Życie kulturalne

Bezcenne znalezisko w kościele trockim

Jeden z najpiękniejszych i najcenniejszych kościołów Litwy pw. Nawiedzenia NMP w Trokach – po poprzedniej kradzieży – znów znalazł się w centrum zainteresowania. Tym razem jest to dobra wiadomość. W prezbiterium świątyni, które jest autentyczną pozostałością pierwotnego kościoła zbudowanego w 1409 roku, natrafiono na unikalne freski, pochodzące z XV wieku.

Odkrycia dokonano podczas remontu świątyni, słynącej z bogatego wystroju, a głównie – z powodu cudownego Obrazu Matki Boskiej Trockiej, który obok MB Ostrobramskiej jest najbardziej czczony na Litwie. Stan malowideł jest fatalny. Specjaliści twierdzą, że ich tematyka – ornamenty, wizerunki świętych – i sposób wykonania przypominają freski z katedry w Lublinie.

Niestety, w Trokach prawdopodobnie uda się uratować zaledwie dziesięć procent zachowanego malarstwa. Reszta bezpowrotnie uległa zniszczeniu podczas licznych przebudów, które nadały obecny charakter świątyni.

Książki

Dwa skromne tomiki i jedna książka większego formatu. Napisane prozą i wierszem. Łączy je jedno – Wilno i Wileńszczyzna. W niemal 400-stronicowych „Wędrownych makach” geografia jest znacznie szersza – Lidczyzna – Wilno – Kazachstan – Uzbekistan – Polska – Francja.

„Wędrowne maki” Stanisławy Chobian-Cheron ukazały się tego roku nakładem PIW-u w Warszawie. „Upór, z jakim maki na pustyni Kyzył-Kum rosły i kwitły – to ten sam upór, który prowadził mnie przez trudną młodość do zwycięstwa” – pisze autorka, stale obecnie mieszkająca w Nancy. Jej barwna opowieść rozpoczyna się w Iwiu. Potem jest Wilno, w którym, mimo dramatycznych przeżyć jej i rodziny, pozbawionej ojcowizny i narodowości, dostaje się w 1947 roku na medycynę Uniwersytetu Wileńskiego. W kilka lat później, jako córka „kułaków”, wywieziona zostaje do Kazachstanu. Z odwagą i determinacją dąży tam do celu: ukończyć za wszelką cenę studia, pomóc zesłanej rodzinie. Wychodzi z tego obronną ręką.

Dla czytelnika wileńskiego szczególnie frapujące są jej lata, spędzone w naszym mieście. Nauka, praca w pogotowiu ratunkowym, wypoczynek w pobliskim Korwiu, adresy wileńskie autorki, losy bliskich, krewnych, znajomych. Błyskotliwa narracja, dziś już historyczne zdjęcia ilustrujące tamten czas – to walory tej książki.

„Słowa i obrazy”. Henryk Szylkin. Zielona Góra. 2007. Autor urodził się w 1928 r. w zaścianku Santoka na Wileńszczyźnie. Po wojnie wyjechał do Polski. Poeta, prozaik, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Poznaniu, autor kilkudziesięciu zbiorków, w których niezmiennie przewija się obraz stron ojczystych. Jest także redaktorem i wydawcą poetyckiej serii poetów Wilna i Wileńszczyzny, współautorem dwóch wydań bibliograficznych pt. „Polskie pióra znad Wilii”. Najświeższy zbiorek Henryka Szylkina (mieszka stale w Zielonej Górze) nosi tytuł „Słowa i obrazy” i zawiera 19 sonetów. To kolejny poetycki powrót do Wilna, Kaplicy Ostrobramskiej, Wilii, Żejmiany, Łokai, Santoki i Rymek. Autor kreśli słowem malarskie obrazy tych utraconych miejsc, a kilka ilustracji fotograficznych potwierdza ich urodę.

„Zielone Jeziora” autorstwa Leona i Jana Janowiczów – to też skrawek naszej historii. Pierwszy – warszawski dziennikarz – napisał tekst, drugi będący z zawodu inżynierem elektrykiem, a z powołania artystą malarzem i muzykiem, jest autorem ilustracji.

O czym książeczka? Jak świadczy tytuł – o Wilnie, o „Antokolskich argonautach” – tak siebie i swoich przyjaciół nazywają. O tym, że podobnie jak argonauci, wyruszają w podróż, podczas której spotykają ich liczne przygody: piękne kobiety, odważni mężczyźni, którzy stanęli do walki z różnej maści okupantami Wilna. Niczym argonauci po długotrwałej podróży wracają Janowiczowie do miejsc rodzinnych, ale – wspomnieniami, bo Wilna nie potrafili zapomnieć.

Triumfy w Wilnie teatru Wojciecha Bogusławskiego

Przed 250 laty w okolicach Poznania urodził się Wojciech Bogusławski. Wybitny aktor, dramatopisarz, reżyser, nazywany ojcem polskiego teatru narodowego. Propagator ideologii oświecenia, twórca pierwszego stałego teatru zawodowego. Ta scena powstała w 1785 roku nie gdzie indziej, ale właśnie w Wilnie. Prowadził ją przez pięć lat. Odwołajmy się do książki Jerzego Waldorffa (był m. in. inicjatorem powołania w Wilnie Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą) pt. „Uszy do góry”. Pisze: „Dzieje teatru operowego na Dolnym Zamku w Wilnie są równie stare, jak na Zamku Królewskim w Warszawie i miały w pierwszej połowie XVII wieku tego samego mecenasa, dla nas króla Władysława IV, dla nich Wielkiego Księcia Litewskiego. Zresztą w tej dziedzinie wszystko dalej działo się wspólnie, jak w całych pospólnych dziejach Korony i Litwy. Gdy w roku 1785 młodzi litewscy baletnicy zjechali do Warszawy, żeby otrzymać tytuł i stanowisko Tancerzy JKMości, do Wilna pojechał był Wojciech Bogusławski, aby tam założyć pierwszy teatr publiczny, który działał nieprzerwanie do roku 1864. Wówczas dopiero – po wspólnie przegranym Powstaniu Styczniowym – Wilno, jeszcze srożej uciemiężone od Warszawy, pozbawił całkowicie jakiegokolwiek życia kulturalnego straszliwy carski satrapa Michał Murawiow, zwany „wieszatielem”.

Teatr Bogusławskiego praktycznie od chwili założenia zaczął odnosić w Wilnie triumfy. Jego przyjazd do stolicy WXL stanowił punkt zwrotny w teatralnym rozwoju miasta. Pamiętajmy, że w 1773 roku, po rozwiązaniu zakonu jezuitów, w życiu teatralnym nastąpiła pustka. Wypełniły ją pobyty wędrownych polskich i niemieckich grup aktorskich, które grały „komedie”. Przybywali też uliczni grajkowie, cyrkowcy z różnych miast, uaktywnił się prywatny teatr magnacki i szkolny.

Z przybyciem do Wilna Bogusławskiego – miał już poza sobą debiut na scenie Teatru Narodowego w Warszawie - teatr stawał się coraz bardziej dostępny dla szerokiej publiczności. Mógł doń pójść każdy, kogo stać było na kupno biletu. W mieście pojawiły się afisze reklamujące spektakle. Grały trzy trupy: dramatyczna, operowa, baletowa. Wileńska publiczność poznała sztuki Moliera, Voltaire’a, Beaumarchais’go, Lessinga, Schillera, a także dzieła miejscowych autorów. Teatr mieścił się w nieistniejącym dziś pałacu Oskierków – róg Wileńskiej i Kłajpedzkiej. Następnie przeniesiony został do ratusza, jednak „u Radziwiłłów” aż do roku 1845 grywały różne trupy teatralne.

Wojciech Bogusławski swój talent dramatyczno-literacko-muzyczny (śpiewał w operach partie basowe, grał w spektaklach dramatycznych) bez wątpienia łączył ze smykałką do interesów. Bo jakże wytłumaczyć fakt, że najpierw nowe przedstawienie pokazywano w Wilnie i, jeśli „chwyciło”, jechało do Warszawy. Świadczy to także na korzyść wileńskiej publiczności, która, jak wieszczą źródła, częstokroć była bardzo kapryśna i znała się na sztuce. Bogusławski, który lubił narzekać, z całą stanowczością twierdził, że on i jego aktorzy byli w mieście nad Wilią przyjęci uprzejmie i zaszczyceni „dobroczynnymi względami”. Ówczesna prasa wileńska odnotowała: „Komedianci Warszawscy tutejsze publicum z wielką satysfakcją i ukontentowaniem na teatrze przez siebie wystawionym zabawiają, zawsze należny sobie aplauz, jednak niebezprofitowy, odbierając”. 8 VII 85 odegrali „Syna marnotrawnego”, którego losy „niejednych, onemu podobnych, dotknęły aż do serca. Spektatorów tyle mieli, że ledwo parter i galeria objąć mogła”.

W tym krótkim tekście o działalności Wojciecha Bogusławskiego wspomnieć warto, że zamierzał w młodości zostać wojskowym. Na szczęście, tak się nie stało. Początkowo związany ze sceną warszawską swą drogę twórczą kontynuował w Wilnie, w Dubnie, gdzie został członkiem loży wolnomularskiej, we Lwowie i ponownie w Warszawie. Był uczestnikiem powstania 1794 roku. W latach 1816 i 1817 przybył do Wilna na letnie występy, które tradycyjnie cieszyły się wielkim powodzeniem.

Halina Jotkiałło

Wstecz