Nic mi, świecie, piękności twej zmącić niezdolne!

(Leopold Staff)

(...) wymierają pewne gatunki

motyli ptaków

poetów

o imionach dziwnych i pięknych

Miriam Staff Leśmian

Tuwim Lechoń Jastrun (...)

– w jednym ze swoich późnych wierszy stwierdził Tadeusz Różewicz, który był, z jednej strony, przyjacielem i wielbicielem poezji Staffa, a z drugiej, sam wybitnie się przyczynił do tego, że twórczość wymienionych poprzedników nie stała się symbolem poezji XX wieku.

Z odejściem Staffa w połowie lat 50. zaczęła powoli odchodzić jakby cała epoka poezji polskiej, kontynuowana, prawda, jeszcze jakiś czas częściowo przez Jarosława Iwaszkiewicza, Czesława Miłosza, Zbigniewa Herberta, czyli tych, którzy budowali swoją twórczość w wielkiej mierze na fundamencie klasycznych wartości, którzy legitymowali się znajomością filozofii, kultury i literatury europejskiej i światowej, którzy, dostrzegając blaski i cienie rzeczywistości, starali się zawsze zmierzać w stronę światła.

Leopold Staff, jeden z największych poetów polskich, już niemal od kolebki był skazany na wchłanianie wielobarwnej, różnorakiej, wielokulturowej rzeczywistości. Urodził się przecież we Lwowie, co miało miejsce 14 listopada 1878 r. Ojciec był Czechem z pochodzenia, rodzina zaś matki miała w sobie domieszkę krwi niemieckiej.

Naukę pobierał w lwowskich gimnazjach klasycznych (lata 1889-1897), skąd wyniósł znajomość kultury grecko-rzymskiej, jak też języków: łaciny i greki. W 1897 r. zaczął studiować prawo na Uniwersytecie Lwowskim, ale po paru latach przeniósł się na romanistykę, dodatkowo studiując filozofię.

Początki twórczości poetyckiej Staffa sięgają czasów wczesnoszkolnych. Mając dziewięć lat jako nagrodę za pilną naukę otrzymał Pana Tadeusza i wzorując się na jego heksametrze zaczął pisać wiersze i poematy. W latach studenckich aktywnie udzielał się w Kółku Literackim Czytelni Akademickiej, gdzie w 1899 r. wygłosił swój słynny odczyt, opublikowany niebawem w prasie Rekonwalescencja końca wieku, w którym przeciwstawił się modnym wówczas schyłkowym, dekadenckim nastrojom w sztuce i literaturze.

W 1901 r. ujrzy światło dzienne debiutancki zbiorek poetycki Sny o potędze, który okazuje się czymś przełomowym na tle ówczesnej literatury modernistycznej. Chociaż poezja Staffa ubrana jest w młodopolską szatę, bohater jego wierszy, jakby przejęty nietscheańską ideą nadczłowieka, śni jednakże „o potędze”, nie szerzy nastrojów niewiary, niemocy, zniechęcenia itp. Raczej odwrotnie, Kowal z reprezentatywnego pod tym względem wiersza pragnie kształtować serce hartowne, mężne, serce dumne, silne.

W latach 1901–1903 Staff odbywa podróże do Włoch i Francji. Później wielokrotnie będzie wyjeżdżał za granicę, zwłaszcza do ulubionych Włoch, co wzbogaci jego poezję w ważne motywy kulturowe.

W 1902 r. ukazują się pierwsze prace przekładowe Staffa. Od 1909 jest redaktorem serii wydawniczej Symposion, przygotowującej wybory pism znanych pisarzy i filozofów.

Lata I wojny światowej spędzi poeta w Charkowie, po jej zakończeniu zamieszka w Warszawie. Tutaj w latach 1920–1921 współredaguje Nowy Przegląd Literatury i Sztuki. Znajomość kilku języków: francuskiego, włoskiego, niemieckiego, łaciny i greki pozwala mu utrzymywać się głównie z pracy przekładowej. Bierze ponadto udział w różnego rodzaju inicjatywach, wynikających z przynależności do Związku Zawodowego Literatów Polskich, wchodzi do jego zarządu.

W 1928 r. uczestniczy w Zjeździe Poetów w Pławowicach. Zauroczony tutejszym krajobrazem wszystkie swoje przedwojenne urlopy spędza z żoną właśnie w Pławowicach, co znalazło oddźwięk również w poezji.

W 1933 r. zostaje wiceprezesem nowo utworzonej Polskiej Akademii Literatury. Niejednokrotnie jest nagradzany orderami i wyróżnieniami. W 1939 r. otrzymuje tytuł honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Wróćmy do twórczości Staffa, żeby zaczerpnąć coś dla siebie z nieustającego źródła tak niezbędnej dla współczesnego człowieka afirmacji istnienia, która jest bardzo charakterystyczna dla autora Gałęzi kwitnącej.

Chociaż na liryce wczesnego Staffa zaważyła, o czym wspominaliśmy, poetyka modernistyczna, nastrój tej poezji dość szybko zaczął się wyzwalać od młodopolskiej „tęsknicy”. Dzień duszy (1903), drugi w dorobku zbiorek, zawiera sporo jeszcze wierszy, napisanych w konwencji symbolistycznej, z Deszczem jesiennym na czele, który jest arcydziełem, kwintesencją poezji minorowo-nastrojowej. Odpowiednio dobrane zgłoski dzwoniące i szeleszczące, umuzycznienie konstrukcji pozwalają podczas głośnej lektury tekstu jakby usłyszeć opisywany deszcz, poddać się smętnemu nastrojowi, jaki dany tekst sugeruje:

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...

Ale już w tym samym zbiorku natkniemy się na takie wiersze, jak Wędrówka wesołego pielgrzyma, Południe włóczęgi i inne, które wprowadzają wręcz przeciwstawną tonację. Natomiast w tomiku Ptakom niebieskim (1905) znajdziemy Sonet szalony, który sugestywnie przekazuje światoodczucie nie tylko bohatera danego wiersza, ale postawę podmiotu w ogóle typową dla poezji Staffa:

Włóczęga, król gościńców, pijak słońca wieczny,

Zwycięzca słotnych wichrów, burz i niepogody,

Lecę w prześcigi z dalą i złudą w zawody,

Niewierny wszystkim prawdom i sam z sobą sprzeczny. (...)

Podmiotem poezji Staffa, co stwierdzono już niejednokrotnie (m. in. Irena Maciejewska), jest często właśnie jakiś włóczęga (w pozytywnym znaczeniu tego słowa), wędrowiec, pielgrzym, a więc zawsze ktoś poszukujący nowych wrażeń, unikający rutyny, bezinteresowny, kochający wędrówkę dla samej przyjemności wędrowania, bo jest ona wyjściem w przestrzeń otwartą, bo jest spotkaniem z bratem-człowiekiem, z bratem-przyrodą, bo jest pełna niespodzianek, przygód, bo przybliża piękno świata, stworzonego przez Boga itp.

Większą mi rozkoszą podróż niż przybycie – mówi wędrowiec w jednym z wierszy Staffa.

Obok utworów o wielkiej pasji wrażeń, pragnieniu ciekawej wędrówki zarówno w Dniu duszy, jak i w Ptakom niebieskim spotkamy też wiersze napisane jakby inną ręką, takie jak Życie bez zdarzeń, w którym poeta solidaryzuje się, zdawałoby się, ze zwykłymi zjadaczami chleba:

(...) Zwyczajna będzie ma noc i mój dzień,

Bez zdarzeń tygodnie, miesiące;

Czasem z chmur padnie przelotny cień,

A czasem blask rzuci słońce...

 

Będę do pracy szedł w ranny świt

I wracał o wieczorze,

Nic mnie nie będzie gnębić zbyt,

Gdy do snu się położę... (…)

Interesują poetę także „zdarzenia cichych ludzi”, ich prace i cierpienia. Ukojenie i pretekst do wywołania zadumy nad życiem daje mu często kontemplacja zmiennej szaty natury, w zależności od pory roku. Szczególnie umiłował jesień.

Miłość, z jaką poeta pochyla się nad prostym człowiekiem, z jaką obserwuje ranki i wieczory, drzewa i kwiaty, ptaki i owady jest świadectwem rodzenia się w jego duszy postawy franciszkańskiej. W tomiku o ewangelicznym tytule Ptakom niebieskim mamy pokaźny cykl wierszy Pył z szat pielgrzyma, w którym postawa ta wyraźnie dochodzi do głosu. Jest to postawa miłości, radości, pokory wobec wszystkich i wszystkiego, co w życiu spotyka. Już z samych tylko tytułów, składających się na cykl wierszy, można ułożyć coś w rodzaju dekalogu postawy ewangeliczno-franciszkańskiej: O wielkiej radości, O krzywdzie darzącej, O szczęściu bezdomnych, O łasce przebaczenia, O miłości wroga, O chlebie milczenia, O samotności wybranych, O słodyczy cierpienia, O spokojnej śmierci, O nauczaniu cnoty.

Obrazy, symbole, cnoty ewangeliczne są zresztą nieodłącznym wyróżnikiem całej poezji Staffa. Jak wiadomo, Staffowi zawdzięczamy też piękny przekład Kwiatków św. Franciszka, który nie mógł nie zostawić śladu w oryginalnej twórczości tłumacza. Jako że wspominamy jego dorobek w maju, przywołajmy też fragment wiersza maryjnego z tomu Dzień duszy:

Matka Jagodna, Panienka Maryja,

Która owocnym, rodnym drzewom sprzyja,

Chodzi po sadzie kwitnącym i śpiewa,

Pocałunkami budząc w wiosnę drzewa. (…)

Stale hołdując wielu niezmiennym (zwłaszcza ewangelicznym) wartościom Staff był jednocześnie podatny na zmiany poetyki, na różnorodność form wypowiedzi. W dwóch następnych tomikach Gałąź kwitnąca (1908) i Uśmiechy godzin (1910) dominuje poetyka klasycystyczna, pogłębia się zarysowujące się także wcześniej pragnienie porządku, ładu, umiaru, harmonii.

Niezwykle reprezentatywny dla określenia postawy, dominującej w Gałęzi kwitnącej, jak też w całej poezji Staffa, jest wiersz Przedśpiew, otwierający dany tomik:

Czciciel gwiazd i mądrości, miłośnik ogrodów,

Wyznawca snów i piękna i uczestnik godów,

Na które swych wybrańców sprasza sztuka boska:

Znam gorycz i zawody, wiem, co ból i troska,

Złuda miłości, zwątpień mrok, tęsknot rozbicia,

A jednak śpiewać będę wam pochwałę życia – (...)

Szedłem przez pola żniwne i mogilne kopce,

Żyłem i z rzeczy ludzkich nic nie jest mi obce. (...)

I uczę miłowania, radości w uśmiechu,

W łzach widzieć słodycz smutną, dobroć chorą w grzechu,

I pochwalam tajń życia w pieśni i w milczeniu,

Pogodny mądrym smutkiem i wprawny w cierpieniu.

Pochwała życia, dzielenie się radością duszy jest bezpośrednim tematem też wielu innych utworów Staffa: W moim sercu..., Uśmiech, Radość życia, Ogród przedziwny, Nauka słoneczna itp.

Źródłem do pogłębienia pozytywnej postawy życiowej i poetyckiej staje się tym razem także starożytność grecko-rzymska, drugi, obok Biblii, tradycji chrześcijańskiej ważny filar kultury europejskiej. Uwidocznia się to w cyklu wierszy Echa italo-greckie z Gałęzi kwitnącej oraz Śladem stopy antycznej z Uśmiechów godzin. Są one owocem podróży Staffa zwłaszcza po Włoszech. Wiersze nazwanych cyklów urozmaicają i pogłębiają motywy kulturowe: obrazy-symbole mitologii grecko-rzymskiej (Arion, Lete, Hora...), ruiny świątyń i pałaców (Ruiny Palatynu...), motywy rzeźby antycznej (cykl Miłość w posągach), pogłosy filozofii stoickiej (Marek Aureliusz mówi...).

Fascynacja kulturą wysoką, poszukiwanie w niej przejawów ładu i harmonii nie przekreśliły jednak motywów natury. Piękno kultury i natury uzupełniają się niejednokrotnie nawzajem. Na kulturę patrzy się często przez pryzmat porównań z przyrodą i, odwrotnie, na naturę przez pryzmat kultury, nie zapominając też o wymiarze sakralnym. Wczytajmy się w Słodycz nocy, podelektujmy się urokiem tych harmonizujących ze sobą zestawień natury i kultury:

(...) Łagodny księżyc, ukojenia zwiast,

Gra na chat ścianach srebrzyste nokturny,

Jak ciepłe serca wśród glinianej urny,

U strzech jaskółki śpią w lepiankach gniazd.

 

Pokój na ziemi. Białe polne drogi

Marzą, że szczęściu ścielą się pod nogi.

Sen ich pobożnie czczą pokłony zbóż.

 

Dusza ma klęka pokornie. Noc blada

Nawiedza wiejskie ogródki i składa

Komunię rosy w usta sennych róż.

Wypracowana tutaj poetyka będzie się pogłębiała w kolejnych tomikach Staffa, zmierzających też stopniowo w stronę prostoty i coraz większej zwięzłości. Wiele z nazwanych dotychczas motywów kontynuuje poeta w tomikach W cieniu miecza (1911) oraz Łabędź i lira (1914). To z ostatniego pochodzi znana afirmatywna deklaracja poetycka: Nic mi, świecie, piękności twej zmącić niezdolne!

Zbiór Tęcza łez i krwi (1918) zdominują reminiscencje przeżyć z I wojny światowej, tematyka wymuszona przez rzeczywistość społeczno-polityczną, a ta nigdy nie była mocną stroną Staffa.

Można zatem uważać, że poezję dwudziestolecia międzywojennego otwiera Staff jako autor Ścieżek polnych (1919), których tytuł i zawartość świadczą o tym, że obeznanemu z wysoką kulturą światową klasycyście nie jest też obca „poetyka codzienności”. Artysta, który potrafi podziwiać rzeźbę antyczną czy malarstwo włoskie, z godnymi podziwu szacunkiem i zachwytem kreuje obraz wsi polskiej. Znał ją dobrze, chętnie spędzał wakacje na łonie wiejskiej przyrody. Ścieżki polne to swego rodzaju poetycka mini-encyklopedia wiejskich uroków i pożytków, to także hołd złożony trudnej i pięknej zarazem pracy człowieka wiejskiego.

Za swego rodzaju preludium do nazwanego tematu można by uznać sonet Pokój wsi z nazywanego już tomiku Ptakom niebieskim. W tym utworze poeta apoteozuje poszczególne składniki wiejskiej egzystencji, którym w Ścieżkach polnych poświęci osobne wiersze. Pokój wsi można potraktować jako plan-konspekt do napisania Ścieżek... Przytoczmy ten wiersz, gdyż w bardzo skondensowany sposób daje on pojęcie o tym, co będzie tematem Ścieżek...:

Pochwalona wieś dobra, wóz, konie i grabie,

Gumna, cepy i kosy ostrzone u bruska,

Wszystkie narzędzia, których chwałą zbiór i zwózka,

Rola, miedza, ściernisko, późne lato babie;

 

Wiatrak, co w modłach wznosi swe ramiona rabie:

„O, przyjdź, wietrze, przyjdź, zboże! Odpadnie

twa łuska!”

Ręce chłopa i dziewki i jej chusta ruska,

Śpiewanki, dymy perzów i rechoty żabie;

 

I żmudna młóćba, zimy zasobnej znachorka,

I woły, jarzma, pługi i brony, i orka,

I jesień, i pogoda piękna jak niedziela,

 

I chaty kurne, pełne święconego ziela,

I ten zmierzch rozczulony, gdy wozy w spichrz zwożą

Ziarno, a ludzie w serca swe spokojność bożą...

Bezpośrednim przedmiotem opisu stają się tutaj typowe elementy krajobrazu, wyeksponowane nieraz już w samych tytułach wierszy: Droga, Sady, Staw, Czar ranka, Gra chmur, Szumy leśne itp. Żeby zintensyfikować wielobarwność pejzażu rustykalnego, poeta obserwuje go w różnych porach roku, co wybitnie ilustrują wiersze: Muzyka żab wieczornych, Na kopicy, Skarga wiatru jesiennego, Śnieżyca i in. Zaakcentowana jest także bardzo wyraźnie jedność człowieka i natury.

W pejzaż wtopione są tak ważne obiekty, jak zapewniający bezpieczeństwo dom (O strzesze naszej) czy wprowadzający perspektywę sakralną Kościółek wiejski.

Poeta nie ogranicza się jednak do kontemplacji samego tylko pejzażu. Ma przecież świadomość tego, że zarówno ów krajobraz, jak i samo życie na wsi najwięcej zawdzięcza pracy rąk ludzkich. Część wierszy owego zbiorku przywołuje obrazy niezbędnych dla wiejskiego bytowania fachowców. Są oni bezpośrednimi bohaterami takich, na przykład, wierszy: Śpiew żniwiarzy, Siewca, Pochwała pasterstwa, Drwal, Kołodziej, Gęsiarka i in.

W tych i innych wierszach przywoływane są także ważniejsze prace wiejskie, nazywane nieraz bezpośrednio: Podój, Zwózka, U poju. Jeszcze innym razem ewokowane są przez zasygnalizowanie narzędzi czy miejsc, kojarzących się z konkretnymi niezbędnymi zajęciami: Cepy, Brona, Żuraw, Pieśń o młynie, Pasieka, Kartoflisko itp.

Niezależnie od tego, co jest przedmiotem opisu w konkretnym wierszu, zasada jest zawsze ta sama. Czy poeta pisze o takiej świętości, jak Chleb, czy też tworzy wiersz o Gnoju, jest pełen zachwytu wobec tych „produktów” wiejskiej rzeczywistości, dostrzega nierozerwalny związek między nimi. Przypomnijmy także, że uwzniośleniu opisywanych realiów sprzyja także kunsztowna forma sonetu, zarezerwowana tradycyjnie dla najbardziej wysokich treści. Przytoczmy dla przykładu jeden ze Staffowskich sonetów, wiersz U poju:

Gdy słońce pada w mgieł zachodnich sidła

I w bezgranicznej słodyczy spokoju,

Po gospodarskim, rzetelnym dnia znoju,

Zmierzch nad wsią senne swe roztacza skrzydła:

 

Spragnione kupią się z wolna u poju

Powracające z pola stada bydła,

Cierpliwe konie zwolnione z wędzidła

I krowy ciężkie przed porą podoju.

 

I gdy się widzi ten obraz prostaczy,

Serce skupione rozumie i baczy,

Że to coś więcej jeszcze wszystko znaczy:

 

Że jest w tym wzniosła mądrość prawdy bożej,

Co, wklęta w złoto zachodzącej zorzy,

Nad znojem świętą aureolę tworzy.

Dany utwór, jak wiele innych w poezji Staffa, jest świadectwem sakralizacji zwyczajnej, niepowabnej często dla samych bohaterów codziennej krzątaniny. Ich samych oraz ich prace, obyczaje zestawia często poeta z bohaterami i scenami biblijnymi, uświęcając tym samym wieś, jej pejzaż, mieszkańców.

Powyższy sonet jest również świadectwem tego, że składając hołd ludziom oraz ich pracom poeta nie zapomniał o ich wiernych pomocnikach, jakimi są zwierzęta na wsi. Niektórym zwierzętom i ptakom, a nawet owadom zostały poświęcone osobne wiersze. Wspomnijmy, na przykład, teksty: Wół, Wieprz, Pies w słońcu, Wyżeł, Koń, Kogut, Drób, Pszczoły.

Gorliwa praca wymaga wytchnienia, odpoczynku. Czas relaksu jest wypełniony niemniej treściwie, urozmaicają go różne obrzędy, na przykład, Dożynki i piękne święta liturgiczne, którym towarzyszy stosowna tradycja ludowa.

Opuściwszy „ścieżki polne” wydaje Staff tomik Sowim piórem (1921), w którym od poezji konkretu zmierza raczej w stronę liryki filozoficzno-refleksyjnej. Przedmiotem refleksji poetyckiej mogą tu być: sens tworzenia (Piosenko moja...), niezwykle charakterystyczna dla Staffa ogólna afirmacja rzeczywistości (Pogodnie patrzą...), miłość. Szczególnie dużo jest tutaj wierszy miłosnych, co nie jest przypadkowe, zważywszy fakt, że w roku 1922 poeta zawiera związek małżeński z Heleną Lindenbaum, z zawodu nauczycielką geografii. To ona była z pewnością adresatką wielu emocjonalnych, zmysłowych, subtelnych erotyków (Więc można kochać..., Adoracja, Pomiędzy nami... i in.).

Bardziej jednak udane są te wiersze Staffa, którym towarzyszy głęboka refleksja filozoficzna nad sensem istnienia, marzeń, szczęścia, przemijania. Czytając tego rodzaju wiersze można wywnioskować, że ulubioną porą doby był dla Staffa wieczór, który jakby wytyczał granicę między pracą zarobkową a przyjemnością tworzenia rzeczy oryginalnych, który to wieczór zsyłał też najczęściej natchnienie, zapraszał na przechadzkę. To wtedy powstawały chyba takie wiersze, jak Ostatnie blaski, Lubię u schyłku dnia, Zmierzch, Znów dzień zachodzi i in.

Wieczór to także stosowna pora do oddania czci Bogu, do obcowania z największą, mistyczną tajemnicą żywota. Motyw ten bardzo często i bardzo subtelnie towarzyszy filozoficzno-refleksyjnej liryce Staffa.

Tomik Żywiąc się w locie (1922), a zwłaszcza Ucho igielne (1927) zdominowała zawsze bliska Staffowi tematyka ewangeliczna. Związek jego poezji z Biblią, z tradycją chrześcijańską (w tym franciszkańską) to temat do osobnej dłuższej rozprawy. Motywy biblijne pełnią wieloraką funkcję w liryce Staffa: uwznioślają, sakralizują opisywaną rzeczywistość, nadają jej wyższą rangę, odświeżają poetykę, w subtelny sposób uczą zgody ze światem. Niektóre wiersze są jakby bezpośrednim przekazem, przekładem prawd ewangelicznych z języka biblijnego na język poetycki, który także wiele zawdzięcza leksyce sakralnej.

Przyjęto uważać, że najlepsze wiersze Staffa międzywojennego zawierają zbiorki Wysokie drzewa (1932) i Barwa miodu (1936). Tutaj już na dobre rezygnuje poeta z modernistycznej rozlewności, która cechowała niektóre jego wiersze z poprzednich tomików. Upraszczają się język i forma wiersza. Dominuje liryka pejzażowo-refleksyjna, klasycystyczny ład i harmonia łączą się niejednokrotnie z postawą franciszkańską, czego przykładem jest już tytułowy wiersz Wysokich drzew, w którym zachwyt nad pięknem wieczornego pejzażu łagodząco wpływa na stan ducha osoby kontemplującej:

O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa,

W brązie zachodu kute wieczornym promieniem,

Nad wodą, co się pawich barw blaskiem rozlewa,

Pogłębiona odbitych konarów sklepieniem.

 

Zapach wody, zielony w cieniu, złoty w słońcu,

W bezwietrzu sennym ledwo miesza się, kołysze,

Gdy z łąk koniki polne w sierpniowym gorącu

Tysiącem srebrnych nożyc szybko strzygą ciszę.

 

Z wolna wszystko umilka, zapada w krąg głusza

I zmierzch ciemnością smukłe korony odziewa,

Z których widmami rośnie wyzwolona dusza...

O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa!

Niestety, udało nam się tylko przyotworzyć przedsionek kolejnej ważnej fazy w rozwoju poezji Staffa. Bardziej szczegółowe omówienie nazwanych tomików, jak też twórczości powojennej poety zostawmy na kolejną okazję.

W powojennej Polsce były wydane zbiorki poetyckie Staffa: Martwa pogoda (1946), Wiklina (1954) i Dziewięć muz (1958). Dowiódł w nich artysta, że w kolejnej epoce ma coś do powiedzenia, że nieprzypadkowo nazywają go poetą trzech pokoleń, że jest w stanie tworzyć także wiersze naśladujące poetykę różewiczowską.

Na pewno miał jeszcze wiele ciekawych pomysłów, których nie zdążył urzeczywistnić. Jego piękny życiorys zamyka się 31 maja 1957 roku w Skarżysku Kamiennej, po paru miesiącach od śmierci żony. Spoczął w Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach.

Ostatni tomik poetycki zamyka wiersz bardzo charakterystyczny jak dla poetyki, tak dla wypracowanego systemu wartości późnego Staffa. Twórca próbuje w nim także przewidzieć swoje dzieje pośmiertne:

Ostatni z mego pokolenia,

Drogich przyjaciół pogrzebałem.

Widziałem, jak się życie zmienia,

I sam jak życie się zmieniałem.

 

Człowiekam kochał i przyrodę,

W przyszłość patrzyłem jasnym okiem,

Wielbiłem wolność i swobodę

Zbratany z wiatrem i obłokiem.

 

Nie wabił mnie spiżowy pomnik,

Rozgłośne trąby, huczne brawa.

Zostanie po mnie pusty pokój

I małomówna, cicha sława.

Tak skromnie oceniać swoją rolę potrafią tylko naprawdę wielcy ludzie, tylko artyści, którym jest pisany naprawdę długi żywot.

Halina Turkiewicz

Wstecz