13. Festiwal w Mrągowie

Kultura kresowa w… kłumpiach

Drugi weekend sierpnia zgromadził nad mrągowskim jeziorem Czos miłośników kultury kresowej, by w kilkutysięcznym gronie wyśpiewać „Hej, sokoły!”. Bo właśnie tym przebojem tegoroczny koncert galowy się rozpoczął. Piosenkę wzbogacono nawet „kresowymi” elementami ukraińskiego hopaku.

Charakter kresowiaka

Przybyłe zespoły witali wileńscy prowadzący Dominik Kuziniewicz wraz z Anną Adamowicz, a towarzyszył im duet aktorski - Stanisław Szelc oraz Emilia Kopic. W przerywnikach między występami czworo prowadzących na przemian sypało żartami. Ale że nie na żart zechciano poznać charakter człowieka z Kresów, zapożyczono nawet w tym celu fragmenty filmu „Sami swoi”. W podobnym kresowym stylu na scenę kilkakrotnie wkraczał też kabaret „Tyligentne Batiary”, ukazując z przymrużeniem oka społeczno-polityczną scenę dzisiejszej Polski.

Litewska kulminacja

Na początku koncertu na scenie zaprezentowały się zespoły z Wileńszczyzny. Po raz pierwszy na Festiwal przybyły „Mejszagolanki”. Pogratulować należy im intonacyjnie czystego wokalu i ubolewać, iż organizatorzy mrągowskiej imprezy dopiero teraz dostrzegli ten ambitny i od lat działający zespół wokalny.

Przebojowy „Randez-vous” z Landwarowa w rejonie trockim zluzowała podbrodzka „Żejmiana”. I, o ironio losu, jej członkowie zgotowali nie przewidzianą zapewne przez organizatorów „kulminację” koncertu: zaserwowali kulturę kresową w… litewskich kłumpiach! Cztery pary tego niby polskiego zespołu podrygiwały w takt „Klumpakojis”, a wokalistki rozpływały się w litewskich przyśpiewkach, towarzyszących temu tańcowi. To się porobiło! Za kulisami – zresztą – też nie brakło litewskiej mowy. Wart odnotowania fakt, iż mrągowscy organizatorzy rokrocznie zapraszają zespoły z Podbrodzia, np. tamtejszą orkiestrę dętą, w której składzie Polaków zresztą też trzeba umieć się doszukać, pozostawiając tym samym na marginesie szereg zespołów polskich.

Na szczęście, pielęgnujące polskość na Białorusi i Ukrainie zespoły zaprezentowały się tradycyjnie, zdobywając sympatie rozbawionej licznej widowni. W Mrągowie widz bowiem nie pozostaje obojętny wobec serwowanego mu tańca lub pieśni. A chociaż podróż na imprezę niektórym się wydłuża, mimo wszystko chętnie tu przybywają z bagażem polskości.

Znacznie bliżej do Mrągowa miał obecnie kresowiak, który z wileńskiej ulicy Połockiej przeniósł się na stały pobyt do Polski i zdobył światowe uznanie jako solista operowy. Publiczność niczym na komendę powstała z miejsc, gdy na scenę wkroczył legendarny Bernard Ładysz, by zaśpiewać w duecie z małżonką.

Polski finał

Zespoły, które podczas koncertu galowego serwowały polskość w postaci pieśni bądź tańca, można mnożyć. Jednakże kilkugodzinne ich popisy wygasły. Zakończono przemówienia. Wręczono nagrody. Rozdano honory. Wszyscy mogli stanąć do finału, który takoż promieniował polskością. Pod akompaniament Maksyma Fetorowa (Ukraina) rozległ się aksamitny sopran Gabrieli Vasiliauskaite (Litwa) i barwny alt Oksany Gołombowskiej (Białoruś), nastrajając widza na czułą nutę.

Obok koncertu galowego miały też miejsce prezentacje artystów w innych miejscach Mrągowa, niedzielny przemarsz uczestników. Ulicami miasta polatywały strofy wierszy kresowych poetów, wrzał handel. Wszystko to na swój sposób przyćmiło pozornie „kresowy” występ Litwinów. Bo przypuszczać można, że nie w tym celu imprezę do życia powoływano, by niby polskie zespoły prezentowały kulturę, od podstaw mijającą się z kresowością. Pozostaje żywić nadzieję, że za rok Mrągowo ponownie będzie czym bogate, tym rade miłośnikom bogatej kultury kresowej. Oby tylko nie w kłumpiach...

Edward Trusewicz

Wstecz