Internet skrzyknął… wędkarzy

I Najazd www.wcwi.pl na Litwę

Czym jest wędkarstwo? Na to, zdawałoby się proste pytanie, można znaleźć masę odpowiedzi... Bo to i rozrywka, miły relaks, spędzanie wolnego czasu nad wodą, obcowanie z naturą, sport, wreszcie (gdy się uda!) urozmaicenie domowego menu... Ba, to nawet swego rodzaju filozofia...

Odkąd siebie pamiętam, zawsze łowiłem ryby. Pierwsze swe kroki wędkarskie stawiałem pod bacznym okiem... swej Mamy. To dzięki niej połknąłem tego bakcyla i przed około czterdziestoma laty zapadłem na tę „chorobę”. Chorobę, należy przyznać, chroniczną, gdyż raczej z nikłymi szansami na uleczenie. W latach szkolnych, które upłynęły nad Wilią „naszych strumieni rodzicą”, kolejnym moim „guru” wędkarskim był nasz wuefista Tadeusz Mincewicz. Pamiętam, że można było liczyć na jakieś względy i ulgi u pana Tadeusza, gdy się dowiedział, że złowiło się jakiś „okaz”.

Z łezką w oku wspominam wykorzystywany po temu sprzęt. Leszczynowe wędki, własnoręcznie produkowane spławiki, stalowe spinningi – tzw. szpady... Wędkarska myśl techniczna tymczasem wręcz rwała do przodu; pojawiły się pierwsze teleskopy, kołowrotki o stałej szpuli, rewelacyjnie cieniutkie i cholernie deficytowe żyłki „Germina”... Stanie w długiej kolejce w wileńskim sklepie „Dynamo” (o ile ktoś takowy pamięta) po pierwszy u nas japoński kołowrotek „Ryobi”, za który trzeba było wyłożyć pół miesięcznej wypłaty... Cóż, ta nasza „choroba” potrzebuje coraz droższych „lekarstw”...

W dzisiejszych czasach, gdy komputer stał się przedmiotem użytku powszechnego, też jakoś dorobiłem się dobrodziejstwa, jakim jest Internet. A bobrując po nim, całkiem przypadkowo natrafiłem na WCWI (Wędkarskie Centrum Wymiany Informacji). Jak się okazuje, jest to największy portal, zrzeszający wędkarzy z całej Polski i nie tylko. Powstał on 26 lipca 2001 roku, a liczy już bez mała 4 tysiące użytkowników, notując ponad 20 tys. odwiedzin dziennie. Każdy może tu znaleźć coś dla siebie i według swych upodobań.

Wucewujowicze organizują wspólne imprezy wędkarskie, a niektóre z nich obrastają już tradycją. Na tej liście znajdują się: „Drapieżnik”, „Urodziny WCWI” – zawsze na jakiejś wiślanej wyspie, „Noc traperów” w Osłowie i „Pożegnanie lata” w Starosielu nad Bugiem. Czasem niektórzy montują ekipy na łowy poza granice Polski – do Norwegii, Szwecji, Mongolii. Jednak oficjalnej imprezy zagranicznej dotąd jeszcze nie było.

Na początku roku, podczas jednego ze spotkań, padła propozycja wypadu na Litwę. Bo to i stosunkowo blisko, i sentymenty narodowo-patriotyczne, a też moje opisy przygód z wędką nad Wilią, poparte zdjęciami Mariana Dźwinela („Estrad”) też chyba miały na tę decyzję jakiś „reklamowy” wpływ. Impreza otrzymała kryptonim I Najazd www.wcwi.pl na Litwę. Wraz z Marianem (jako jedyni dotąd użytkownicy portalu z Litwy) chętnie zgodziliśmy się znaleźć naszym kolegom po wędkarskim „kiju” z Macierzy jakieś odpowiednie „najazdowe” miejsce. Wybór padł na rozpoczynający dopiero swą działalność ośrodek agroturystyczny Michała Stefanowicza „U Michała”, położony w niezwykle malowniczej miejscowości Baranrapa nad Wilią.

Nie będę opisywał samej imprezy, wyręczył mnie w tym kolega Piotrek, ochrzczony ostatnio przez wucewujowiczów mianem Wędkarza Pielgrzyma z racji zaliczania praktycznie wszystkich imprez portalowych. Chciałbym tylko podziękować przyjaciołom z Macierzy za przybycie i stworzenie wspaniałej rodzinnej atmosfery, a także Marianowi, Irenie, Grzegorzowi i Markowi Dźwinelom, Januszowi Koszewskiemu, Wiktorowi Dulce, Janowi Ornowskiemu, Waldemarowi Dowejce, Janowi Gowkielewiczowi, Jerzemu Sargelisowi, Mieczysławowi Rymkiewiczowi oraz Michałowi Stefanowiczowi za pomoc organizacyjną i współudział w Najeździe. Cieszy też fakt, że poczyniliśmy pierwsze kroki ku zadzierzgnięciu przyjacielskich kontaktów z Rodakami-wędkarzami z Macierzy.

Wojciech Klimaszewski („Kliwolit”), „Wujek Komendant” Najazdu

 

Ponajazdowo...

Ha, nie wiadomo od czego zacząć, to może jednak od początku...

Nazywam się Piotr Nowicki, pochodzę z Łodzi i od dwóch lat mam zaszczyt należeć do szacownego grona wędkarzy-entuzjastów skupionych w WCWI. Łączy nas wspólna pasja, nie dzielą żadne granice, koledzy pochodzą z całej Polski i szeregu innych krajów. Kontaktujemy się ze sobą nie tylko w necie, ale i „w realu” podczas wspólnych wypraw nad różne wody: jak na słodkie, tak czasem i słone.

Podczas wspólnych obrad i biesiadowania narodziła się idea odwiedzin serdecznych przyjaciół na Litwie. Poprzez nasz portal mieliśmy już internetową łączność z Wojtkiem „Kliwolitem” Klimaszewskim oraz Marianem „Estradem” Dźwinelem. 26 lutego na łamach WCWI, w umawialni, padła oficjalna propozycja wyjazdu na Litwę. Parafrazując nieco żartobliwie Wieszcza, nadaliśmy mu miano I NAJAZDU www.wcwi.pl NA LITWĘ. Koledzy zza wschodniej granicy poparli naszą propozycję i zaoferowali gotowność pełnienia roli gospodarzy imprezy. Pozostało tylko „dograć” datę. Po wielu perturbacjach dopasowywania się do terminu (bo miał to być sezon urlopowo-wakacyjny) nastąpiło ostateczne ustalenie: 10-12 sierpnia.

Celem dokonania pierwszego zwiadu już o cztery dni wcześniej na Litwie jako pierwszy zameldował się Artur Kiersnowski („Sołtys”). Gdy na WCWI pojawiła się niebawem relacja z jego „zaślubin” z Wilią, serca jęły bić mocniej – oby do piątku! Nigdy nie miałem jakoś okazji spotkać się z kolegami na pięknej Wileńszczyźnie, a teraz miało to nastąpić! Zabrałem ze sobą córkę Dominikę i Kamila Szymczaka („Mekamila”), kolegę z Łodzi. Natomiast w Łomży nastąpiło spotkanie z Olgierdem Pęcikiewiczem („PikeHunteR”) i Bartoszem Mikulskim („Bartsiedlce”). Wspólnie w godzinach popołudniowych przekroczyliśmy granicę, mknąc ku Wilnu i podziwiając uroki ziemi litewskiej. Aż w umówionym miejscu, na przedmieściu stolicy, nastąpiło wreszcie spotkanie z naszymi przyjaciółmi, czyli z Wojtkiem i Marianem.

Nasi przyjaciele-gospodarze oraz ich koledzy z Litwy byli doskonale przygotowani na to niecodzienne przecież spotkanie. Na początek za symboliczną opłatą otrzymaliśmy od Wujka Komendanta licencje na połowy, zakwaterowaliśmy się i… zbiegliśmy na dół, by przywitać się z Wilią. Gdy zapadł wieczór, zasiedliśmy do wspólnej kolacji przy grillu i szaszłykach. Miłą niespodzianką było spotkanie i poznanie się z innymi polskimi kolegami-wędkarzami z Litwy. W pewnym momencie pojawił się Wiktor Dulko z gitarą w ręku, jak się wkrótce dowiedzieliśmy – znany wileński bard. Wręcz urzeczeni wsłuchiwaliśmy się w piękne, nostalgiczne pieśni, płynące z ust niesamowicie ekspresyjnego Wiktora. Powiodłem ukradkiem wzrokiem dokoła: w blasku świec i lamp - skupione i poważne twarze, niejednemu (mnie również...) zaszkliło się oko. To był niezapomniany wieczór i potężna dawka tłumionej przecież latami polskości oraz niezapomniana lekcja historii, dla nas – Polaków od POLAKÓW z Litwy.

Nazajutrz (a właściwie już od razu po kolacji) rozpoczął się miniturniej wędkarski wraz z nagrodami – pucharami i dyplomami. Regulamin, ogłoszony przez sędziego – Mariana Dźwinela, był bardzo liberalny i pozwalał stosować dowolne techniki wędkarskie, należało jedynie przestrzegać wymiarów ochronnych. Chociaż (szczególnie z rana) widzieliśmy, że w Wilii „kipi życie”, brań, chyba z powodu panujących właśnie upałów, było bardzo mało.

Szczególnie miło mi, jako rodzicowi, konstatować, że zawody wygrała Dominika – moja córka, dla której ten pobyt na Litwie pozostanie długo w pamięci i to nie tylko z racji zdobycia głównego pucharu. Drugie miejsce zdobył Kamil Szymczak („Mekamil”), wiernie sekundujący i pomagający Dominice. Zmuszony jestem skromnie przyznać, że puchar za trzecią lokatę przypadł niżej podpisanemu. Po podsumowaniu turnieju czekała nas uczta w postaci upieczonego na ruszcie przez Mieczysława Rymkiewicza sporego karpia (którego sam zresztą złowił).

Znów nastał wieczór i znów trwały tradycyjne nocne Rodaków rozmowy. W niedzielę nastąpiło pożegnanie, znaczące czas powrotu do domu. Dzięki uprzejmości i gościnności Janusza Koszewskiego wraz z córką i Kamilem mogliśmy pozostać jeszcze na dzień, zwiedzając Wilno – piękne, zabytkowe miasto. Jednak, jakkolwiek byśmy odciągali odjazd, nastał ostateczny czas rozstania i powrót do kraju.

Już wiem jedno: byłem u Was, przyjaciele, po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni. Przy pożegnaniu umówiliśmy się na następny rok, na II Najazd. Na pewno będzie nas wtedy więcej. Na pewno znów się z Wami spotkamy, usiądziemy wspólnie do stołu, powspominamy... Do zobaczenia zatem..!

Będąc wielce zaszczycony, w imieniu wszystkich „najeźdźców” dziękuję „Wujkowi Komendantowi”, „Estradowi” i ich kolegom za zorganizowanie tego niezapomnianego spotkania.

Piotr Nowicki („Novis”)

Wstecz