Powszechnie wiadomo, że niejeden znany polski ród szlachecki wniósł swój jakże znaczący wkład w historię Litwy. Bez wątpienia wielce poczesne miejsce wśród nich zajmują też Tyszkiewiczowie herbu Leliwa, należący do najstarszych rodów w Wielkim Księstwie Litewskim. Już w wieku XVI sprawowali oni ważne funkcje wojewodów, marszałków, biskupów, w czasach późniejszych na polu naukowym natomiast nieocenione zasługi położyli bracia Eustachy i Konstanty Tyszkiewiczowie.

W galerii tego sławnego rodu jest też klan, wrośnięty korzeniami w podwileńską Wakę Trocką. To jemu właśnie i temu, co zostawił po sobie, poświęcam poniższe opracowanie.

Tyszkiewiczowie i Waka Trocka

Waka Trocka znajduje się w pobliżu trasy wiodącej z Wilna do Trok, tuż za wzgórzami ponarskimi. Obecnie jest ona częścią składową Wilna. Warto dodać, że miejscowość ta w różnym czasie nosiła inną nazwę: pierwotnie zwała się Waką, gdy władali nią Tyszkiewiczowie – Waką Tyszkiewiczowską, a po II wojnie światowej przylgnął do niej obowiązujący zresztą do dzisiaj szyld Waka Trocka. Tak czy owak, nazwy tej użycza rzeczka właśnie Waką zwana. Można przypuścić, iż w zamierzchłych czasach tereny te zamieszkiwali Tatarzy, których w roku 1397 wielki książę litewski Witold przywiózł z wyprawy wojennej na Krym i osadził w okolicach Trok. Prawdopodobnie „waka” po tatarsku oznacza „wodę”.

Obecność Tatarów w tych okolicach jakże wymownie potwierdza również granicząca z Waką Trocką miejscowość Chazbiejewicze, wywodząca się od takoż zwącego się słynnego tatarskiego rodu. Dziś, co prawda, nazwa ta została przekabacona na litewską modłę Kazbejai, co nie jest tłumaczeniem poprawnym, zniekształcającym prawdę historyczną.

Innym sąsiadem Waki Trockiej jest Ludwinowo – miejscowość nazwana od imienia Ludwika Dąbrowskiego, tutejszego właściciela, która do roku 1815 figurowała na mapie jako Waka Prudziańska. Tu o obecności wyznawców islamu jakże dobitnie zaświadcza meczet, który wprawdzie wskutek działań wojennych 1812 roku poszedł z dymem. W jego pobliżu znajdował się jeden z dwóch cmentarzy tatarskich. Niestety, zarówno on jak też ten zlokalizowany w okolicach Chazbiejewiczów nie zachowały się do naszych dni, choć żyją w dokumentach archiwalnych oraz we wspomnieniach starszych mieszkańców. Wspomnieniach smutnych w treści, gdyż przywołujących lata 60. ubiegłego stulecia, kiedy to budowano nową trasę łączącą Wilno z Trokami. Świadkowie twierdzą, że była ona usiana kośćmi, wgniatanymi w grunt olbrzymimi walcami drogowymi, gdyż ziemię brano z miejsca, gdzie ongiś lokował się cmentarz. Obecnie siedzibę tu ma firma prywatna, a przy pracach ziemnych nieraz natrafiano na ludzkie szczątki. Cóż, barbarzyństwo niejedno ma imię, a to dotyczące sacrum i miejsc kultu religijnego jest szczególnie rażące.

Jeśli wierzyć historii, od roku 1558 począwszy na terenach tych gospodarzył potomek chanów krymskich Attikieza Biezgimowicz, a gdy bezpotomnie wyzionął ducha, dobra znalazły się w posiadaniu Abrahima Zawackiego. Ten odsprzedał je Stefanowi Sapieże, koniuszemu Wielkiego Księstwa Litewskiego. Kolejnym właścicielem był Tomasz Sapieha, wojewoda nowogródzki. Wówczas właśnie rozpoczął się długotrwały proces sądowy ze wspólnotą tatarską o prawa własności do Waki, zakończony jej porażką. Kolejni gospodarze zmieniali się niczym w kalejdoskopie, a byli nimi przedstawiciele rodów Chreptowiczów, Hryniewiczów, Dąbrowskich. To właśnie od tych ostatnich, a konkretnie od Ludwika, w roku 1850 Wakę nabył hrabia Jan Tyszkiewicz, dając początek „dynastii” tyszkiewiczowskiej, która trwała tu niezmiennie aż do wybuchu II wojny światowej. Za panowania Tyszkiewiczów nastąpił szczególny rozkwit danych terenów pod względem architektonicznym, kulturalnym oraz społecznym.

Pożoga wojenna, rozniecona przez Niemców w roku 1939, w sposób jakże zdecydowany odmieniła bieg dziejów. Waka, jako okolica Wilnu przyległa, była wielokrotnie areną potyczek, szczególnie intensywnych podczas wyzwalania stolicy w lipcu 1944 roku przez oddziały sowieckie oraz żołnierzy Armii Krajowej, uczestników operacji „Burza”. Na szczęście, jak miejscowa ludność, tak też okazałe budowle wzniesione tu ze środków Tyszkiewiczów mocno nie ucierpiały.

Po wojnie tereny te, podobnie jak całą Wileńszczyznę, ogarnął nie lada exodus repatriacyjny naszych rodaków do Polski, co zdecydowanie odmieniło stan narodowościowy. Tym bardziej, że w latach 1945-1950 zwolnione domy zasiedlili Litwini – przybysze z Siemieliszek, Jewja, Hanuszyszek, Olkienik, Oran, których, jak wynika z inwentarza parafii landwarowskiej sporządzonego przez ks. dra Kazimierza Kułaka, do wojny zamieszkiwały tu zaledwie dwie rodziny. Tę mozaikę uzupełnili też przybyli tu równie licznie Rosjanie oraz Białorusini. Słowem, na terenach zdominowanych historycznie przez Polaków i Tatarów zrobiła się istna „międzynarodówka”.

Obecnie nasi rodacy w Wace Trockiej i w okolicach są w liczebnej mniejszości. Tym bardziej, że w ramach reformy reprywatyzacyjnej ojcowizna nie została zwrócona prawowitym właścicielom, a w jej posiadanie w jakże wielu wypadkach weszli ci, co „przenieśli” tu swe nadziały z głębi Litwy. Mimo tak niekorzystnej sytuacji polskość daje tu znać o sobie poprzez działalność kół Związku Polaków na Litwie, poprzez pobieraną w języku ojczystym naukę w szkole podstawowej w Ludwinowie, dokąd uczęszczają dzieci z pobliskich wsi, poprzez Mszę św. w kaplicy w Wace Trockiej

Jak już wspomniałam, jako pierwszy obecność Tyszkiewiczów w Wace zaznaczył hrabia Jan Tyszkiewicz (1831-1892), dziedzic Wołożyna i wielu innych majętności, zlokalizowanych jak w Polsce tak też na Ziemi Wileńskiej. Jego żoną była Izabela Tyszkiewiczówna z lohojskiej linii tego wielce rozgałęzionego rodu. Piastujący stanowisko marszałka szlachty powiatu wileńskiego Jan Tyszkiewicz, po upadku Powstania Listopadowego, został zmuszony przez Moskali do wyprzedaży wszystkich swych majątków. Wakę nabył wówczas zamieszkały w Rydze niemiecki lekarz Müller. Była to transakcja fikcyjna, co potwierdzał stosowny dokument, sporządzony dopiero wtedy, gdy Müller ciężko zachorował. Był to jednak dokument ważny o tyle, że po zelżeniu kursu antypolskiego posłużył Tyszkiewiczowi do odzyskania jak Waki tak też pozostałych własnych dóbr.

Po śmierci Jana i Izabeli Wakę odziedziczył młodszy z synów o imieniu Jan (1867-1903), ożeniony z Elżbietą Krasińską (1871-1906), wnuczką znanego polskiego poety Zygmunta Krasińskiego. Niestety, małżeństwo to nie było długowieczne. Będąca niezwykłej urody i przez wszystkich lubiana Elżbieta zapewne w genach miała podatność na nieuleczalną wówczas gruźlicę, która właśnie stała się powodem jak jej tak też zdecydowanie przedwczesnej śmierci męża. Zostawili po sobie trzech synów – Jana, Władysława i Michała oraz córkę Zofię. Ich wychowaniem zajęła się babka Róża Raczyńska, z domu Potocka, która po śmierci pierwszego męża Krasińskiego wyszła za mąż za Raczyńskiego. Jej niezwykle silny charakter i patriotyczne zacięcie legły u podstaw wychowania wnuków, spędzających dzieciństwo w pałacu niedaleko Poznania.

Przed rokiem 1914 Waka zamieszkiwana była jedynie w okresie letnim. Po osiągnięciu pełnoletności przez Jana Michała Tyszkiewicza (1896-1939) znalazła się ona w jego posiadaniu. W roku 1918 w tajemnicy od babci zaciągnął się on do ochotniczych legionów wileńskich, a że stawił się z koniem, zasilił szeregi kawalerzystów szwadronu dowodzonego przez Konrada Borowskiego. Wedle opinii towarzyszy broni był przykładnym żołnierzem, umiejącym podjąć ważne decyzje.

W roku 1920 jako adiutant generała Żeligowskiego wkraczał do Wilna, a w boju zdobył szlify oficerskie oraz wysokie odznaczenie – Order Virtuti Militari. Po Pokoju Ryskim przeszedł do cywila, zajął się Waką i innymi majątkami. Wraz z żoną Anną Marią Radziwiłłówną doczekali się trojga dzieci: Zygmunta, Izabeli i Anny Marii. Ich rodzicielka słynęła z wielkiej urody jak też z zamiłowania do koni. Natomiast ojciec cieszył się wielkim autorytetem, nie szczędził nakładów w uprawę roli i stawy rybne, na drenowanie pól i sadzenie lasów. Wiele czasu hrabia Jan poświęcał również choremu bratu Władysławowi. Waka tętniła wówczas życiem towarzyskim z udziałem licznych przyjaciół.

Młody gospodarz gruntownie odnowił pałac, gdzie dawną świetność odzyskała jadalnia, tzw. salon czerwony jak też inne pokoje, obstawione na domiar meblami, które dziejową zawieruchę I wojny światowej przetrwały jak w Warszawie tak też w Wilnie i w Wace, a które zostały odrestaurowane przez miejscowego stolarza Naruszewicza. W roku 1930 hrabia Jan Tyszkiewicz został wybrany do Sejmu II Rzeczypospolitej, a ponieważ nie był zajadłym piłsudczykiem a rozsądnym obywatelem kraju, cenił ład i porządek, był przekonany, że nacjonalizm nie służy ani dobru, ani jedności obywateli. Taka postawa przyniosła mu szacunek jak sprzymierzeńców tak też oponentów politycznych.

Dzień 31 maja 1939 roku okrył kirem całą Wakę, dokąd dotarła wiadomość o nagłej tragicznej śmierci hrabiego Jana Tyszkiewicza. Pilotowana przez hrabiego Zamojskiego awionetka, którą wracali z rekolekcji w Międzyrzecu Podlaskim, zaraz po kłopotliwym starcie, z wysokości około stu metrów runęła na ziemię, a jej pilot i pasażer zginęli na miejscu.

Uroczystości pogrzebowe odbyły się w Wace. Wspominając zmarłego śp. Jana hrabiego Tyszkiewicza ks. Kazimierz Kułak napisał: „Zmarły był wielkim ofiarodawcą na potrzeby parafii, ostatnio na budowę Domu Katolickiego zaofiarował 4000 zł. Był dobrym katolikiem, wzorowym ojcem rodziny, dobrym obywatelem kraju, był członkiem Akcji Katolickiej, członkiem „Caritasu”, komitetu parafialnego i rady parafialnej, wielkim opiekunem biednych. Jego śmierć okryła żałobą całą parafię, a włościanie z wiosek sąsiednich majątku Waka nie mogą nachwalić śp. Zmarłego i zamawiają nabożeństwa za Jego duszę. Cześć Jego pamięci!”.

Powyższy zapis duszpasterza potwierdzają też w pełni wspomnienia mieszkańca Waki pana Wysockiego: „Ludzie nie chcieli pogodzić się z jego śmiercią, gotowi uwierzyć, że jest on gdzieś za granicą. A to dlatego, że był człowiekiem nadzwyczajnej dobroci”.

Jego pogrzeb był ostatnią tak licznie zgromadzoną uroczystością pogrzebową w naszych stronach. Z Wilejki w konnym szyku przybył cały pułk ułanów wileńskich, stawiły się oddziały honorowe, poczty sztandarowe organizacji kombatanckich, przedstawiciele organizacji społecznych, przedstawiciele władz z wojewodą Arturem Maruszewskim na czele, miejscowa ludność oraz licznie zgromadzona rodzina. W gronie tej ostatniej nie zabrakło brata Michała, któremu towarzyszyła żona – słynna piosenkarka Hanka Ordonówna. Nabożeństwo pogrzebowe celebrowali ksiądz proboszcz Kazimierz Kułak oraz ksiądz Walerian Meysztowicz, dawny towarzysz broni i przyjaciel zmarłego.

Trumnę, zgodnie z deklarowaną jeszcze za życia wolą hrabiego, złożono nie w kaplicznej krypcie, a na jej zewnątrz. Znakujący pierwotnie miejsce grobu drewniany krzyż spróchniał po wojnie, powodując kompletne zatarcie śladu po miejscu pochówku.

Zaledwie trzy miesiące po tragicznej śmierci hrabiego Jana Tyszkiewicza rozpoczęła się II wojna światowa. Kto wie, jak potoczyłyby się losy owdowiałej żony wraz z trójką małych dzieci, gdyby nie przyjaciel rodziny Stanisław Cat-Mackiewicz. Zabrał ich do swego samolotu, którym szczęśliwie dolecieli do Anglii, gdzie zresztą potomstwo ostatniego właściciela Waki przebywa do dziś, pamiętając o rodzinnych stronach.

Jako pierwszy w roku 1987 odwiedził je syn Zygmunt, przecierając poniekąd szlaki do dalszych odwiedzin. Kolejne z udziałem córek Anny Marii oraz Izabeli miały miejsce po 52 latach od opuszczenia Waki, a powodem przybycia była uroczystość poświęcenia odnowionej rodowej kaplicy. W roku 2004 najmłodsza z córek Anna Maria przywiozła na grób ojca swego męża i syna, a w roku ubiegłym gościła tu z córką.

Cieszy, że członkowie Związku Szlacheckiego urządzili tak zacnym gościom dostojne przyjęcie w progach pałacu. Wtedy też usłyszeli, że jako spadkobiercy bynajmniej nie mają roszczeń majątkowych. Chcieliby jedynie, by po przyjeździe na Litwę mogli się zatrzymać w jednym z pokoi pałacu w Wace, podobnie jak mają na to zezwolenie w polskim Rogalinie. Postulat ten został przychylnie przyjęty przez obecnych gospodarzy.

Osobiście poznałam się z panią Anną Marią Tyszkiewicz-Hooper podczas jej wizyty w Wace w roku 2004. Nie mogłam powstrzymać się wtedy od wzruszeń na myśl, że obcuję z córką Tyszkiewiczów, dzięki którym mieszkam w tym tak uroczym zakątku Litwy, bo to oni pozostawili te piękne budowle, kaplicę, dokąd uczęszczamy na nabożeństwa oraz okazały park, po którym możemy spacerować i relaksować się. Pani Anna Maria jest człowiekiem o niezwykłej skromności i inteligencji, obcując z nią miałam wrażenie naszej zażyłej znajomości. Odtąd jesteśmy ze sobą w listownym kontakcie. Mieszkająca na stałe w Anglii nasza krajanka nie szczędzi szacunku dla osób, które dbają o pałac, o kaplicę, choć nie afiszuje się swymi hrabiowskimi korzeniami i pochodzeniem z tak zacnego rodu.

Opisałam o historii Waki i klanie tutejszych Tyszkiewiczów z zamiarem, aby możliwie najwięcej osób dowiedziało się o naszej miejscowości, bo jak dotąd tylko nieliczne wycieczki jadące z Wilna do Trok tu skręcają, by podziwiać piękno zabytków oraz przywoływać pamięć o ludziach, którzy nadali jej niepowtarzalny charakter, nie szczędząc po temu własnych funduszy, co w dzisiejszym do reszty skomercjalizowanym świecie jawi się jako coś zupełnie niezwykłego.

mgr Irena Diugiewicz

Wstecz