Ziemio Wilii i Żejmiany (...) wrastałaś we mnie

(Henryk Szylkin)

Grono współczesnych polskich pisarzy Litwy byłoby bardziej liczne, gdybyśmy częściej pamiętali o tych, którzy niemal w dosłownym sensie są reprezentantami obojga narodów, należą i do Litwy, i do Polski. Mam na myśli tych, którzy w wieku XX, z różnych powodów, najczęściej od siebie niezależnych, przenieśli się do Macierzy, korzeniami tkwiąc głęboko w przestrzeni dzieciństwa i młodości, którą to przestrzeń, nieco inaczej i podobnie jak dla Mickiewicza, stanowiła Litwa.

Jednym z nich jest, bez wątpienia, Henryk Szylkin, poeta, prozaik, wielki przyjaciel naszych poetów wileńskich, który, podobnie jak Romuald Karaś w Warszawie, redagując i wydając ich zbiorki, promuje w Zielonej Górze twórczość współczesnych polskich literatów Litwy.

Dane mu było przyjść na świat przed 80. laty w dniu Wszystkich Świętych. A zatem, Henryk Szylkin urodził się 1 listopada 1928 r. w zaścianku Santoka w Święciańskiem, „w polskiej rodzinie o starym patriotycznym rodowodzie”, jak podkreślają notki biograficzne, zamieszczane w jego licznych tomikach.

Wiedzę zdobywał w szkole powszechnej w Rymkach i Nowych Święcianach. W 1946 r. wyjechał na stałe do Polski, zamieszkał w Nowej Soli, gdzie ukończył liceum ogólnokształcące dla pracujących.

W latach 1952-1958 studiował polonistykę, zaczynając w Wyższej Szkole Pedagogicznej we Wrocławiu, kończąc zaś na Uniwersytecie Wrocławskim. Po studiach pracował jako nauczyciel języka polskiego w szkołach ogólnokształcących w Zielonej Górze.

Jako poeta i prozaik jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Poznaniu. Znany również jako wieloletni prezes Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej w Zielonej Górze.

Jego twórczość weszła do kilkudziesięciu krajowych i zagranicznych antologii poezji i prozy. Bywa też tłumaczona na języki bliskiego nam obszaru kulturowego: litewski, rosyjski, białoruski, ukraiński, także niemiecki.

Pierwszy zbiorek wierszy Kolory wzruszeń został opublikowany w 1958 r., co pozwala uważać, że mamy podwójny Jubileusz: rok 80-lecia jest jednocześnie rokiem 50-lecia pracy twórczej, chociaż możliwe, że poeta ma też inną odskocznię do mierzenia dorobku.

Dla miłośników poezji (choć jest ich niewielu, jak twierdzi Szymborska) nie zawadzi przypomnieć, że w latach 60-70. ukazały się następujące zbiorki Henryka Szylkina: Krajobrazy i miłość, Przyjście dłoni, Wymiary, Zapis ognia.

Lata 80. zaowocowały również wydaniem w języku litewskim Santakos mozaika (Wilno 1981). Przekłady zawdzięczamy pisarzowi litewskiemu Albinasowi Bernotasowi. W nazwanej dekadzie ukazały się ponadto: Galeria niepokoju, Kantata Koronacyjna (do muzyki Juliusza Karcza).

Śledzenie za pojawianiem się kolejnych zbiorków poety prowadzi do wniosku, że w miarę upływu lat uintensywnia się wigor twórczy Szylkina. Szczególnie płodne okazały się lata 90., kiedy to ujrzały światło dzienne: Psalmy ostateczne, W stronę Ostrej Bramy, Apokaliptyczny krąg, Gdzie sen nawet boli, W zakolach Łokai, Poszukując nadziei, Ostrobramska z Drzonkowa, Miara niepokoju, Kolorowy dom dzieciństwa.

W ostatniej dekadzie XX wieku wydał również kilka albumów zdjęć: Wileńszczyzna w obiektywie, Nasz Ojciec – album rodzinny, Mieżelaitis w Santoce. Układa również antologie, razem z Dorotą Szagun uporządkował bibliografię polskich współczesnych pisarzy Wileńszczyzny, wydając broszurę Polskie pióra znad Wilii (2001).

Nawet wybiórczy przegląd zbiorków poetyckich Henryka Szylkina pozwala stwierdzić, że najczęstszymi motywami jego twórczości są, mówiąc słowami autora, „powroty krajobrazów”. To krajobrazy litewsko-wileńskie, mające swe stałe miejsce w literaturze polskiej od czasów co najmniej Mickiewicza, prawodawcy pewnego modelu pisania o ojczyźnie, owego „widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie”. Tęsknota ma to do siebie, że jasne obrazy przedkłada nad ciemne, że z oddalenia idealizuje nieraz to, co stanowiło niegdyś zwykłą codzienność. Oto, dla przykładu, obraz Litwy w poetyckiej wizji Szylkina:

Tu niebo i jeziora jak oczy niebieskie

Wśród traw i wrzosów – szukaj odciśniętej stopy

Wszak to świątynia ciszy w zakątku Europy,

Radość, podziw i zachwyt – a w zachwycie łezka.

 

Tu łąki, pola, lasy zieleńsze od zieleni

A chabry i sasanki najpiękniejsze z kwiatów.

Składałem z nich bukiety, skromne – bez wiwatów,

Choć świat poszedł dalej i drogi odmienił.

 

Tu liść przykrył kurhan z historią ukrytą,

Liczy lata, śni, czeka na pędzel i pióro,

By błysnąć obrazem i zadzwonić w słowie.

 

Ach, jakże dziś inaczej czytam Mickiewicza,

Po dniach ognia i cierpień – jak wulkan góra,

„Litwo, ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie...”

Poeta maluje zazwyczaj nie jakieś abstrakcyjne pejzaże, lecz nasycone realiami, poznanymi w dzieciństwie i młodości. Pamięć twórcy, jak i wielu jego poprzedników, mniej czy bardziej mistrzowsko władających piórem, wraca do miejsc i czasów utraconych, a więc tym bardziej drogich. Krąży ona najczęściej wokół rodzinnej Santoki, ewentualnie innych okolicznych wsi i zaścianków, pól i lasów, dróg i rzek itp. Czasem poeta wprowadza bliskie i znaczące dla niego realia topograficzne już do tytułu utworu: Santockie mosty, Szeszkuszki, Łokaja, Rapeje, Łapołaty. Innym znów razem wynurzają się one spośród obrazów swojskiej, łagodnej przyrody, która ubarwiała najwcześniejsze lata egzystencji, która i dziś, przywoływana w pamięci, pełni nieraz funkcję terapeutyczną, jak jest w wierszu Dzieciństwo:

Pieściły mnie sosny

rozhuśtaną kołyską lasu

brzozy rzucały złote znaki jesieni

pod nogi dziecka

 

Ziemio Wilii i Żejmiany –

czeremchą pochyloną od nadmiaru kwiatów

nad migotliwym lustrem rzeki

wrastałaś we mnie

 

Koleiną nędzy i zła

wracam dziś do kołyski

Kwiaty przydają mi uśmiechu

krynice ożywiają wodą

 

Resztę muszę wywalczyć sam

Czasem poeta jakby się zastrzega, jakby chce się uwolnić od obrazów dzieciństwa i młodości, które stały się swego rodzaju obsesją. Czy to jednak możliwe? Czy w miarę upływu lat nie zaczynają się one nasilać? Nikogo to zresztą nie zdziwi. Jest to po prostu prawidłowość, znana z twórczości tej miary pisarzy, co Miłosz czy Konwicki i wielu im podobnych, którzy niejednokrotnie stosują samoperswazję, szukają ucieczki od nostalgicznych tematów i ciągle do nich wracają. Nie bardzo wierzymy zatem wierszowi skierowanemu Do siostry, zaczynającemu się od prośby Nie prowadź mnie, siostro, w stronę Łapakelni:

(...) Nie prowadź mnie również, gdzie wody Łokai

Z korowodem lilii w ramionach Żejmiany

Błyszczą wśród trzciny, ajerów i mięty.

Tu w królestwie bobrów, kaczek i derkaczy

Wspomnienia moje w każdym krzaku łozy –

Niby skarb wielki, zagrzebany w piasku.

Więc gdy pękną lody i popłynie wiosna,

Do tych wód dzieciństwa, gdzie sen nawet boli –

Nie prowadź mnie, siostro.

Krajobraz ojczysty jest drogi nie tylko ze względu na samo jego piękno. Jest on niezastąpiony również dlatego, że ewokuje wspomnienia o tych, którzy wprowadzali dziecko w świat, którzy pomagali oswajać wciąż nowe jego obszary, którzy troskliwie chronili, dopóki to było możliwe, od doznawania krzywd, którzy zaszczepiali w nim prawdziwe wartości. Zresztą, Szylkin i ludzi, i różnorodne elementy ojczystej przyrody traktuje często jakby na równi, iście po franciszkańsku, jak, na przykład, w wierszu Moi bliscy:

Dębie z pola ojca coś dwie wojny przeżył,

w pierścieniu brzóz białych i kalin czerwonych.

Olcho spod Dumbełki skarpą ocieniona,

szeleszczący skrzypie wśród ciernistych jeżyn.

 

I ty chabrze w zbożu obok maków polnych.

Konwalijki drobne, z kwiatem białym w maju.

Złote lilie wodne z rybkami z Łokai,

co skaczą o świcie nad wodę swawolnie.

 

I wy grzybki z Rymek w brązowych czapeczkach,

poziomko na Skale, sudackie maliny,

cierpkie boróweczki, prosto od Mosteczka,

 

a z rojstu Łapołat pyszne żurawiny.

O was często myślę, o los niepokoję –

bo wy wzięte razem – to dzieciństwo moje.

W niejednym tekście pojawia się nostalgiczna nutka, wywołana przez refleksję o przemijaniu i ludzi, i nawet krajobrazów, które niby trwają, ale jakże inne przyjęły oblicze. Strony rodzinne pamiętają niejedną twarz, ukrywają niejedną tajemnicę. Z jednymi się przyjaźniło, innych się kochało, zapewne tutaj zaskoczyły też młodego człowieka i pierwsza miłość, i rozstanie:

Migotało niebo błękitem i falą

kreśląc urokliwe z baśni wzięte wzory.

Na ławce wśród turzyc i skrzypów jeziora

siedzieliśmy obok – lecz jakby w oddali.

 

Potem był park w kwiatach otoczony ciszą,

a ty w nim jak muza wyjęta z obrazu.

Pieszczony przez księżyc wzrok twój mi nakazał,

abym o miłości smutny wiersz napisał. (...)

Konfrontacja „wczoraj” i „dziś”, do której dochodzi na początku lat 90., kiedy już można przyjechać do wolnej Litwy, wypada podobnie, jak i w wierszach Miłosza z tomiku Na brzegi rzeki, w których stary poeta zmuszony był do pamięciowego odtwarzania tych elementów pejzażu, których, niestety, zabrakło po pięćdziesięciu dwóch latach nieobecności w Szetejniach. Henryk Szylkin po odwiedzeniu swojej ojcowizny w Apokaliptycznym kręgu także rejestruje raczej straty, „luki” w krajobrazie, zapamiętanym z dzieciństwa:

W końcu jak Odys

stanąłem na progu rodzinnej Itaki.

Nie znalazłem klombu, ani rabatek,

purpurowych piwonii i georgiń złotych.

Milczenie przylegało do ścian –

jakby wszyscy odeszli do ciemnego kresu,

a czas zamienił w ruinę ten zakątek święty.

Tu pod troskliwą ręką matki

rozkwitały niegdyś kwiaty. (...)

Obraz strat i zniszczeń rozprzestrzenia się na całą Wileńszczyznę, wywołuje smutek i niepokój:

Spójrzcie na kamienie. Wśród poletek lasu

fundamenty domów. Dzisiaj ich już nie ma.

Nie powstanie o nich liryczny poemat.

Młodzi nie zapłaczą. To są znaki czasów. (...)

Dlatego też spod pióra człowieka, kochającego tę ziemię, wychodzą czasem wersy niemal publicystyczne, zachęcające do ocalania resztek przeszłości, do oddawania czci swoim przodkom, spoczywającym na cmentarzach Wileńszczyzny, co, zwłaszcza w listopadzie, brzmi jeszcze bardziej przekonywająco:

(...) Idźcie na cmentarze. Tam mogiły bliskich.

Odkopcie pomniki, które wrosły w ziemię.

Niechaj wiosną przy nich złoty promień błyśnie.

 

On o zmarłych będzie waszym przypomnieniem.

Groby polskie boskiej polećcie opiece,

bo na nich ostatnie dogasają świece.

Jak wynika z ostatniego wiersza, poeta jest wrażliwy nie tylko w stosunku do swojej prywatnej biografii, leżą mu też na sercu sprawy, dotyczące historii narodu polskiego, czego świadectwem są wiersze Powrót, Muzeum, Kraj, Kwiaciarki z Głębokiego, Maj 1942, Ułan i inne. Zdarzają się także teksty, którym towarzyszy ogólniejsza refleksja na temat tej, którą zwą „magistra vitae”. Czy zawsze jednak historia jest nauczycielką życia? Czy wiersz Szylkina nie sugeruje skorygowania starożytnej maksymy, skoro czytamy w nim:

Historia ma pamięć staruszka

zapomina o jednych

o drugich mówi do znudzenia

 

Nieraz daty wycina z kalendarza

a fakty

grzebie bez werbli

 

Ma też pupilków

i bękartów swoich

 

Tym rozdaje ordery

tamtych pomija –

jeśli modlić się nie chcą

do nie swojego boga

Nad wierszami o tematyce historycznej czy społecznej zdecydowanie przeważają jednak teksty o motywach egzystencjalnych, czyli niezależnych niejako od historii, od tak zwanego „tu i teraz”. Dotyczą one, jeżeli tak można powiedzieć, kondycji człowieka wszech czasów, która zostawia, niestety, wiele do życzenia, niezależnie od tego, przyszło mu żyć w tych „lepszych” czy w jakichś „gorszych” epokach. Dużo fałszu, złudzeń, pozorów spowija życie człowieka:

Zdarto radość niby korę z drzewa

pole widzenia zamknięto w podwórku

pochylono głowę abym minął błoto

i niewidzialną warstwę pozoru

włożono na uszy i oczy

 

Chodzę więc teraz pozornie wesoły

wydaję pieniądze pozornie bogaty

podnoszę głowę pozornie wzruszony

czytam pozornie przejęty

i idę spać bez pozorów

Jedni poddają się zgubnym trendom i modom współczesnego świata, inni podejmują jeszcze „próby” nawiązania autentycznego kontaktu ze swoim otoczeniem, z drugim człowiekiem, ale nie zawsze to się, niestety, udaje:

Próbowałem uwierzyć w śmiech

bezpłatny jak powietrze

serdeczny od rana do nocy

 

Nie usłyszałem go (...)

 

Próbowałem uwierzyć w ręce

z koszem chleba

wyciągnięte do człowieka

 

Nie widziałem rąk takich

 

Spróbuję jeszcze uwierzyć w nogi

co drepczą od kąta do kąta

Ten sam człowiek, który w ciągu wieków dokonał mnóstwa odkryć, stworzył niezliczone dzieła naukowe i artystyczne, człowiek, dla którego marzeń i czynów nie ma, zdawałoby się, granic, nadal nie odczuwa satysfakcji ze swoich działań, żyje w świecie, który go nie zadowala. W wierszu, nasyconym takimi właśnie refleksjami, poeta znowu więc ponawia napiętnowane literacko pytanie Quo vadis:

(...) I oto stoisz

na stromej skale świata

i spoglądasz jak samobójca

na tysiące braci twoich pokoleń

 

Zabrakło ci

ostatnich słów Fausta

Literackie koligacje z klasyką polską i światową są tu aż nazbyt oczywiste. Jak na polonistę przystało, jest ich zresztą wiele w poezji Henryka Szylkina, który jednocześnie potrafi operować prostym, szczerym, niewyszukanym językiem. Stworzył on również poetycką wersję Dni i nocy, która mogłaby stanowić motto do znanej tetralogii Marii Dąbrowskiej Noce i dnie:

Za dniem zabłyśnie dzień, za nocą noc zapadnie –

I tak się kręci świat i ładnie, i nieładnie.

 

W ogrodzie pełno róż – a dalej głóg, pokrzywa –

Jeden wstępuje w świat, a drugi dogorywa.

 

Tutaj rozdają chleb i leczą stare rany,

A tam zginają kark – by szybciej był złamany.

 

Ktoś zwalczać pragnął zło – bo piło krew bez przerwy,

Lecz mu zabrakło tchu i popękały nerwy.

 

Pozostał tylko sen o utraconym raju

I błotem zbita twarz – choć bzy zakwitły w maju. (...)

Niemożność zrealizowania raju na ziemi kieruje serce i myśl ku sferze sakralnej. Autor nierzadko korzysta z symboliki biblijnej, nawiązuje do wartości ewangelicznych, do konwencji modlitewnej. Mówiąc słowami z autotematycznego wiersza, poeta to ten, w którego wsiąkają (...) wszystkie rozpacze dnia / niepokój zamienia się w słowa. Otóż niepokój ten najlepiej wyrażają Psalmy ostateczne, utwory, nawiązujące do znanego gatunku biblijnego. Dominują psalmy błagalne, gdyż codzienność nie daje najczęściej powodów do radości. Oto początek Psalmu 2:

Panie,

pośród gwałtu i nienawiści

epoka nasza,

wyzbyta pamięci o cierpieniu wczorajszego dnia

rośnie bez wyrzutów sumienia. (...)

Psalmy ostateczne nazywają najprzeróżniejsze bolączki współczesnego świata: problemy ekologiczne, choroby duszy i ciała, których nie wyśniły głowy filozofów, pożądliwość, pychę człowieka, któremu się wydaje, że prześcignie samego Boga albo żyje tak, jakby Boga nie było itd. Poeta ma świadomość tego, że w tradycji biblijnej są także psalmy pochwalne, radośnie wysławiające wspaniałe dzieła Boże, ale na takie, niestety, nie zawsze się można zdobyć. Dlaczego? Oto motywacja z Psalmu 16:

Jak mam ci słowa radości otworzyć –

krynico nadziei ostatniej?

Przenieść miłości biel

przez śmietniki zaułków i ryk ulic,

gdzie ci co do braci nie wyciągnęli rąk,

oddając gorycz istnienia

trędowatym oddechom nocy –

zachłysnęli się heroiną i alkoholem.

A myśli ich – fałszywe zeznania czasu,

a słowa ich – skowyt wyklętych aniołów,

co z odrzwi piekieł patrzą na utracony raj.

I oto w krajobrazie spopielonych kwiatów,

gdzie odrętwiałe serca nie biją do Boga –

nadciąga zmierzch bez perspektywy świtu. (...)

Jak wierny syn Wileńszczyzny swoje modlitwy poetyckie kieruje Szylkin często do Matki Bożej Ostrobramskiej, do której ma wielkie zaufanie, czego potwierdzeniem są wiersze: Modlitwa, Matka Boska Miłosierdzia czy Ostrobramska, który właśnie przytoczmy, tym bardziej, iż rzecz dzieje się w listopadzie, właśnie wtedy, kiedy ze wszystkich zakątków Ziemi Wileńskiej lud śpieszy ku Tej, co w Ostrej świeci Bramie, by u Jej stóp złożyć swoje radości i smutki, zwłaszcza te ostatnie, które mnożą nam się, niestety, jakby odwrotnie proporcjonalnie do rozwoju cywilizacji:

Promienna Pani z Ostrobramskiej Wieży

 

Gdy droga świata z każdym dniem ciemnieje

Przy Tobie został skrawek ziemi jasnej

Tyś jej nadzieją.

 

Chronisz ją wieki jako matka dzieci

Od tyranów wszelkich co zło wokół sieją

Zamieniają radość w rozpacze niewinnych

Tyś ich nadzieją.

 

Od gwiazd Twych blasku raźniej na ulicy

A lody spojrzeń u ludzi topnieją

Dajesz nam radość aby z nią zwyciężać

Wszak Tyś nadzieją.

Takie wiersze mogą być nawet wykorzystywane do odnowienia naszego repertuaru modlitewnego. Poezja i modlitwa mają wiele wspólnego, przyjaźnią się od dawna, czego świadectwem – mnóstwo stworzonych przez wieki ksiąg, z Biblią, oczywiście, na czele.

Poezja, która czerpie z najgłębszego źródła, rokuje długi i owocny żywot. Takiego właśnie żywota, z okazji pięknego Jubileuszu, chciałoby się również życzyć jej twórcy – Henrykowi Szylkinowi.

Halina Turkiewicz

Wstecz