Wileński Uniwersytet Pedagogiczny wręczył dyplomy magistrom i bakałarzom

Więcej slawistów, więcej polonistów

Czerwiec w swym zwyczaju wieńczy dzieło dla tych, kto na końcowym etapie zmagał się z wiedzą w ławce szkolnej albo w ławie studenckiej. W postaci świadectw maturalnych albo dyplomów studiów wyższych, wręczanych, jak tradycja każe, w uroczystej atmosferze. Takiej chociażby, jaka 28 czerwca br. panowała na wydziale slawistyki Wileńskiego Uniwersytetu Pedagogicznego, a jej głównymi bohaterami było 126 tych, kto pomyślnie przebrnął przez 4 albo 6 lat nauki, zwieńczonych złożeniem egzaminów końcowych bądź obroną prac dyplomowych. W gronie tym na studiach dziennych obok 25 filologów białoruskich i 52 filologów rosyjskich znajdowało się też 28 polonistów: 24 bakałarzy i 4 magistrów.

Galowe togi, roześmiane twarze

Ta podniosła atmosfera była jakże widoczna już na „przedpolach” położonej na trzecim piętrze auli, gdzie miała się odbyć uroczystość wręczania dyplomów: galowe togi i roześmiane twarze byłych studentów, asystujące im nieraz całe rodziny z wiązankami kwiatów i cisnącymi się na usta gratulacjami, życzliwe twarze wykładowców, na których widok niejeden na sesjach egzaminacyjnych dostawał gęsiej skórki. Wszystko to splotło się w długi łańcuch życzliwości i serdeczności dla nie kryjących radości bohaterów dnia.

Uroczystość zagaił prodziekan wydziału slawistyki doc. dr Romuald Naruniec, a na mównicę dla okazyjnych przemówień wchodzili kolejno m. in. rektor uczelni prof. dr hab. Algirdas Gaižutis, dziekan wydziału doc. dr Gintautas Kundrotas, wicemer Wilna Artur Ludkowski oraz kierownik katedry języka i literatury polskiej tej uczelni doc. dr Irena Masojć. Dwoje ostatnich uczyniło to częściowo albo w całości po polsku, zwracając się do polonistów i nie szczędząc dobrych słów pod adresem jak świeżo upieczonych absolwentów uczelni tak też ich bliskich, którzy bez skrupułów mogli z nimi dzielić sukces z powodu pomyślnie ukończonych studiów.

Dyplomy niczym trofea

„Jeśli życie jest drogą – to dziś znaleźliście się na rozdrożu. Z jednej strony towarzyszy radość, że za chwilę otrzymacie upragnione dyplomy, a z drugiej – smutek z faktu rozstania oraz niepokój, co was spotka na tej drodze za pierwszym zakrętem” – mówiła pani Irena Masojć. Będąc zdania, że podobne uczucia towarzyszą też wykładowcom, choć wyrażając przekonanie, że kto sobie poradził na studiach, poradzi i w zawodzie, w czym pomocna będzie wiedza, zdobyta za okres nauki. Owszem, zawód filologa jest dziś na pierwszy rzut oka mniej atrakcyjny z racji na popłatność i możliwość znalezienia pracy w porównaniu z fachem prawnika, informatyka czy ekonomisty, aczkolwiek, jak zaznaczyła pani Masojć, największy do niedawna autorytet współczesnego świata – papież Jan Paweł II – zaczynał swego czasu wspinaczkę ku duszom ludzkim właśnie od studiów na polonistyce.

Po okazyjnych przemówieniach nastały najbardziej oczekiwane chwile wręczania dyplomów, co czynili rektor Algirdas Gaižutis oraz dziekan Gintautas Kundrotas. Jako pierwszy otrzymał je kwartet polonistów-magistrów, a po czym ich koledzy-bakałarze. Dodam, że jeden trafił w ręce pochodzącej z Polski Irmy Eweliny Wołyniec, która obok Turka i Chińczyka na wydziale rusycystyki zadecydowała o międzynarodowej obsadzie tegorocznej promocji. Gdy „co cesarskie” otrzymali takoż przystrojeni w odświętne togi białoruteniści i rusycyści, a uroczystość zwieńczył nieśmiertelny studencki „Gaudeamus”, z pozdrowieniami pośpieszyły rodziny i krewni, robiono pamiątkowe zdjęcia. I można było z wielką ulgą odetchnąć, co też niejeden czynił, ściskając w rękach niczym trofea upragnione dyplomy.

Załączniki po angielsku

Którym to dyplomom, jak zaznaczył podczas ich wręczania rektor Algirdas Gaižutis, po raz pierwszy towarzyszą wydane po angielsku załączniki, zaświadczające o uzyskanych na przeciągu nauki ocenach oraz o tzw. kredytach, a mające pozwolić łatwiej się poruszać po integrującej się europejskiej przestrzeni akademickiej. Zgoda, teoretycznie wygląda to pociągająco, aczkolwiek jakoś wątpię, by wynikły z tego jakieś większe korzyści praktyczne. Chyba że ten i ów zdecyduje się studiować na którejś z uczelni Starego Kontynentu. Bo trudno przypuścić, by załączniki te stanowiły różdżkę czarodziejską przy ewentualnym tak dziś poszukiwanym miejscu zatrudnienia w Anglii bądź w Irlandii (i tak przecież nie w wyuczonym zawodzie).

Za moich studenckich czasów otrzymujący dyplomy na kilka miesięcy przedtem wiedzieli już, gdzie będą pracować. A to dzięki tzw. przydziałowi, podczas którego ci z najlepszymi wynikami podczas całych studiów otrzymywali najbardziej atrakcyjne posady. Teraz jest inaczej: każdy szuka zatrudnienia na własną rękę, co dla młodych ludzi jest na pewno zajęciem stresującym. Polonista bowiem ofert pracy zbieżnych ze zdobytą wiedzą nie ma za wiele. Ponieważ odczuwalny jest nadmiar nauczycieli tego przedmiotu, tylko nielicznym uśmiechnie się nauczanie języka i literatury ojczystej w szkole.

Jedni studiować, inni pracować

Jeśli chodzi o kwartet tegorocznych magistrów, swe losy z zawodem pedagoga połączą Joanna Miałdun-Silickiene oraz Czesława Baranowska. Pierwsza, notabene studiująca równolegle na trzecim roku Wileńskiego Uniwersytetu Pedagogicznego geografię, nadal zastąpi będącą na urlopie macierzyńskim polonistkę w Mickuńskiej Szkole Średniej, a druga, chowająca na razie półroczną pociechę, planuje zatrudnić się w swej macierzystej Turgielskiej Szkole Średniej im. ks. P. Brzostowskiego. Tatianie Gajlun „świeci” natomiast praca w stołecznej policji, a Elżbieta Głazko, która przed czterema laty stanęła na ślubnym kobiercu i przed kilkoma tygodniami została po raz drugi mamą, ma zagwarantowany etat kancelistki w starostwie ławaryskim. Wielce chwalona przez panią Irenę Masojć za z rozmachem napisaną pracę nt. „Obraz miasta we współczesnej polskiej poezji Wileńszczyzny” Joanna nie kryje, że chciałaby po pewnym czasie zasiąść za doktorat, stanowiący bądź co bądź kolejny etap naukowego wtajemniczenia.

Wiele pytajników towarzyszy też miejscom pracy 24 tegorocznych polonistów-bakałarzy. Kto radził sobie najlepiej na 4-letnich studiach, jest ambitny i chętny dalszej nauki, ma na dwa lata poniekąd problem z głowy, gdyż zgodnie z ustaleniami 8 osób może się ubiegać o dwuletnie studia magisterskie, przy czym dla 4 najlepszych będą one gratisowe, a dla czterech pozostałych – częściowo (500 litów za semestr) odpłatne. Gdyby jeszcze ktoś chciał kontynuować naukę, zostanie przyjęty. Z tym, że będzie zmuszony w całości pokryć jej koszt.

Świeżo upieczona polonistka-bakałarz Eryka Memis jest pełna zdecydowania podążać ku magisterium. I nie bez kozery. Jako jedyna na całej slawistyce ukończyła bowiem studia z wyróżnieniem, zdążyła popracować w charakterze polonistki w Wileńskiej Szkole Podstawowej im. Jana Pawła II. Jej koleżanki, przymierzające się takoż do dalszej nauki, również szukają zatrudnienia. W dniu wręczania dyplomów Agata Dzikiewicz np. zadebiutowała w Radiu „Znad Wilii” jako przygotowująca przeglądy prasy. Jeśli zostanie przyjęta i na studia magisterskie, i do pracy, jest bardziej niż pewna, że poradzi. Na antenie szeleszcząc gazetami głos zabierać wypadnie przecież wczesnym rankiem.

Z kolei Eugeniusz Pechowski, wychowanek dawnej szkoły średniej, a obecnego gimnazjum w Ejszyszkach, przynajmniej na razie nie zamierza kontynuować zasiadania w ławie studenckiej. Ma zapewnione zatrudnienie w policji kryminalnej rejonu solecznickiego. Stanie więc z otwartą przyłbicą do walki ze światem przestępczym. I nie ukrywa, iż z wielkim sentymentem będzie wracał do dobrych czasów studenckich. Był bowiem wśród 23 koleżanek jedynym reprezentantem płci męskiej, który dobrnął do dyplomu. Kiedy zagaduję, czy aby dziewczęta nie nosiły go z tej racji na rękach, uśmiecha się mówiąc: „Tak dobrze to nie było. Choć nie narzekam, bo tzw. rodzynkiem mogłem się poczuć”...

Kto następcami..?

Tegoroczna promocja polonistów-bakałarzy jest historyczna o tyle, że przed czterema laty, jak wspomina prodziekan Romuald Naruniec, indeksy studenckie otrzymało aż 38 osób. Niestety, lata nauki przerzedziły ten największy w historii polonistyki rok pierwszy o 14 osób, w tym – o 4 chłopaków. Ci jednak, co przebrnęli przez trudy studiów, zdążyli się scalić w jedną rodzinę, w czym bez wątpienia zasługa nie lada niezmiennej starościny, wspomnianej już Eryki Memis. Mimo drobnej postury i braku władczego błysku w oku potrafiła ona „trzymać w ręku” całą grupę. Co, jak się zwierza, bynajmniej nie sprawiało jej kłopotów, gdyż wszyscy ciążyli ku inicjatywie, a na domiar zdradzali chęci w praktycznym realizowaniu pomysłów w myśl zasady: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. „Będzie nam siebie mocno brakowało” – mówi Eryka, przywołując poniekąd na osłodę świadomość, że z niektórymi koleżankami spotka się na studiach magisterskich.

Na studiach z perspektywą 4 albo 6 lat nauki spotkają się również ci, którzy wraz z 1 września zdecydują się studiować na polonistyce. „Naszą ofertą są 24 miejsca” – zauważa prodziekan Romuald Naruniec i dodaje, że są mocno ciekawi, kto z maturzystów będzie tym razem oraz ilu podejmie się trudu szlifu języka i literatury ojczystej naprawdę na zew serca, w poczuciu późniejszej misji, jaką mieliby do spełnienia.

Henryk Mażul

Wstecz