Na bieżąco

Jest już projekt ustawy o pisowni nazwisk

Przygotowywana na Litwie ustawa o pisowni imion i nazwisk w dokumentach dopuszcza możliwość zapisywania ich polskim alfabetem. Grupa robocza przygotowująca projekt ustawy zakończyła już prace i przedstawiła go do zatwierdzenia rządowi.

Projekt uwzględnia żądania przedstawicieli polskiej społeczności, którzy od ponad dziesięciu lat ubiegają się o to, by ich imiona i nazwiska w dokumentach litewskich były pisane zgodnie z polskim alfabetem, z uwzględnieniem wszystkich znaków diakrytycznych.

Jak poinformowała przedstawicielka grupy roboczej, wiceprzewodnicząca Państwowej Komisji Języka Litewskiego Jurate Palionyte, „przy zapisywaniu nazwisk w dokumentach ustawa dopuszcza możliwość używania nie tylko alfabetu litewskiego, lecz także alfabetów wywodzących się z języka łacińskiego, w tym – polskiego”.

„Przy zapisywaniu nazwisk nielitewskich używając litewskiego alfabetu, zniekształca się tożsamość człowieka. Zważywszy, że mieszkańcy Unii Europejskiej ciągle podróżują i pracują w różnych państwach, takie zniekształcanie nazwisk sprawia wiele problemów” – powiedziała Palionyte.

Po zatwierdzeniu projektu ustawy przez rząd trafi on pod obrady Sejmu. Poważną przeszkodą w ostatecznym przyjęciu ustawy może być jednak orzeczenie litewskiego Sądu Konstytucyjnego z roku 1999, który uznał, że nazwiska obywateli Litwy powinny być pisane po litewsku.

Problem pisowni nazwisk polskich na Litwie jest jednym z najbardziej drażliwych i ciągle nie rozstrzygniętych problemów polsko-litewskich. Podpisanie umowy o pisowni nazwisk polskich na Litwie i litewskich w Polsce z użyciem wszystkich znaków diakrytycznych przewiduje traktat polsko-litewski.

Rada przy MON przeciwna otwarciu w Wilnie filii białostockiego uniwersytetu

Litewska Rada ds. Oceny Instytucji Naukowych i Jakości Studiów – ciało doradcze przy litewskim Ministerstwie Oświaty i Nauki – nie poparła inicjatywy otwarcia w Wilnie filii Uniwersytetu w Białymstoku – poinformował w kwietniu dziennik „Lietuvos žinios”.

Według dziennika, swą negatywną decyzję „Rada uzasadnia nieodpowiednią bazą materialną przyszłej filii w Wilnie”.

Pełnomocnik rektora białostockiego uniwersytetu ds. powołania filii w Wilnie prof. Jarosław Wołkonowski zaznaczył, że „zarzuty Rady są bezpodstawne”, gdyż uzyskał on wniosek litewskiej Inspekcji Pracy, w którym stwierdzono, że „przygotowywana baza materialna filii spełnia wszystkie warunki”.

Według Wołkonowskiego, „negatywna opinia Rady stanowi pewne zagrożenie dla otwarcia wileńskiej filii Uniwersytetu w Białymstoku”. Wyraża on natomiast nadzieję, że ostateczna decyzja rządu w tej sprawie będzie pozytywna.

„Uzyskaliśmy już pozytywne wnioski dwóch najważniejszych instytucji – Komisji Ekspertów i Komisji Uniwersyteckiej. Mamy pozytywną opinię Inspekcji Pracy. Obecnie wszystko zależy od decyzji minister oświaty i nauki Romy Žakaitiene, która zgłosi ostateczny wniosek do zatwierdzenia rządowi” – powiedział Jarosław Wołkonowski.

Jeżeli rząd wyrazi zgodę, filia białostockiego uniwersytetu w Wilnie będzie pierwszą filią zagranicznej państwowej uczelni na Litwie.

Z inicjatywą otwarcia filii polskiej uczelni w Wilnie wystąpiło przed kilkoma laty Stowarzyszenie Naukowców Polaków Litwy. Według danych z 2001 roku, poziom wykształcenia litewskich Polaków jest dwukrotnie niższy w porównaniu z litewską średnią krajową. Na 1000 Litwinów wyższe wykształcenie ma 126 osób, a wśród Polaków – tylko 63 osoby.

Zgodnie z założeniem, w wileńskiej filii białostockiej uczelni ma być wykładana informatyka i ekonomia. W pierwszym roku zamierza się przyjąć około 150 osób, docelowo będzie tu studiowało około 500 osób na dwóch kierunkach. Koszty nauki – około 550 tys. złotych rocznie – ma pokryć strona polska.

Prasa: śmierć Jelcyna przypomina, że Rosja była demokratyczna

„Śmierć Borysa Jelcyna przypomniała światu, że Rosja była kiedyś państwem demokratycznym” – odnotowały litewskie gazety, wspominając pierwszego prezydenta Rosji, który zmarł 23 kwietnia.

„Przed dziesięcioma laty Jelcyn, wyprowadzając wojska radzieckie z Litwy i ustalając granice obu państw, w wielkiej mierze przyczynił się do ugruntowania stosunków litewsko-rosyjskich” – czytamy w komentarzach.

„W 1991 roku Litwa była pierwsza wśród państw bałtyckich, których niepodległość uznała Rosja. (...) Gdyby nie Jelcyn, na wileńskim Placu Katedralnym chyba dotychczas powiewałaby czerwona flaga” – ocenia prasa.

Według prezydenta Valdasa Adamkusa, „Jelcyn był odważnym człowiekiem, o szerokiej duszy, który wejdzie do historii nie tylko Rosji, lecz także państw bałtyckich i całego świata”. „Jego postawa przyśpieszyła drogę Litwy do niepodległości” – zaznaczył Adamkus.

Vytautas Landsbergis, były przewodniczący Rady Najwyższej, a obecnie eurodeputowany, przypomina, że na początku lat 90. niepodległość Litwy w wielkim stopniu zależała od Rosji.

„W 1991 roku, 13 stycznia, w czasie agresji Związku Radzieckiego na Litwę, Jelcyn zdecydowanie opowiedział się po naszej stronie. W nocy zadzwonił do Michaiła Gorbaczowa i powiedział kilka bardzo ostrych słów” – wspomina Landsbergis.

„Uważam, że Jelcyn w historii niepodległej Litwy odegrał bardzo pozytywną rolę. Właśnie za jego prezydentury Litwa i Rosja zawarły wiele ważnych porozumień, a jedno z najważniejszych – o wyprowadzeniu wojsk radzieckich z naszego terytorium” – tak ocenił działalność pierwszego prezydenta Rosji premier Gediminas Kirkilas. Premier dodał, że „Rosja za czasów Jelcyna była znacznie bardziej liberalna niż obecnie”.

„Borys Jelcyn – to symbol rosyjskiej demokracji, jakakolwiek by była. Teraz mamy Władimira Putina, który jest symbolem niedemokratycznej Rosji” – uważa wiceprzewodniczący Sejmu, lider konserwatystów Andrius Kubilius.

Socjaldemokraci i konserwatyści będą kontynuowali współpracę w Sejmie

Rządzący na Litwie socjaldemokraci i opozycyjni konserwatyści, którzy grozili sobie wzajemnie, że zerwą współpracę w Sejmie, od czego zależy funkcjonowanie mniejszościowego rządu, postanowili współpracę kontynuować.

„Będziemy współpracowali w ramach porozumienia zawartego ubiegłego lata” – poinformował dziennikarzy premier Gediminas Kirkilas pod koniec kwietnia, po spotkaniu kierownictwa obu ugrupowań politycznych.

Przewodniczący partii konserwatywnej, wiceszef Sejmu Andrius Kubilius zaznaczył, że decyzja o kontynuacji współpracy zapadła po tym, gdy partia socjaldemokratyczna zmieniła stanowisko w sprawie odwołania ze stanowiska dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Państwa Arvydasa Pociusa.

Przed miesiącem konserwatyści zaczęli grozić, że zrezygnują z popierania socjaldemokratycznego rządu mniejszościowego, jeśli między innymi nie zostanie odwołany Pocius, któremu zarzuca się niezdolność do kierowania departamentem bezpieczeństwa; chodzi o przecieki informacji w tym resorcie.

Mniejszościowy rząd socjaldemokratyczny, wspierany przez konserwatystów, powstał w lipcu zeszłego roku, gdy rozpadła się poprzednia rządząca koalicja.

Premier i przewodniczący socjaldemokratów Algirdas Brazauskas podał się do dymisji, gdy z koalicji wycofała się skompromitowana i oskarżona o nadużycia finansowe Partia Pracy.

Sejm znowelizował ustawę lustracyjną

Sejm znowelizował ustawę lustracyjną. Zgodnie z wprowadzonymi poprawkami byli oficerowie rezerwy KGB przez 10 lat będą mieli ograniczony dostęp do pracy w służbie państwowej, podobnie jak byli kadrowi pracownicy sowieckich służb specjalnych.

Rezerwiści KGB nie będą mogli pełnić stanowisk, na które powołuje Sejm, prezydent i premier. Nie obejmą tek prokuratorów, ministrów i wiceministrów, kontrolerów państwowych. Nie będą też mogli pracować w Departamencie Bezpieczeństwa Państwa i dyplomacji.

Obecna nowelizacja ustawy lustracyjnej dotknie przede wszystkim byłego ministra spraw zagranicznych i byłego ambasadora Litwy w Polsce, posła Antanasa Valionisa oraz byłego dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Państwa Arvydasa Pociusa.

Przed ponad dwoma laty ujawniono, że Valionis i Pocius byli oficerami rezerwy KGB. Jednakże wówczas specjalnie powołana sejmowa komisja uznała, że obaj urzędnicy nie stanowią zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego kraju i pozostali na swych stanowiskach. Obecnie, zgodnie z zatwierdzonymi poprawkami do ustawy, będą musieli pożegnać się na 10 lat z pracą w urzędach państwowych.

Według litewskich historyków, w czasie 50 lat okupacji z sowieckimi służbami specjalnymi współpracowały tysiące osób; samych tylko tajnych współpracowników było około 4 tys. Przed komisją lustracyjną do współpracy przyznało się około 1600 osób.

Związkowcy z rafinerii Możejki żądają równych płac

Związkowcy z litewskiej rafinerii „Mažeikiu nafta”, zarządzanej przez polski koncern PKN Orlen, domagają się, by zatrudnieni w rafinerii Litwini otrzymywali wynagrodzenia w podobnej wysokości, jak obcokrajowcy pracujący w tym zakładzie. W przypadku niespełnienia żądań, związkowcy grożą strajkiem

Związkowcy z Możejek przesłali list do litewskiego rządu, Konfederacji Przemysłowców Litwy, Konfederacji Związków Zawodowych i innych instytucji, w którym apelują o „zainicjowanie przyjęcia aktów prawnych eliminujących tę dyskryminację”.

Zdaniem przewodniczącej związku, Virginii Vilimiene, „tylko rząd, albo Sejm przyjmując odpowiednie akty mogą naprawić tę niesprawiedliwość”. Vilimiene przypomniała, że „obowiązkiem litewskiego rządu jest obrona praw litewskich pracowników”.

Kwestia nierównych wynagrodzeń wynikła pod koniec ubiegłego roku. W styczniu tę sprawę badał litewski urząd ds. równouprawnienia i uznał, że nie ma nieprawidłowości w tym, że wynagrodzenia pracujących w rafinerii Polaków, Hiszpanów bądź Włochów są 3-4-krotnie wyższe niż Litwinów.

Urząd orzekł, że zróżnicowanie wynagrodzeń wynika z tego, iż obcokrajowców zatrudnia nie bezpośrednio sama rafineria, ale firmy zewnętrzne, których zleceniodawcą są Możejki.

PKN Orlen 15 grudnia przejął kontrolny pakiet 84,36 proc. akcji „Mażeikiu nafta” za 2,34 mld USD.

Litwa produkuje domki dla angielskich biedronek

Domki dla żab, nietoperzy czy owadów – tak nietypową produkcją zajmuje się jedno z litewskich przedsiębiorstw na północy Litwy, w Kelme.

Jak twierdzi kierownik produkcji w tej firmie Jurate Kučinskaite, „na Litwie domki nie cieszą się popularnością, praktycznie cała produkcja jest wywożona do państw Europy Zachodniej”. Według niej, dzieje się tak, że „na Zachodzie ludzie mają zupełnie inny stosunek do przyrody”.

W ciągu roku około 100 tys. domków wędruje do Wielkiej Brytanii, Niemiec i Danii. Brytyjczycy najchętniej kupują domki dla żab, owadów i nietoperzy. Wśród Duńczyków i Niemców popularnością cieszą się klatki dla królików i karmniki.

Aleksandra Akińczo 

Wstecz