Na tropach bohaterów opowieści Józefa Mackiewicza

„Krasnyj pomieszczik”

Początek patrz w nr nr 7-12 ub. r., nr nr 1-8 br.

„Tak więc mąż nawet ciotecznej siostry [Katre] wypadał szwagrem [Roman Pilar].

Złożyło się, iż ta córka [Katre] rodzonej ciotki była nam zawsze najbliższa, bardziej od innych lubiana i kochana. [...]” (Józef Mackiewicz „Mój szwagier – szef GPU”)

W Kownie, w gronie litewskich komunistów

Po tym jak doktor Stasys Matulaitis, wraz z najmłodszą córką Laimą, salwował się ucieczką z Litwy do Sowietów, Wilhelmina Matulaitisowa przeniosła się z Mariampola do Kowna, do córki Katre. Nie siedziała tu bezczynnie, razem z Katre rozpowszechniały nielegalną literaturę komunistyczną. Tego rodzaju akcje w swoich wspomnieniach opisze tak:

To były nasze tzw. „spacery”. Szłyśmy na umówione miejsca spotkań: a to nad brzegiem Wilii, gdzie już czekali na nas Karolis Pożeła, Kapłan i Abramowicz. To oni przeważnie byli odbiorcami „bibuły”. Za innym znów razem miejscem „spacerów” była Dolina Mickiewicza. Albo – korty tenisowe, czy znów plaża nad Niemnem – tam najczęściej pojawiali się nieznajomi młodzi Żydzi i na umówione hasło przejmowali „to” od nas.

Katrute w kowieńskim Poselstwie Sowieckim faktycznie pracowała na rzecz litewskiej partii komunistycznej jako szyfrografka. Przez jej ręce przewijały się różne konspiracyjne materiały, w większości dotyczące podziemnej działalności litewskiej partii komunistycznej. Jej aktywnym łącznikiem był Karolis Pożeła.

Partyjna robota i miłość. Romantyczna „Katrute sprezentowała Karolisowi wieczne pióro – jako symbol ich trwałego związku, z prośbą, by on je stale nosił w lewej kieszonce marynarki” – napisze Wilhelmina Matulaitisowa.

Wszyscy ci ludzie „od partyjnej roboty” spotykali się w kowieńskim mieszkaniu Katre. Spotkanie nowego roku 1926 było z przygodami: ktoś z ulicy strzelał do okna ich mieszkania. „Posypało się szkło w oknie, kula utkwiła w piecu. Najpewniej chodziło tu o Karolisa Pożełę, ktoś chciał go zabić. Ale padł tylko jeden strzał, potem było cicho” – będzie wspominała Matulaitisowa w dalszych partiach swego diariusza.

Znowu w Moskwie

Wiosną 1926 Katre musiała opuścić Kowno i wracać do Sowietów. Wracała tam razem z matką. Pisze Wilhelmina Matulaitisowa:

Bardzo nie chciałam jechać do Sowietów, ale cóż – mieszkała już tam cała nasza rodzina. A obecnie takoż Katre wracała do Moskwy. Na dworcu w Kownie odprowadzali nas: moja ulubiona mężowska siostra, Aleksandra, moja siostra Emilia Walicka, oraz Karolis Pożeła. Pożeła pojawił się z wiązanką czerwonych kwiatów dla Katre. Inni nasi krewni nie przyszli, po prostu się bali... Potem plotkowano w Kownie, że Katre musiała być bardzo bogatą kobietą, bo ktoś tam widział, jak wywoziła z sobą ogromne walizki...

Kowno opuszczałyśmy w smutnym nastroju. Katre – z powodu Karolisa Pożeły, ja – że jednak jestem zmuszona opuszczać swój kraj i że odtąd nasza przyszłość pozostaje pod dużym znakiem zapytania.

Już w Rydze spotkała nas pierwsza przykrość, ktoś sobie przywłaszczył nasze parasolki. W pociągu, w przedziale, pękł nasz termos z gorącą herbatą. Jakoś w końcu dojechałyśmy do tej Moskwy, a tam – oznajmiono nam kategorycznie, że mamy za dużo rzeczy; część z nich usiłowano nam odebrać. Ledwo obroniłyśmy się...

W Moskwie zamieszkałyśmy u naszych, czyli w mieszkaniu, które wynajął Stasys z córką Laimą. Mieszkanie było ciasne, ale jakoś sobie radziliśmy. Mieszkaliśmy w domu przy ulicy Sadowaja Kudrinskaja. Stasys pracował w ambulatorium, niewiele tam zarabiał. Laima pracowała jako sekretarka. Katre została zatrudniona w NKWD. Jedynie Kiejstut, który był wcześniej z Litwy wyjechał, nie miał stałej pracy. Kiejstut wciąż marzył o profesji pisarza, często się obracał wśród robotników, chciał pisać o ich życiu i pracy. Mieszkał osobno, w bardzo ciasnym, nędznym pokoiku. W Moskwie miał przyjaciela, jeszcze z czasów mariampolskiego gimnazjum. To był Žaldarys, wielki sympatyk komunistów. I Kiejstut, i Žaldarys żyli w biedzie, codziennie przychodzili do nas na obiad.

Maja, urodzona po śmierci ojca...

W Moskwie często ich odwiedzał Vincas Mickewiczius-Kapsukas, dawny znajomy i „współbojownik o szlachetną sprawę” doktora Stasysa Matulaitisa. Obecnie więcej obcował („na polu partyjnym”) z córką Matulaitisa, Katre. Od lat łączyła ich ponadto praca, jako wykładowców, w moskiewskim Uniwersytecie Komunizmu dla Zachodnich Mniejszości Narodowych. Nauczano tam głównie doktryny marksistowsko-leninowskiej oraz jej zastosowania w praktyce, tzn. „w walce z dyktaturą burżuazyjną”. Tego rodzaju „kuźnię kadr” Lenin powołał do życia swym dekretem wydanym 28 listopada 1921. Sektor litewski był liczny. Do 1923 roku kierował nim Rapolas Rasikas, później kierownictwo przejął Vincas Mickewiczius-Kapsukas. Obciążony pracą w Kominternie, Kapsukas, po paru latach kierownictwo przekazał Petrasowi Federawicziusowi (alias Piotrowi Fedorowiczowi). W tej licznej grupie wykładowców – obok Kapsukasa, Eidukewicziusa, Angarietisa i in. – była takoż Katre Matulaitisówna.

Obecnie, w 1926, częstotliwość kontaktów Kapsukasa z Katre jeszcze bardziej wzrosła. Źle się coś działo w stosunkach partyjnych na wierchuszce, w co matka Katre, Wilhelmina Matulaitisowa, nie była oczywiście wtajemniczona, ale o czym można się domyślać z przedśmiertnego listu Karolisa Pożeły do Katre.

Wiadomość o aresztowaniu w Kownie Karolisa Pożeły i skazaniu go na śmierć, Katre odebrała właśnie od Kapsukasa.

Pisze Wilhelmina Matulaitisowa:

Bardzo często odwiedzał nas, a dokładniej odwiedzał Katre Vincas Mickewiczius-Kapsukas. A gdy brakowało mu czasu na wizyty, telefonował. Pewnego dnia, właśnie przez telefon, powiadomił on Katre o osadzeniu w więzieniu [kowieńskim] Karolisa Pożeły i o tym, że najprawdopodobniej Karolis zostanie skazany na śmierć. Katre jednak nie chciała w to wierzyć. Ale następnego dnia znowu zatelefonował Kapsukas z wiadomością, że autentycznie: Pożeła oraz Greinfenbergis, Czarnas i Giedrys zostali skazani na karę śmierci. Niebawem dotarła do nas wieść najsmutniejsza: wyrok został wykonany. Na tę wiadomość Katre ze straszliwym krzykiem osunęła się na podłogę. Parę dni leżała nieruchomo, niczym w letargu. Była w ciąży. Karolis bardzo chciał mieć dziewczynkę. Obliczyli, że miałaby się ona urodzić akurat na 1 maja, więc już zawczasu Katre i Karolis wybrali jej imię – Maja. I rzeczywiście – urodziła się dziewczynka, wprawdzie nie 1 maja, ale 25 kwietnia 1927. Nazwaliśmy ją Mają. Ale Karolisowi już nie dane było jej zobaczyć.

W przypisach do swych wspomnień Wilhelmina Matulaitisowa napisze: „Później od towarzyszy partyjnych dowiedzieliśmy się, że Karolis i Greinfenbergis mieli jednak jakieś możliwości, żeby się uratować. Wiadomość o przewrocie państwowym Karolis odebrał o godzinie 5 z rana. Szybko się ubrał i udał do Greinfenbergisa, którego zastał jeszcze w łóżku. Długo się naradzali, co mają robić – uciekać czy nie? Ale czy wypada opuszczać partię? Tak to naradzających się, aresztowano ich (w mieszkaniu Greinfenbergisa)”.

„Ostatni raz mocno, mocno całuję...”

W rodzinie Matulaitisów zachował się przedśmiertny list Karolisa Pożeły, pisany do Katre, datowany dniem 25 grudnia 1926, parę dni przed wykonaniem wyroku. List pisany po litewsku, z małymi wtrętami w języku rosyjskim. List ten Karolis Pożeła przekazał przez ręce na imię i skrócone nazwisko adresatki:

Dla Katrute Mat.

Miłaja, miłaja, rodnaja Katrute moja. Wczoraj wojskowy sąd polowy wydał na mnie i moich towarzyszy wyrok śmierci. Czekam na rozstrzelanie. Czy wyrok ten będzie odwołany i zamieniony na inną karę, czy pozostanie w swojej mocy – tego jeszcze nie wiem. Nie jestem zorientowany, czy w decydującej chwili będę miał możliwość napisania Ci ostatnich słów, przeto spieszę, by niniejszym to uczynić. Katrute, nie myśl proszę o tym, że w ostatnich chwilach wiele cierpiałem. Ciężko jest znieść uczucie, że pozostają bliscy ludzie, że pozostajesz Ty, Maja, że będzie wam ciężko. To sprawia mi największy ból wewnętrzny, natomiast, o ile w ogóle o mnie chodzi, wcale nie jest tak strasznie spotkać się ze śmiercią. Ulgę w ostatnich chwilach przynosisz mi Ty, Katre. Dużo spokoju przed śmiercią przydaje również i to, że świadomie wykonywałem pewną część roboty i świadomie dla niej umieram. A ponadto, cieszy takoż przed śmiercią uczucie, że miałem prawdziwą przyjaciółkę, którą kochałem z całej duszy i która w ciężkich godzinach – niechaj i na odległość – potrafiła mnie wesprzeć. Nie żyłem w próżni, miałem dobrych przyjaciół – przeto nie jest ciężko umierać.

Ale co będzie z Tobą. Ostatnio spotyka Cię tyle niepowodzeń. Jak wy obie z M.[ają] będziecie żyły? Czy Twój wrażliwy, szlachetny duch rewolucyjny, który tak wiele mi dał – czy będzie w stanie udźwignąć te wszystkie okrucieństwa, które legły na Twoich barkach. Wierzę, że jednak je udźwignie. O ile M. [aja] wyrośnie i będzie duża – naucz ją, by miała dobrą pamięć o mnie – chciałbym, by ona [Maja] poczuła, że nie tylko byłem przywiązany do jej matki, ale i do niej – i że ją kochałem. Jak to wszystko głupio wyszło, jak bardzo nie chce się w to wszystko wierzyć – że już więcej się nie zobaczymy – ale ten okrutny fakt pozostaje faktem. Zwracam Ci, według naszej umowy, wieczne pióro – przesyłam także część innych rzeczy. Idę na śmierć będąc bardzo blisko Ciebie – przez te prezenty, które od Ciebie otrzymałem. Twoja fotografia idzie razem ze mną do grobu, otulają mnie Twój zielony sweter, spodnie, pończochy. Ponad wszystko inne, bliskość tych Twoich rzeczy, w szczególności fotografii – przyda mi w umieraniu odwagi. O ile po otrzymaniu ostatniej wiadomości, zanim mnie wywiozą, zdążę do Ciebie napisać – napiszę, o ile nie, nie miej mi za złe, że tylko tyle. W obliczu śmierci powiadomiłem moich współtowarzyszy o tym, że moją ostatnią i jedyną rodziną – jesteś Ty. Ucałuj, Katrute, ode mnie Mateczkę [Wilhelminę Matulaitisową], Ojczulka [Stasysa Matulaitisa], Puckę [Laimę], Aldę [Aldonę], Kiejkę [Kiejstuta]. Chciałbym, aby pośród nas znalazło się coraz wiecej i więcej takich jak Ty kobiet-przyjaciółek. Ostatni raz mocno, mocno całuję moją sławnuju, sławnuju Pecię [„domowy” pseudonim Katre?]. – Długo żyj i pracuj, a doczekawszy się naszego „bobo” ucałuj je. – Z powodu zmarłego nie psuj sobie nastroju – bowiem zmarłemu nie jest już ciężko, ciężko jest tym, którzy pozostają przy życiu. Katiu, Katiu. Żyj długo, długo i tylko na wspomnienie o mnie, to jedno pamiętaj, że bardzo mocno byłem do Ciebie przywiązany, że wysoko Cię ceniłem, kochałem i że dałaś mi bardzo wiele. Jak bardzo chciałbym jeszcze żyć – dla pracy i dla Ciebie. –

Mocno przytulam Cię do siebie – teraz już naprawdę tylko Twój, do śmierci.

Karolis

W Leningradzie próba uwolnienia się „z tych sideł”...

Dlaczego z Moskwy przenieśli się do Leningradu? Tej „tajemnicy” Wilhelmina Matulaitisowa w swych wspomnieniach nie ujawnia. Wolno domyślać się, że „coś” tam działo się z Katre, czego świadectwem słowa w cytowanym liście Karolisa Pożeły: „Ostatnio spotyka Cię tyle niepowodzeń.[...] Czy Twój [...] duch będzie w stanie udźwignąć te wszystkie okrucieństwa, które były na Twych barkach”.

Czy Katre była świadoma tego, że oto rozpoczął się okres, „wielkiej czystki”? Powinna była mieć tę świadomość.

Pisze Wilhelmina Matulaitisowa:

Majunia [tak zdrobniale nazywała swą wnuczkę Maję – uw. A. A .B.] urodziła się już w Leningradzie. Bo parę tygodni po śmierci Karolisa zdecydowaliśmy się wyjechać z Moskwy i przenieść na stały pobyt do Leningradu, gdzie mieliśmy nadzieję lepiej się urządzić. Jako pierwszy wyjechał do Leningradu Stasys. Dostał tam dobrą pracę – w charakterze ordynatora Ochtinskiego szpitala. Niedługo i myśmy się tam przenieśli. Wcześniej zamieszkała tam Aldona ze swym mężem Bruninem.

Na dworcu w Leningradzie spotykali nas Aldona, Stasys i jeszcze paru znajomych. Stasys naszym przyjazdem bynajmniej nie był zachwycony. Zirytowało go, że oprócz mnie i Katre, przyjechali także z nami Laimute [najmłodsza córka Matulaitisów] i Kiejstut. „No i po co te dzieci tu przywiozłyście? Trzeba było zostawić je w Moskwie” – zwrócił się do mnie z ostrą wymówką. Zanim zdążyłam dać mu „stosowną” odpowiedź, wyręczyła mnie Katre: „Więc na co miałam tam skazać Laimute – na prostytucję?”. Po takiej niezbyt miłej wymianie zdań, szybko doszliśmy do porozumienia i zgody.

W Leningradzie mąż był dla mnie wyjątkowo dobry i uprzejmy. Razem uczęszczaliśmy do teatrów, muzeów, czego wcześniej nigdy się nie zdarzało.

Generalnie, na pierwsze lata pobytu w Leningradzie, Wilhelmina Matulaitisowa się nie uskarża. Najlepiej z nich wszystkich powodziło się Katre. Wątek ten pod piórem Wilhelminy Matulaitisowej wydaje się jednak mocno przekoloryzowany. Katrute – pisze jej matka – jako „żona Pożeły” była bardzo ładnie w Leningradzie podjęta, dostała „osobniaczok” z pełnym umeblowaniem. I dalej, nawiasem, Matulaitisowa napisze: „Prawda, ten „osobniaczok” (domek) był od kogoś odebrany, więc smutno było z tego powodu, ale cóż – tak naonczas to było przyjęte”. Czyli rzecz całą należało traktować jako „normalkę”. Laimute szkoliła się „na maszynistkę”, potem podjęła pracę w placówce o wdzięcznej nazwie: Pałac Książki. A jeszcze później jakiś Litwin z Ameryki protegował ją do pracy w „Dnieprostroju”. Laima z fabryki dostała stypendium i podjęła w Leningradzie studia w dziedzinie metalurgii. Po uzyskaniu dyplomu wyszła za mąż. Wybraniec jej serca (a może to było małżeństwo z rozsądku) nazywał się Niestierenko...

W dalszym ciągu wspomnień Wilhelmina Matulaitisowa pisze:

W Leningradzie mieszkaliśmy dłuższy czas. Potem, już nie przypominam sobie, w którym to było roku, Stasys Matulaitis dostał zaproszenie z Mińska, proponowano mu pracę w tamtejszej Akademii Nauk w charakterze wykładowcy historii. Ta propozycja bardzo męża ucieszyła, bo to był od dawna jego wymarzony konik. „A nie pomyśl sobie czasem, że rodzina mnie zatrzyma” – oznajmił mi i wyfrunął do Mińska. Zgodził się, żebym została w Leningradzie, bo byłam tu potrzebna – jako pomoc dla Katre w hodowaniu Majuni. Po wyjeździe do Mińska, Stasys – rzec można, niemal całkowicie wykreślił nas z pamięci. W Mińsku pobierał on gażę w wysokości 900 rubli, ale dzieciom pozostałym w Leningradzie przesyłał czasami śmieszny pieniądz – 50 rubli – „dla zabawy”. A myśmy naonczas już ledwo wiązali koniec z końcem. Kiejstut nie pracował, Laimute studiowała. Wszyscyśmy byli na utrzymaniu Katre. Ale ta praca w NKWD bardzo już dla Katre zbrzydła. Nie było ani jednego Litwina, który nie byłby przeszedł przez jej ręce. Katre musiała o każdym zbierać informacje. Ponadto, musiała ona także uczestniczyć w dokonywaniu przeprowadzanych w mieszkaniach rewizji. Cała ta robota nie przypadała jej do serca i Katre zaczęła upraszać swoje zwierzchnictwo, by zezwolono jej studiować. Zezwolono, i Katre podjęła studia na wydziale planowania. Na tym wydziale nauka trwała trzy lata.

Razem z nami, w jednym mieszkaniu, mieszkała także nasza córka Aldona ze swym mężem Bruninem. Pracowali „w służbach” i jako „pracownicy specjalni” otrzymywali zwiększony przydział na chleb, którym dzielili się z nami. Część tego chleba niosłam na sprzedaż na targ i za otrzymane pieniądze kupowałam inne produkty żywnościowe. Te „inne” zdarzały się jednak rzadko. Żywiliśmy się przeważnie czarnym chlebem, śledziem i mlekiem.

W Leningradzie ogłoszono, że młodzież studiująca będzie otrzymywała stypendium. Ta wiadomość bardzo Katre ucieszyła, ale gdy zgłosiła się ona po pieniądze, spotkał ją zawód. Była córką lekarza, studentom „takiej kategorii” stypendium nie wypłacano.

Spotkanie Katre z Pilarem

Majunia była słabego zdrowia, toteż latem wywoziłyśmy ją do Eupatorii i innych kurortów. I nie bacząc na to, że tam żywiłyśmy się jedynie czarnym chlebem z pomidorami, byłyśmy z tych wczasów zadowolone.

Jeździłyśmy we trójkę: ja, Katre i Majunia. Pewnego lata pojechałyśmy do Kisłowodska, gdzie spotkałyśmy drugiego męża Eugenii Tautkaite – Petrasa Pajarskisa. [Pierwszym mężem (nieoficjalnym) E. Tautkaite był Karolis Pożeła, miał z nią syna, Jurasa, rocznik 1926 – uw. A. A. B]. Pajarskis żalił się przed Katre, że Gienia nie spełniła jego oczekiwań, że się na niej zawiódł. Katre spotkała się tam także ze swym byłym mężem, Romanem Pilarem. Pilar przyjechał tu celem stłumienia powstania, przygotowywanego przez „biełych”.

Po powrocie z Kisłowodska, na krótko zatrzymałyśmy się w Moskwie, wpadłyśmy do hotelu, w którym mieszkała Maria Chodosaite. Przedstawiła nam Antanasa Snieczkusa – jako jej męża” – pisze Wilhelmina Matulaitisowa.

Wolno przypuszczać, iż spotkanie Katre z Romanem Pilarem w Kisłowodsku nie było rzeczą przypadku. Nie wiązały ich już uczucia (Pilar w tym czasie założył już nową rodzinę), ale więzy koleżeńskie, a może nawet przyjacielskie, niewątpliwie przetrwały. Najprawdopodobniej to nie dzięki już nieżyjącemu Karolisowi Pożele, ale Romanowi Pilarowi musiała zawdzięczać ową „pracę” w Leningradzie i dogodne z początku warunki mieszkaniowe. Potem już było inaczej. Usiłowała wyrwać się „z tych struktur”, pozornie – z dobrym skutkiem (studia). Ale ostatecznie nie potrafiła wyplątać się „z tych sideł”.

I obecnie – po spotkaniu się z Pilarem w Kisłowodsku – ta nagła wizyta w Moskwie, w hotelu spotkanie się z tą trochę tajemniczą parą: Marią Chodosaite i Snieczkusem. Kto Katre na to spotkanie nacelował? Dlaczego zamiast wracać z matką i córką do Leningradu, bezpośrednio z Moskwy pojechała do Mińska „w poszukiwaniu tam pracy”? (Mińsk – nieodmiennie kojarzy się z Pilarem). Czy uważała, że w Mińsku będzie jej bezpieczniej?

... Z tamtych leningradzkich czasów zachowała się ich fotografia rodzinna. Jeszcze są wszyscy w komplecie: podstarzali Matulaitisowie, ich syn Kiejstut, wnuczka Maja, córki – Katre, Laima, Aldona, z których największym i najwytrwalszym kronikarzem rodzinnym okaże się Aldona, wyraźnie sympatyzująca szwagrowi Romanowi Pilarowi i jego wujowi, Feliksowi Dzierżyńskiemu. To dzięki niej w albumie rodzinnym przetrwają listy, fotografie z dawnych i późniejszych czasów, zdjęcia domów w Wilnie, w Wyłkowyszkach i in., oraz – w Mickunach i pobliskiej Kamionce (zdjęcie nie istniejącego już dziś dworku, w którym mieszkała spokrewniona z Dzierżyńskim Stanisława Bogucka).

Czy trafiła także do Oziembłowa, gdzie Feliks Dzierżyński się urodził, albo do Jody, gdzie u babki spędzał letnie wakacje? Może... (Zdjęć z tych miejscowości w zbiorach rodzinnych Matulaitisów nie udało się uświadczyć).

(Cdn.)

Alwida A. Bajor

Wspomnienia Wilhelminy z Mackiewiczów Matulaitisowej, list Karolisa Pożeły do Katre tłumaczyła z litewskiego Alwida A. Bajor

Wstecz