W Domu Kultury Polskiej w Wilnie

Bernard Ładysz wzruszał do łez...

„...synu, śpiewaj wszystko, wszystkim, o wszystkim, byle tylko sercem” – te słowa Matki towarzyszyły Bernardowi Ładyszowi przez całe życie. Wychowany w muzykującym domu artysta był niemal „skazany na sukces”. W wywiadach niejednokrotnie podkreśla rolę rodziny w kształtowaniu artystycznej drogi. Nigdy nie zapomniał też swego miasta...

Propozycja przyjazdu do Wilna wyszła od samego wykonawcy. Marzył o tym, by raz jeszcze zaprezentować się wśród „swoich” – przecież jest tu tak wielu jego dawnych kolegów, przyjaciół.

I rzeczywiście, koncert przeszedł oczekiwania zebranych. Były łzy, wzruszenie, ale i patos... spotkanie z człowiekiem-legendą nadało koncertowi wyjątkowy charakter.

Bernard Ładysz przybył do Wilna w towarzystwie żony – znanej polskiej sopranistki Leokadii Rymkiewicz-Ładysz, również pochodzącej z Wilna, oraz córki przyjaciół – Ewy Springer.

W niedzielne popołudnie – 12 sierpnia – aulę Domu Kultury Polskiej wypełnili miłośnicy muzyki klasycznej i znawcy talentu Bernarda Ładysza.

Ewa Springer prowadziła koncert, nadając mu swojską oprawę. Zanim artysta wyszedł na scenę, widzowie mogli prześledzić karierę śpiewaka: na ekranie pojawiały się zdjęcia z rodzinnego albumu, kreacje sceniczne i filmowe Ładysza. Projekcja zatrzymała się na zdjęciu, ukazującym młodego Bernarda w towarzystwie Mamy. Fotografia ta widoczna zresztą była przez cały czas trwania koncertu. Powitanie, jakie zgotowali wilnianie swemu ziomkowi, wywołało falę wzruszenia i łez. Ciepła atmosfera i niezwykle bliski kontakt pomiędzy artystami a publicznością sprawiły, że spotkanie to nie było typowym koncertem, ale pewnym podsumowaniem, wspomnieniem i hołdem.

Bernarda Ładysza cechuje poczucie humoru. Na pytanie, jak udało mu się zdobyć najwyższą nagrodę śpiewaczą na konkursie w Vercelli, odpowiedział: „Jakoś tak zwyczajnie, dostałem paszport, kupiłem bilet, wsiadłem do pociągu, przyjechałem na miejsce, zaśpiewałem i wygrałem”...

Cóż, talent Ładysza błyszczał niczym brylant na firmamencie innych gwiazd operowych. Wykorzystał swoją szansę i podjął wyzwanie. Śpiewał na najważniejszych scenach świata, a w marzeniach i opowieściach zawsze wracał do Wilna. Podkreślał to zresztą wielokrotnie podczas koncertu, kierując do zebranych pytania: o nazwy ulic, domy, szkołę...

Wspomnienia, refleksje przeplatane były piosenkami z repertuaru zarówno Bernarda Ładysza jak też jego żony. Na zakończenie wspólnie wykonali pieśń „Matko moja”, a był to szczególny ukłon w stronę tej, która nie tylko nauczyła kochać muzykę, ale również zaszczepiła miłość do Ojczyzny, do Wilna...

Wilnianie odśpiewali artyście gromkie „Sto lat” – wszak 85. Urodziny – to nie lada okazja. Życzenia jubilatowi złożył konsul generalny RP w Wilnie Stanisław Cygnarowski; prezes ZPL Michał Mackiewicz w imieniu wszystkich Polaków z Wileńszczyzny podziękował za osobowość i wzór do naśladowania oraz, jako wyraz uznania, wręczył gościowi ogromny kosz kwiatów. Niespodziankę przygotowali też przyjaciele z AK. Specjalnie na tę okazję ułożyli słowa do znanej piosenki „My, Polacy z Wileńszczyzny”, a w nowej wersji zyskała ona tytuł „Wielki Rodak z Wileńszczyzny”. Mile zaskoczony bohater dnia włączył się do śpiewu.

Ukłonem w stronę Bernarda Ładysza była inicjatywa wilnian na czele z Krystyną Rotkiewicz, związana z ufundowaniem tablicy pamiątkowej, która zawiśnie na domu przy ulicy Połockiej 1, gdzie śpiewak mieszkał w latach 1922-1944. Jej uroczystego odsłonięcia, na razie tylko w Domu Kultury Polskiej, dokonała Leokadia Rymkiewicz-Ładysz.

Zarówno młodzi jak też starsi słuchacze wyszli z Domu Kultury Polskiej z dużym ładunkiem pozytywnych wrażeń. Spotkanie z człowiekiem, w którym tak naprawdę „ciągle płonie kresowy płomień” dodało pewności siebie, satysfakcji, że natura kresowiaka tak wymownie przemawia przez takiego Człowieka...

Monika Urbanowicz

Wstecz