Eter, który łączy rodaków

Rozmowa z Czesławem Okińczycem, założycielem i prezesem Radia „Znad Wilii” u progu jego 15-lecia

Stał Pan u kolebki Radia „Znad Wilii”. Zanurzmy się więc we wspomnienia. Jak to się stało, że wpadł Pan na pomysł założenia właśnie rozgłośni radiowej?

W styczniu 1991 roku, w okresie wielce dramatycznych wydarzeń, kiedy Litwa stała wobec zagrożenia sowieckiej machiny wojskowej, z ramienia odrodzeniowego Sejmu i na polecenie jego przewodniczącego Vytautasa Landsbergisa przebywałem w Macierzy, reprezentując natenczas Litwę w Polsce, Czechosłowacji i na Węgrzech. Miałem więc informować demokratyczny świat o sytuacji, jaka u nas zaistniała.

Był to w Polsce akurat okres, kiedy powstawały prywatne rozgłośnie radiowe. Właśnie do jednej z takich – Radia Zet, mieszczącej się wtedy w dwóch pokojach, zlokalizowanych przy Nowym Świecie, byłem wówczas często zapraszany, by wyłuszczać racje Państwa Litewskiego. Za każdym razem nie kryłem podziwu dla tam pracujących 10 dziennikarzy i ich szefa, niestety, już św. pamięci Andrzeja Wojciechowskiego, niezwykle mocnej i prawej osobowości. Potrafili bowiem poprzez eter jakże skutecznie kształtować i oddziaływać na świadomość warszawiaków.

To właśnie wizyty w Radiu Zet zrodziły w mojej głowie pytanie: „Czy aby my, Polacy na Litwie, nie bylibyśmy w stanie czegoś podobnego stworzyć?”. Do konkretów wróciłem w maju 1991 roku, zaraz po powrocie na Litwę. Sytuacja w tym była wielce przychylna, co wynikało z poparcia Polski dla dążeń niepodległościowych Litwy jak też z mojej mocnej pozycji na arenie litewskiej, zważywszy to, jak wiele dla Pogoni zdążyłem zrobić.

Czy aby nie przestraszał Pana fakt, że zacząć wypada od zera?

Owszem, pewne ryzyko istniało. Tym bardziej, że jedynym analogiem prywatnej rozgłośni radiowej na Litwie był wtedy „Radiocentras”, z którego później odpączkowało Radio M-1. Wolnego eteru było więc pod dostatkiem. Z uzyskaniem częstotliwości nie było problemu. Podobnie jak z ulokowaniem się na 18 piętrze Domu Prasy, gdzie otrzymaliśmy cztery pokoje.

Na początek wypadło znaleźć choć kilka osób, mających urealnić pomysł. Tak się szczęśliwie stało, że na mojej drodze stanął pierwszy dyrektor Radia „Znad Wilii” Walery Tankiewicz, ówczesny nauczyciel Wileńskiej Szkoły Średniej im. Władysława Syrokomli, którego udało się przekonać do tego projektu. Niezwykle pomocna w pozyskiwaniu z kręgu swoich znajomych ludzi młodych, zdolnych i aktywnych okazała się Irena Wojciechowska. I tak to krok po kroku zdążaliśmy do przodu, bogatsi o techników, muzyków, didżejów i, oczywiście, o kadrę dziennikarską. Dla mnie osobiście w tych początkach niezwykle pomocny był spokój w domu, jaki wnosiła małżonka Henryka, zdecydowanie akceptująca i popierająca ideę z rozgłośnią radiową.

Po etapie rozruchowym nastał historyczny 1 lipca 1992 roku, kiedy to Sabina Giełwanowska drżącym z przejęcia głosem wypowiedziała przed mikrofonem pierwsze słowa. Nie kryję, że wzruszenie to do łez w oczach udzieliło się również nam wszystkim, że oto po tylu latach w eterze odradza się samodzielny polski głos. Mnie i kolegom towarzyszyła wówczas jedna myśl: jak spowodować, by z mety uzyskać należyty poziom.

A nie minę się z prawdą, jeśli powiem, że startowaliśmy naprawdę z wysokiego pułapu, w czym pomocne było wzorowanie się na polskich rozgłośniach, m. in. – na Polskim Radiu, Radiu RMF FM i Radiu Zet. Splendoru dodawały nam też bez wątpienia retransmitowane polskie audycje Radia BBC, dzięki czemu pozyskiwaliśmy informacje z całego świata, a przez to – przewagę nad innymi. By być bardziej operatywnymi, mieliśmy swoich informatorów, wyjeżdżaliśmy na miejsce wydarzeń. No, i – oczywiście – dzięki pomysłowości pierwszego dyrektora muzycznego Jarosława Kamińskiego graliśmy bardzo dobrą muzykę. Tę nie dudniącą w uszach, tylko ze środka, spokojną, przyjemną w odbiorze. To sprawiało, że merytorycznie byliśmy najlepsi.

Co – jak się domyślam – miało służyć pozyskiwaniu słuchaczy…

Tak. Przypomnę, że walcząc o rynek, zaczęliśmy emisje programów informacyjnych w skróconej wersji również po litewsku i rosyjsku. Konkurenci tymczasem nie drzemali. Niebawem powstało Radio M-1 Plus, które skopiowało poniekąd wszystko, co mieliśmy najlepszego. Ponieważ miało ono szerszy zasięg, zabrało nam słuchaczy Litwinów. Doszedłszy do wniosku, że rywalizacja nie ma sensu, zrezygnowaliśmy z języka litewskiego, pozostając w wersji polsko-rosyjskiej, ze zdecydowaną wszak przewagą języka polskiego.

Do głębokiego kryzysu w Rosji w latach 1998-1999 niezłe dochody czerpaliśmy z emitowania w eterze reklam, nakierowanych na jakże chłonny tamtejszy rynek. Kryzys, o którym wspomniałem, spowodował, że nastąpiła w tym wielka posucha z powodu wykruszenia się z interesu drobnych i średnich przedsiębiorców. Nie ukrywam, nastały czasy bardzo trudne. By jakoś przetrwać, wypadało mocno zaciskać pasa.

Wyszliśmy z opresji obronną ręką, choć, kto wie jakby było, gdyby nie pomoc z Macierzy, a konkretnie – Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”, aczkolwiek postawiono tam warunek, że ma być wspierane raczej słowo polskie. Ponieważ akurat pojawiło się „Russkoje Radio”, zrezygnowaliśmy z programów rosyjskich. Z pewnym bólem w sercu, gdyż byliśmy świadomi, że krąg słuchaczy zawęzi się o wielu z grona rodaków, którzy wcześniej albo później ukończyli tak niestety modne w naszym środowisku szkoły rosyjskie. Od roku 1999 emitujemy więc programy wyłącznie w języku ojczystym, co jest na pewno naszym dodatkowym plusem.

Ta pomoc z Polski dla nas miała tam naprawdę niejeden serdeczny adres. Np. pierwszą konsoletę za pośrednictwem Radia „Solidarność” otrzymaliśmy od Polskiego Radia. Ludzie z tego Radia pomogli ponadto cały ten sprzęt uruchomić. Co więcej, w początkach swą obecnością w studiu dodawali nam otuchy, będąc poniekąd dobrymi duchami.

Teraz, kiedy już mocno stoimy na nogach, chcielibyśmy za to wszystko im serdecznie podziękować, przywołując też we wdzięcznej pamięci wsparcie ze strony ówczesnego wiceministra kultury RP Waldemara Dąbrowskiego, a później – wiceministra kultury Wacława Janasa.

Jak się wówczas widziały Panu rola i wizja poczętej rozgłośni?

Tworzone radio widziało się nam jako komercyjne, bezstronne, potrafiące zadowolić słuchaczy o różnych poglądach. Staraliśmy się nie polityzować eteru. Dziś z całym przekonaniem mogę stwierdzić, że radio to nigdy nie było tubą mojego politycznego image, starałem się pozostawać poza mikrofonem.

Jeśli swego czasu prowadziłem „Salon polityczny” – to jedynie po to, by nadać mu rozpędu, ściągnąć do radia dzięki rozległym kontaktom ważnych gości. Kiedy ci politycy nabrali przyzwyczajenia dla naszych polskich słuchaczy i pojęli wagę zabierania przed nimi głosu, od razu się wycofałem.

Moim zadaniem było przecież powołanie czegoś takiego, czym by mogli się zajmować młodzi ludzie, tworząc polskie lobby medialne, uznawane przez wszystkich mieszkańców Litwy, niezależnie od ich narodowości. Mam prawo liczyć, że właśnie taką wizję wykreowaliśmy.

Radio „Znad Wilii” przebyło już 15-letni szlak. Które z wydarzeń szczególnie chętnie przywołuje Pan w pamięci?

Za lat 15, jak to w życiu bywa, mieliśmy wzloty i upadki. Zawsze staraliśmy się być jednak blisko życia i reagować na wydarzenia. Czego przykładem niech posłuży nasza akcja pomocy powodzianom w Polsce, jaka znalazła spontaniczny odzew w gronie słuchaczy w postaci datków pieniężnych dotkniętym kataklizmem rodakom. Inicjowaliśmy tę akcję ze szczególnym odruchem serc. Świadomi, że Radio „Znad Wilii” powstało w znacznej mierze dzięki pomocy Polski. Cieszyliśmy się, że teraz możemy zdobyć się na gest solidarności z naszymi rodakami, spłacając poniekąd dług wdzięczności. Przypomnę, że funduszy tych uzbieraliśmy więcej nawet, niż stanowiło oficjalne wsparcie na ten cel Pogoni dla Orła Białego.

Przeżyłem nie lada wzruszenie, kiedy mogłem z pomocą osobiście ruszyć na tereny dotknięte powodzią, objeżdżać szkoły, domy dziecka lub inne instytucje publiczne i rozdysponowywać w zależności od potrzeb uzbierane przez nas w wielkim solidarnościowym zrywie pieniądze.

Z wielkim sentymentem wracam pamięcią do wizyt w naszych progach licznych notabli jak z Polski tak też z dalszej zagranicy. Tych ostatnich reprezentowali m. in. służący nam zresztą niezwykle cennymi radami zawodowymi polski radiowiec wszech czasów Jan Nowak-Jeziorański albo Zbigniew Brzeziński. Na naszej antenie gościli też prezydenci Polski, marszałkowie jej Sejmu i Senatu, znaczące osobistości litewskiej sceny politycznej. Możemy się też pochwalić krociem imprez i akcji zorganizowanych przez radio, co pomnaża nasz dorobek.

Domyślam się, że największy majątek Pańskiego radia stanowią ludzie, którzy tworzyli i tworzą jego oblicze. Niech Pan zechce szerzej zaprezentować zespół, przywołując we wdzięcznej pamięci tych najbardziej zasłużonych.

Kilku, którzy stali u początków, już wymieniłem. Tę listę chcę uzupełnić o obecnego dyrektora radia Mirosława Juchniewicza, o szykujące serwisy informacyjne Aleksandrę Akińczo, Krystynę Kamińską, Renatę Butkiewicz, Bożenę Lenkiewicz, Barbarę Sosno, o gospodynię „Salonu politycznego” Renatę Widtmann, o dokonującą przeglądów prasy Halinę Kamczycką, o obecnego dyrektora muzycznego Mariusa Pileckisa, który, choć nie jest Polakiem, doskonale się orientuje w drogich nam melodiach. Wszyscy są niezwykle sprawni zawodowo, a prezenterka Sabina Giełwanowska urosła na prawdziwą „gwiazdę”, jakiej pozazdrościć nam może niejedna rozgłośnia radiowa w Polsce. Jestem dla nich pełen podziwu za zaangażowanie, ze twórcze poszukiwania, za profesjonalizm, za serce, jakie wkładają w codzienny wysiłek, by Radio „Znad Wilii” miało wysoką renomę.

Nie omylę się twierdząc, że zebraliśmy najlepszych. Jeśli w gronie naszych rodaków są chętni podjęcia się pracy radiowców, serdecznie zapraszamy, gdyż zamierzamy rozszerzać swój potencjał.

Mamy dziś czasy kultu pieniądza. Aby się utrzymać, trzeba zarabiać na siebie. Jak z tym sobie radzi Pańskie radio?

Startowaliśmy jako radio komercyjne i po dziś dzień na takich zasadach funkcjonujemy. Za „tak” nikt jednak pieniędzy nie daje. Po to, by otrzymać wsparcie finansowe np. ze strony Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”, tworzymy programy, omawiane następnie wnikliwie na posiedzeniach jej zarządu, a czyni się im zadość dopiero wówczas, jeśli potrafią być lepsze od innych zgłoszonych. Jest to ważne, choć nie jedyne źródło naszego wsparcia, których to źródeł stale poszukujemy, walcząc m. in. wcale z niezłym skutkiem o litewski rynek reklam.

Spoglądam w przyszłość z większym optymizmem w związku z wejściem Litwy do Unii Europejskiej oraz coraz bardziej strategicznym partnerstwem Polski i Litwy w sferze gospodarczej, czego dowodzi wzmożona obecność polskich firm na rynku litewskim. Jesteśmy otwarci na ich reklamy, co na pewno korzystnie wpłynie na naszą kondycję finansową.

Podoba mi się w Radiu „Znad Wilii” postępująca różnorodność. Coś dla siebie mogą tu znaleźć harcerze, kombatanci, nauczyciele, miłośnicy muzyki. Nie stroni też ono od problemów, z którymi boryka się społeczność polska na Litwie, że przywołam tu „Salon polityczny” albo audycje dotyczące zwrotu ziemi. Czy można się spodziewać, że różnorodności tej będzie nadal przybywało?

Ponieważ jesteśmy jedynym polskojęzycznym radiem, do wielu „twarzy” zmusza nas samo życie. By maksymalnie zadowolić gusta słuchaczy i dotrzeć do różnych wiekiem rodaków, czyniąc zadość ich zainteresowaniom. Mamy przecież aspiracje, by być radiem każdego i wszystkich Polaków na Litwie.

Ostatnie wydarzenia polityczne w postaci wyborów samorządowych dowiodły, że możemy tym zadaniom sprostać. W toku kampanii poprzedzającej batalie przy urnach staraliśmy się być tym, kto łączy a nie dzieli rodaków, zważywszy, że mamy wspólne cele i problemy, którym trzeba zaradzić. Wyborcze hasło AWPL i innych naszych organizacji społecznych „W jedności – siła” z powodzeniem może być też hasłem naszego radia, gdyż o takową jedność usilnie zabiegamy. Podobnie jak o to, by krąg słuchaczy tworzyli ludzie o różnych zainteresowaniach i opcjach politycznych, stąd bardzo nam zależy na ich uwagach oraz opiniach, jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje.

Ponieważ nasze samorządy na Wileńszczyźnie odniosły w ostatnich wyborach jakże wymowne zwycięstwo, zrodziła się idea szerszego informowania o działalności radnych Polaków. W tym celu zawiązał się specjalny program, mający informować o życiu w gminach i o tym, jak nasi samorządowcy w codziennej praktyce realizują przedwyborcze obietnice. Jestem pewien, że oprócz ładunku informacyjnego zdyscyplinują i nakażą wysoko podwinąć w robocie rękawy tym, których ludzie obdarzyli kredytem zaufania.

Czy teraz, po 15 latach, czuje się Pan spełniony i szczęśliwy, słuchając własnego radia?

Zdecydowanie tak. Sądzę, że udało się nam wiele zrobić, stąd jestem niezmiernie rad, że to radio stworzyłem, że ono niezmiennie od lat 15 funkcjonuje, że coraz więcej rodaków na Litwie uznaje je za własne radio, że słychać nas praktycznie w każdym polskim domu. O tej, tak miłej nam popularności dowodzi fakt, że na nasz jubileuszowy koncert z okazji 15-lecia bilety zostały do reszty wysprzedane. Ten koncert – to również wymowny przejaw, jak się wzajemnie lubimy i szanujemy: my, jako radio, organizując swym słuchaczom tak imponujący koncert muzyki biesiadnej, a oni nań tłumnie przychodząc. Dla takich chwil naprawdę warto pracować i ponieść niejedno wyrzeczenie.

Z czym się wiążą plany na radiową przyszłość?

Chcemy po raz kolejny zmodernizować technicznie studia, aby zdecydowanym krokiem podążyć w XXI wiek ułatwiając sobie pracę, by być bardziej operatywnym i jeszcze bliżej słuchacza.

Mamy też wiele pomysłów z nowymi programami albo też odradzając niektóre stare, że przywołam tu emitowane już niegdyś audycje dla najmłodszych, polegające na czytaniu bajeczek na dobranoc. Korzystając z bycia na łamach „Magazynu Wileńskiego” gorąco zachęcam rodaków do dzielenia się swymi pomysłami co do wizji naszego radia w przyszłości. Zapewniam, że te najciekawsze zostaną wnikliwie przeanalizowane i w miarę możliwości uwzględnione.

Co w imieniu jubilatki chciałby Pan powiedzieć na zakończenie wszystkim tym, kto wyznaje, że Radio „Znad Wilii” – to jego radio?

Przede wszystkim chciałbym przeogromnie podziękować słuchaczom za wierność. Jesteśmy naprawdę szczęśliwi, że możemy być razem z rodakami, budując z dnia na dzień naszą jedność, informując i umilając taktami muzycznymi życie. Chcielibyśmy doczekać w eterze jeszcze niejednego okrągłego jubileuszu, który pozwoli uświadomić, że to, co robimy, służy umacnianiu naszego trwania na ojczystej ziemi.

Serdecznie dziękuję za rozmowę, życząc, by również nadal eter Pańskiego radia łączył rodaków i falował tak dostojnie, jak „naszych strumieni rodzica”, którą to rzekę ma w nazwie rozgłośnia.

Rozmawiał Henryk Mażul

* * *

Kariera w stylu amerykańskim

Dyrektor generalny Radia „Znad Wilii” – Mirosław Juchniewicz – może być dumny z tego, że udało mu się zrobić karierę w iście amerykańskim stylu. Jest w radiu od dnia jego założenia. Pracę tu zaczynał w roli realizatora, był prowadzącym program muzyczny. Aż w roku 2000 (dokładnie 16 maja) awansował na stanowisko dyrektora generalnego. Awans ten nie był przypadkowy. W ciągu ośmiu lat pracy poznał gruntownie, od podstaw radiową kuchnię – styl pracy i zasady funkcjonowania radia oraz współpracy w nim ludzi-radiowców. Wszystko to podbudował studiami na kierunku zarządzania biznesem w wyższej szkole (obecnie Uniwersytet im. M. Romera). Dlaczego właśnie on został generalnym dyrektorem? Chyba najlepiej uosabiał takie cechy jak: kompetencja, praktyka, wykształcenie i lojalny stosunek do firmy.

Mirosław Juchniewicz jest odpowiedzialny za prowadzenie spółki – funkcjonowanie radia oraz 20 pracowników etatowych. Lwią część jego czasu pracy pochłania zarabianie pieniędzy: poszukiwanie reklamodawców, sponsorów. Niszowe radio – jakim jest „Znad Wilii” – nadające w języku mniejszości narodowej i mające ograniczony zasięg odbioru, oczywiście, nie jest w stanie w pełni siebie utrzymać. Jest dotowane przez Senat RP, poprzez Fundację „Pomoc Polakom na Wschodzie”. To wsparcie pokrywa 40 proc. budżetu i jest kierowane na cele programowe. Za pieniądze te powstają m. in. audycje edukacyjne, kulturalne, gospodarcze na określone tematy. Pozostałe pieniądze spółka musi zarobić sama. Dyrektora czeka więc niełatwa praca dogadywania się z agencjami reklamowymi, reklamodawcami, których należy przekonać, że właśnie na falach Radia „Znad Wilii” ich reklama chwyci najlepiej. Tak duże kompanie jak np. „Coca-Cola” są nakierowywane na milionowych odbiorców, zaś jego, jako negocjatora, zadaniem jest przekonać potencjalnego klienta, że Polak z Wileńszczyzny kupuje w tych samych sklepach te same towary co i cała reszta obywateli, więc warto go do tego namawiać w radiu, nadającym w jego ojczystym języku. Czas emitowania reklamy, jej zakres i, oczywiście, cena – wszystko to jest sprawą negocjacji. Tu są pomocne zarówno wiadomości teoretyczne z marketingu oraz nabyta praktyka. Ma też radio stałych partnerów-reklamodawców, jak np. LOT. Reklama jest nadawana nie tylko w języku polskim, ale też w innych – jak sobie tego życzy klient. Jej podanie – udźwiękowienie, oprawa – to już sprawa realizatorów, uzgadniających szczegóły z klientami.

Pomyślna praca radia, jego bezsporny sukces odniesiony w ciągu 15 lat bycia na antenie nie byłby do pomyślenia bez zespołu: twórczego, profesjonalnego i bardzo zgranego. M. in. to zgranie jest bardzo ważne. Bo najlepszy reportaż może być fatalnie wyemitowany, a z kolei letnie, mdławe wiadomości odpowiednio „ubrane” w muzykę i dowcipny komentarz prowadzącego program całkiem godne wysłuchania. Właśnie zespół składający się z reporterów, prowadzących programów, realizatorów i pracowników technicznych – pracuje na wspólny sukces.

W zasadzie wszyscy zaczynali jako amatorzy w tej dziedzinie – przyszli wypróbować siebie na antenie, bo o godz. 14 dnia 1 lipca 1992 roku narodziło się nowe radio. Tak się stało, że trzon zespołu tworzą zawodowi dziennikarze, którzy pracę zaczynali w większości w prasie i poloniści. Radio ma to do siebie, że wymaga nie tylko umiejętności dziennikarskich, poprawności językowej, ale też odpowiedniej dykcji, a nawet zdolności aktorskich. Wszystkiego tego uczyli się w trakcie pracy.

Mirosław Juchniewicz podkreśla, że wprost nieocenionej pomocy w doskonaleniu warsztatu doznali ze strony Polski. Staże w rozgłośniach, przyjazd dziennikarzy radiowych, specjalistów do prowadzenia zajęć tu, w Wilnie, pomogły kolegom z roku na rok się doskonalić. Dyrektor też z takich staży korzystał w Radiu Polskim. Natomiast co roku na jesieni bierze udział w konferencji radiowej w Warszawie, na którą przybywają przedstawiciele z całej Europy, by wymienić doświadczenie i omówić, kto tego roku był najlepszy, co można uznać za sukces w roku np. 2006.

Aktualne i atrakcyjne radio nadające w ciągu 24 godzin na dobę wymaga dokładnie przemyślanej konstrukcji programu. Oczywiście, podkreśla dyrektor, nie musieli odkrywać Ameryki, mieli na kim się wzorować układając ramówkę. Nie gonią za tym, by na siłę co pewien czas wszystko zmieniać, jednak życie, a przede wszystkim, słuchacze, niekiedy podpowiadają, że zarówno czas nadawania, forma powinny być skorygowane. Bardzo więc sobie cenią opinie słuchaczy. Starają się zawsze czynić zadość ich inicjatywom, propozycjom, potrzebom… Właśnie tak rodziły się niektóre autorskie programy: religijny, harcerski, ostatnio – o zwrocie ziemi, bolesnym temacie dla większości mieszkańców Wileńszczyzny. Prowadzą je specjaliści, ludzie znający tematykę, młodzież harcerska. Dyrektor zaznacza, że zawsze jest otwarty na propozycje różnych środowisk. Bardzo chętnie widzi w radiu młodzież, chcącą wypróbować siebie na antenie. Bo, pomimo posiadania własnej wykwalifikowanej kadry, ciągle odczuwa brak nowych głosów.

Rozgłośnia „Znad Wilii” posiada też tę specyfikę, że musi zadowolić gusta różnych wiekowo słuchaczy. Nie jest tajemnicą, że do radia wielce są przywiązani ludzie w średnim i starszym wieku, a radiu też zależy, by możliwie najwięcej młodzieży nastrajało swe odbiorniki radiowe na 103,8 FM. Zatem zarówno tematyka, jak i grana na falach muzyka muszą być w wyważonej proporcji, dobierane do wieku potencjalnego słuchacza. To samo dotyczy tak ostatnio popularnych konkursów, gier.

Kiedy pytam dyrektora o plany na przyszłość, akcentuje dwa wątki: modernizacja techniczna radia oraz „odmłodzenie”. Do obowiązków dyrektora generalnego należy nie tylko zarabianie pieniędzy, ale też inwestowanie. Mirosław Juchniewicz doskonale rozumie, jak ważne są umotywowane i na czas poczynione nakłady. Oczywiście, nigdy nie żałowali inwestycji w ludzi. Ale nastały czasy, kiedy to w zawrotnym wprost tempie zdążający postęp techniczny wymaga zainwestowania w sprzęt. Już w najbliższym czasie rozgłośnia się zmodernizuje.

W sferze „ludzkiej” radio nastawione jest na przyciągnięcie do odbiorników młodzieży poprzez zaangażowanie ludzi młodych do pracy, emitowanie młodzieżowej muzyki, konkursów, popularnych SMS-ów. Swoistemu „odmłodzeniu” ma też ulec styl prowadzenia programów, język, słownictwo prowadzących. Radio ma być „na luzie”. Czy takie przypadnie do gustu słuchaczom? Z pewnością. Zmian tych nie wymyślili sobie w ciszy gabinetów, ale w kontakcie z odbiorcami. Dyrektor po raz kolejny podkreśla, iż najważniejszy jest słuchacz, któremu serdecznie dziękuje za tych wspólnych lat 15 i gorąco zachęca do bycia nadal z Radiem „Znad Wilii”, które będzie się starało uczynić wszystko, by rodacy z Wileńszczyzny mieli na antenie interesujące, profesjonalne i wesołe programy.

Mirosław Juchniewicz, jak i większość pracowników radia, należy do tych szczęśliwych ludzi, dla których praca stanowi też hobby. Godzin więc nigdy nie liczy, ale przyznaje, że nie wyobraża siebie siedzącego (przepraszam, pracującego) przez osiem godzin przy biurku. Lubi czuć tempo życia, obcować z ludźmi… A jak murów miasta ma dość (czasami tak się zdarza), to jest wędkowanie, sport (nie uznaje pasywnego odpoczynku) i już wkrótce jest gotów… znów coś „generować”.

Janina Lisiewicz

* * *

Są słuchani naprawdę w wielu polskich domach w Wilnie i na Wileńszczyźnie. Znani są więc z głosów. Z okazji 15-lecia rozgłośni zdecydowaliśmy ukazać ich twarze i naszkicować minisylwetki. A zatem, Radio „Znad Wilii”, do imiennej prezentacji wystąp! W kolejności, jaką nakazuje polskie abecadło:

ALEKSANDRA AKIŃCZO

Oficjalnie w Radiu „Znad Wilii” jest od początku, a nieoficjalnie – o kilka miesięcy przed jego założeniem. Pierwszym dyrektorem był Walery Tankiewicz, prywatnie – jej szwagier, więc radio powstawało – jak żartuje – również w jej kuchni. Wszystko się zaczynało od zera, od tworzenia zespołu. Walery postawił sprawę po męsku: bierzesz w radiu dział muzyczny lub informację? Nie pytając wcale, czy się zgodzi wyjść z dziennika „Kurier Wileński”, w którym pracowała. Wybrała informację i nigdy tego nie żałowała.

Mówi, że to właśnie radio ukształtowało ją na dziennikarkę. Po ukończeniu Wileńskiej Szkoły Średniej nr 11 (obecnie Gimnazjum im. A. Mickiewicza) studiowała właśnie dziennikarkę na Uniwersytecie Wileńskim. Po studiach w ciągu 4 lat pracowała w ww. dzienniku. Ale – uważa – to był dopiero dobry wstęp do zawodu. Właśnie w radiu miała doskonałych nauczycieli – dziennikarzy radiowych z Polski. Z największą wdzięcznością wspomina Alinę Kurkus, korespondentkę PAPu na Litwie, która nauczyła ją serwowania bieżącej informacji radiowej. I oto mija już 8 lat, odkąd sama jest korespondentką PAPu na Litwie. Na szczęście, praca w tej agencji pokrywa się z pracą w radiu.

Ola jest urodzoną dziennikarką informacyjną, dla której najbardziej się liczy: co, gdzie, kiedy? Pisze na czas, konkurując z litewskimi agencjami informacyjnymi. No, bo jeśli się spóźni, to PAP wykorzysta informację przetłumaczoną z litewskich agencji BNS czy ELTA, co dla niej jest zupełnym obciachem. Ale właśnie taki rytm, dynamika pracy jej odpowiada.

W radiu Aleksandra Akińczo – jak sama mówi o sobie – jest raczej osobą anonimową. Przygotowuje i odpowiada za serwis informacyjny, nie może przeoczyć jakichś wydarzeń, tematów. To ona zbiera, serwuje wiadomości, natomiast przekazuje je słuchaczom ktoś inny. Czasami tylko zastępuje na antenie koleżanki-serwisantki, których jest ogółem pięć.

Jej dzień pracy rozpoczyna się o godzinie 6.30, od włączenia odbiornika radiowego na program rozgłośni państwowej „Lietuvos radijo pirmoji programa”. Wyłapuje potrzebną informację. Słucha też porannych wiadomości swojego radia – czy aby nie pozostają w tyle za informacją krajową. Następnie jedzie do pracy i tu przegląda przygotowane serwisy informacyjne. Wiadomości czerpane są z dwóch litewskich i polskiej agencji, stron internetowych, z krajowej prasy polskiej i litewskiej. Notuje, sygnalizuje koleżankom z serwisu, co w dniu bieżącym należy donieść do wiadomości słuchaczy. Informacje, które pisze dla PAPu, najpierw udostępnia dla swojego radia.

Nie ma ścisłego harmonogramu ani określonych godzin pracy. Wychodząc rano z domu, nigdy nie wie, kiedy wróci. Bo po przyjściu do radia raptem się okazuje, że w późnych godzinach popołudniowych ma konferencję prasową z ważnym politykiem z Polski. Z konferencji wraca do radia i pisze na gorąco relację z tego spotkania.

– Ale w radiu nie tylko się pracuje, a się żyje – pełną piersią – mówi Ola Akińczo. – Bo radio stworzyła grupa przyjaciół. Czasami się kłócimy, ale zawsze dominuje przyjaźń i dobre słowo. Mówimy sobie: jak masz jakieś kłopoty, nawet rodzinne czy zdrowotne, podziel się, a razem znajdziemy rozwiązanie. Pierwsze komunie dzieci, pogrzeby, wesela współpracowników – my to wszystko przeżywamy razem. Razem chodzimy na koncerty, do teatru, czytamy te same książki. Bo nam ze sobą jest po prostu wesoło i ciekawie. W takim zespole – żartuje – nie jest strasznie doczekać emerytury…

Jej pasją – jak większości kolegów-radiowców – są podróże. Z tym, że Ola jest wytrawnym podróżniczym pasjonatem. Zwiedziła już całą Europę, była w Stanach Zjednoczonych i Afryce, a kolejne podróże planuje zawczasu, poważnie szykując się do nich, wiedząc, dokąd chce jechać i co obejrzeć.

Po powrocie do domu – mówi – bardziej się ceni własne miejsce na ziemi i to, co z woli Bożej się ma: najbliższą rodzinę, przyjaciół i pracę, która daje wiele satysfakcji, jest zauważana i komuś potrzebna.

RENATA BUTKIEWICZ

W dzieciństwie chciała być aktorką. Jako uczennica Wileńskiej Szkoły Średniej im. J. I. Kraszewskiego prowadziła imprezy szkolne, grała w teatrzyku, recytowała wiersze i sama je pisała (zamieszczał je na swych łamach „Kurier Wileński”). Na drugim roku studiów (filologia polska na Uniwersytecie Wileńskim) została przyjęta do pracy w litewskiej telewizji regionalnej: codziennie prowadziła wiadomości po polsku. W głębi duszy jednak od pewnego czasu pieściła marzenie o pracy w radiu. Ziściło się zaraz po tym, jak otrzymała dyplom wyższej uczelni. Wówczas pomyślała: w życiu, mimo wszystko, trzeba dążyć do realizacji swych marzeń…

Na początku miała trudności adaptacyjne w nowych warunkach: specyfika pracy radiowca nieco się różni od pracy spikera w telewizji. Przyzwyczaiła się już mówić do kamery i w ciągu pierwszych tygodni instynktownie jej szukała. Ale później się okazało, że radio ma swoje plusy: na przykład, nie wymaga się tu... makijażu.

Niemal codziennie – oprócz środy – Renata jest na antenie. Jej „działka” – to wiadomości ogólne i kulturalne z Litwy i z Polski. Zastanawia się, co może słuchaczy zaciekawić, dobiera wiadomości z agencji informacyjnych, sama je redaguje, tłumaczy z języka litewskiego na polski, następnie donosi do słuchaczy. Raz tygodniowo – w niedzielę – zabiera głos na temat życia kulturalnego w Macierzy. Bardzo lubi to robić i cały tydzień czeka na ten program. Najbardziej jednak fascynują ją rozmowy z polskimi gwiazdami estrady i kina. Podczas ich wizyt w Wilnie spotyka się z nimi, przeprowadza i nagrywa wywiady, a później serwuje je słuchaczom. Krzysztof Zanussi, Piotr Adamczyk, Maryla Rodowicz, Krzysztof Krawczyk – rozmowy z tymi osobistościami uważa za najjaskrawsze epizody swojego zawodu.

– Bardzo cenię i szanuję zespół, w którym pracuję. Jest prawdziwie rodzinny. Jeśli ktoś z kolegów ma jakiś problem, staramy się go wspólnie rozwiązać – mówi. – Moi znajomi spoza radia zwracają mi uwagę, że używam jakiegoś dziwnego, w ich pojęciu, żargonu, który jest w rzeczywistości potocznym językiem radiowców. Nic dziwnego, przecież w radiu wiele czasu razem spędzamy.

Renata mówi, że należy do grona tych szczęściarzy, którzy do pracy przychodzą jak na święto: zawsze z chęcią i z uśmiechem. Jako osoba nie związana małżeństwem może na razie swojemu zawodowi poświęcać się bez ograniczeń. Na odpoczynek czasu pozostaje niewiele. A jeśli go ma, lubi spacerować po starówce. W czasie wakacji stara się wyjechać gdzieś daleko, najlepiej nad ciepłe morze, tam, gdzie nie ma wielkomiejskich tłumów.

WIKTORIA CZERTOWICZ

Należy do najmłodszych zarówno pod względem wiekowym jak też stażu pracy w ekipie Radia „Znad Wilii”. Trzy lata temu skończyła Wileńską Szkołę Średnią im. J. I. Kraszewskiego, a kilka dni temu pomyślnie złożyła końcowy egzamin w Wileńskim Kolegium Prawa i Przedsiębiorczości na kierunku administrowanie turystyką i hotelarstwem. Jak się zwierza, na tym „kariera naukowa” się nie skończy, gdyż widzą się jej rychłe studia na Uniwersytecie Wileńskim na kierunku zarządzanie przedsiębiorstwami.

W Radiu „Znad Wilii” jest zaledwie od 4 miesięcy. Dowiedziawszy się, że potrzebują tu kogoś do pracy w sekretariacie, wysłała własne CV, a potem pomyślnie odbyła rozmowę kwalifikacyjną z dyrektorem i administrator. Przez 3 miesiące terminowała jako stażystka na etacie sekretarki. Czyli osoby siedzącej tuż za oszklonymi drzwiami i witającej każdego, kto przychodzi. W czym tak konieczny jest pogodny uśmiech.

Pasją Wiktorii są konie, w „których głębi oczu odbija się cały świat”, a jednego z nich wierzchem często dosiada u dziadka Stanisława w Miednikach, oraz samochody, przydatne jej – zwolenniczce szybkiej jazdy – również po to, „by prześcignąć wiatr”.

HELENA DZIDOWSKA

W rozgłośni Radia „Znad Wilii” pracuje jako księgowa już 11 lat. Po poprzednich miejscach pracy (w jednym z wileńskich zakładów oraz przychodni), to obecne – w radiu chwali sobie bardzo. Szczególnie tę serdeczną, koleżeńską atmosferę, panującą w zespole, która – uważa – wpływa na jakość pracy każdego członka. I chociaż – jak mówi – ma tu osobną „działkę”, a „z liczbami nie rozmawia się w żadnym języku” – tym niemniej przyjemnie jest obcować na co dzień z interesującymi, inteligentnymi osobami, do tego jeszcze – w języku ojczystym.

Pani Helena jest w zespole bodajże jedynym pracownikiem „w jednym egzemplarzu”, którego nikt nie zastąpi w jej obowiązkach, więc i wielką odpowiedzialność na delikatnych barkach dźwiga. Czasami pracownikom twórczym się zdarza, iż wypsnie się i poleci do eteru niezbyt odpowiednie słowo, którego się nie zatrzyma, ale… już wkrótce o nim się zapomni. W rachunkowości za najmniejszy błąd trzeba ponosić konsekwencje. Nie można sobie pozwolić na żaden luz, stale trzeba być uważną i… po prostu znać przedmiot swej pracy, co się osiąga poprzez doświadczenie.

Świat liczb – to jej codzienność. Kolegom z zespołu wydaje się on nieco magiczny, a nawet odstraszający. Czasami ją pytają ze współczuciem w głosie: „Jak ty sobie radzisz z tymi cyframi?”.

Jako uczennica Ejszyskiej Szkoły Średniej nie myślała o tym, iż przyjdzie jej w życiu, w roli księgowej, wśród liczb królować. Po zdaniu matury podjęła studia na Uniwersytecie Wileńskim, wydziale ekonomii i cybernetyki. Kierunek studiów wybrała zgodnie ze swymi zdolnościami do nauk ścisłych. Tak się ułożyło, że po otrzymaniu dyplomu podjęła pracę w księgowości. W zasadzie jednak nie żałuje swego wyboru, bo… potrafi w życiu czerpać satysfakcję z tego, co ma. A ma poważne miejsce pracy, która jest potrzebna innym, ma zawód, który się rozwija. Codziennie wiele nowości wprowadza do buchalterii internet. Na przykład, opłacanie rachunków za jego pośrednictwem, przed czym – tak na marginesie – ludzie mają nie lada opory, potrzebują czasu, by zaakceptować ten nowy rodzaj świadczeń. Pani Helena natomiast to novum przyjęła jako wielkie ułatwienie w pracy zawodowej i w życiu codziennym.

Poza pracą zawodową ma jeszcze inne obowiązki – prowadzenie domu, wychowanie syna, Aleksandra. Na szczęście, z synem – od przyszłego roku szkolnego już uczniem Gimnazjum im. Jana Pawła II – znajduje wspólny język i nie ma większych kłopotów.

Sabina Giełwanowska

Jest w radiu od dnia jego po-wstania, czyli od godz. 14 dnia 1 lipca 1992 roku. To ona, jako prezenterka, wita słuchaczy ze studia punktualnie o 6 rano i swym pogodnym, wydaje się „uśmiechającym” głosem zapoznaje z ważnymi i interesującymi sprawami budzącego się dnia. Jest w studio do godziny 10 i każde jej wejście na antenę, czy to kiedy chce nam skomentować zaraz mającą zabrzmieć piosenkę, czy zapoznać z jakimś odkryciem bądź nowością, przykuwa uwagę słuchacza. Mówi tak, jakbyśmy właśnie my – anonimowi przecież - byli dla niej najważniejsi i tylko do nas mówiła. Serdeczność i pogoda ducha, którymi Sabina promieniuje w życiu, emanują też z eteru. Słuchając wydaje się, że, ot postanowiła sobie z nami pogawędzić. Ta prostota w obcowaniu – to wynik wielu godzin pracy nad tematami na przyszły dzień, wyczucie języka i, bez wątpienia, zdolności aktorskie.

Jak dokonuje selekcji tematów? Zwyczajnie. Po prostu segregując aktualia dnia bądź ciekawostki, kieruje się myślą o tym, czy jej mamie, znajomej, sąsiadce byłoby ciekawie o tym usłyszeć. A kiedy prowadzi konkursy, to wcale nie stara się przybierać wszystkowiedzącej pozy, tylko wspólnie ze słuchaczami dochodzi do sukcesu. Taki ma styl obcowania w życiu i na antenie, który zjednał jej całe rzesze – jak Wileńszczyzna długa i szeroka – a raczej tam, dokąd docierają fale „Znad Wilii” – szczerych wielbicieli. Często słuchacze przychodzą do radia, by zobaczyć, jak ta ich Sabina wygląda.

Ogromną sympatię widzów mogła zresztą odczuć podczas koncertu z okazji jubileuszu radia, kiedy to dostała, bez przesady, burzę, wichurę oklasków. Z jej ciekawości ludzi i ich spraw prawie przed dwoma laty powstał program „Życie z pasją”. Raz w tygodniu zaprasza do studia ludzi, którzy, jak zwykliśmy mówić, „zwykłe życie” potrafią upiększyć pasjonującym zajęciem. Podziwia swych rozmówców i chce, by słuchacze uwierzyli, że można szarą codzienność rozjaśnić pasją.

W pracy, ciągle obcując z ludźmi, nie stroni od nich też poza radiem. Kocha swoją rodzinę – dość liczną, z całą armią cioć i powinowatych. Jest szczęśliwa, kiedy może udać się w wolnym czasie do Pikieliszek. Tam, w rodzinnym domu, może się naprawdę słodko wyspać, bo mama czuwa nad tym, by mogła wypocząć. Wspólnie z synem – dziesięcioletnim Mateuszem, który jest już prawdziwym mężczyzną i dba o męskie roboty w domu, tworzą szczęśliwą rodzinę.

Do swych słuchaczy Sabina Giełwanowska z okazji jubileuszu kieruje natomiast takie oto słowa: „Radio jest dobre, kiedy jest słuchane. Wielka wdzięczność słuchaczom za to, że udało się nam stworzyć więź. Z wzajemnego słuchania powstają programy, które spełniają oczekiwania Państwa. Dlatego z okazji 15. urodzin radia, a raczej 15-lecia współpracy, składam gratulacje wszystkim, kto się przyczynia do funkcjonowania naszej rozgłośni. Bez Was radio nie istnieje! Ogromnie mnie cieszy, że wielu czytających teraz te słowa już przemawiało do mikrofonu Radia „Znad Wilii”, a zapraszamy czynić to znów i znów. Wielu w radiu usłyszało odpowiedzi na nurtujące pytania, wznosiło toasty podczas koncertów życzeń, budzi się i zasypia z radiem. Życzę wszystkim, by nadal było nam ze sobą dobrze”.

Andrius Gineitis

Jest w radiu od 13 lat w niezmiennej roli producenta reklamy. Wilnianin, człowiek zakochany w muzyce (już w szkole prowadził dyskoteki) i w teatrze - dobrych lat kilka pracował w Państwowym Teatrze Akademickim, gdzie nauczył się cenić słowo. I, jak się okazało, w ciągu tych lat, wcale nie jest ważne, że to słowo nauczył się cenić w litewskim brzmieniu. Tak samo pieczołowicie potrafi przebierać w polskim słownictwie, zanim hasło nie zabrzmi tak, jak sobie reklamodawca i on życzy. Kiedy pytam, jakie dziedziny najczęściej reklamuje, wymienia bez zastanowienia: taksówki, okna, kwiaty, leki… Lubi zabierać się do pracy, kiedy ma rozeznanie w temacie i, oczywiście, woli, by zleceniodawca przyniósł nie pół stroniczki tekstu, a przynajmniej parę. Im więcej informacji, tym większa szansa na sukces. Czytając prospekty reklamowe firm, często od razu „słyszy”, jakiej zastawki muzycznej ma użyć. Bez większego wysiłku odtwarza w pamięci w przybliżeniu 300 nagrań i ponad 80 efektów dźwiękowych.

Andrius nie tylko produkuje reklamy, ale też nagrywa programy autorskie, robi do nich zastawki muzyczne, anonse. Największy problem, jaki ma w polskim radiu, to brak głosów, czyli ludzi, którzy mogliby poprawnie, z odpowiednią dykcją przeczytać wskazany tekst. Kiedy np. litewskie stacje radiowe ogłaszają konkursy „na głosy”, ustawia się do nich kolejka chętnych. Niestety, polska młodzież jest w tym pasywna. Dlatego radio zmuszone jest do „kupowania głosów” w Polsce.

Radiowy producent reklamy nie zalicza siebie do pracoholików, acz należy do kategorii tych szczęśliwców, dla których praca – to również hobby. Może więc spędzać w studiu kilkanaście godzin nie czując się „wyzyskiwanym”. A kiedy już musi odpocząć, wyrusza na wieś. M. in. w Lasach Łabonarskich wspaniale mu się wypoczywa we własnej „chacie”.

KRYSTYNA JUCKIEWICZ-TOŁOCZKO

Jej pasja życiowa – to muzyka i teatr. Pochodzi z rodziny, w której zawsze się śpiewało i grało, a uzdolnieniami wokalnymi obdarzeni byli dziadkowie jak ze strony ojca, tak też mamy. Krystyna, która ukończyła szkołę muzyczną w klasie wokalistyki w Nowej Wilejce, kontynuuje te rodzinne tradycje.

A jako że chciała pracować z młodzieżą, po ukończeniu Szkoły Średniej w Ławaryszkach, skąd pochodzi, zaliczyła w swoim czasie kurs katechetek na Papieskim Wydziale Teologicznym przy parafii Ducha św. w Wilnie. Najpierw podjęła pracę katechetki w Mickunach, a od ośmiu już lat naucza religii w Kieńskiej Szkole Podstawowej, gdzie może również rozwijać i realizować własne zamiłowania muzyczno-teatralne: prowadzi zespół wokalny „Siódme niebo” oraz teatrzyk „Lokomotywa”. Praca w szkole bardzo jej się podoba, uważa, że ma dobry kontakt z młodzieżą. Nie chciałaby z tej pracy zrezygnować, tym bardziej, że nie musi być codziennie w szkole i może ją pogodzić z obowiązkami w radiu.

Radio – to od dawna było jej największe marzenie. Nieraz siebie wyobrażała ze słuchawkami w studiu, sam na sam ze słuchaczami, myślała o tym, co im chciałaby przekazać. Przed pół rokiem to jej marzenie się spełniło, a pewnym wstępem do roli prezenterki radiowej było studium reżyserskie w Białymstoku oraz praca dyrektor Domu Kultury w Ławaryszkach, wymagająca zdolności organizatorskich.

Obecnie, pracując w radiu, codziennie realizuje swoje marzenie. Oprócz programów muzyczno-rozrywkowych jest prowadzącą i współredaktorem programu katolickiego „Ziarno Wiary”. Tak, jak się od niej jako prezenterki oczekuje – stara się przekazywać słuchaczom ciepły, radosny nastrój, optymizm. Nie zważając na pogodę za oknem, osobiste kłopoty i stan ducha, co wymaga pewnych predyspozycji aktorskich. Miksuje – mówiąc językiem radiowców – piosenki, nadaje atmosferę programowi, serwuje i donosi do wiadomości słuchaczy informacje, nowiny ze świata muzyki, prezentuje nowe utwory, wyszukuje ciekawostki. Pamiętając o tym, że przygotowana informacja nie powinna nużyć, a ma służyć relaksowi i dobremu nastrojowi słuchaczy.

Po ukończonym dniu pracy czeka na nią mąż Dariusz i – jak mówi – największy skarb, trzyletni synek Dominik. Do domu, do obydwu swoich mężczyzn śpieszy samochodem (lubi szybką jazdę), nucąc coś sobie cichutko. Uwielbia śpiewać, nie tylko dla siebie. Żartuje, że czeka jeszcze w życiu na swojego menedżera…

ILONA JUREWICZ

Mimo tak ważnie brzmiącego stanowiska administrator, jakie zajmuje, nie ma w sobie nic z władczego spoglądania na pracowników. Nie w jej to naturze, a zresztą wiekowo wielu kolegów jest zdecydowanie starszych. To właśnie jako grono wspaniałych kolegów, ba – jako rodzina – widzi się dla niej zespół, z którym praca – to jedna wielka przyjemność.

Pani Ilona w administrowaniu jest naprawdę biegła, gdyż piastuje to stanowisko od kwietnia 2001 roku począwszy, a ostrogi zdobywała pracując na „gorącej linii” ze słuchaczami. Wspomina ten czas bardzo mile, gdyż lubiła obcować z ludźmi, usłyszeć z reguły chwalebne ich zdanie o emitowanych audycjach. Za lat 15 grono radiowych słuchaczy wypada liczyć na grube tysiące, a są wśród nich „wierni do grobowej deski”. Tacy nieraz w dowód podzięki fatygują się zawitać w progi 18 piętra Domu Prasy z przeróżnymi podarunkami, własnoręcznie wypieczonym tortem albo innymi smakołykami. Tak, jak się przychodzi do kogoś bardzo bliskiego.

Koncert muzyki biesiadnej z okazji 15-lecia macierzystej rozgłośni okazał się kolejnym ważnym sprawdzianem administratorskich zdolności pani Ilony. Dwoiła się i troiła przy rozprowadzaniu biletów i zaproszeń, trzymała rękę na pulsie jego stałej reklamy, przywołując doświadczenie z poprzedniej analogicznej imprezy z okazji jubileuszu 10-lecia. Teraz może mieć satysfakcję, że wszystko poszło naprawdę składnie.

HALINA KAMCZYCKA

Mimo że jest z natury bardziej sową niż skowronkiem, została skazana na wczesne wstawanie. By zdążyć na czas poinformować słuchaczy, o czym piszą gazety na Litwie. W serwisach, jakie na antenie lecą kolejno o godzinie 6.50, 7.50 oraz 8.50.

Jej przygoda z Radiem „Znad Wilii” zaczęła się w roku 1999, kiedy jako studentka 4 roku polonistyki Uniwersytetu Wileńskiego odbywała tu praktykę. A że bardzo jej przypadła do gustu zastana atmosfera, w roku 2001 zatrudniła się etatowo. Nie kryje, trochę się bała, czy aby wszystkiemu podoła, gdyż rzucona została na głębokie wody.

Podołała. Dziś poranka w rozgłośni nie sposób wyobrazić bez szelestu pachnących jeszcze farbą drukarską gazet i bez pani Haliny, która przedtem niż zasiąść przed mikrofonem, przegląda je, skupiając uwagę słuchaczy na streszczeniu tekstów najważniejszych. Tych, które niosą ważny temat, to, o czym powszechnie się mówi. Jest z tym pewien problem, zważywszy deficyt dobrej informacji, gdyż goniąca za sensacją prasa zdecydowanie preferuje wszelakie afery, gwałty lub morderstwa. „Bywają dni, kiedy najbardziej optymistycznie brzmią reklamy” – nie bez zatroskania w głosie mówi pani Halina. Jedno mając życzenie: by życie serwowało możliwie najwięcej dobrych informacji, którymi ona pośpieszy w przeglądach podzielić się ze słuchaczami.

Cieszy, iż na tytule magistra pani Halina bynajmniej nie poprzestała, o czym dowodzi wiadomość dosłownie z ostatniej chwili: 12 czerwca br. obroniła ona pomyślnie w Olsztynie rozprawę naukową na temat „Publicystyka po roku 1989”, stając się w naukowej hierarchii panią doktor.

KRYSTYNA KAMIŃSKA

Ma głowę matematyka, a duszę na wskroś humanisty. Pierwsza utożsamia się z dyplomem zdobytym na Uniwersytecie Wileńskim, 4 latami pracy w szkole z twierdzeniem Pitagorasa w tle oraz żelazną wręcz logiką w rozumowaniu; synonimem drugiej są natomiast zdecydowane ciągoty do języków i słowa. Mówionego, recytowanego, a nawet śpiewanego, gdyż w niej po części również artystka mieszka.

Mówiącą Krystynę Kamińską w Radiu „Znad Wilii” słychać praktycznie codziennie, jako że obok Bożeny Lenkiewicz oraz Renaty Butkiewicz szykuje serwisy informacyjne, utkane z wydarzeń na świecie, na Litwie i na Wileńszczyźnie. Podawane krótko i węzłowato, po przetłumaczeniu przedtem, czego trzeba, z litewskiego. Bez żerowania na sensacjach, w czym się tak lubuje większość mass mediów na Litwie.

Jest w Radiu „Znad Wilii” od pierwszego jego dnia, a nawet o dzień wcześniej. Przyszła bowiem na próbę głosu 30 czerwca 1992 roku, a że jej sprostała, trwa na posterunku do dzisiaj. Zakładając „po drodze” radiową rodzinę, gdyż wybrankiem jej serca w roku 1996 został ówczesny dyrektor muzyczny Jarosław Kamiński. A potem urodziło się im troje dzieci (od września matczynych obowiązków przybędzie, gdyż najmłodsza z pociech też zacznie uczęszczać do szkoły).

Zdaje sprawę, iż teraz, kiedy słowo przyćmiło w jej zawodowym życiorysie liczbę, winna szczególnie chronić struny głosowe. By nie nabawić się kataru i chrypki, zimą stale chodzi w czapce i szaliku, unika przeciągów, picia chłodnych napojów i objadania się w upały lodami. Że niby wyrzeczenia? E, tam! To tylko drobna ofiara dla tak kochanych słuchaczy...

EDWARD KUŹMICKI

Jego praca – jak mówi – jest bodajże najmniej widoczna dla kolegów z radia. Stara się wykonywać ją wówczas, gdy w rozgłośni nikogo już nie ma. Do jego obowiązków należy troska o to, żeby sprzęt komputerowy i radiowy na 18. piętrze w Domu Prasy był czynny, „by wszystko się kręciło i działało bez zarzutu”. Gdy coś nawali, jakiś komputer się zawiesi, zaraz otrzymuje sygnał, po którym powinien jak najszybciej się zjawić i usterkę usunąć. Nie musi być stale w miejscu pracy, ale musi być każdej chwili dyspozycyjny i dostępny na telefon komórkowy, by mózg elektronowy pracował bez zakłóceń, a twórczy pracownicy radia mogli się skupić wyłącznie na swoich bezpośrednich obowiązkach. Jeśli natomiast zdarzają się poważniejsze kłopoty ze sprzętem, powinien wywołać odpowiedniego specjalistę z firmy obsługującej i dopilnować usunięcia awarii.

Edward Kuźmicki, wilnianin, w ciągu 6 lat studiów na Uniwersytecie Wileńskim zdobył zawód fizyka radiowego i stopień magistra w tej dziedzinie. Jeszcze jako student, prawie przed dziesięciu laty, został zatrudniony w Radiu „Znad Wilii”: w roli pomocnika dyrektora technicznego (było kiedyś w radiu takie stanowisko), do obsługi nowych wówczas urządzeń komputerowych. (Obecnie, od dłuższego już czasu, sam się troszczy o ich stan techniczny). Praca w radiu bardzo mu, jako studentowi, odpowiadała: w dzień uczęszczał na wykłady, wieczorem zaś pracował.

Poza pracą zawodową ma swoją pasję: to podróże po kraju, te bliższe, w weekendy oraz dalsze – w czasie urlopów, w które się wybiera razem z żoną Julią. Potomstwa na razie nie mają (jest tylko w planach), ale już teraz marzą o podróżach całą rodziną.

Bożena Lenkiewicz

Jako absolwentka dziennikarki na UW, przyszła do radia 1 czerwca 1993 roku, mając już doświadczenie bycia w eterze. Jej poprzednim miejscem pracy była tzw. Telewizja Litwy Wschodniej. Od lat 14 prowadzi serwisy informacyjne. Składa się na nie cały wachlarz tematów: polityka, gospodarka, kultura. Nieocenionym pomocnikiem „serwisantek” jest internet oraz agencje informacyjne BNS, ELTA, PAP. Na osiem czterominutowych wejść na antenę w ciągu zmiany ma przygotować zarówno skrótową jak i rozszerzoną wersję poszczególnych tematów, które są aktualne dla słuchaczy. Pierwsze wejście ma o godzinie 6.30. Oczywiście, korzysta wówczas z informacji z dnia poprzedniego. Już następne bloki zawierają pierwsze aktualia dnia bieżącego, mające w dalszych serwisach szansę na rozwinięcie. By ożywić wejście na antenę, czasami daje nagraną zawczasu rozmowę, jakąś ciekawostkę, bądź też żartobliwą informację. Nigdy nie kończy serwisu ponurymi faktami.

W pracy „serwisantek” bardzo ważne są partnerskie stosunki. Swe notatki zostawia się dla koleżanki, by mogła zapoznać się, z czym już radio było w eterze, no i rozwinąć ciekawsze informacje. Tu, w „Znad Wilii”, właśnie takie koleżeńskie stosunki są nie tylko pomiędzy szykującymi serwisy informacyjne współpracownikami: dba się nie tylko o swoją „działkę”, ale też o kolegów, stąd zasłyszana warta uwagi informacja nigdy nie ugrzęźnie w szufladzie… To Bożena sobie bardzo ceni.

Jej dzień rozpoczyna się o 4 rano. Mieszka w Solecznikach, więc pobudka ta jest konieczna, by na czas być w studiu. Mogłaby pracować na późniejszych zmianach, ale, jako mamie dwojga dzieci, jest jej szczególnie ważne mieć dla nich czas, kiedy wracają ze szkoły. Co prawda, jedenastoklasista Artur i piątoklasistka Ewelina już są coraz bardziej samodzielni, jednak „na wszelki wypadek” Bożena zawsze dzwoni po pierwszym serwisie do domu, by pociechy obudzić… Popołudnia, chociaż spędzane w domu, też zahaczają o pracę: w radiu, telewizji śledzi informacje. Wieczorów raczej nie przedłuża do późna z racji na wczesne wstawanie, ale kiedy jest dobry film bądź książka do czytania, musi pooglądać, doczytać, nawet kosztem zarwanej nocy. A z rana nikt się nie domyśli, że ta zawsze elegancka i zadbana młoda kobieta traci na poranne strojenie się niecałe pół godziny. Ma na to swoje sposoby i do pracy idzie niczym na ważne spotkanie, niezwykle odpowiedzialnie i z miłością traktując „swoje” radio.

ERYK ŁATYSZEWICZ

O ile prawą ręką Czesława Okińczyca jest asystentka Irena Wojciechowska, lewą – dyrektor radia Mirosław Juchniewicz, o tyle pan Eryk – to Okińczyca „chyże nogi” na czterech kółkach, gdyż jest jego kierowcą. Zasiadając aktualnie przy kierownicy volkswagena, ma być dyspozycyjny i szybki, by szef wszędzie nadążył. Łatwiej powiedzieć, zdecydowanie gorzej zrealizować to praktycznie, kiedy co ulica nieraz – to korek z aut. „Dobrze, że mój pasażer jest wyrozumiały i nie żąda, bym jechał na czerwone światło albo uprawiałbym uliczny slalom” – mówi rozbrajająco się uśmiechając pan Eryk.

Oczywiście, jako kierowca, ma w swoim arsenale niejedną jemu tylko wiadomą tajemnicę, jak możliwie najszybciej z jednego krańca dławiącego się od samochodów Wilna przemieścić na kraniec inny. Pomocna w tym jest mu wielka rutyna i zawodowe doświadczenie. Prawo jazdy posiada przecież od roku 1989, a nim 5 lat temu zasiadł na co dzień przy kierownicy auta osobowego, przez długi czas woził ładunki na TIR-ach, przemierzając krocie razy całą Europę.

Wyrażając nie lada radość z pracy w tak zgranym zespole, ma pan Eryk jedno życzenie, by „nasze radio doczekało się jeszcze niejednego jubileuszu z zerem na końcu”.

Małgorzata Olszewska-trofimowa

Urodziła się w Wilnie, na Starówce, przy Świętojańskiej. Tam ktoś zawsze grał na skrzypcach, a czasem na gitarze i do tych dźwięków z okien starej kamienicy bardzo tęskni. Może jeszcze dlatego, że od dziecka towarzyszyła jej muzyka. Mama – wykładowca klasy fortepianu w szkole Dvarionasa, tato – inżynier-mikroelektronik, również w muzyce zakochany, siostra Agnieszka – po szkole muzycznej, podobnie jak Małgorzata. Studiowała w szkole biznesu w Lublinie. Potem – Uniwersytet Techniczny w Wilnie oraz międzynarodowe studia dziennikarskie w Danii.

W Radiu – od 1996 roku. Prowadzi programy. W jej głosie i w muzyce, którą dobiera, jest dusza i afirmacja życia, której źródłem jest również ukochana córeczka Adriana.

MARIUS PILECKIS

To on, jako redaktor muzyczny, decyduje, jakie melodie płyną w eterze, gdzie muzyka zajmuje około 70 proc. czasu antenowego. Zaczynał pracę w Radiu „Znad Wilii” w roku 1999 jako didżej nocny, a od roku 2001, zaraz po tym, kiedy Mirosław Juchniewicz awansował na stanowisko dyrektora radia, zajął jego fotel na pięciolinii.

Nawet skrótowa rozmowa bardziej niż dowodzi, jak ten człowiek jest rozkochany w muzyce i jaką ma o niej wiedzę. W szczególności – w muzyce polskiej, której procentowo na antenie wciąż i wciąż przybywa. W postaci jak przebojów sprzed lat, czego z wielkim sentymentem słucha starsze pokolenie, jak również pozycji najnowszych, pozyskiwanych na bieżąco dzięki kontaktom z muzycznymi wytwórniami nad Wisłą i Odrą. „Gramy bez opóźnień to, co jest aktualnie „na topie” w Polsce” – nie bez dumy w głosie zaznacza pan Marius.

Obecna fonoteka Radia „Znad Wilii” liczy około 3 tysięcy płyt kompaktowych, a na półkach robi się coraz tłoczniej, gdyż zasoby te są stale uzupełniane, przede wszystkim o nowinki rynku muzycznego. Pierwszym, kto je przesłuchuje, jest właśnie pan Marius, a jego ucho, znając upodobania słuchaczy, jakże trafnie potrafi odłowić melodie, które zostaną przez odbiorców zaakceptowane i pokochane.

Prawą ręką Mariusa w codziennej pracy jest… komputer. To z jego pomocą sporządzana jest baza muzyczna i play listy, z jakich korzystają didżeje w studiu. A jemu pozostaje satysfakcja, że swoim gustem muzycznym utrafia w gusta słuchaczy, o czym świadczy ich wyrażana telefonicznie wdzięczność.

Barbara Sosno

Z wykształcenia polonistka, absolwentka Uniwersytetu Pedagogicznego, karierę dziennikarską zaczynała w prasie. W roku 1998 rozpoczęła się natomiast jej przygoda z Radiem „Znad Wilii”. Tematy szkolnictwa polskiego na Litwie, które poznawała jeszcze jako dziennikarka prasowa, mogła teraz kontynuować na antenie. Obecnie raz tygodniowo szykuje audycję poświęconą sprawom oświaty. Jest to półgodzinny blok, do którego zawsze stara się znaleźć kompetentnego rozmówcę – specjalistę od aktualnie poruszanych spraw. Ponadto znajdują się tam reportaże z imprez oświatowych oraz szkolnych.

Kolejną „działką” radiową Barbary są sprawy samorządowe: najważniejsze wydarzenia, komentarze do nich, reportaże z konferencji prasowych i narad w samorządach – stara się, by słuchacze wiedzieli o swej najbliższej władzy jak najwięcej i byli poinformowani na czas o sprawach aktualnych dla każdego mieszkańca.

Codziennie też bywa na antenie w porannym bloku informacyjnym „Wilno i okolice”, w którym informuje słuchaczy o najważniejszych wydarzeniach związanych z funkcjonowaniem zarówno stolicy jak też podwileńskich miejscowości. W godzinach 10-12 ma siedem wejść do eteru z aktualną informacją. Stara się, by w jej programach i blokach było możliwie najwięcej rozmówców. Uważa, że idealnie jest, gdy nawet w najdrobniejszej sprawie głos zabiera osoba obeznana z tematem.

Matka dwóch trzynastoletnich córek-bliźniaczek Emilii i Joanny stara się swoją radiową pasję pogodzić z potrzebami nastolatek, którym mama jest potrzebna nie tylko jako doradczyni, ale też mediator w ich dziewczęcych sprawach.

Renata Widtmann

Będąc absolwentką Wileńskiej Szkoły Średniej im. Wł. Syrokomli, jest zdania, że to dzięki wspaniałym nauczycielom mogła siebie odnaleźć w wielu dziedzinach, m. in. – w recytacji i tańcu. Zawodowa dziennikarka (studia na UW), pracę zaczynała w audycji polskiej Radia Litewskiego. Była też korespondentem Polskiej Sekcji Radia „Wolna Europa”. Właśnie ten fakt zaważył, rzec można, na ukierunkowaniu jej dziennikarskich zainteresowań. Na początku lat 90. świat ciekawiła sytuacja polityczna na Litwie. Została więc reporterką „od polityki”. W Radiu „Znad Wilii” jest od roku 1993 i od ponad 10 lat prowadzi od poniedziałku do piątku „Salon polityczny”. Od 8.15 do 8.30 gości tu polityków, z którymi omawia aktualny w dniu dzisiejszym temat. Miała szczęście rozmawiać z tak wybitnymi osobistościami świata polityki jak śp. Jan Nowak Jeziorański i Zbigniew Brzeziński. Oczywiście, rozmowa z wybitnymi osobistościami i miejscowymi politykami, to nie tylko zaszczyt, ale przede wszystkim żmudna praca. Każdego dnia musi być do tego solidnie przygotowana. Piętnaście minut eteru na żywo wymaga nieraz wielogodzinnego gromadzenia informacji. Codzienna audycja z gościem w studio potrzebuje też umiejętności zjednywania sobie polityków, by, nawet kiedy czasami dzwoni do nich późnym popołudniem, nie odmówili i zechcieli zawitać do studia na ten kwadrans. Musi przyznać, że wielu polityków (m. in. premier Gediminas Kirkilas) ze zrozumieniem ustosunkowuje się do pracy dziennikarzy, chociaż ci jakże często zwykli im zadawać niezbyt miłe pytania. Jednak wprawa dziennikarska polega na tym, by rozmawiając nawet na drażliwe tematy nie obrażać rozmówcy.

Oprócz „Salonu” prowadzi też wiadomości gospodarcze: „Biznes partner”, z którymi jest na antenie już o 9.15. Ponadto co drugą sobotę ma audycję z konkursem „Magia znaczków”. Lubi ją nie tylko dlatego, że dużo ciekawych rzeczy odkryła i odkrywa dla siebie i słuchaczy ze świata filatelistyki, ale też prowadzona na żywo audycja daje możność kontaktu ze słuchaczami, co zawsze cieszy radiowca.

Poza pracą preferuje aktywny wypoczynek połączony ze sportem, w czym jej dzielnie sekunduje rodzina. Dzieci – 18-letni Karol i czwartoklasistka Emilia – mogą być dumne z tak wysportowanej mamy. Będąc z nimi w każdej wolnej chwili stara się wraz z mężem skompensować im to, że tak wiele czasu w ciągu ich dorastania poświęcali sprawom zawodowym. Ale, jak żartuje, teraz syn już zbiera z tego profity: jest biegły w polityce i pięknie sobie radzi z naukami społecznymi.

Renata jest szczęśliwą, spełnioną kobietą, która z rana z ogromną radością idzie do pracy, a z pracy tak samo z uśmiechem śpieszy do domu, gdyż czeka tam ją kochająca rodzina.

IRENA WOJCIECHOWSKA

Jak twierdzi, z Radiem „Znad Wilii” zrośnięta jest od... jego idei. I nie ma w tym przesady, gdyż to właśnie ona na prośbę Czesława Okińczyca budowała zręby rozgłośni, zapraszając do współpracy przyjaciół i znajomych. A potem sama przez długie lata, jako polonistka z wykształcenia, tworzyła audycje o tym, co jej najbardziej na sercu leży – o literaturze i książkach. W czasie przeszłym wprawdzie, gdyż od lat dwóch jest asystentką Czesława Okińczyca w jego biurze prawniczym. Choć z kolegami, do których żywi olbrzymi szacunek, więzów bynajmniej nie zerwała. Odpowiada bowiem nadal za kontakty, w szerokim tego słowa znaczeniu, radia z Polską. Ponadto, będąc przez wiele lat duszą zespołu, również nadal aktywnie się udziela w organizacji wspólnych spotkań (nieraz na łonie przyrody), które idealnie go cementują.

Prywatnie jej wielką pasją są podróże. Bardziej egzotyczna trasa takowych wiedzie dotąd przez Hiszpanię, Chorwację, Grecję, Francję, Egipt, Tunezję i Włochy, a tu i tam bywała nawet parokrotnie. W chwilach wolnych nie stroni od krzyżówek, które kształcą i nakazują umysłowi „być w ciągłej formie”. No, i oczywiście hołduje pasjom wyniesionym z lat szkolnych: dobrej książce i Melpomenie. Z tą ostatnią na dobre się zbratała, grając przez pewien czas w Polskim Studiu Teatralnym. Dziś chętnie zasiada na widowni przed sceną oświetloną rampą i... gra rolę w teatrze, zwącym się magicznym słowem „życie”, gdzie władczo rządzi się czas, zmieniając niczym w kalejdoskopie akcję.

KAMIL ZALEWSKI

Pochodzi z Polski, z Augustowa. Odkąd siebie pamięta, zawsze chciał pracować w radiu, bo radio, muzyka od dziecka mu towarzyszyły i od najmłodszych lat je kocha. Po ukończeniu szkoły ogólnokształcącej rozpoczął studia na Uniwersytecie w Białymstoku i podjął pracę w rozgłośni radiowej w Suwałkach. Studiował prawo, które po roku „zdradził” na rzecz historii. Już na tym drugim kierunku studiów zaczęła nawiedzać go myśl: dobrze by było dawne kresy Rzeczypospolitej i Wilno poznać bliżej, pomieszkać w tym mieście i popracować. Dowiedział się, że jest tam polska rozgłośnia radiowa, wysłał więc do jej redakcji swoje CV. Został zaproszony na pierwsze spotkanie z kierownictwem radia i… przyjęty do pracy w charakterze disc jockeya, czyli prezentera muzycznego (Kamil woli jednak tę drugą nazwę).

W Wilnie mieszka już od przeszło dwóch lat, czuje się tu – mówi – doskonale, ma przyjaciół, nie tylko wśród Polaków, lecz też wśród Litwinów. Jest kawalerem do wzięcia, ale w rozmowie się broni, że o założeniu rodziny na razie poważnie nie myśli.

– Nie spodziewałem się, że będę miał zaszczyt uczestniczyć w piętnastych urodzinach rozgłośni – mówi Kamil. – Rozpiera mnie duma, że jestem członkiem zespołu Radia „Znad Wilii”. Wilno i radio – to ważny etap w moim życiu. Tu zdobywam doświadczenie radiowca, którym marzyłem być. Pracuję z fantastycznym zespołem i chciałbym tu pozostać tak długo, jak długo będę miał miejsce pracy i jak długo słuchacze zechcą mnie słuchać.

Kamil wtajemnicza w szczegóły swoich obowiązków w radiu: Marius Pileckis, redaktor muzyczny czuwa nad całością programów, natomiast od niego oraz od innych prezenterów zależy ich realizacja: jak będą brzmiały na antenie, w jaki sposób zostaną połączone ze słowem, reklamą etc. Kamil jest na antenie codziennie, od godziny 14. Przychodzi jednak do pracy co najmniej o godzinę wcześniej, by się przygotować, sprawdzić, co się dzieje w świecie i w kraju (chociaż w domu też ma internet), porozmawiać z kolegami – żeby nie było tak, iż zaraz po wejściu do studia „wskakuje się na antenę”. Ma również obowiązek przeglądać ogłoszenia w określonym zakresie, pilnować informacji. Dobiera, emituje, miksuje muzykę, realizuje – mówiąc w języku prezentera radiowego – tzw. wejścia antenowe.

Minisylwetki przygotowali: Janina Lisiewicz, Helena Ostrowska, Henryk Mażul 

Wstecz