Podglądy

Karty na stół!

Nerwowym szarpnięciem otworzyłam portfel, a tam... Apage, Satanas! Serce załomotało mi w przypływie nagłej paniki. Nigdy się nie zastanawiałam nad obfitością posiadanych kart. I to nie tylko bankowych. Okazało się, że mam cały stos tzw. kart stałego klienta – supermarketów, centrów handlowych, stacji benzynowych... Mam nawet karty kręgielni, solarium i fitness-studia! A wszystkie zostały mi wydane w ramach tzw. programów lojalności (lojalumo programos).

Aaaaaa! Serce po raz drugi fiknęło mi nerwowego koziołka. „Kupując właśnie u nas skorzysta Pani z wielu rabatów i przywilejów, a posiadanie naszej karty stałego klienta przynosi liczne bonusy” – podstępnym szeptem węża kusiciela sączyli mi do ucha wystawiacze kolejnych kart. No, i dawałam się, płocha białogłowa, na te rabaty nabrać. Co prawda, nikt nie wymagał ode mnie przysięgi na wierność akurat tej a nie innej sieci handlowej, ale to nie zmienia postaci rzeczy. Tu chodzi o to nieszczęsne słowo „lojalumas”.

I co ja teraz, biedna, pocznę z tym stosem kompromitujących mnie, jako obywatelkę, zdradzieckich kawałków plastiku. Wszak pod następującymi właśnie rządami konserwatystów posiadanie niektórych z nich może być uznane za dowód nielojalności wobec własnego państwa. Parlamentarzysta-patriota Gintaras Songaila wcale nie musi się ograniczać do karcianej lustracji dwu posłów-Polaków. Gdzie gwarancja, że troska o bezpieczeństwo ojczyzny nie podyktuje mu pomysłu prześwietlenia wszystkich obywateli nielitewskiego pochodzenia. Sposób lustracji byłby prosty jak budowa widelca: pokaż mi swoje karty, a ja zadecyduję czy jesteś lojalnym obywatelem i czy w ogóle na to obywatelstwo zasługujesz.

Nie ma żartów. Weryfikuję więc pośpiesznie posiadane karty. Bankowe po prostu odkładam na bok z twardym postanowieniem, że nawet pod groźbą tortur nie pokażę ich lustratorom. Czort jeden wie, jakie banki mogą im podpaść. Teraz karty stałego klienta. Statoil? Zostaje. Co prawda, paliwo na stacjach tego koncernu jest droższe od piwa, ale Statoil należy do Norwegów. Zdaje się, że Norwegowie Songailę w patriotyzm nie uwierają. Za to karta LukOilu podlega natychmiastowemu zniszczeniu. No i co, że tam się tankowało najtaniej, skoro sam premier Kubilius (jeszcze będąc w opozycji) raczył był zawyrokować, że prawdziwy patriota u Ruskich nie tankuje.

Czas na karty sieci handlowych. NORFA – to, zdaje się, kapitał litewski. Zostaje. IKI? To sieć należąca do Francuzów. A Francuzi – to prezydent Nicolas Sarkozy, który ostatnio (mimo sprzeciwu prezydentów Polski i Litwy) stanowczo wypowiedział się w Brukseli za wznowienie negocjacji UE z Rosją. Karta IKI ląduje w niszczarce.

Kurczę, a co z MAXIMĄ? Co z posiadaczką nie tylko najbardziej rozbudowanej sieci supermarketów, ale też (jak twierdzą niektórzy) właścicielką większościowego pakietu udziałów w spółce zwanej państwem litewskim? Czy w świetle tego, że MAXIMA kręciła lody z poprzednią ekipą rządzącą, nowa ekipa bez obrzydzenia przejmie obsługę lodziarni? Czy karta lojalnościowa MAXIMY dziś mnie jako obywatelkę nobilituje czy jednak kompromituje? – desperacko biję się z myślami.

Nagle przypominam sobie, że w nowym rządzie jest Arturas Zuokas, a tam, gdzie zaflancuje się ten pan i jego ferajna, żadna lodziarnia nie zostanie bez obsługi. Zresztą, sam premier Kubilius, który będąc w opozycji, groził, że rozpędzi dziecię MAXIMY – szemraną spółkę LEO LT – na cztery wiatry, nagle zmienił zdanie. Dziś sugeruje, że nie takie to straszne zwierzę, jak mu się wpierw wydawało. Kartę MAXIMY wkładam z powrotem do portfela. Na widoczne miejsce.

No, zostały mi już tylko niemieckie karty. Lojalnościowe, rabatowe i członkowskie. U lustratorów Songaily nie wzbudziłyby one pewnie takiej wrogości i podejrzliwości jak np. polskie, ale kto wie, w jakim kierunku będzie ewoluował patriotyzm nowej ekipy rządzącej. Po prostu nigdy tych kart do Wilna nie zabiorę. Niektóre z nich, jak np. tę od Wöhrla, cenię sobie szczególnie. Mam tam rabat na markowe ciuchy. Ale czy to patriotycznie – przez babski kaprys noszenia dobrych ubrań – zasilać budżet obcego państwa? Poza tym, kto wie, czy nasi troglodyci nie są stronnikami ubierania obywatelek Litwy wyłącznie w pokutniczą konfekcję Utenos trikotažas i Sparty.

Wśród licznych posiadanych kart nie mam Karty Polaka. Chyba dobrze, bo jest ona jak tykająca bomba. Skoro, zdaniem posła Songaily i innych stronników sejmowych czystek, pozbawia kogoś biernego prawa wyborczego, to powinna pozbawiać i czynnego. Masz Kartę – ani nie startujesz w wyborach, ani nie głosujesz.

Tą drogą można by pozbawić praw obywatelskich zupełnie liczną grupę przedstawicieli polskiej mniejszości na Litwie. Wystąpiłeś o Kartę Polaka – kaniec flirta z ojczyzną Litwą, bo wszedłeś w „tajny związek z obcym państwem”. Stajesz się automatycznie bezpaństwowcem – nie korzystasz już z ochrony i opieki państwa pobytu ani też żadnego innego państwa (bo polskiego obywatelstwa wraz z Kartą wszak też nie uzyskałeś), nie posiadasz też praw politycznych i możesz w każdej chwili zostać wydalony z kraju, w najlepszym zaś wypadku będziesz traktowany jak cudzoziemiec. Zapomnij o próbach odzyskania ojcowizny i w ogóle trzymaj buzię w ciup i rączki w małdrzyk. Zaczniesz drzeć japę, że przysługują ci jakieś obywatelskie prawa, to cię deportują. Na przykład, na Białoruś. Nie martw się. Baćka Łukaszenka cię przygarnie, bo on ostatnio odkrył w sobie niezmierzone pokłady ojcowskich uczuć do Polaków, nawet tych z Kartą.

Tak między prawdą a Bogiem to nawet się cieszę, że poseł Songaila poleciał do Głównej Komisji Wyborczej z donosem na swoich kolegów z poselskich ław – Michała Mackiewicza i Waldemara Tomaszewskiego. Cieszę się m. in. dlatego, że się ośmieszył, bo swój donos sformułował w najidiotyczniejszy z możliwych sposobów: „zdobyli mandaty z naruszeniem litewskiej Konstytucji, bo zataili swoje związki z obcym państwem”.

Że niby co, panie Songaila? Będąc Polakami z litewskim obywatelstwem i od lat stojąc na czele polskich organizacji udają Greków? No, nie, ale są posiadaczami Kart Polaka, a otrzymując je „tak jakby przysięgali obcemu państwu wierność, co zataili w ankietach kandydatów na Sejm”. A przecież litewska Konstytucja ostrzega: „bierne prawo wyborcze do Sejmu mają wyłącznie obywatele Litwy nie związani przysięgą lub zobowiązaniem z innym państwem”.

Ależ, panie pośle, pozyskanie Karty Polaka nie jest obwarowane obowiązkiem składania jakiejkolwiek przysięgi na wierność RP. Poza tym posiadacz tego dokumentu nie podejmuje wobec Polski żadnych zobowiązań. Taka Karta jest wyłącznie świadectwem duchowej więzi z polskim narodem, z polskim dziedzictwem kulturalnym... „Tu was mamy! – triumfuje Songaila. – Naród tu (w Ustawie o Karcie Polaka) jest w wielu aspektach pojmowany jako naród polityczny, z określonymi prawami obywatelskimi w Rzeczypospolitej Polskiej. Poza tym warunkiem uzyskania i posiadania Karty jest niedziałanie na szkodę podstawowych interesów Rzeczypospolitej Polskiej, a to już można traktować jako zobowiązanie do działania na rzecz interesów RP”.

Ufff! Na miejscu Parlamentu RP odznaczyłabym Songailę jakimś orderem czy przynajmniej premią – za pomoc w rozszyfrowaniu ustawy, jaką polski ustawodawca wyrychtował, na naszą – litewskich Polaków – pohybel. Można by też zaprosić posła do Warszawy z wykładem pt.: „Karta Polaka jako płyta grobowa położona przez polski parlament na podstawowych prawach Polaków na Litwie”. Byleby tylko polscy posłowie nie pogubili się w pokrętnych wywodach litewskiego kolegi. Stosowane przez niego łańcuchy logicznych wniosków zazwyczaj określa się mianem odwracania kota ogonem. Chociaż... gdyby poseł Songaila tak kręcił kotem, jak to czyni z Ustawą o Karcie Polaka, biedne zwierzę by zdechło. Od ciężkich mdłości.

Czekistowska czujność przedstawiciela partii rządzącej, który zdemaskował próbę wprowadzenia do litewskiego Sejmu tzw. Konia Warszawskiego, obnaża prawdziwe oblicze litewsko-polskich stosunków. Songaile nie przeszkadzają w Sejmie ani koledzy z wyrokami sądu, ani tacy, którzy właśnie przed prokuratorem uciekli „w mandat”, nie boli go widok tych posłów, którzy już nieraz dowiedli, że traktują państwo jak swój prywatny folwark, nie brzydzi się też licznym gronem zaproszonych do współrządzenia półgłówków-pajaców.

Songaila nie może znieść pod wspólnym dachem jedynie dwu posłów, którzy nie odcinają się od swojego polskiego pochodzenia. Świetnie, niech wreszcie polska strona zobaczy, że bajeczkę o ślicznych litewsko-polskich stosunkach można ulokować gdzieś między baśniami Andersena, opowieściami o wyczynach Harrego Pottera i bajkami braci Grimm.

Mogą sobie politycy do woli ględzić o strategicznym partnerstwie, możemy podpisywać stosy umów o budowie... zaufania, atomowych siłowni, mostów energetycznych, magistrali a´la Via Baltica, korytarzy kolejowych a´la Rail Baltica etc. etc., może nasz prezydent Adamkus nadal zachowywać się jak drugi bliźniak prezydenta Kaczyńskiego i prawie się z nim nie rozstawać, ale zawsze znajdzie się grono polityków, historyków, publicystów i tzw. autorytetów moralnych, którzy zadbają o to, by między naszymi państwami wznosił się mur nieufności i wrogości. I (pozwolę tu sobie lekko sparafrazować mistrza Tuwima) choćby przyszło tysiąc atletów/ I każdy zjadłby tysiąc kotletów,/ I każdy nie wiem jak się natężał,/ To go nie zburzą – taki to ciężar!

Byłam już świadkiem niejednego antypolskiego wybryku litewskich jaskiniowych patriotów, ale żeby robić taką aferę z niewinnej Karty Polaka? A ta spędza sen z powiek nie tylko Songaile. Początkowo, jak pamiętamy litewskie MSZ, ustami wicedyrektor Departamentu Informacji i Komunikacji Społecznej Daivy Rimašauskaite, lamentowało, że „przywileje, które uzyskują posiadacze Karty Polaka, mogą być sprzeczne z unijnym prawem i dyskryminować obywateli innych państw Unii Europejskiej”

„Jeżeli obywatel Litwy, mający Kartę Polaka, będzie miał (w Polsce) prawo do tańszego biletu na przejazd pociągiem, a inny obywatel Unii Europejskiej – nie, może to być odebrane jako przejaw pewnej dyskryminacji” – troskała się w imieniu całej Unii pani wicedyrektor. Unia ten afront jakoś strawiła. Obywatele innych państw UE chyba się nawet nie zorientowali, jak boleśnie są dyskryminowani przez wprowadzenie KP. Zresztą, pani Rimašauskaite chodziło pewnie nie tyle o całą Unię ile o to, by wszyscy obywatele Litwy mieli prawo do „tańszego biletu na przejazd polskimi pociągami”.

Młody litewski historyk Tomas Baranauskas niedawno dowiódł, że jest to możliwe. Wystarczy tylko, by wszyscy uzyskali KP, a z tym nie będzie najmniejszego problemu.

„(...) Posiadacz Karty Polaka wcale nie musi być Polakiem. (...) Jest ona przeznaczona i dla litewskich Polaków, i nawet dla dzukijczyków z Druskienik czy Oran (Vareny), byleby tylko chcieli przypomnieć o tym, że ich rodzice czy dziadkowie posiadali polskie obywatelstwo. Godne podziwu – Rzeczypospolita Polska zaczęła tworzyć dla naszych obywateli prawo! A nasze państwo milczy, tak jakby to go nie dotyczyło” – oburza się Baranauskas na portalu DELFI.

Jego zdaniem, KP to takie półobywatelstwo RP. A wprowadzając ją Polska „uczyniła krok ku faktycznej rewizji ustanowionych po drugiej wojnie światowej polskich państwowych granic”. Oto początek pełzającej rewolucji! Ani się obejrzymy, gdy połowa obywateli Litwy (skuszona tańszymi przejazdami PKP i bezpłatnymi kartami wstępu do polskich muzeów) obudzi się półobywatelami RP. Potem ogłosi się jakiś plebiscycik czy referendum, ewentualnie (przejściowo) autonomię i już mamy pół Litwy (a może i więcej, tańsze bilety to wielka pokusa) w granicach RP.

I co z tego, że w ustawie o KP stoi jak byk: „Przyznanie Karty Polaka nie oznacza nabycia polskiego obywatelstwa (...)” oraz „Karta Polaka nie jest dokumentem uprawniającym do przekraczania granicy ani do osiedlenia się na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”. Co z tego, że posłowie Mackiewicz z Tomaszewskim na Kartę granicy nie przekroczą, za to granica (polska) ich... i owszem, wraz z Wilnem, Wileńszczyzną, Druskienikami i Oranami – sugerują poseł Songaila z historykiem Baranauskasem. Żaden czołowy litewski polityk nie zareagował na te wywody propozycją, by panowie przebadali się u psychiatry.

Prędzej bym śmierci się spodziewała niż tego, że kiedyś za wzór naszym megapatriotom będę stawiała prezydenta Łukaszenkę. Niestety, muszę. W swoim niedawnym dorocznym orędziu Łukaszenka powiedział: „Nie trzeba z naszych ludzi (ubiegających się o KP) robić zdrajców z powodu Karty Polaka. Jeżeli Polska chce im pomóc, to niech pomaga”. Powiedział coś jeszcze o mieszkających na Białorusi Polakach: „To są Polacy, ale to nasi Polacy...”. Mój Boże, usłyszeć coś podobnego z ust Adamkusa czy Kubiliusa i umrzeć.

Lucyna Dowdo

Wstecz