Na tropach bohaterów opowieści Józefa Mackiewicza

„Krasnyj pomieszczik”

(Z nie publikowanych Wspomnień ciotki Józefa Mackiewicza, Wilhelminy Matulaitisowej)

(Początek patrz w nr nr 7-12 ub. r., nr nr 1-4 br.)

„Straciłem ją [Katarzynę, Katre – cioteczną siostrę] z oczu w r. 1919. W sferę bolszewicką musiał ją wciągnąć, oczywiście, niefortunny mąż mojej ciotki, a jej ojciec rodzony”. (Józef Mackiewicz „Mój szwagier – szef GPU”).

W sferę bolszewicką wciągnął Katarzynę (jak zresztą i młodszą córkę, Aldonę) nie tylko jej ojciec rodzony, ale przede wszystkim – matka (czyli rodzona ciotka Józefa Mackiewicza), Wilhelmina z Mackiewiczów Matulaitisowa. O czym też pisze z rozbrajającą szczerością w swoich Wspomnieniach, święcie przekonana o słuszności wyznawanej przez nią „szlachetnej idei”.

Katarzyna (Katre), „urodzona” konspiratorka, komunistka...

Jest rok 1923. Rodzina Matulaitisów „jak zwykle, jak zawsze”, już od dwóch dziesiątków lat, wciąż przebywa w rozsypce. Wilhelmina Matulaitisowa z najmłodszą córką, gimnazjalistką – Laimą, mieszkają w Mariampolu. Głowa rodziny, doktor Stasys Matulaitis, wraca nareszcie z Wyłkowyszek „na łono rodziny”, mieszkają razem w Mariampolu. Syn Kiejstut przebywa w Moskwie. Los Kiejstuta jest pod znakiem zapytania. Pracuje (jeszcze) „w bibliotece” u szwagra, męża Katre, czekisty Romana Pilara, ale jak długo tam się utrzyma? Bo Roman Pilar nie jest już szwagrem Kiejstuta. Katre z nim się rozstała. Katre pracuje obecnie w Kownie, w Poselstwie Sowieckim. Młodsza córka, Aldona wyjechała do Rosji.

Rozstanie Katre z Pilarem szczerze martwi Matulaitisową. „Katre znała Pilara jeszcze z dzieciństwa. To było dobre małżeństwo, gdyby nie ten jego [Pilara] romans z maszynistką” – napisze.

Z drugiej strony – to nawet dobrze, że Katre jest w Litwie, w Kownie, bo... Bo ta sytuacja ułatwia matce w przemycaniu literatury komunistycznej – z Kowna do Mariampola.

Pisze Wilhelmina Matulaitisowa:

Z chwilą, gdy Katrute przyjechała do Kowna i tam podjęła pracę w Poselstwie Sowieckim, zaczęłam często jeździć do Kowna. Odwiedzałam tam Katrute, oraz – co było nader istotne – przywoziłam stamtąd literaturę komunistyczną. Dostawałam tego mnóstwo – od Antanasa Snieczkusa i od innych zaufanych osób. Wszystko to wiozłam do Mariampola. Kupowałam w Kownie większą ilość niedużych worków, pakowałam „bibułę” i wiozłam – bez żadnych obaw, bo w przemycaniu literatury miałam już bogate doświadczenie.

W Kownie spotykałam się także z młodym komunistą, Karolisem Pożełą.

Niebawem się przekona, że jej córkę Katre i Karolisa Pożełę, „niezłomnych komunistów”, łączy nie tylko wspólna partyjna robota. Nie będzie się wtrącała „w tę delikatną sprawę”. A jednak, a mimo wszystko – Romuś Pilar nie schodził jej z myśli. Czy Katre do Pilara wróci? Z dniem każdym Wilhelmina nabierała coraz większego przekonania, że tamten związek nieodwołalnie się rozpadł. Ostatecznie – to żaden dramat. Dramatem by było, gdyby Katre zakochała się w kimś „z tych białych”. Ona, niemal od pieluch wychowana na konspiratorkę, dobrą bolszewiczkę, przykładną komunistkę? To by dopiero był cios dla rodziny...

Katre, Katrute, córka pierworodna, urodzona tam, w dalekiej Rosji...

Carskie zesłanie... Nie było im tam źle. Zwłaszcza gdy ze wsi Sosykol przenieśli się na inny kraniec Rosji, gdzie nie doskwierały straszliwe w lecie upały. Osiedli we wsi Niobdin w Komi, gdzie mrozy sięgały 40 stopni. Ale te mrozy jej i mężowi, doktorowi Stasysowi Matulaitisowi, jakoś nawet dobrze służyły. Nie narzekali. Mąż miał pracę w szpitalu, było „jako takie” mieszkanie, no i mieli służącą. Przyzwyczaili się do nowych potraw: dziczyzna (jeleń), mięso niedźwiedzie. Prawda, towarzystwo mieli nieszczególne: uriadnik i wiecznie pijany młody przystojny pop, wdowiec, którego niebawem zdenerwowany doktor Matulaitis spuści ze schodów, bowiem batiuszka zbyt obcesowo zaczął się zalecać do jego żony... „Ale mąż spotkał się tam po pewnym czasie z interesującymi ludźmi, zesłańcami, nawet ze znajomymi. Mieliśmy więc nowych dobrych przyjaciół. Byliśmy w lepszej od nich sytuacji, więc staraliśmy się jakoś im pomóc, przychodzili do nas na obiady. Było tam liczne grono artystów plastyków, z którymi mąż nawiązywał serdeczny kontakt i mógł z nimi otwarcie rozmawiać” – napisze w swych Wspomnieniach.

Tam to 5 stycznia 1900 urodziła się Katre. A rok później, też w styczniu – Aldona.

Po upływie terminu zesłania, przenieśli się do Pitra. A potem wrócili na Litwę, zamieszkali w Pilwiszkach, gdzie z mety oboje zabrali się do pracy „na rzecz lepszego jutra”. O czym Matulaitisowa napisze z poczuciem dużej satysfakcji:

Już po paru dniach żandarmi dokonali w naszym domu rewizji. Była to pierwsza w moim życiu tego rodzaju „atrakcja”. Ale naonczas nie musiałam jeszcze w niej uczestniczyć, bo przed wizytującymi nas „gośćmi” mąż starał się mnie jakoś ochronić. Oprowadzał ich po piwnicy, grzecznie z nimi rozmawiał, więc ta zabawa nie trwała długo. Tuż po odjeździe żandarmów przed naszym gankiem zatrzymał się wóz, z którego wysiadła młoda kobieta z ogromną walizką. A więc radość nieopisana: znowu nielegalna literatura, i po litewsku! Radość, ale i trochę kłopotów. Bo trzeba to szybko i umiejętnie schować i jakoś zamarkować przyjazd tej kobiety przed sąsiadami, bo niby „pacjentka”, ale „z taką walizką”... Nie było dnia ani nocy, żeby ktoś z tych „naszych ludzi” nie był się pojawił w naszym domu. Ciągnęli sznurem. „Pacjenci”. Najwięcej było uciekinierów, usiłujących przedostać się do Niemiec, Szwajcarii, a stamtąd do Ameryki. Trzeba było im dać nocleg, wikt i opierunek. Większą ilość literatury, bądź drukarkę, czy maszynkę do pisania zakopywaliśmy w ogrodzie. O ile sprawa była bardzo pilna i należało coś przewieźć do Wilna – w takich wypadkach mąż zawsze polegał na mnie. Jako kobieta z dzieckiem, nie wzbudzałam w żandarmach podejrzeń. Zawsze brałam z sobą Katrute i jechałam z nią do Wilna, do mojej matki, gdzie już czekał na mnie wciąż „ten sam” odbiorca (Syrutowicz). Prawie nie rozmawialiśmy z sobą. Oddawałam mu „bibułę” i wracałam z Katre do Pilwiszek. To była moja praca, bo mąż, wiedząc o tym, że jest pod obserwacją, unikał tego rodzaju wypadów, jeździł tylko do chorych. W pociągu uważnie przylądałam się współpasażerom, czy aby „czegoś” nie zwęszą? Bo zdarzało się, że czasem wyślizgiwała mi się jakaś broszura, czy proklamacja... Ale całe szczęście, że była ze mną ta moja dziewczyneczka, Katrute, miłe, ładne dziecko, bo na niej przeważnie koncentrowano uwagę. Wzbudzałyśmy więc zaufanie, a czasem nawet sympatię kontrolujących pociąg żandarmów. Takoż – na dworcu, po wyjściu z pociągu, na ulicy. Szłam powoli, dźwigając walizkę, bez najmniejszej obawy, że „coś się stanie, że będzie wsypa”... No bo każdy widział: przyjechała skądś tam matka z dzieckiem...

A te ulotki, które przywoziłam, wydrukowane na kolorowych papierach widniały potem w Wilnie na domach, słupach, na drzewach... Ta robota – łączniczki – ogromnie mi się spodobała. Zawsze miałam (miałyśmy z Katrute) szczęście. Mała była w podróży grzeczna, zachowywała się wzorowo.

Nie tylko w podróży, bo i w domu, kiedy trzeba było ulokować obcych ludzi, powynosić łóżka z pokoju dziecięcego do stołowego albo do kuchni. Ani Katrute, ani młodsza córeczka, Aldona – nigdy nie okazały jakiegoś sprzeciwu, niezadowolenia, nigdy nie płakały z tego powodu. Wszystko to było na porządku dziennym (bądź nocnym).

Długo tak jeździłyśmy, ale potem zaszłam w ciążę z trzecim dzieckiem, więc byłam zmuszona przerwać te eskapady. A tu jak na złość zaczęła „przyjeżdżać” leninowska „Iskra”, wydawana na ładnym białym papierze. Dostawaliśmy ją regularnie, co dwa – trzy tygodnie, a ja już, z powodu mojego błogosławionego stanu, nie mogłam jej przewozić do Wilna. To było wtedy moim największym zmartwieniem. W styczniu 1904 urodziłam syna – Kiejstuta. 

Kiejstut, pozbawiony pracy u Pilara

Kiejstut zdrobniale Kiejką zwany... O niego to obecnie najwięcej się martwiła. W odróżnieniu od sióstr, nie kochany, nie lubiany przez ojca, rósł jako dziecko znerwicowane i trochę jakby w „innym świecie”. Wychowywany w duchu probolszewickim, nie wyłamał się z tej „domowej atmosfery”, ale też i nie wyrywał do „wielkich czynów, szczytnych komunistycznych celów”. Marzył o tym, by zostać pisarzem. Ideałem Kiejstuta był Maksym Gorki. Niewątpliwie miał cichą nadzieję, że może w Moskwie uda mu się z nim spotkać osobiście, nawiązać kontakt – przez Pilara chociażby, bo szwagier obracał się stale „w tych kręgach”, był blisko wuja Dzierżyńskiego, a więc i Lenina, i Gorkiego. Skąd mógł był Kiejstut wiedzieć, jakie tam zgrzyty występowały między Dzierżyńskim i Leninem... Skąd mógł był wiedzieć o tym, że Gorki – uwielbiany i szanowany pisarz sowiecki – był już w niełasce u Wodza Rewolucji... („Ohydny list Gorkiego” – powie rozwścieczony Lenin, gdy pisarz wystąpi w obronie rosyjskiej inteligencji skazanej na zagładę „w naszym kraju ciemnoty...” – jak napisze w liście – posłaniu do Lenina).

No a szwagier, Roman Pilar? „Kiejstut z pracy w bibliotece u Pilara został zwolniony” – napisze lakonicznie Wilhelmina Matulaitisowa, nie ujawniając żadnych szczegółów. Czyżby z powodu Katre? Wolno przypuszczać, że raczej z innych względów. Kiejstut ze swoją konstrukcją psychiczną zdecydowanie nie nadawał się „do tej roboty”, nie był odpowiednim materiałem na „dobrego czekistę”. A na rzeźbienie w młodym Matulaitisie „nowego człowieka” Pilar po prostu nie miał czasu (niewykluczone, że i ochoty). Roman Pilar miał naonczas ważniejszą sprawę na głowie, mianowicie udział w operacji (głośnej później na cały świat), związanej z polowaniem na Borysa Sawinkowa.

Feliks Edmundowiczjako znakomity aktor

„Sawinkow, jak wiadomo, należał do najbardziej niezwykłych postaci pierwszej połowy XX wieku. Winston Churchill był nim oczarowany. W książce swojej Great Contemporaries pisze o nim, że „łączył w sobie rozum męża stanu, charakterystyczne właściwości wodza naczelnego, odwagę bohatera i wytrzymałość męczennika”... (Józef Mackiewicz „Mój szwagier – szef GPU”).

Swoje sukcesy szef CzeKi (przemienionej później w OGPU), Feliks Dzierżyński zawdzięcza w dużej mierze nie tylko wprowadzeniu metod represji, ale też – wybornego aktorstwa, doskonałej reżyserii w tworzeniu „teatru”, w układaniu całych fikcyjnych struktur. Tego typu metodę – „prowokację artystyczną”, Feliks Edmundowicz zastosuje właśnie w przypadku głośnej operacji sprowadzenia do Rosji przebywającego na emigracji Borysa Sawinkowa i postawienia go przed sowieckim sądem.

Czynny udział w tej operacji weźmie Roman Pilar oraz liczne grono najbardziej pomysłowych i pracowitych ludzi z OGPU.

Cała ta operacja (jak pisze prof. Jerzy S. Łątka) to ciekawy pojedynek dwóch rewolucjonistów: bolszewika Dzierżyńskiego i eserowca Sawinkowa. „Pierwszy był wrogiem terroru indywidualnego, stosowanego wcześniej przez socjalistów-rewolucjonistów, zaś za to gorącym zwolennikiem terroru masowego. Drugi zaś, bardzo zasłużony terrorysta indywidualny – występował przeciwko bolszewikom również dlatego, że stosowali terror masowy”.

Borys Sawinkow – był przeciwnikiem niezwykle groźnym. Był on jednym z przywódców partii socjalistów – rewolucjonistów w Rosji, uczestnikiem udanych zamachów na Wielkiego Księcia Siergieja i carskiego ministra spraw wewnętrznych, Plehwego.

W aktach policji petersburskiej zachowała się taka oto charakterystyka Sawinkowa:

„B. W. Sawinkow to najbardziej niebezpieczny typ przeciwnika władzy monarszej, gdyż jawnie i z całkowitym przekonaniem włącza zabójstwo do arsenału swej walki. Inwigilowanie, a tym bardziej zapobieganie możliwym z jego strony ekscesom są ogromnie utrudnione przez to, że jest przebiegłym konspiratorem, który potrafi rozszyfrować najbardziej zakonspirowaną akcję śledzenia go. Bliscy mu i dobrze znający go ludzie zwracają uwagę na to, iż łączy on w sobie zdolności konspiratorskie i hart ducha z neurastenicznymi wybuchami: w gniewie lub rozdrażnieniu gotów jest na ryzykanckie, a nawet nieobliczalne kroki...”.

Operację pod hasłem Sawinkow przygotowywano długo i starannie. Roman Pilar otrzyma w niej niezwykle skomplikowane zadanie. „Niezłomny, Żelazny Feliks” wystąpi tym razem w nowej roli – znakomitego gracza.

Cdn.

Alwida A. Bajor

Fragmenty Wspomnień Wilhelminy Matulaitisowej z litewskiego tłumaczyła Alwida A. Bajor

Wstecz