Tajemnica Wiary. Rozważania o Eucharystii

Taki tytuł nosi książka ks. TADEUSZA DAJCZERA, która ukazała się w druku nakładem Wydawnictwa FIDEI w Warszawie. Jej autor znany jest z wcześniejszego tytułu „Rozważania o wierze”, który osiągnął liczbę 102 wydań na całym świecie. W języku polskim książka ukazała się w 25 wydaniach. Została przetłumaczona na 28 języków.

„Tajemnica wiary…” jest w tej chwili w Polsce bestsellerem. W przedmowie do niej Stanisław Kardynał Dziwisz Arcybiskup Metropolita Krakowski pisze między innymi:

„Lektura „Tajemnicy wiary” otwiera głębsze przestrzenie kontaktu z Bogiem żywym. By odkryć niezwykłość tej książki, nie wystarczy ją tylko przeczytać – trzeba nią się modlić. Jej wewnętrzne bogactwo zdumiewa. Dla dzisiejszego, zagubionego w doczesności człowieka może się ona stać niezwykłym skarbem duchowym. Może być wstrząsem dla tych, którym kontakt z Najświętszym z sakramentów może być już dawno poprzez rutynę spowszedniał”.

Niżej zamieszczamy opinię Jolanty Konkowskiej z Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie o tej książce, którą można u nas znaleźć w księgarniach polskich.

„Mam tylko ciebie...”

Zanim ukazała się książka ks. Tadeusza Dajczera „Tajemnica wiary”, już wcześniej słyszałam, że ma wyjść „jakaś” pozycja tego Autora dotycząca sakramentu Eucharystii. Prawdę mówiąc, czekałam. Nie zapomnę spotkania w moim mieszkaniu, kiedy przy stole w kuchni dwie osoby rozmawiały o tej właśnie książce, mającej się na dniach ukazać. Zainteresowana tematem rozmowy zaczęłam dopytywać się o przesłanie tej nowej książki. I pośród kilku zdań, jakie usłyszałam, dotarły do mnie i jakoś mnie dotknęły słowa: Mam tylko ciebie... Odwróciłam się, a po chwili wyszłam, by ukryć wzruszenie.., może dziwne zranienie w sercu...

I właśnie takie było moje pierwsze spotkanie z książką ks. Tadeusza Dajczera. Ale czy tylko z książką?

Teraz, kiedy trzymam ją w ręku, nie mogę powiedzieć, że ją zwyczajnie czytam. Nie czytam jej w taki sposób. Jest to jedna z tych książek, którą się modlę. Próbuję medytować. Rozmawiać z Bogiem. Wchodzić z Nim w dialog, jaki stanowią słowa: Nauczycielu, gdzie mieszkasz? Gdzie mam Cię szukać, Panie? I słyszeć tę, ciągle aktualną, odpowiedź: Chodźcise, a zobaczycie. Przyjdź i zobacz. Bo przecież te właśnie słowa są wciąż ponawianym zaproszeniem skierowanym do mnie, by chcieć spotkać się z Nim w Eucharystii.

Gdybym miała powiedzieć, na czym polega niezwykłość tej książki, to chyba właśnie na tym, że pozwala mi spotkać się z Bogiem. Że pomaga mi stawać w prawdzie wobec Niego, ale nie skupiać się na niej, tylko na Nim. Że wprowadza mnie w tajemnicę Eucharystii, gdzie kapłan przy ołtarzu staje się drugim Chrystusem. I mogę tak zwyczajnie utożsamić się z jej Autorem, który pisze: „Przekraczam próg kościoła i... robię to machinalnie, prawie w biegu, jak poruszam się po ulicy czy wsiadam do samochodu (...). Na początku Mszy św. nieraz uchodzi mojej uwagi akt pokuty. A przecież w tym akcie jest obecny sam Bóg ze swoją łaską”.

I mogę w niej zobaczyć, że jestem synem marnotrawnym, dzieckiem, które nie widzi Boga na ołtarzu. Boga REALNIE OBECNEGO i tylko dla niego. Dlaczego? Bo Go nie kocha. Bo jest On tłem jego życia. Pięknym tłem, w pewien sposób koniecznym, by żyło, ale tylko tłem... W dodatku, chyba nie chce tego zmienić, bo jest mu dobrze z Bogiem w tle. Tak więc ostatecznie okazuje się, że ten wszechmogący Bóg i Pan świata jest ciągle za mały dla mnie, gdyż ja jestem zbyt wielka. Czyż zatem nie będą dla mnie modlitwą słowa w niej zawarte: „W obliczu tego dramatu tak bardzo potrzebuję Ciebie. Musisz dzisiaj do mnie przyjść i stale przychodzić, Ty, REALNIE OBECNY w Eucharystii. Bo przecież ta gonitwa za przyjemnością wyniesienia, ta chciwość posiadania (...) zniszczą mnie”.

Autor „Tajemnicy wiary” pisze językiem prostym, a jednocześnie przejmującym. Jego pragnieniem jest, aby Bóg był odkrywany poprzez wiarę. Zwraca uwagę na to, że życie wewnętrzne człowieka i życie sakramentalne, są ze sobą powiązane. Wynika z tego, że moje uczestnictwo w Eucharystii jest takie, jakie jest moje życie: przeniknięte wiarą lub też nie. W związku z tym, stanowi ono drogę, długi proces osobistego nawrócenia. Nade wszystko chodzi w nim o wiarę, którą mam pogłębiać, stale o nią prosząc. Jakże ważne jest spostrzeżenie Autora, że patrząc z wiarą przyczyniam się do zwycięstwa dobra, bo Bóg w Eucharystii ogarnia wszystko swoim Odkupieniem. Albo, że wiarą „dotykam” Boga, bo jak napisał św. Augustyn: „Dotyka Chrystusa, kto wierzy w Chrystusa”. Czyż nie jest to niesamowite?

Książka ta, a raczej Bóg mówiący do nas poprzez nią, przypomina, że życie człowieka jest drogą do Niego. Nie jest zbiorem przypadkowych zdarzeń, jakby się mogło wydawać, spotkań, spraw do załatwienia, z których składa się każdy dzień. A zatem, rodzi się pytanie: czym jest dzień, który jest nam dany? Autor książki podpowiada, że jest on sakramentem. Sakramentem dającym nam Boga. Czy myślimy w ten właśnie sposób, my, ludzie podobno wierzący? Dzień jako sakrament, bo jest w nim obecny żywy Bóg, przychodzący na ołtarzu eucharystycznym, mieszkający w tabernakulum...?

Jest w książce poruszająca historia jednego człowieka, św. Benedykta Labre, którego nikt nie potrzebował. Być może właśnie dlatego zrodziła się w nim taka szczera i głęboka miłość do Jezusa, zauważa ks. Tadeusz. Wędrując ulicami wielkich miast, wszędzie szukał Boga obecnego w Najświętszym Sakramencie. To poszukiwanie Pana, upodobnianie się do Niego, winno być znamienne dla życia każdego chrześcijanina, także dla mnie. Słowa Autora są jakby wyrzutem, ale jeszcze bardziej wezwaniem, by „naśladować Tego, który jest jedynym Panem świata, a mieszka tak osamotniony, bo do Niego nie przychodzę, aby Go adorować, aby Go prosić o wszystko. I wieczność, i tę doczesność całą, która przecież ma się stać dla mnie drogą do tej innej, niewidzialnej rzeczywistości”. Bo właśnie ta doczesność jest naszą drogą do świętości.

Problemem współczesnego człowieka jest pośpiech, stres, niepokój... permanentny brak czasu. W tym dniu przepełnionym różnymi rzeczami widzę, że brakuje mi czasu dla Boga i Bliźniego. Autor książki dotyka tego problemu i podsuwa niebanalne rozwiązanie: „Jeżeli nie mam czasu, to sam akt zwalniania już jest aktem wiary. Wtedy modlę się tą zwalnianą czynnością. Bo ona jest dla Niego”. Wynika z tego, że zwalnianie może być modlitwą, prowadzącą mnie do wewnętrznego skupienia, ciszy. Skoro tak, to chcę żyć wolniej i uważniej ze względu na Boga i Bliźniego.

Myślę, że duże zainteresowanie białą książką wiąże się przede wszystkim z niezwykłością Tego, który jest jej przedmiotem. Bogiem samym, który chce być szukany w ciemnościach wiary i pragnie, by tę Jego miłość człowiek przyjmował. Znamienny jest ostatni rozdział książki zatytułowany „Zachwycić się Tą miłością”, Tą na ołtarzu w kościele, szepczącą do człowieka: Za ciebie umarłem, i tylko za ciebie... Ja, który rządzę światem. Jestem Panem ziemi i nieba, a ty jesteś dla Mnie taki bezcenny, że zajmując się całkowicie światem, jednocześnie mogę ci powiedzieć, że mam tylko ciebie....

Czy można pozostać niewzruszonym, słysząc te słowa? Czy nie stanowią one dla nas wezwania do wysiłku wiary w Miłość, jaką jesteśmy ogarnięci i wszyscy ci, których kochamy? I żyjemy chyba właśnie po to, aby tej Miłości potrzebować dla siebie i innych, aby faktem naszego życia stały się słowa: Potrzebuję Ciebie bardzo, bardzo Cię potrzebuję....

Jolanta Konkowska, nauczyciel w LO im. N. Żmichowskiej i T. Czackiegowykładowca Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie

Wstecz