Wigilia z Adamem Mickiewiczem

Przeszły dżdże wiosny, zbiegło skwarne lato,

I przykre miastu jesienne potopy,

Już bruk ziębiącą obleczony szatą (...) –

chciałoby się powiedzieć słowami Zimy miejskiej Adama Mickiewicza (1798–1855). Nie po raz pierwszy zatoczyliśmy koło, znowu zatrzymaliśmy się w punkcie, od którego i można, i trzeba, i chciałoby się zacząć wszystko od nowa.

Adwent – to okres szczególnego czuwania, oczekiwania na przyjście Pana, to czas, dany nie tylko na udekorowanie, wzbogacenie naszych domów, ale przede wszystkim na odnowienie, upiększenie naszych serc. Są to truizmy, lecz dla wielu zbudować ziemski dom jest o wiele łatwiej niż wznosić go w swojej duszy, zbierać cegiełki na mieszkanie w domu niebieskim, więc te, oczywiste, zdawałoby się, prawdy trzeba ciągle powtarzać.

Jak zawsze, pewien duchowy niedosyt, przynajmniej częściowo, pomaga nam zaspokoić wysokich lotów literatura, stosowna lektura na świąteczny czas.

W tym roku jesteśmy w dość sprzyjającej sytuacji: Święta Bożego Narodzenia uświetnia nam także 210. rocznica urodzin Adama Mickiewicza, o którym dużo na pozór wiemy jako o największym z naszych poetów, jednym tchem potrafimy zazwyczaj wymienić jego arcydzieła: ballady, Dziady, Pana Tadeusza..., powołujemy się na najbardziej patriotyczne karty jego życiorysu czy te najbardziej osobiste, jak miłość do Maryli itp.

Jednakże w kontekście Świąt Bożego Narodzenia przyjrzyjmy się i temu znanemu, i jakby nieco innemu Mickiewiczowi. Wielcy twórcy tym się właśnie wyróżniają, że o nich nigdy nie da się powiedzieć wszystkiego, że ich twórczość jest niewyczerpalna. W dodatku, nie wszystko przecież znamy.

Nie każdy przypuszczalnie wie, że najgłośniejszy romantyk był też wielkim czcicielem Maryi, Bożej Rodzicielki, że oprócz słynnego zwrotu w Inwokacji do Pana Tadeusza: Panno Święta, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie (...) znajdujemy w jego dorobku tak wzniosłe teksty, jak, na przykład, Hymn na dzień Zwiastowania N.P. Maryi albo Słowa Panny, o których Kazimierz Bukowski, znawca tematyki biblijnej w literaturze polskiej, napisał, co następuje: „(...) ten utwór liryczny, powstały, według wyznania samego poety, w okresie wielkich przeżyć religijnych, jest całkowicie odmienny od wszystkiego, co dotąd napisano o Matce Boskiej. Przede wszystkim uderza wielkość i rozległość myślowa utworu (J. Tretiak), a zarazem siła, niezwykłość i prostota wyrazu (J. Przyboś). Osoba Maryi ujęta jest w ramach historii Wcielenia Syna Bożego. Matka przyobiecanego Zbawiciela – przez miłość złączona jest z cierpieniami i tęsknotami swego narodu. Jednocześnie, poprzez swą miłość do Syna, staje się uniwersalną sojuszniczką w Jego zbawczej misji wobec ludzkości”.

Przytoczmy kilka fragmentów ze stylizowanego na wersety biblijne monologu Najświętszej Panny:

(...) I poczułam w łonie bijące dziecię, jako drugie serce, a dawne serce moje utuliło się i ucichło.

I wypowiedziałam światu całą miłość moję jednym słowem Pańskim, które stało się ciałem. Odtąd żyłam w Synie moim i Synem moim. (...)

Otaczam ziemię dłoniami moimi, jako niebem błękitnym, i w każdej chwili, na każdym miejscu, każdemu dobremu duchowi zapalam się i świecę gwiazdą ranną.

Samą zaś istotę Bożego Narodzenia najzwięźlej i jednocześnie najtrafniej wyraził poeta w Zdaniach i uwagach, które są zestawem jego, aforystycznie wyrażonych, refleksji metafizycznych:

Wierzysz, że się Bóg zrodził w betlejemskim żłobie,

Lecz biada ci, jeżeli nie zrodził się w tobie.

Nie są to jakieś czcze słowa, skierowane do maluczkich, do gminu, jak się mawiało w epoce Mickiewicza. Stanowiły one drogowskaz też dla samego poety, z jego najbardziej ludzkimi słabościami, ale też bardzo ludzkimi pragnieniami dążenia ku temu, co w górze. W autotematycznej improwizacji z dnia 25 grudnia 1840 roku tak, m. in., określił zadanie poety:

W piersi tylko uderzę, wnet zdrój słów wytryśnie,

A jeśli na tym prądzie iskra boża błyśnie,

Nie wynik to rozumu ani płód marzenia:

Od Boga ją przyjąłem na skrzydłach natchnienia; (...)

 

Wiedzcie, że dla poety jedna tylko droga:

W sercu szukać natchnienia i dążyć do Boga.

Nie jest to sporadyczna, przypadkowa wypowiedź. Nie tylko ona w życiu i twórczości Mickiewicza jest nieprzypadkowa. Należałoby przecież zacząć, tradycyjnym zwyczajem, od okoliczności jego narodzin, od przypomnienia faktu, który tak oto skomentował świetny znawca romantyzmu Zbigniew Sudolski: „Legenda rodzinna mówi, iż przyszedł na świat w dzień wigilijny, 24 grudnia 1798 roku, „przynosząc sobie” imię Adam. Co do miejsca urodzenia nie ma jednak pewności, o zaszczyt ten rywalizuje bowiem Nowogródek z Zaosiem, folwarkiem odległym o 5 mil (ok. 40 km) od Nowogródka. W tradycji rodzinnej mówi się również o przydrożnej karczmie między Nowogródkiem a Zaosiem, o przecięciu przez akuszerkę Barbarę Mołodecką pępowiny noworodka na książce. Wymowa tych znaków uzupełnia jak gdyby atmosferę cudownej nocy wigilijnej, nocy narodzenia. Nie sposób tu oddzielić legendy od prawdy, mitu tworzonego już u zarania życia przyszłego wieszcza od rzeczywistości. Nie odzierajmy więc tych narodzin z tak odpowiedniego dla nich nimbu poezji i niezwykłości”.

Biorąc pod uwagę mało porównywalne z czymkolwiek dokonania Mickiewicza nawet rzetelny badacz nie jest zainteresowany, gdyby to było możliwe, w weryfikowaniu tej „pięknej legendy”, a cóż dopiero pisarze, następcy Mickiewicza, którzy niejednokrotnie nawiązywali do cudowności narodzin geniusza. Wystarczy przypomnieć beletryzowaną biografię Mickiewicz autorstwa Mieczysława Jastruna, który, za wieścią gminną, przypisuje Mickiewiczowi niemal boskie atuty.

Fakt równoległych narodzin Boga-Człowieka i człowieka-wieszcza, proroka będzie niejednokrotnie wykorzystywany jako tworzywo literackie przez pisarzy polskich. Nazwana paralela jest dość daleko posunięta w wierszu Józefa Wittlina, którego znamy jako jednego z tzw. satelitów grupy poetyckiej Skamander, w jego wierszu Pieśń wigilijna o Adamie Mickiewiczu:

I Tobie, i Jemu

Nad kołyską świeciła gwiazda Betleemu.

 

Z Anioły wespoły

Czuwały nad Nim osły i łagodne woły.

 

Dzieciątku swemu śpiewała w stajence Matka-Dziewica,

Ciebie we wilię lulała Wilija strumieni rodzica. (...)

 

On – Bóg, Tyś – człowiek, i obaj cierpieliście za miliony,

Dzisiaj nie boski, lecz ludzki ból już jest nagrodzony.

 

Obaj Wy nas nauczali wiedzy, co nie jest wymowna:

Kochać nas uczył Zbawiciel, jak kochał ów nauczyciel,

Ubogi nauczyciel z Kowna.

* * *

Lulaj, lulaj, Jezuniu, króluj, króluj nam wiecznie,

Abyśmy wierni Wam obu, się miłowali społecznie.

Jak za czasów Mickiewicza spierali się ze sobą romantycy z klasykami, tak i następcy poety, zainspirowani jego niezwykłością, postępują co najmniej dwojako. Zwolennicy czucia romantycznego odgadują działanie w poecie jakichś mocy nadprzyrodzonych, rzecznicy zaś racjonalizmu uwypuklają znaczenie środowiska: rodziny, szkoły, uniwersytetu, rolę wszechstronnej, głębokiej edukacji.

A prawda chyba, jak zwykle, jest pośrodku, co w pewnym stopniu uwypukla przeznaczona dla teatrzyków szkolnych jednoaktówka międzywojennej regionalistki Heleny Romer Wilja u państwa Mickiewiczów (1929).

Tematem owego mini-dramatu jest nie sama Wigilia, lecz atmosfera, jaka towarzyszy oczekiwaniu świątecznej wieczerzy. Dydaktyczny ten utwór, dla większej wiarygodności, osadzony jest w konkretnym czasie. Jak dowiadujemy się w końcu, chodzi o dzień 24 grudnia 1809 roku. Taką datą jest opatrzona gazeta, czytana przez Pana Mikołaja, ojca przyszłego poety. Mickiewicz, nazwany tutaj Adalkiem, ma więc wówczas jedenaście lat. Ale już tutaj, w gronie swojego rodzeństwa, niecierpliwie wyczekującego pierwszej gwiazdki, jawi się jako ktoś mądrzejszy, dojrzalszy, wyjątkowy:

FRANUŚ [brat, starszy o dwa lata]

Jak zawsze, wieczór przed kucją

Nudny i długi się zdawa...

ADALEK W godzinie szarego mroku

Dzieciny czekamy przyjścia,

Tak długo nam tęsknić każe!

Nie prędka Mu do nas droga...

JUREK [brat, lat 5]

Tam Papa i Mama drzewko

Stroją w świecące cacuszki,

W bakalje, jabłka i świeczki...

Ot piecze przez drzwi tam zajrzeć!...

FRANUŚ I nos przyszczypnąć w szparutce...

OLEŚ [brat, lat 8]

Co tam z nas który dostanie?...

No, dla Adalka podwójny

Prezent być musi, koniecznie,

Toż jego dziś urodziny...

FRANUŚ Prawda, że on tutaj zeszedł

Z panem Jezusem na ziemię?...

To tobie honor, Adalu,

Że jesteś w kompanji Bożej!

ADALEK Franulek, ty nie kpij ze mnie,

Ja taki jestem szczęśliwy,

Że mnie anieli przynieśli

W noc Narodzenia Bożego.

To tak jak bajka! Pomyślcie,

Tutaj Jezunio maleńki

Na sianie leży w żłobeczku,

A zanim tuż, na sienniczku,

I ja przy Mamie, w krobeczce...! (marząco)

Jak Jemu i mnie w noc ciemną

Gwiazda rozbłysła przedziwna

I wiedzie drogami królów... (...)

Z dalszych rozmów i dociekań dziecięcych można odtworzyć przynajmniej częściowy jadłospis stołu wigilijnego w rodzinie państwa Mickiewiczów: kucja (kutia), śleżyki, chrust (faworki), kalteszal (według komentarza autorki: napój z wina, cytryn, wody i cukru, korzeniami zaprawiany), szczupak, sos z rodzynkami... Sąsiadka natomiast zaprasza Mickiewiczów do siebie podczas świąt na pączki.

Dzieci otrzymują kolorowe opłatki, których kolory symbolizują ich zainteresowania i nawet rokują przyszłość. Wręczając je przyszłemu poecie Pan Jacenty dodaje następujący komentarz:

Tobie, Adalku, błękitne

Dajęć opłatki w ofierze,

Ty, boże dziecię, z Jezusem

Przybyłeś w naszą krainę

Nigdyś przykrostką żadną

Rodziców nie drażnił serca,

O, może Tobie sądzono

Za miljon ludzi wycierpieć,

I kochać, i taką wiarą

Ich natchnąć na długie lata,

Że Chrystusowe męczarnie

poniosą Bogu na spłatę

Za winy wielu pokoleń...

ADALEK Ach, miljon ludzi ukochać,

W sercu mieć wszystkich rodaków,

Przez Litwę, Ojczyznę moją,

Gdzieś z braćmi lecieć do słońca! (...)

Z perspektywy swoich późniejszych dokonań już nastolatek jest więc pasowany na rycerza, na świętego.

Nie tylko smakołyki oczekiwanego stołu wigilijnego zaprzątają dzieci, a zwłaszcza Adalka. Niania Gąsiewska, którą cechuje regionalny, z naleciałościami białoruskimi, język, jest błagana o opowiadanie miejscowych bajek i śpiewanie piosenek, co podnieca wyobraźnię Adama i jest następująco komentowane przez Franusia:

Ach, głupstwo, nie ma upiorów,

Duda jesteś ty, nic więcej,

Zawsze te bajki prostoty

Lubiłeś słuchać w Zaosiu.

Pamiętasz rodziców troski,

Kiedy niepomni przestrogi,

Biegaliśmy nocną porą,

Bez trwogi w cmentarza płotki,

Z Antukiem, Hryćkiem i Jurą,

Na Dziadów tajne obrzędy?

Jam żadnych mar tam nie dojrzał,

A ty się trząsłeś, ty tchórzu!

Z całego przebiegu rozmów oraz przekomarzań się z rodzeństwem i służbą wynika, że już właśnie tutaj, w dzieciństwie nasiąka Adam zamiłowaniem do swojskości i prostoty, błaga służącą Gąsiewską o (...) bajki najprostsze, / Te z wioski, z chat kurnych naszych.

Interesuje się również historią swojej „małej ojczyzny”, dorasta do patriotyzmu, wierzy w „jutrzenkę swobody”, zwraca się do ojca:

Papuniu, ty nam opowiedz,

Mów, jak tu dawniej bywało,

O dziejach naszej ziemicy,

O Nowogródka zdarzeniach.

W ogóle jest dociekliwym dzieckiem, interesują go także dzieje rodziny i jego samego, tak przecież nietypowe, okoliczności przyjścia na świat, o których wspomina matka, PANI BARBARA:

W Zaosiu, w sam dzień Wigilji,

O takiej wieczornej porze,

Gdy za borem płoną zorze,

I sine ciemnieją śniegi,

A pierwsza gwiazda rozchyla

Brylant swych blasków na niebie,

Z tą gwiazdą, ciebie, Adalku,

Anieli na skrzydłach białych

Nieśli, a wiódł ich Cherubin,

Co skrzydła miał purpurowe!

Tyś razem z Jezusem Bogiem

Zstępował w tęczy z promieni

Na ziemię naszą ubogą,

Jak skarb od Boga nam dany,

Adalku, ty boże dziecię! (...)

Jak to matka, jest przepełniona radością i jednocześnie niepokojem, gdyż okoliczności przyjścia tego dziecka na świat sugerują, iż ma ono do spełnienia jakąś wielką misję, o której się rozważa w kategoriach posłannictwa boskiego:

Bo widzenie jakieś świta,

Że ci życie mękę zada (...)

Że wyrośniesz mi nad bory,

Że wędrować długo będziesz,

Krainę rzuciwszy miłą (...)

I że o niej tak zaśpiewasz,

Że het, het, het, w długie lata

Powtarzać będą za tobą:

Litwo, Ojczyzno moja...

ADALEK (rozmarzony, wniebowzięty)

Za mną powtarzać będą:

Litwo, Ojczyzno moja?... (patrzy za okno)

Patrz, Mamo, tam gwiazda świeci?

Ojczyzny? Moja? Ach jedna!

Ojczyzny i moja razem...

Tak jest za bożym rozkazem.

Helena Romer chyba nieprzypadkowo za temat szkolnej jednoaktówki obrała wigilię u Mickiewiczów z roku 1809.

Znana wilnianom Barbara Wachowicz, autorka, m. in., obszernej monografii Wigilie Polskie. Adam Mickiewicz, określiła Mickiewiczowskie Boże Narodzenie 1809 jako „ostatnie szczęśliwe” i w taki oto sposób odtworzyła ogólną aurę wigilii, spędzanych przez poetę w Nowogródku, w dzieciństwie, jeszcze pod czujnym okiem obojga rodziców:

„Możemy sobie wyobrazić owe wigilie nowogródzkie sielskie-anielskie, ze wszystkimi starannie zachowanymi obyczajami (których Adam przestrzegał będzie do końca życia). Sianko pod obrusem. Samotne krzesło dla samotnego wędrowca. Opłatek z konterfektem „Tej, co w Ostrej świeci Bramie”. Dzielenie się białym okruchem „Bożego chleba” z licznymi zwierzętami, które bardzo pan Mikołaj lubił. „Był i wilk oswojony, i lis, i kruk” (wspomni o tym wnuczka, Maria z Mickiewiczów – Gorecka). Był i pies, smoliście czarny, Krukiem zwany, z którym mały Adam solennie kromkę chleba – jak opłatek – łamał. Były bajania starego sługi Błażeja, Ulissesem zwanego, o tajemnych lotach w powietrzu saniami na wielki sabat czarownic i diabłów...

Były śpiewy... „te pieśni słyszałem i wyuczyłem się ich dzieckiem w Nowogródku, w rodzicielskim domu – wspomni Mickiewicz. – Służąca nasza Gąsiewska umiała je wszystkie i śpiewała z dziewczętami, przychodzącemi prząść. Mogę dziś jeszcze każdą zanucić (...)”.

Arcydziełem poezji jest kolęda...

Były kolędy na pasterce w kościele farnym, gdzie chrzczono całą piątkę małych Mickiewiczów. Modlitwa przed Cudowną Matką Boską Nowogródzką (...)”.

Tak było, według Barbary Wachowicz, właśnie do roku 1809 włącznie, bo już Wigilia-1810 jest omroczona pierwszą bolesną utratą, „nie doczekał” jej najmłodszy z braci Adama, zaledwie pięcioletni Michał Antoni.

Do Wigilii-1812 nie dożył z kolei Mikołaj Mickiewicz, ojciec poety. Był to także rok zawiedzionych nadziei niepodległościowych, o czym także pisze B. Wachowicz:

„Straszne było Boże Narodzenie tego roku po wiośnie obietnic, ucieczce Moskali, hucznym czerwcowym przemarszu wojsk polskich z wymarzonym Dąbrowskim...

Wyrzucona w grudniu z synami ze swego dworku za liczne długi, w których pogrążyły rodzinę niefortunne interesy ojca, spędzała pani Barbara Mickiewiczowa tę wigilię w biednej drewnianej oficynce... Trwał przeraźliwy mróz. Na ulicach Nowogródka paliły się ogniska, przy których usiłowały się ogrzać obszarpane, wygłodniałe widma – resztki wielkiej armii Napoleona w odwrocie spod Moskwy.

Taka była jedna z ostatnich wigilii Adama Mickiewicza z matką i braćmi”.

W latach uniwersyteckich i pierwszych latach pracy nauczycielskiej w Kownie niejedną wigilię uprzyjemniali Mickiewiczowi przyjaciele, filomaci i filareci, którzy zawsze pamiętali o przypadających w tym dniu imieninach-urodzinach Adama, pisywali na tę okazję wiersze okolicznościowe. Adam nie pozostawał, oczywiście, w długu. Odpowiadał jeszcze bardziej wyrafinowanymi improwizacjami. Po szczegóły odsyłam do nazwanej już monografii Barbary Wachowicz. Na użytek zaś niniejszego artykułu wspomnijmy jeszcze o niektórych, mniej typowych, przeżywanych w zmiennych nastrojach, wigiliach Mickiewicza.

Jedną z takich była zapewne Wigilia-1820, która wprawnym, emocjonalnym, poetyckim piórem B. Wachowicz jest zrelacjonowana następująco:

„Wigilia roku 1820. Roku, który przyniósł miłość. Za nim są wakacje w Tuhanowiczach „z promienistą i najlepszą Marią, którą sam Adam uwielbia”, jak napisze Zan, wielki powiernik tego uczucia. Maria – Maryla Wereszczakówna. (...)”.

W tym samym też roku umarła Barbara z Majewskich Mickiewiczowa, matka poety.

„Nie zachował się ani jeden list Adama do matki, ani jeden matki do syna. Tylko epitafium, które jej położył, gdy minęły przesmutne święta Bożego Narodzenia ożałobione wieścią o jej odejściu: „Matka było to moje i udręczenie największe i cała osłoda, cała pociecha! Nie mogłem jej pomóc, alem się nadzieją cieszył, że kiedyś może pomyślny los mój i jej będzie ulgą, będzie szczęściem. Sny te uleciały z dymem!” (...).

Najbardziej znana, bo uwieczniona w Dziadach, jest, oczywiście, Wigilia-1823, spędzona, jak to potem zostanie nazwane, w Celi Konrada, w miejscu, gdzie umarł Gustaw – romantyczny kochanek, zaś narodził się Konrad – rzecznik sprawy narodowej.

„W tej celi – zaakcentowała autorka Wigilii Polskich... – przeżył Adam Mickiewicz ostatnią wigilię z przyjaciółmi.

Ostatnią na Litwie”.

Odtąd, od roku 1824, zaczną się już wigilie wygnańca, wigilie tułacza. Podobnie, jak w stronach rodzinnych, jedne były radośniejsze, inne smutniejsze. Szczególnie cieszyły poetę te, które przebiegały według scenariusza, najbardziej zbliżonego do polskich tradycji. Taka była, na przykład, Wigilia-1829, spędzana w Rzymie u państwa Ankwiczów. Wigilia ogrzana tym razem uczuciem do Ewy Ankwicz, zrzeszająca samych rodaków i swojska, jeżeli chodzi o dania stołu wigilijnego. Oto fragment z relacji niezastąpionej w tej materii B. Wachowicz: „Wigilia była bardzo wesoła (...) uczta po polsku. Stół był nakryty na sianie, nad nim w środku kręciła się gwiazdka z opłatków. Od dwóch zup: grzybowej i migdałowej aż do śliżyków, grochu i pszenicy z sytą, żadnej z potraw obrzędowych nie brakło. Adam jadł wszystkie i unosił się nad nimi...” (...).

Po wieczerzy wigilijnej wyruszono na pasterkę. Tym razem do bazyliki Santa Maria Maggiore. „Tam zbierał się cały wytworny Rzym, bowiem kościół ten chronił cenny skarb-relikwię, cząsteczkę ze żłóbka betlejemskiej stajenki, w którym Madonna ułożyła Dzieciątko Jezus. (...)

„Kościół gorzał ogniem”... Nie wiemy co śpiewano, ani jak przeżywał tę pasterkę u stóp mitycznego żłóbka Mickiewicz. Ale gdy wracali, odżałowawszy tęgą sumę na fiakra w plusku rzymskiej ulewy – możemy sądzić, że myśl jego biegła ku ośnieżonym uliczkom Nowogródka i Wilna, gdy w dzwoneczku sanek, pod rozgwieżdżonym niebem wracał z pasterki. Z rodzicami. Braćmi. Przyjaciółmi”.

Zostańmy przy tym Bożym Narodzeniu, żeby nie przyszło nam znowu wspominać bardziej smutnych świąt i wigilii naszego Wieszcza. Wyartykułowane w dramacie H. Romer przeczucia matki poety zaiste się spełniły. Im więcej komuś jest dane, tym bardziej życie go doświadcza. Nawet święta nie zawsze przynosiły poecie tylko radość. Nie napawały one też, zresztą, przed wiekami pełną radością samej Świętej Rodziny, dla której „nie było miejsca w gospodzie”.

Cóż więc pozostaje? Kolejne Święta – kolejna szansa. Kolejna próba zmiany, jeżeli nie świata, to przynajmniej swojego serca, na lepsze: żeby nikomu nie zabrakło miejsca przy stole wigilijnym, żeby Święta przebiegały w odpowiedniej dla sakralnego czasu atmosferze, żeby to, co się zrodzi w stajence betlejemskiej, promieniowało na nadchodzący Nowy Rok.

Halina Turkiewicz

Wstecz