Nad  Wilnem grzmiało...

Pod naporem burzy zda się ugięły tchnące ubóstwem i Bogiem mury kościoła franciszkanów. Unoszącą się pod sklepienie ku osypującym się freskom zwiewną pieśń chóru zda się przygniótł nagły podmuch wiatru. Nad wileńską Starówką grzmiało.

Podczas mszy u franciszkanów uświadomiłam sobie, że stare Wilno wytrzymało o wiele straszniejsze wichury, a liczne burze dziejowe wyszarpały na murach miejskich i losach ludzkich wiele bolesnych śladów. O jednej takiej letniej burzy, która pociągnęła za sobą ofiarę, w tym miejscu opowiem.

26 sierpnia (7 września wg nowego stylu) 1824 roku po południu Hersylia Bécu zamyka okna w salonie przed zbliżającą się burzą. Wędrujący od pewnego czasu po wileńskiej Starówce kulisty piorun, omijając stare drzewa, wyniosłe wieże kościelne, uzbrojone w metalowe krzyże oraz zastawione specjalnie nań „konduktory”, czyli piorunochrony, wpada do salonu, rozbija szybę, rani dziewczynę w twarz odłamkiem szkła. Ten drobny wyczyn nie zadowala go, więc szuka kolejnej ofiary.

Doktor August Bécu położył się akurat w swoim gabinecie „z twarzą nakrytą – od much – niewielką chusteczką” (Ferdynand Hoesick „Życie Juliusza Słowackiego na tle współczesnej epoki” 1896). Ta chusteczka okazała się po rażeniu gromu bardzo precyzyjnie „w środku wypalona”. Piorun wpadł do gabinetu przyciągnięty szkatułką z instrumentami chirurgicznymi, postawionymi przez zmęczonego doktora na niedużym mebelku – stoliku czy komodzie – obok kozetki, na której odpoczywał. W każdym razie mebelek posiadał szufladę, gdzie błyskało kilka srebrnych rubli. Te ruble padły ostatnią ofiarą piorunu – stopił je na tyle, że po tragedii w szufladzie znaleziono... srebro

Augusta Bécu próbowano ratować. W „Przechadzkach po Wilnie” Adam Kirkor pisał: „Wszelkich użyto ratowania sposobów, zakopywano w ziemi, nacierano, chciano krew puścić, lecz na próżno, cios był śmiertelny”.

Dokładna data pogrzebu Augusta Bécu nie jest znana. Grób natomiast zachował się do dziś na Rossie.

Kilka miesięcy po śmierci ojczyma 14-letni Juliusz Słowacki napisał piękny wiersz „Księżyc”, najwcześniejszy z jego zachowanych utworów. „Co uwielbian za życia, opłakan po zgonie” – tak pisał o ojczymie.

Pech chciał, że tragiczna śmierć oraz okoliczności jej towarzyszące stały się pretekstem do pośmiertnego zniesławienia doktora. Po 8 latach rozpoznano go bowiem pod postacią donosiciela i zausznika Nowosilcewa – Doktora z III części „Dziadów” Adama Mickiewicza. Spróbujmy odpowiedzieć na pytanie „dlaczego”?

August Bécu urodził się w Grodnie 3 maja (wg nowego stylu) 1771 r. Był synem francuskiego emigranta, który zamieszkał w Grodnie w XVIII w. August pobierał nauki w Grodnie, potem – w Królewcu, jeszcze potem – w Wilnie. W 1789 uzyskał stopień doktora filozofii, w 1793 – stopień doktora medycyny, w 1797 został mianowany wiceprofesorem, a w 1799 – profesorem patologii i materii medycznej na Uniwersytecie Wileńskim. Objąwszy katedrę obu tych przedmiotów, pozostał na tym stanowisku aż do tragicznej śmierci w 1824 r. W początkach XIX w. Uniwersytet wysłał go na praktykę zagraniczną; był w Niemczech, Anglii i Francji.

Ojczym Słowackiego miał znaczne zasługi dla medycyny wileńskiej. Według A. Kirkora: „Pierwszy na Litwie zajął się czynnie rozpowszechnianiem szczepienia ospy, zyskawszy od cesarzowej Marii Teodorówny materię wakcyny”. Był też pierwszym na tych ziemiach lekarzem, teoretycznie zgłębiającym problemy higieny osobistej – w 1815 r. w „Dzienniku Wileńskim” wydrukowano jego rozprawę „Higiena dla panien na pensjach”.

Natomiast szczególnie August Bécu zasłużył się w r. 1812, kiedy to sam feldmarszałek Michaił Kutuzow polecił mu uprzątnięcie trupów francuskich żołnierzy. Według Józefa Franka (III t. „Pamiętników”) – w Wilnie i okolicach było wówczas około 40 000 zamarzniętych zwłok w mundurach. „Skorzystano z fos, które Francuzi wykonali w celach obronnych”. Na rozkaz Augusta Bécu te na Śnipiszkach zapełniono ciałami, polano naftą i podpalono. Kłęby ciężkiego, tłustego dymu zasnuły miasto, które z tego powodu zaczęło głośno protestować, więc spalono tu tylko... 1000 ciał.

Za wykonaną robotę doktor otrzymał order św. Włodzimierza IV klasy. Frank to skomentował: „Sądzę, że był to pierwszy wypadek, iż lekarz otrzymał nagrodę za to, że pogrzebał dużo ludzi”. W każdym razie te jego poczynania ocaliły Wilno przed epidemią.

Trudno o dokładną datę zawarcia pierwszego małżeństwa przez Augusta Bécu. W każdym razie, gdy owdowiał w r. 1816, zostały mu dwie córki – jasnowłosa Aleksandra (ur. w 1804 r.), zwana w domu „Kocikiem”, i ciemnowłosa Hersylia (ur. w 1806 r.)

17/29 sierpnia 1818 r. w kościele Liceum Krzemienieckiego doktor po raz drugi stanął na ślubnym kobiercu, a jego wybranką była wdowa po prof. Euzebiuszu Słowackim – Salomea (z domu Januszewska). Tak został ojczymem przyszłego Wieszcza – Juliusza Słowackiego. Młoda para zamieszkała w Wilnie, w domu profesorów Uniwersytetu przy ulicy Zamkowej.

Władysław Tatarkiewicz, który badał plany budynków należących do Uniwersytetu, stwierdził, że w domu przy Zamkowej Bécu zajmował kolejno dwa mieszkania. Początkowo osiedlił się na pierwszym piętrze od frontonu budynku. To lokum znajdowało się prawdopodobnie nad bramą wejściową. Później państwo Bécu przeprowadzili się i zamieszkali w lewej oficynie, a ostatnie narożne okno na piętrze należało do gabinetu profesora. Jedna z kolejnych wersji podaje, że akurat przez to okno wleciał piorun, jeszcze inna, że „przez dach i sufit wpadł do mieszkania” (Konstanty Porcjanko „Żywot Augusta Bécu”). Cóż, może piorun ów kilkakrotnie tu wracał, by spełnić swą złowieszczą misję?

Mieszkanie państwa Bécu przy Zamkowej stało się wkrótce znane – pani Salomea prowadziła salon, gdzie bywali zarówno wpływowi Rosjanie i państwowi urzędnicy, jak też profesorowie uniwersyteccy z rodzinami. Jeśli wierzyć Antoniemu Edwardowi Odyńcowi, to on właśnie w czerwcu 1822 r. wprowadził tu Adama Mickiewicza. W tym to salonie doszło do incydentów, które musiały Adama mocno zaboleć, bo po wielu latach opowiadał je przyjaciołom. Pierwszy konfuz nastąpił podczas spotkania z Janem Śniadeckim, któremu Adam oficjalnie nie został przez gospodarza Augusta Bécu przedstawiony. Jan Śniadecki poznał jednak młodego poetę, który go w balladzie „Romantyczność” przedstawił w roli „szkiełka i oka” płacąc mu pięknym za nadobne – wyśmiał poezję młodego romantyka. Zacytował ponoć ową słynną frazę: „Ciemno wszędzie, głupio wszędzie. Nic nie było, nic nie będzie”. Drugie przykre wspomnienie Adam przywołał w 1846 r. w rozmowie z Aleksandrem Chodźką, nadmieniając, jak to w 1823 r. pan Bécu czytał na głos jego „Dziady”, a czynił to z zamiarem tak śmiesznie, że wszyscy zgromadzeni chichotali.

1/13 października 1822 r. August Bécu wystosował prośbę do rady Uniwersytetu o przyznanie mu tytułu profesora wysłużonego „czyli emeryta, z pensją dożywotnią (…) rubli srebr. 1500”. Odpowiedzi jednak nie otrzymał, ponieważ w 1823 r., gdy rozpoczęło się śledztwo w sprawie Towarzystwa Filaretów, rozpatrywanie podobnych prośb wstrzymano. Minister Szłykow chciał się wprzód upewnić, „czyli któryś z członków uniwersytetu nie należał (…) do tego stowarzyszenia”.

W pierwszych dniach lipca 1823 r., prawdopodobnie czyniąc dalsze starania w pozyskaniu emerytury, podjął się Bécu podróży do Petersburga (o podróży tej w pierwszym raporcie złożonym Nowosilcewowi nadmienia pełniący obowiązki rektora – Tomasz Życki). A że w Petersburgu nic nie wskórał, zwrócił Bécu całą nadzieję ku Nowosilcewowi. Stanisław Jundziłł w „Pamiętnikach” pisze: „Wesoły zawsze humor, a mianowicie rzadki dowcip w utrzymaniu wesołej i zawsze przyjemnej konwersacji, ujęły prędko Nowosilcewa”. Senator Nowosilcew „oświadczył życzenie, aby go najczęściej ile możności odwiedzał”. Bécu u senatora emerytury jednak nie wyprosił. Jego wizyty miały wszak skutek, tyle że wielce szkodliwy: apartamenty senatora były pod stałą obserwacją studentów, stąd częste wizyty doktora u znienawidzonego senatora nie uszły ich uwagi. Młodzież uznała je za potencjalną zdradę. Oliwy do ognia podlała jeszcze sprawa kartki Antoniego Kamińskiego.

Jesienią 1823 r. doktor Bécu uzyskał pozwolenie pożyczenia książek uwięzionemu w jednym z wileńskich klasztorów Antoniemu Kamińskiemu. Doktor znał Antoniego Kamińskiego, gdyż był guwernantem jego kuzyna – Aleksandra Pilara (Pilar – nazwisko pierwszej żony Augusta Bécu). A doktor Bécu, jak pisze w pamiętniku Tomasz Massalski, „znalazłszy w jakiejś książce, odesłanej na powrót, karteczkę ołówkiem do siebie napisaną o jakimś ustronnym interesie, przez tchórzostwo przedstawił ją komisji”.

Stanisławowi Pigoniowi udało się znaleźć karteczkę w aktach sprawy Antoniego Kamińskiego. Tekst na niej umieszczony głosił: „Dość jest Cię, Panie, prosić, aby mieć skutek pomyślny swemu żądaniu. Na tym zafundowany, upraszam o pożyczenie mi i przesłanie, jeżeli to będzie możliwe, jak najprędzej rubli piętnastu. Zawsze jednak proszę o sekret największy, bo nam w kozie ani papieru, ani pióra, ani atramentu mieć nie można”. Znaleziona kartka, przekazana kierowanej przez Nowosilcewa Prześwietnej Komisji Śledztwiennej dla odkrycia tajnych Towarzystw w Wilnie ustanowionej, zaszkodziła nie Kamińskiemu a samemu okazicielowi – Augustowi Bécu.

Podróż do Petersburga, częste wizyty u senatora, kartka Kamińskiego, tragiczna śmierć, stopione srebro uparcie kojarzące się z judaszowymi srebrnikami, niemiłe wspomnienia Adama Mickiewicza zaowocowały po latach. W III części „Dziadów” w literackiej postaci Doktora świadkowie wydarzeń wileńskich bez trudu rozpoznali Augusta Bécu. Nie tylko rozpoznali – te dwie, przecież różne postacie, za sprawą pióra Mickiewicza, zostały utożsamione!

Na jesieni 1832 r. Juliusz Słowacki, gdy przeczytał III część „Dziadów” i dowiedział się z niej, że jego ojczym, doktor Bécu, był łajdakiem oraz zdrajcą, zamierzał w odwecie Mickiewicza zabić. „Skorom przeczy[tał]... chciałem się koniecznie strzelać z nim”. „Walkę z Adamem” podjął też drukując w 1834 r. bezimiennie „Kordiana”.

Jeżeli jednak chodzi o Słowackiego, zważywszy, że kochał ojczyma, trudno zrozumieć, dlaczego jedną ze swoich najbardziej krwawych i podstępnych postaci literackich – Balladynę – uśmierca właśnie z pomocą... piorunu: „Król-kobieta, piorunem Boskim zastrzelony”. Jest to wszak, wedle autora, pasierba doktora Augusta Bécu, wielce słuszna i sprawiedliwa Boża kara za jej niecne czyny.

Alicja Dzisiewicz, st. kustosz Muzeum Adama Mickiewicza przy Bibliotece Uniwersytetu Wileńskiego

Wstecz