Jego Wysokość SŁOWO

Szukamy zgody w związku zgody

Ludzkość zawsze czegoś szukała, szuka i szukać będzie. Najczęściej, acz nie zawsze z dobrym skutkiem – prawdy, sprawiedliwości. Wybitny pisarz francuski Marcel Proust szukał straconego czasu, a my, „ludzie skromni, ludzie prości, żadni nad-ludzie ni olbrzymy”, też ciągle szukamy. A to kluczy, które same się gdzieś zapodziewają, a to w lodówce oliwek, których nie kupiliśmy, a to dziury w całym, a to kandydata na męża (żonę jakoś łatwiej znaleźć), a to odpowiedniego słowa, zwłaszcza wtedy, kiedy ponoszą nas emocje. Przypomnijmy, jak często używamy lub słyszymy wyrażenia: Po prostu brak mi słów! No i na tych słowach, które sprawiają kłopot nie tylko dlatego, że ich brak, zatrzymajmy się nieco dłużej.

Pamiętamy ze szkoły, że język polski jest językiem fleksyjnym, to znaczy wyrazy odmieniają się przez liczby (dom – domy), osoby (pisał - pisała), przypadki (stół – stołowi). Jednakże wyrazów tych używamy w połączeniu z innymi. A więc mówimy, że dom się buduje, że jest duży, mały, piękny, ojcowski itd. Z kolei czasownik pisał wystąpi w połączeniu z wyrazami: uczeń, ładnie, wyraźnie, list, ćwiczenie itd.

Jednakże wiemy z doświadczenia, że nie wszystkie wyrazy dają się połączyć ze sobą. O ile takie grupy, jak błękitne niebo, śliczna dziewczyna, wartościowy człowiek (połączenie przymiotnika z rzeczownikiem), szybko biec, mówić głośno (połączenie czasownika z przysłówkiem) nie budzą w nas żadnych zastrzeżeń, to połączenie czasownika z przymiotnikiem jest absolutnie niemożliwe. I jeśli w tekście znajdą się one obok siebie (napisał długi), oznacza to, że każdy z tych wyrazów odnosi się do innej grupy składniowej. Prawdopodobnie chodzi o to, że ktoś napisał długi list, referat itd. Za to, które wyrazy i z którymi mogą się łączyć, by wypowiedź czy tekst były czytelne, zrozumiałe i gramatyczne, odpowiadają związki międzywyrazowe: rządu, zgody i przynależności. Dwa z nich pominiemy w dzisiejszych rozważaniach, zatrzymując się jedynie na związku zgody, w którym to – wbrew nazwie – nie zawsze z tą zgodą jest najlepiej.

Składnią zgody w języku polskim łączą się dwa główne człony zdania: podmiot i orzeczenie, które mają wspólny rodzaj gramatyczny (mężczyzna szedł, kobieta szła, dziecko szło) oraz liczbę (pies szczekał – psy szczekały). Składnię zgody reprezentują połączenia rzeczownika z przydawką przymiotną (ciekawa książka, prawdomówny poseł). Jest to zgodność w zakresie liczby, rodzaju i przypadku.

Jeśli chodzi o przypadki, sprawa jest raczej prosta. Nikt z ludzi mówiących po polsku nie użyje rzeczownika w jednym przypadku, a określającego go słowa – w innym. Nie trzeba się uczyć gramatyki, by powiedzieć: Czytam ciekawe czasopismo, a nie Czytam ciekawego czasopismo (!). Z problemem można się zetknąć wtedy, kiedy przymiotnik występuje w roli orzecznika. A więc: Gazeta jest coraz ciekawsza (a nie: Jest coraz ciekawszą, jak nader „skromnie” zwykło oceniać siebie jedno z naszych wydań), Uczennica jest zdolna i pracowita, ale Uczennica jest zdolną i pracowitą osobą. W pierwszym zdaniu przymiotniki zdolna i pracowita wystąpiły w roli orzecznika imiennego, w drugim – wyrazów określających, przydawek.

Są jednak w obrębie związku zgody takie sytuacje, wobec których stajemy bezradni. Zdarza się to wówczas, kiedy zachodzi rozbieżność między formą a znaczeniem zespalanych wyrazów. Przypatrzmy się poniższym przykładom. Klasa zdecydowała, kto z ich grona wygłosi referat. Klasa zdecydowała, kto z jej grona wygłosi referat. Które zdanie jest poprawne, pierwsze czy drugie? Wyraz klasa pod względem formalnym jest rzeczownikiem rodzaju żeńskiego liczby pojedynczej. Realnie jednak oznacza pewien zespół, a więc pewną liczbę osób, dlatego niektórzy piszący i mówiący wybierają w podobnych konstrukcjach liczbę mnogą zaimka. W ten sposób niesłusznie przedkładają zgodę realnoznaczeniową nad formalnogramatyczną. Poprawnie należy powiedzieć i napisać: Klasa zdecydowała, kto z jej grona wygłosi referat.

Z trudnościami, wynikającymi ze sprzeczności postaci gramatycznej wyrazu i jego znaczenia, borykali się również nasi przodkowie. Typowym przykładem są tytuły typu Wasza Mość, Wasza Miłość, które mają formę gramatyczną żeńską, lecz odnoszą się do mężczyzn. Uważnie czytając powieści historyczne natrafimy na połączenia Wasza Miłość pozwoliła i Wasza Miłość pozwolił. Dziś wspomniane zwroty wyszły z użycia. Mamy jednak inne tytuły: Jego Ekscelencja, Jego Magnificencja, Jego Eminencja. I tu stajemy przed dylematem: którą zgodę wybrać: formalnogramatyczną czy też realnoznaczeniową? Otóż kierujemy się tu względami realnego znaczenia. Mówimy i piszemy: Czy Ekscelencja (Magnificencja, Eminencja) podpisał już dokumenty?

Jeszcze większych trudności przysparza nam odniesienie do mężczyzn takiego metaforycznego zwrotu, jak głowa, np. głowa państwa, głowa Kościoła. Jak jest poprawnie: Na Litwie złożyła wizytę głowa sąsiedniego państwa, prezydent X (zgoda formalnogramatyczna), czy też Na Litwie złożył wizytę głowa sąsiedniego państwa, prezydent X (zgoda realnoznaczeniowa)? Wydaje się, że i tak źle, i tak nie bardzo dobrze. (Zwłaszcza to pierwsze zdanie może wywołać efekt komiczny i „dowcipne” pytania w rodzaju Tylko głowa? A gdzie reszta?). Tego rodzaju zdania wymagają innej redakcji: Na Litwie złożył wizytę prezydent X, głowa sąsiedniego państwa. Powiemy też: Dusza towarzystwa, Antek Smolak, sypał dowcipami. Dostosowujemy więc orzeczenie do realnego rodzaju rzeczownika, a nie do jego rodzaju gramatycznego.

Z podobnymi kłopotami, a nawet problemami stylistycznymi stykamy się nieraz w sprawozdaniach z zawodów sportowych. Czytamy: Nasze asy, Nowak i Kowalski, tym razem nie popisali się. Możemy tu mówić o problemie, bowiem zdanie, nawet przeredagowane, nie będzie poprawne. Nasze asy wymagają orzeczenia w formie niemęskoosobowej: nie popisały się. Jednak mowa jest o osobach rodzaju męskiego, które wymagają osobowej formy czasownika: nie popisali się. Wyjście jest jedno: zrezygnować z tych asów i napisać na przykład tak: nasi najlepsi zawodnicy.

Już od dość dawna rzeczownik rodzaju nijakiego dziewczę, oznaczający osobę płci żeńskiej, niemal całkowicie wyszedł z użycia, jednak w liczbie mnogiej – dziewczęta – nadal jest produktywny, bowiem forma dziewczyny dla wielu – zwłaszcza na Wileńszczyźnie – niesłusznie wydaje się niezbyt grzeczna. No i tu również mamy kłopoty. Oto dwie wersje zdania: Nauczycielka zaprosiła do siebie jedną z trzech dziewcząt oraz Nauczycielka zaprosiła do siebie jedno z trzech dziewcząt. Która z nich jest poprawna? Do obu można mieć zastrzeżenia. Realnie rzeczownik dziewczę odnosi się do osoby płci żeńskiej, więc to jedno wydaje się szczególnie rażące. W takim kontekście składniowym wyrazu dziewczę w ogóle lepiej jest nie używać. Można napisać na przykład tak: Nauczycielka zaprosiła do siebie jedną uczennicę (dziewczynę, dziewczynkę) z tej trójki.

Oto „Gazeta Wyborcza” w notatce o losie Romów pisze: Sonia i Senta Birkenfeld w maju 1940 r. z bratem Maksem i rodzicami trafiły do Polski. Zdanie to pod względem gramatycznym jest w całkowitym porządku (Sonia i Senta trafiły), trochę nas jednak niepokoi ze względu na obecność brata i rodziców, którzy wymagają formy męskoosobowej trafili. Lepsza wydaje się redakcja Sonia, Senta, ich brat Maks oraz rodzice trafili...

W obrębie związku zgody mamy też do czynienia z podmiotem szeregowym, to znaczy, kiedy jedno orzeczenie „obsługuje” kilka podmiotów. Znów mamy dylemat, która z następujących wersji jest poprawna? Dwoje dzieci i kobieta jako pierwsi weszli na salę, czy Dwoje dzieci i kobieta jako pierwsze weszły na salę? Autorki książki „Kultura języka polskiego” lingwistki Danuta Buttler, Halina Kurkowska i Halina Satkiewicz obie formy (weszli i weszły) uznają ze poprawne, ze wskazaniem na formę weszli).

Skąd się bierze ta męskoosobowa forma czasownika, skoro o dzieciach powiemy, że weszły, o kobietach – również tak samo? Zanim odpowiemy na to pytanie (przyznaję, że nurtowało mnie ono od wielu lat), przyjrzyjmy się jeszcze kilku zdaniom. Anna Cegieła i Andrzej Markowski w książce „Z polszczyzną za pan brat” podają takie przykłady: Babcia Anastazja i kot Bomba odpoczywali na ocienionej werandzie. Krystyna i koń wbiegli do stajni. Wtedy Grzegorz zobaczył, że Alina i Astor pobiegli za kotem do sąsiadki. Każdemu z tych rzeczowników z osobna, użytemu w liczbie mnogiej, należą się formy niemęskoosobowe (odpoczywały, wbiegły, pobiegły), a do formy męskoosobowej – jako kobiety i zwierzęta – absolutnie nie mają prawa. (Ciekawe, czy feministki nie dopatrują się w takiej gramatyce swoistej dyskryminacji kobiet?). Dlaczego więc tworząc podmiot szeregowy, kobiety i zwierzęta dostąpiły tego „zaszczytu” – formy męskoosobowej?

Połączenia, składające się z nazwy kobiety i nazwy zwierzęcia rodzaju męskiego (a tak właśnie jest w powyższych zdaniach) są niewątpliwie ciekawym wyjątkiem w zakresie związku zgody.

Otóż w kontekstach tego rodzaju forma męskoosobowa sygnalizuje niejednorodność, mieszany charakter zbioru. Pisząc Krystyna i koń wbiegły, czy też babcia i kot siedziały po pierwsze, w pewien sposób stawialibyśmy człowieka na jednej płaszczyźnie ze zwierzęciem (choć argument ten można podważyć, bowiem o kobiecie i kotce powiemy, że siedziały na ławce), po drugie, rodzaj męski jest w języku polskim bardzo silnie wyrażony. Mieszany charakter zbioru sygnalizuje również osobowa forma czasownika w zdaniu o kobiecie i dzieciach.

Mimo że już się zdążyliśmy przyzwyczaić do nieodmieniania tytułów zawodowych, naukowych i służbowych kobiet, wciąż sprawiają nam one pewne kłopoty. W XX wieku, a zwłaszcza po drugiej wojnie światowej, kobiety zaczęły uprawiać zawody i zajmować stanowiska tradycyjnie „męskie”. A język nie zawsze mógł sprostać tej nowej rzeczywistości. W ten sposób do grupy rzeczowników wspólnorodzajowych (niedołęga, sierota, gapa, świadek) zostaje włączona duża grupa wyrazów: doktor, inżynier, architekt, profesor, dyrektor, adiunkt, ambasador, minister itd. Jednakże nie oznacza to, że należy rezygnować z istniejących od dawna w języku form żeńskich (dyrektorka, kierowniczka) na rzecz pani dyrektor i pani kierownik.

Natomiast jeśli chodzi o takie, coraz częściej pojawiające się w prasie i zaakceptowane już przez filologów formy, jak psycholożka, socjolożka, wydaje się, że opory części użytkowników języka są słuszne. Wyrazy te brzmią nieco sztucznie, poza tym jakby niepoważnie. Co do filolożki, to, jak mówił profesor Jerzy Bralczyk, językoznawców, którzy już się pogodzili z formami socjolożka i psycholożka, nadal razi filolożka i wolą psozostawać przy filologu.

Czasem można odnieść wrażenie, że niektórzy dziennikarze – nie tylko u nas na Litwie, ale i w Polsce – wyjątkowo lekkim piórem potraktowali zasadę nieodmienności tytułów kobiet. Czytamy: W rozmowie z minister Nowak; pisaliśmy o rektor Żejmo; poprosiliśmy inżynier Łukszo; zobaczyłem doktor Rekść. W tego rodzaju wypowiedzeniach został naruszony nie tylko rząd zgody, ale też duch języka, jego podstawowe zasady jako fleksyjnego, czyli opartego na odmianie wyrazów.

Jak należy z tej sytuacji wyjść obronną ręką a właściwie obronnym piórem i językiem? To nie jest takie trudne. Pomogą nam w tym słowniki. Na przykład Nowy słownik poprawnej polszczyzny pod redakcją Andrzeja Markowskiego. Pod hasłem Tytuły (naukowe, służbowe, zawodowe) kobiet czytamy, że formuła adresatywna wygląda następująco: „pani + tytuł, stanowisko, np. premier, mecenas, doktor. Jeżeli tytuł wchodzi w skład takich formuł – musi mieć formę męską! Posługujemy się zatem odpowiednimi określeniami w formie męskiej, np. premier, minister, ambasador, rektor, docent, magister, doktor, profesor, i za pomocą imienia lub wyrazu pani zaznaczamy, że przysługują one kobiecie. Napiszemy więc: Na Litwę przyjechała minister Anna Nowak. W rozmowie z panią minister uczestniczył (...). Opowiadano mi o pani doktor Siwickiej.

Byłabym wdzięczna „Kurierowi Wileńskiemu” za uwzględnienie tej zasady. Bo Spotkaliśmy się z minister, która powiedziała nam… to jest nie bardzo po polsku.

Łucja Brzozowska

Wstecz