Odchodzące Wilno

Wilno zmienia się codziennie. Jedni, a takich jest chyba większość, twierdzą iż miasto staje się coraz piękniejsze, inni nastawieni są mniej optymistycznie. Do tych pierwszych zaliczam licznych turystów, w tym z Polski, oraz tzw. nowych wilnian, czyli osoby, które przyjechały ze wszystkich możliwych zakątków Litwy, nie znają i nie chcą znać historii miasta, stąd interesuje ich tylko powierzchowny połysk stolicy. A miasto błyszczy coraz bardziej. Błyszczy od wszeobecnego szkła. Może to i dobry materiał budowlany: estetycznie wygląda, szybko się buduje, ale bez przesady. Wiadomo przecież, że co za dużo, to niezdrowo, a nawet niesmaczne i rażące. Czyż może nie razić człowieka o niewypaczonym poczuciu piękna widok górujących nad panoramą miasta szklanych wieżowców lub wszelakich szklanych dobudówek doklejonych do zabytkowych kamienic, czy przykrywanie starych chat szklanymi sarkofagami? Mnie razi. Sądzę, że razi również autentycznych mieszkańców Wilna bądź ludzi szanujących historię danego miejsca. Dlatego całkowicie popieram hasło: „Stop wieżowcom na fundamentach kościołów“.

Niektórzy wręcz twierdzą, iż Wilno zatraca swoją tożsamość. Przed kilkoma laty, na konferencji w ratuszu wileńskim mówił o tym m. in. Linas Vildžiunas, redaktor tygodnika kulturalnego „7 meno dienos”. Jego zdaniem, jeżeli tożsamość będziemy pojmowali jako wartość historyczną, to tożsamość ta zanika, ponieważ nowi wilnianie nie uświadamiają sobie obecności historycznego otoczenia, w którym mieszkają.

Każde miasto wymaga inwestycji. Każda starówka wymaga opieki i prac restauratorskich. Smutno jednak się robi, kiedy odnawiając jakiś obiekt lub budując coś nowego niszczy się ślady dawnego Wilna bądź te ślady znikają.

Przed paru laty w Wilnie rozpoczęła się rekonstrukcja Placu Ratuszowego. Podczas prac budowlanych wykorzystano kostkę z Chin (jeżeli się nie mylę), zasadzono drzewka z Holandii, ustawiono latarnie z Włoch. Plac podobno wygląda teraz ładniej. Przy okazji rekonstrukcji zmieniono na nowe wszystkie studzienki. Obecnie mają kształt kwadratu z herbem miasta i napisem „Vilnius“. Zmieniły one okrągłe studzienki, pozostałe jeszcze z czasów radzieckich. Tych radzieckich, często wykonanych w niedalekiej Smorgoni, jakoś wcale mi nie żal, chociaż pod względem trwałości, sądzę, służyłyby dłużej niż obecne. Szkoda mi przedwojennej studzienki (z napisem w języku polskim), która jeszcze do końca ubiegłego roku znajdowała się przy ratuszu wileńskim. Po rekonstrukcji zniknęła bezpowrotnie. Czy taki sam los spotka inne przedwojenne studzienki Wilna, których jeszcze trochę jest na mieście? Należy sądzić, że raczej tak. Chcąc więc ocalić od zapomnienia te ślady polskości, ślady historii Wilna, po których często stąpamy, nie zwracając nawet na nie uwagi, sfotografowałem je. Sfotografowałem te obiekty, które udało się znaleźć. Niektóre są w dobrym stanie i z wyraźnie widocznym napisem w języku polskim, inne są podniszczone. Oto kilka wybranych obiektów.

Andrzej Kierulis

Wstecz