Grunwald-2007

15 lipca 1410 r. każdemu, kto choć trochę interesuje się historią średniowiecza, kojarzy się z bitwą grunwaldzką. A z czym kojarzy się 15 lipca 2007 roku.?... Dla większości z niczym, aczkolwiek dla coraz liczniejszej grupy zapaleńców – data ta stanowi stały punkt wakacyjnych planów. W dniach 13-15 lipca już od kilku lat organizowane są Dni Grunwaldu z inscenizacją bitwy jako ich główną atrakcją.

Pomysł ów zrodził się w 1998 r., kiedy postanowiono urozmaicić obchody rocznicy potyczki z Krzyżakami na Polach Grunwaldu. Jej pierwsza edycja przeszła najśmielsze oczekiwania organizatorów, pojawiło się bowiem blisko 500 rycerzy i kilkanaście tysięcy widzów. Odtąd liczba uczestników stale rośnie. Zgodnie z szacunkami organizatorów w tegorocznej edycji udział wzięło ponad 1500 rycerzy z Litwy, Niemiec, Węgier, Czech, Słowacji, Białorusi, Ukrainy i Rosji. Najliczniejszą grupę stanowili, oczywiście, Polacy.

Dla kogoś, kto po raz pierwszy oglądał rycerskie pojedynki, nie tyle inscenizacja, bo jest ona nieco łagodniejsza, ale toczone wcześniej „bitwy rycerskie” mogą być sporym zaskoczeniem. Ich uczestnicy bowiem bez pardonu okładają się mieczami, toporami, berdyszami i innego rodzaju uzbrojeniem. Wokół słychać szczęk żelaza, uderzenia o tarcze, nawoływania i okrzyki rycerzy, jednym słowem, odgłosy średniowiecznej bitwy. Obowiązują, oczywiście, pewne zasady bezpieczeństwa. Chodzi bowiem o ludzkie zdrowie, ale w ferworze walki, kiedy emocje sięgają zenitu, nie zawsze można zapanować nad uniesionym w górę mieczem. Stąd po zakończeniu każdego zmagania na pole bitwy wjeżdża pogotowie, aby opatrzyć rannych. Kontuzje nie mrożą wszak krwi w żyłach, złamany nos czy pęknięte żebra należą do najpoważniejszych z nich i nie zdarzają się często. Przede wszystkim dlatego, że przed każdym zmaganiem „sędzia techniczny” dokonuje kontroli uzbrojenia. Jeżeli wykazuje ono wady lub nie jest kompletne, dany rycerz nie jest dopuszczany do udziału w walce.

W historii inscenizacji bywali jednak poważnie ranni i to na najwyższych szczeblach. W 1999 r. spadł z konia Wielki Mistrz, który został odwieziony do szpitala. Rok później do tego samego szpitala trafił wcielający się w postać króla Władysława Jacek Szymański. Przyczyna ta sama: koń przestraszył się odgłosów bitewnych. Zatem w rywalizacji dowódców jest remis. Na szczęście, tylko tym wynikiem inscenizacja różni się od oryginału, jak do tej pory zawsze wygrywało wojsko polsko-litewskie.

Tegoroczne obchody rocznicy bitwy grunwaldzkiej, jak donosiły lokalne media, zgromadziły ponad 100 tysięcy widzów. Co przyciąga tak wielką liczbę ludzi? Przede wszystkim niesamowita atmosfera takich imprez, a także duże walory edukacyjne. Na każdym kroku zobaczyć można kobiety i mężczyzn ubranych w historyczne stroje i choć widok rycerza zakutego w zbroje, posługującego się zdobyczami techniki, takimi jak telefon komórkowy bądź aparat fotograficzny, były na porządku dziennym – to niezwykłość strojów rycerzy, ich „służby”, rzemieślników czy białogłów robiła duże wrażenie, zwłaszcza na najmłodszych widzach. Oni to często patrzyli na wszystko, co ich otacza, z otwartymi ze zdziwienia ustami, a następnie pełni zapału ćwiczyli fechtunek, obijając drewniane miecze o papierowe tarcze. „To, jak podkreślała pani Teresa z Suwałk, matka dziewięcioletniego Bartka i o trzy lata starszego Stasia – najlepsza lekcja historii. Przyjeżdżamy tu co roku i nigdy się nie nudzimy” – zauważa.

Trudno się z tym nie zgodzić. W świecie, w który gwałtem wdzierają się zdobycze cywilizacji, dobrze jest się czasem zatrzymać, spojrzeć wstecz i wyobrazić, jak żyli ludzie w minionych wiekach. Pokazy średniowiecznych rzemieślników, turnieje rycerskie, pojedynki, a także występy minstreli i zespołów śpiewających muzykę dawną świadczą w tej materii usługi nieocenione.

Marcin Koczan

Wstecz