Ks. Tadeusz Drozd: 50 lat kapłaństwa 

„Jestem synem Ziemi Wileńskiej”

– tak napisał o sobie w pracy, w swoim czasie przysłanej do redakcji na konkurs „Los wilnianina w XX wieku”. Ziemia Wileńska jest bowiem dla księdza TADEUSZA DROZDA tą małą, ale jakże drogą ojczyzną, gdzie przyszedł na świat, gdzie minęły lata dzieciństwa i wczesnej młodości. I chociaż zrządzeniem losu i wydarzeń historycznych już ponad 60 lat mieszka w Macierzy, nigdy nie przerwał kontaktów z „krajem lat dziecinnych”, który przez całe życie jest mu taki bliski duchowo, o którym nie przestaje myśleć i do niego tęsknić.

Jednym z wyrazów tego jest bogata korespondencja z bliskimi i przyjaciółmi, którzy tu pozostali. Jako redakcja pisma również dostąpiliśmy wyróżnienia być adresatami pięknych listów, wytrwale pisanych przez księdza w ciągu wielu lat. A właściwie – od ukazania się w druku pierwszego numeru „Magazynu Wileńskiego”. Listów mądrych, przeogromnie życzliwych, żywo reagujących na wszystkie wydarzenia w życiu redakcji oraz kraju. Zaopatrzonych w święte obrazki i widokówki, kartki z okazji świąt, imienin, jubileuszów. I chociaż jest to w zasadzie korespondencja jednostronna (co stwierdzamy z wielkim zażenowaniem i za co księdza przepraszamy), tworzy ona jednak fenomenalny dialog między Szanownym Czytelnikiem i zespołem redakcyjnym. Z radością otwieramy każdy Twój list, Księże i czekamy na następne. I chcemy Ci serdecznie podziękować za tę budującą więź z nami…

Tym bardziej, że rok bieżący jest dla Ciebie, Księże, szczególny, bo jubileuszowy. I chociaż „fanfary” głównych uroczystości 50-lecia Twojego kapłaństwa przebrzmiały, Rok Pański z ósemką na końcu jeszcze trwa… Jest więc jeszcze czas na życzenia od nas i naszych czytelników oraz na przypomnienie im Twojej, Księże, treściwej i szlachetnej drogi życia.

* * *

Urodził się 6 sierpnia 1930 roku w Ejciunach – miejscowości, należącej niegdyś do parafii w podwileńskiej Mejszagole. Ta nieduża miejscowość znana była z tego, że pochodziło z niej wielu zasłużonych dla Armii Krajowej żołnierzy, w której szeregach był również ojciec ks. Tadeusza – Ksawery Drozd. Dzisiaj nie sposób tej wsi odszukać w byłej postaci. Zmieniła się po tym jak prawie wszyscy jej mieszkańcy wyjechali po wojnie do Polski. Tadeusz – przyszły kapłan ochrzczony został w parafialnym kościele Wniebowzięcia NMP w Mejszagole; tu również przystąpił do I Komunii Świętej.

Rodzice ks. Tadeusza, Ksawery Drozd i Hortensja z d. Symonowicz, wychowujący liczną gromadkę dzieci, przenieśli się z czasem z Ejciun do kolonii Turłowiszki, gdzie nabyli większe gospodarstwo, z dużym sadem i pasieką. Naukę w szkole im. Marszałka Józefa Piłsudskiego rozpoczął Tadeusz w Darkuszkach. A kiedy jego szkołę zajęli żołnierze Armii Czerwonej (a później – hitlerowcy), zmuszony był kontynuować naukę po litewsku. W 1943 r. ukończył w tym języku klasę piątą. Do następnej klasy uczęszczał w Mejszagole, lecz zaliczył zaledwie jej połowę: żołnierze niemieccy zajęli szkołę na koszary.

W 1944 roku, w czasie drugiej okupacji sowieckiej, Tadeusz Drozd został uczniem III Męskiego Gimnazjum w Wilnie przy ulicy Ostrobramskiej 29 (późniejsze Gimnazjum nr 5). Uczył się w jednej klasie z Janem Pakalnisem – wytrwałym kronikarzem wileńskim i również naszym wieloletnim czytelnikiem oraz ze śp. lekarzem Olgierdem Korzenieckim, patriotą, działaczem społecznym.

Jako gimnazjalista, Tadeusz Drozd mieszkał przy ulicy Ostrobramskiej, tuż przy Kaplicy Matki Bożej Miłosierdzia. To sąsiedztwo zapewne miało również swój wpływ na obranie przyszłej drogi życiowej…

Niestety, na wiosnę 1946 musiał przerwać naukę w gimnazjum - w związku z wyjazdem rodziny do Polski. Do Polski w nowych granicach. Taką decyzję podjął jego ojciec – akowiec, obawiający się o los licznej rodziny, a najbardziej – wywózki na Syberię. Tadeuszowi i jego rodzeństwu trudno było zrozumieć te obawy i strach rodziców przed tym, co czeka rodzinę „za Kuźnicą”, ich żal, iż musieli opuścić ojcowiznę, pozostawić dorobek życiowy. Czas pokazał, że była to mądra decyzja, choć tyle wyrzeczeń kosztowała. Gdyby pozostali na ukochanej Wileńszczyźnie, mogliby zapłacić znacznie większą cenę…

Jako dziecko – syn akowca przeżył i zapamiętał wiele niespokojnych chwil w czasie okupacji hitlerowskiej, gdy ojciec wychodził z domu, a on, razem z matką i rodzeństwem, czekali w niepokoju na jego powrót. Albo – łapanki po nocach, dokonywane głównie przez żołnierzy litewskich, będących na służbie okupantów. Wpadali do rozespanych chat w środku nocy, przetrząsali wszystkie kąty w izbach, odkrywali kołdry, świecąc w oczy latarkami… Tadeusz – delikatnej budowy, zawsze wyglądał na młodszego niż był - więc zostawiali go w spokoju… A później przyszedł czas deportacji krewnych, sąsiadów i znajomych – na Sybir.

* * *

W maju 1946 roku transport, wiozący rodzinę Drozdów do Polski, przybył do Bartoszyc, miasta w województwie warmińsko-mazurskim, od roku dopiero będącego w granicach Polski. Nikt tu na nich nie czekał. Ponad miesiąc gnieździli się w opuszczonych barakach, zanim ojciec znalazł stałe miejsce zamieszkania: w odległym o 17 km od Bartoszyc Sępopolu. Mieszkali tu wówczas Niemcy i zaledwie kilka rodzin polskich.

Po uzyskaniu matury, idąc za głosem powołania, Tadeusz Drozd wstąpił do Arcybiskupiego Seminarium Duchownego we Wrocławiu, czyli na drugim krańcu Polski. Pięcioletnie studia zwieńczone zostały święceniami kapłańskimi w Katedrze Wrocławskiej 15 czerwca 1958 r.

Pierwszą przystanią duszpasterską ks. Tadeusza była parafia św. Aniołów Stróżów w Wałbrzychu, w tym samym województwie dolnośląskim. Następnie pracował w wielu parafiach na Śląsku. Aż do roku 1972, gdy został skierowany do Lewina Kłodzkiego na Dolnym Śląsku – parafii św. Michała Archanioła. Z woli Bożej i władz kościelnych pozostał tu na trzy dziesięciolecia.

Chociaż parafia do dużych nie należy, posiada cztery czynne świątynie, o które trzeba było się troszczyć. Dwa kościoły, na wpół zrujnowane (w Baszowie i w Lasku), dzięki ks. Tadeuszowi nie uległy zniszczeniu, a zostały uratowane. Na brak pracy ks. proboszcz parafii w Lewinie nie narzekał, a często doba wydawała mu się zbyt krótka. Oprócz swych bezpośrednich obowiązków kapłańskich przez wszystkie lata, niezależnie od sytuacji politycznej w peerelowskiej Polsce, prowadził działalność społeczną i oświatową. Dbał, by wierni jego parafii, szczególnie młodzież, świadoma była prawdziwych, a nie zakłamanych dziejów narodu polskiego, by w dni świąt narodowych (3 Maja, 15 Sierpnia, 11 Listopada) brali udział w odprawianych przez niego uroczystych Mszach świętych.

A gdy przyszedł czas odrodzenia ducha narodowego i powstania „Solidarności”, ks. Tadeusz znalazł się w gronie jej zwolenników, udzielających czynnego poparcia walczącym o wolną Polskę. Za co niejednokrotnie upominano go i wzywano na rozmowę do odpowiednich służb, atakowano w wojewódzkiej prasie. Mimo tego nie zaniechał swojej działalności. Po wprowadzeniu stanu wojennego ogłosił żałobę, a przy parafii założył Komitet Pomocy Internowanym i Aresztowanym. Wysyłano im paczki żywnościowe i listy, które miały krzepić ducha, pocieszano i wspierano moralnie rodziny. Nie zważając na groźby telefoniczne, przeważnie nocą: „Uważaj, bo cię wykończymy, tak jak Popiełuszkę”…

W 1989 r. ks. Tadeusz zakłada w Lewinie Kłodzkim Koło Związku Sybiraków. Nie było to takie łatwe: zastraszeni ludzie bali się przyznać do zesłańczych przygód na Syberii. A sami Sybiracy, bojąc się o księdza, próbowali go odprowadzić od tego zamiaru. Ale ks. Tadeusz dopiął swego: w Lewinie powstało jedno z pierwszych kół Związku Sybiraków na Śląsku. Jego staraniem stanął pomnik Pamięci Sybiraków w Kudowie Zdroju i w Lewinie - na Skwerze Sybiraków. Kamień pod ten ostatni poświęcił w Licheniu Ojciec Święty Jan Paweł II. Na pomniku wyryto napis: „Pamięci Wszystkich Polaków przez dwa wieki zsyłanych z woli okrutnego zaborcy w bezkresne tajgi Sybiru”.

Ksiądz Tadeusz przyczynił się do wielu ważnych inicjatyw w swoim regionie i parafii, na przykład, do zbudowania Domu Strażaka w Lewinie. Ogłosił w kościele zbiórkę pieniężną i jako pierwszego wpisał siebie. Następnie wysłał strażaków po parafii – wyniki przekroczyły wszelkie oczekiwania, co świadczy niezbicie o autorytecie duszpasterza. Dom Strażaka w Lewinie nazywają Białym Domem. Oprócz biur Ochotniczej Straży Pożarnej mieści się tu m. in. Urząd Gminy.

Za działalność społeczną i w imię odrodzenia narodowego odznaczono księdza Tadeusza Drozda w 1993 roku Honorową Odznaką Sybiraka, Krzyżem SEMPER FIDELIS, Srebrnym Medalem „Opiekun Miejsc Pamięci Narodowej” oraz Złotym Krzyżem Zasługi. Natomiast pracę duszpasterską i religijną ks. Tadeusza Wrocławska Kuria Arcybiskupia nagrodziła nadając mu godność kanonika.

* * *

Od 2002 roku ks. Tadeusz „przeszedł w stan spoczynku” – jak mówi o sobie. Ale jest to odpoczynek względny, bo nadal - aktywny. Zmieniło się tylko miejsce zamieszkania księdza: z Lewina Kłodzkiego na Ciechocinek w woj. kujawsko-pomorskim, czyli bliżej domu rodzinnego. Od 2003 r. w sąsiedniej z Ciechocinkiem parafii - św. Prokopa w Konecku „służy pomocą”. Tak skromnie sam podsumowuje swą służbę wiernym i Bogu w kolejnej przystani kapłana. I nadal jest ciekaw wszystkiego, co się dzieje w świecie i w kraju. Stara się dzielić własną wiedzą z wiernymi, szczególnie tą, której dostarczyło mu samo życie… Do osobistych zainteresowań ks. Tadeusza należą postacie Jana Pawła II i Marszałka Józefa Piłsudskiego. Posiada własny zbiór książek, pocztówek i innych pamiątek, poświęconych tym osobom. W jego mieszkaniu, na widnym miejscu wiszą ich portrety. Ks. Tadeusz był współorganizatorem wystawy pt. „O dwóch Wielkich Polakach”, która wzbudziła duże zainteresowanie wśród społeczności Ciechocinka.

Uroczystości jubileuszowe 50-lecia kapłaństwa ks. Tadeusza miały szeroką geografię i odbywały się w różnym czasie: w Sępopolu, gdzie przed półwieczem miał prymicję; w Lewinie Kłodzkim, gdzie 30 lat był proboszczem; w Konecku – gdzie obecnie nadal pełni służbę duszpasterską w parafii św. Prokopa; we Wrocławiu, gdzie studiował – z udziałem Arcybiskupa Metropolity Mariana Gołębiewskiego. Do Wrocławia przyjechało 19 z ponad 50 jego kolegów, wyświęconych w roku 1958 po studiach w Arcybiskupim Seminarium Duchownym. Z tego grona już 26 kapłanów jest „po tamtej stronie życia…” – pisze w liście do redakcji ks. Tadeusz.

Nadzwyczaj drogie Jubilatowi są słowa życzeń i błogosławieństwa, otrzymane z tej okazji od Jego Eminencji Księdza Kardynała Henryka Gulbinowicza, Arcybiskupa Metropolity Wrocławskiego, który również ma w swym życiorysie kartki związane z Ziemią Wileńską. Ale równie drogie są Księdzu wdzięczne słowa od wiernych wszystkich parafii, w których przyszło mu pełnić obowiązki kapłana.

Redakcja naszego pisma, w imieniu Czytelników, gorąco się dołącza do najpiękniejszych słów gratulacji, złożonych od wszystkich osób, które Szanownego Księdza Kanonika znają, szanują, cenią i kochają. Drogi Księże, Szanowny Jubilacie! Niech i nadal darzy Cię Bóg swoją łaską; niech Ci zdrowie długo dopisuje, a pogoda ducha nie opuszcza. I żebyś jak najdłużej pozostawał pasterzem dusz. A dla naszej redakcji i wydawnictwa – Przyjacielem i życzliwym Czytelnikiem. I żebyś, kochając naszą Macierz, jeszcze przez wiele wiele lat powracał w swoich wspomnieniach i listach do „kraju lat dziecinnych”. I żeby te powroty dodawały Ci, Księże, sił, były słoneczną radością – podobnie jak o tym pięknie pisze inny kapłan w swym wierszu, który zamieszczamy poniżej.

Helena Ostrowska

Wstecz