która ukazała się drukiem w Londynie w roku 1965, natomiast w roku 1974 doczekała się przekładu na język angielski.

Twórczość poetycka o tematyce wileńskiej najobszerniej została zaprezentowana w „Najlonowych skrzydłach” (Londyn, 1965). Poezje zilustrował ciekawymi drzeworytami Stefan Mrożewski. Z kolei Słowo wstępne napisał Leonidas Dudarew Ossetyński, między innymi konstatując: Pióro w rękach Polek-Kresowianek to narzędzie istotne, często i sprawne. (...) Autorka „Najlonowych skrzydeł”, tworząca na przełomie epok, nie pozwala pogrzebać bezpowrotnie ducha romantyzmu, którym była przesączona aż do ostatnich dni niepodległości Polski ziemia, z której pochodzi. (...) Jak słowiki zagnieżdżone w sercu Wilna, w ogrodzie popularnej i gwarnej kawiarni Czerwonego Sztralla, nie zmieniły pieśni i z nastaniem nocy napełniały najruchliwsze ulice miasta sielankowymi trelami, tak i poetka Kresów wydarta z ojcowizny, przeniesiona na drugą półkulę świata i oderwana od wszystkiego z czym wzrosła, nie może przestać być śpiewakiem swej ziemi ojczystej. Jak słusznie dostrzeżono, z teki wilnianki, niczym korki z butelek przedwojennego wileńskiego kwasu chlebowego, ale z siłą nie mniejszą od szampana, strzelały humoreski „przyprawione” gwarą wileńską: „Diabeł w Wilnie”, „Koński fason”, „Bestia z jajkiem”, „Wściekłe mydło”, „W obronie przykazań”, „Zaręczyny z wiedźmą”. W wyżej wymienionym tomie poezji znalazł się również „Jasio tancerz”:

Piszczą skrzypki, huczą basy,

Nie jedwabie i atlasy,

Ale lniane lśnią spódnice,

Jak na niebie błyskawice.

Karczmarz porwał grubą żonę,

Zasapaną i czerwoną,

Spojrzał dziarsko w lewo, w prawo

I do tańca ruszył żwawo.

Za nim inny się potyka,

Kuśtykając w krąg pomyka,

Tupie ostro o podłogę

Swą drewnianą, sztywną nogą.

(...)Ślepa kuma też na ławie

Siedzieć już nie mogła prawie,

Więc klaskała tylko w dłonie,

Gdy ktoś w tańcu mknął koło niej.

Zaś „Wstydliwy Jaś” z ochoty

Tarł czupryny bujne złoto

Myśląc: tego nikt nie widział,

Że się dziewcząt bardzo wstydził.

(...) Dziewki lekko i wesoło

Utworzyły duże koło,

Które chłopcy chcąc rozrywać

Wpierw zaczęli podskakiwać.

(...) „Jaś Wstydliwy” nie usiedział,

Jak to wyszło – sam nie wiedział,

I choć jeszcze w to nie wierzył

Wprost do ślicznej Zosi zmierzał.

Ta za matkę się schowała,

Najpierw siadła, potem wstała,

Ogromnego raka spiekła

I cofając się uciekła.

Jaś się oblał krwi purpurą.

Byłby skrył się w mysią dziurę.

Gdy znienacka młoda wdowa

Zagadnęła go w te słowa:

„Cóż będziemy stać przy ławie,

Wszak jesteśmy przy zabawie”.

Potem jęła oczy kosić,

Szepcąc: „... mnie wszak chciałeś prosić...”

Jaś nie zdążył wyrzec słowa,

Gdy stanęła już gotowa,

I nie wiedząc cudem jakim

Już przylgnęła doń serdakiem.

(...) W niego jakby szatan wskoczył.

Wpierw ramieniem ją otoczył

I przytupnął bez przechwały,

Że aż iskry poleciały.

(...) Naraz Jasio się zatrzymał,

Jakby tańca nie wytrzymał,

Jakby się tancerki lękał,

O coś prosił, do stóp klękał.

I z ramieniem podniesionym

Puścił wdową jak wrzecionem.

Wreszcie złapał zadyszaną

I… posadził na kolano!

Wdowa niby to nie rada,

Co się zerwie, znowu siada.

On trzymając ją wyłuszcza:

„Póki grają – cię nie puszczę”.

Na co huknął karczmarz śmiechem,

Aż poniosło długim echem –

„Hej! Kapelo! Graj do ucha!

Niechaj siedzi tak dziewucha!” (...)

Interesujące są również spostrzeżenia i uwagi poetki o, zdawałoby się na pierwszy rzut oka, prozaicznej pracy człowieka, w tym – na roli. Natomiast w „Strażniku Wilna” opisała przygodę, która się przydarzyła pewnemu dozorcy. Z lat młodości utkwił w jej pamięci fakt, że typ dozorcy wileńskiego, to „bezsprzecznie człowiek prawy”, „w odpowiedziach lakoniczny”, „patriota zawołany” i „filozof specyficzny”. Na podstawie przeczytanych wierszy Pomian-Pożerskiej wnioskuję, że tęskniąc za rodzinnym domem i dworkiem oraz spokojnym i dostatnim życiem, za starym ładem i porządkiem, nie mniej tęskniła za zróżnicowaną stylistycznie architekturą Wilna, za jego kolorytem, melanżem lokalnych tradycji, ale i swojską uchu miejscową gwarą, którą utrwaliła z myślą o przyszłych pokoleniach w wielu swoich wierszach.

(...) Szed ja – jak ten mówił – drogo

Z boleściomi, chtóre zmagał.

Nie zagabał ja nikogo –

Cości... ciałem kiepsko władał.

W ręcach trzymał receptura,

Ta – co doktor mnie odręcznie

Dał – żeb ja jej dobrze schował,

(Ale trzymał jej podręcznie...).

A lekarstwy, żeb przyjmował

Raz – „wewnętrznie”, raz „zewnętrznie”

Na odlewka... nie z kropelków,

Jak na wierzchu dwióch butelków

pan aptekarz nadrukował.

Ważność w tym – jak ja zrozumiał,

Żeb bez zmyłki móg dokazać:

Chtóra – z chtórej pić butelki,

Chtóro – z chtórej piersi mazać.

(...) Z tej, co niby – to „zewnętrznie”–

Ankoholem w nos mnie dało!..

A z tej drugiej – co „wewnętrznie”

Kreozotko zaśmierdziało...

(...) Kiedy wszystko ja zmiarkował

I sensownie, i praktycznie,

To butelki te – jak trzeba –

Poprzemieniał ja faktycznie:

Ta – co była z alkoholem –

Wraz na miejscy ja otworzył,

A ta druga – z szmarowaniem –

Do kieszeni w majtkach włożył.

(...) Jak zamyszlił – tak i zrobił...

A że miarko ja nie władał –

Tak butelka wprost do gemby

Raz-po-raz ja przykładał.

I co sami nie powiecie?

Tak przywyknął ja do jego,

Że żeb śledziem nie zakonsić –

To lekarstwo tak... niczego!

(...) I zdziwienia mam dla siebie,

Że ja w sobie jej zatrzymał

I że od jej ja nie umarł

I hadoctwa ta wytrzymał.

Taka była ta zdarzenia.

I żeb jutra tak nie dożył –

Jeślib nie tak rozpowiedział,

Albo cości żeb dołożył (...).

(z humoreski „Strażnik Wilna”)

W „Filarze grodu Giedymina” porównywała samą siebie do niezmiennego filara. O sobie pisała, że jest: Wrośnięta z ojczystą, siłą niepojętną / w tę losami zmienną grudkę ziemi świętą. Hołdem odrębności kresowej tradycji i artyzmu samorodnych wiejskich twórców, kresowej wsi z jej chłopskimi chatami i zagrodami oraz przydrożnymi kapliczkami, barwami i dźwiękami północnej ziemi Kresów, ale też swoistym finałem wzlotów kresowej duszy autorki jest niewątpliwie „Lniana symfonia”. Od dzieciństwa związana z podwileńską wsią, kochająca zwierzęta i ptaki, lubiąca podróżować w celu zgłębiania tajemnic przyrody, potrafiła dostrzec niezwykły urok świata, uchodzący przeciętnemu zabieganemu człowiekowi z pola widzenia. W wierszach poświęconych Litwie przewijają się pory dnia i roku, opisy poszczególnych, najbardziej charakterystycznych tym terenom drzew, kwitnące chabrami pola, wysokie lasy, rozległe łąki i bezbrzeżne łany zbóż.

Tak pachnie sianem...

Zda się, że ziemia zapachem dyszy,

A wóz w obłokach ze mną się kołysze

O sianokosach, w polu, nad ranem.

(„Po sianokosach”)

 

Niebo patrzy w dół bławatkiem

I podziwia razem ze mną

Łąki orgię traw przyziemnych

Z każdym w niej ukrytym kwiatkiem.

(„Ranek kresowy”)

 

Tyś wdziękiem niedorównana

Blado-srebrnolica,

Listkiem drobniutkim strojna

Gibka tanecznico.

(...) Wyrosła wiosennym szpalerem

Z tradycji pamiątki,

Wzdłuż ulic kresowego miasta

Na Zielone Świątki.

(„Brzoza”)

 

Zapowiedziało się cudem kwitnienia.

Zawiązało się brzęczeniem oblotów.

Wypełniło się sokami ziemi.

Stężało miąższem czasu.

(...) Zarumieniło się świadomością

dojrzewania.

Zżółkło zapowiedzią jesieni.

I oto dorobek lata –

Owoc z poezji kwiatu.

(„Jabłko”)

Śnieżyście, puszyście głęboko nawiało.

Srebrzyście, błękitnie, różowo i biało.

Na oko wysoko.

W oddali wzorzyście.

W szmaragdzie bezchmurnie.

W powietrzu przejrzyście.

Pod sosen koroną gram z mrozem

w „zielone”,

Przegrywam policzkom całusy czerwone.

I czerstwo na duszy, radośnie i biało,

Bo ziemi ugory znów śniegiem zawiało.

(„Przez śniegi”)

„Obraz niezatarty drogiej sercu Wileńszczyzny” jakby rywalizował z mozaikowym obrazem miasta oprawionego w ramę wzgórz, zmieniającego swoją szatę nie tylko w zależności od pór roku, ale i im właściwym dorocznym świętom, odwiecznym obyczajom i tradycjom. Nazwy wierszy i opowieści mówią same za siebie: „Boże Narodzenie w Wilnie”, „Palmy wileńskie”, „Niedziela Palmowa w Wilnie”, „Groby Pańskie w Wilnie”, „Kaziuk”, „Noc Świętojańska w Wilnie”, „Obchód Bożego Ciała w Wilnie”, „Kalwaria pod Wilnem”, „Kiermasz św. Piotra i Pawła w Wilnie”.

Rynek był to okazały;

W kilka rzędów wozy stały.

Tam z rąk wiejskiej gospodyni

Prosto ze wsi rzeką płynie:

Nabiał, ptactwo, jarzyn pęki,

Len w tkaninie barwny, cienki,

Recept stare pomnąc czasy,

Napęczniały zwój kiełbasy,

Szynki rzędem ułożone,

Na jałowcu uwędzone.

Świeże sery śmietankowe.

Mleko w dzbanach – wprost od krowy –

Masło w szmatki obwiązane

I bezcenna biel śmietany

W dużych faskach. A na stronie

Kosz poziomek ogniem płonie.

(...) ...Starsza dama

Czego szuka – nie wie sama.

Tego dotknie, tamto ruszy,

Ręką włazi wprost do duszy,

Wprost wyłazi ze swej skóry,

W całym – zda się – szuka dziury.

Kiwa głową, kręci nosem

I skrzypiącym mówi głosem:

„Coś za gęsta ta śmietana,

Pewno mąki domieszano...”

...................................................

„Moja pani nie obraża!

Może innym to się zdarza,

Że towary swe fałszujo –

Różnych świństwów dosypujo.

Ja – żeb z miejsca tak nie wstała –

Jeśli czego domieszała.

U mnie, mówia pani szczerze,

Co na wozie – wszystko świeże!

Niechaj słomko popróbuje

Ja nie z takich co fałszujo.”

................................................

Ta źdźbło słomy na wpół składa

I do ręki damy wkłada.

................................................

Ta zanurza je niechętnie

I odchodzi obojętnie.

................................................

A wieśniaczka nastroszona

Rzuca za nią obrażona:

„Musić z takich co próbujo

I niczego nie kupujo!”(...)

(fragment humoreski z użyciem

gwary wileńskiej pt. „Na wileńskim rynku”)

Strojne, bogate i piękne w prostocie było to nasze polskie Wilno – pisał L. Ossetyński – zamknięte w objęciach dwóch rzek, strzelające w niebo lasem kościelnych wież, tonące w zieleni kwitnących drzew i krzewów, poruszające się w przyszłość w upajającym polonezie dwóch dziesiątków lat wolności i promieniujące na całą Polskę wiedzą jednego z najstarszych uniwersytetów w Europie. Jednak Wilno dla poetki – to nie tylko architektura wtopiona w bujną zieleń, to również brutalne wspomnienia z czasów wojny, wspomnienia miasta rodzinnego „rozpaczliwie rozdzwonionego dzwonami wszystkich kościołów”. O tym wszystkim jakże dobitnie mówią: „Nalot”, „Ostatnie dni Polskiego Wilna”, „Tchórz”, „Wywożą”, „Serce Matki”. Kiedy po latach, na drugim krańcu świata, spotkała swego ziomka, również wyzutego z ojcowizny, w wierszu „To mój... nieznajomy” odkryła Czytelnikowi swoją prawdziwą duszę i najskrytsze marzenia:

Podaj mi ramię nieznany człowieku –

Ja po bezdrożach wspólnych naszych

wrażeń

Ciebie w odciętą przeszłość poprowadzę;

 

Ja Ci kasztanami aleje wysadzę

W po-bernardyńskim przytulnym ogrodzie,

Rojnym przywitam „Jerkiem” po

słońca zachodzie

I niech Ci towarzyszy w wieczornym

spacerze

Gong zegara z sędziwej, Katedralnej

wieży;

 

Ja Ci wrócę wileńskie, oszronione ranki

W przepychu biało puszystym uliczki–

wybranki

Odbitej w niezamarzłym Wilenki lazurze

U ujścia przy Trzykrzyskiej i

Zamkowej Górze.

 

(...) Ja Ci ułudę wczesnych lat powrócę,

Z igieł sosnowych w sasanki kobierce

rozrzucę

I znowu na Antokol, Belmont czy Ponary

Wymkniemy się, jak niegdyś, wiosną

na wagary. (...)

Alicja Pomian-Pożerska Matulewicz była członkiem Kongresu Polonii Amerykańskiej, członkiem Litographers and Photoengravers International Union oraz Towarzystwa Literackiego działającego w San Francisco. Została uhonorowana następującymi odznaczeniami: Złoty Krzyż Zasługi, Złoty Medal Związku Żołnierzy Kresowych (4-krotnie), Krzyż Pamiątkowy 5. Kresowej Dywizji Piechoty, Złoty Medal Skarbu Narodowego. Miała rzadkie i ciekawe hobby – ornitologię. A ściślej, leczyła chore ptaki. Z relacji znających ją osób wynika, że zainteresowanie pogłębiło się w sposób szczególny po przejściu na emeryturę. Wtedy często można było ją spotkać w uroczym parku Golden Gate. Umożliwiła powrót na łono przyrody setkom poszkodowanych ptaków. We wspomnieniu pośmiertnym pióra Waldemara Głodka, które się ukazało w niezależnym polonijnym miesięczniku społeczno-kulturalnym „Nasza Gazetka” (sierpień 2003), ukazującym się pod red. Gabriela Michty, czytamy: Kiedy przed kilku laty uroczyście obchodzono w Domu Polskim w San Francisco 90-te urodziny Alicji Pomian-Pożerskiej Matulewicz, spotkało się liczne grono przyjaciół i znajomych wybitnej Polki. Była nie tylko pisarką i poetką, ale również śpiewaczką i społeczniczką, wielką miłośniczką ptaków. Jej twórczość nasycona jest religijnością, patriotyzmem i umiłowaniem przyrody. Była Żołnierzem Honorowym Związku Żołnierzy Kresowych.

I chociaż w nekrologu znalazły się piękne na pozór słowa: „Możesz odejść na zawsze i być zawsze blisko...”, swego czasu piękna, energiczna, uczynna i twórcza kobieta, ostatni okres życia spędziła samotnie w przytułku dla starców w Brentwood. Została pochowana obok ukochanej matki na Cmentarzu św. Krzyża w Colma, która, jak życie dowiodło, była dla niej najwierniejszą przyjaciółką:

Tak dobrze, Matko, memu sercu z Tobą.

W dzieciństwa chwile.

I w rozkwicie ludzkiego trwania

krótkich dni.

I gdy się jesień toczy w życie.

I gdy dojrzeją nagle łzy.

I gdy znienacka grozi ciosem

Rozbrat z przychylnym, dotąd, losem.

I kiedy zmiażdży los żałobą –

Tak memu sercu dobrze z Tobą.

(poemat „Do Matki”)

Najbliższa rodzina Alicji Pomian-Pożerskiej wywodziła się ze wschodnich terenów dawnej Rzeczypospolitej, gdzie wzajemnie się uzupełniały i nawzajem przeplatały języki, kultury i religie, co niejednokrotnie podkreślała w swojej twórczości jako wartość pozytywną. Nic więc dziwnego w tym, że wiersze poetki są nacechowane ogromnym ładunkiem historyczno-patriotycznym, a jednocześnie przemawia w nich racjonalizm. Wyróżniki jej twórczości – autentyzm i autobiografizm, wyraźnie zaakcentowane folklor i dialekt kresowy, pejzaż zakordonowy, typy kresowian oraz mocno przemawiające z wersów pamięć i nostalgia – mówią o literackiej przynależności poetki wywodzącej się z Polaków litewskich do tzw. szkoły wileńsko-litewskiej. Mityzacja Kresów stanowi składnik wielkiego mitu jagiellońskiego, którego geneza tkwiła w nienormalnych warunkach życia narodu polskiego w dobie rozbiorowej, pozbawionego państwa, lecz nie uległego. Literacki mit kresowy powstał więc z konieczności samoobrony i z tęsknoty za światem bez przemocy, w którym różne narody mogłyby żyć w zgodzie. W ciągu stuleci spełniał funkcje poznawczą i perswazyjną, zaspokajał niepodległościowe nadzieje i pomagał trwać „narodowi kresowemu”. Był podnietą do czynów wyzwoleńczych i do codziennej pracy (...) – napisał Bolesław Hadaczek w „Przedmowie” do Antologii polskiej literatury kresowej XX wieku, Szczecin 1995, s. 12. Kilkadziesiąt wierszy Pomian-Pożerskiej zostało poświęconych właśnie tej tematyce. Nazwy niektórych mówią o wszystkim: „Marsz kresowiaków”, „Kresowianka”, „Ranek kresowy”, „Życzenia wilnianki”, „Piosenka tułacza”, „Marzenia o Wileńszczyźnie”, „Ziemia nie własna”, „Kędy Wilia płynie”, „Gawędy na obczyźnie”, „Cios w Ostrą Bramę”, „Apel przodków”.

Spuścizna literacka Alicji Pomian-Pożerskiej – to kilkaset wierszy w druku (ze znakomitą przedmową ich autorki o poezji w muzyce Chopina do tomu „Koncert e-moll”) i w rękopisach, pozwalających zakwalifikować poetkę do rzędu twórców polskiej literatury kresowej. Na uwagę zasługują również artykuły, eseje, nowele, humoreski i skecze (ponad 200), które ukazały się w prasie polonijnej: w „Polaku w Kalifornii” i „Kronice Zachodniej” (San Francisco), „Dzienniku Związkowym” (Chicago), „Lajkoniku” (Hollywood), „Nowym Świecie” (Nowy Jork), „Kwartalniku Kresowym” (Londyn), „Kuryerze Polskim” (Milwaukee) i in.

Powyżej omówione pozycje o tematyce wileńskiej nie wyczerpują ogółu zagadnienia i z pewnością sporo jest jeszcze w tym do odkrycia. Jest to bowiem temat-rzeka i wdzięczny materiał na szerszą pracę dla studentów, chociażby polonistyki Uniwersytetu Wileńskiego. Tomy poezji Alicji Pomian-Pożerskiej są w Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie. Kasety oraz CD z recytowanymi przez autorkę wierszami z podkładem muzycznym znajdziemy w zbiorach Instytutu im. F. Chopina w Warszawie. Informację o powiązaniach rodzinnych i wierszach dotąd nie publikowanych można uzyskać od autorki niniejszego opracowania.

Reasumując, chciałabym zaakcentować, że poezja wybitnej wilnianki Alicji Pomian-Pożerskiej Matulewicz powinna znaleźć swoje miejsce w opracowaniach i antologiach polskiej literatury kresowej. A w sumie, jej niezwykła osobowość – to piękna i godna postawa do naśladowania dla młodego pokolenia. Postawa świadcząca o tym, że nawet na obczyźnie człowiek nie tylko nie przestał kochać swojej pierwotnej Ojczyzny – Litwy, ale też rozsławiał jej piękno oraz niepowtarzalność, tym samym zachęcając do tego innych. Poetka zdała swój egzamin życia w stosunku do kraju młodości i lat dziecinnych. Moim zdaniem, była to dzielna próba pozostawienia na tym ogromnym i brutalnym świecie swojego małego, lecz niezatartego śladu. Śladu wiernej wilnianki.

Jeżeli kiedyś mnie wśród Was nie stanie,

Niechaj nade mną żaden z Was nie płacze.

Ja nie odeszłam, tylko naprzód

wyszłam

I śladem moim drogę dla Was znaczę.

(A. Pomian-Pożerska)

 

dr Liliana Narkowicz

Wilno-San Francisco

PS Autorka publikacji składa wyrazy wdzięczności za pomoc w dotarciu do źródeł Lilianie Osses Adams z Kalifornii.

Wstecz