W stronę Wilna i „naszej doli”

(o twórczości Wandy Dobaczewskiej)

Wśród regionalistów międzywojennego Wilna, obok takich pisarzy jak Czesław Jankowski, Helena Romer-Ochenkowska, Witold Hulewicz, Tadeusz Łopalewski, Jerzy Wyszomirski, Eugenia Kobylińska-Masiejewska, Felicja Kruszewska i in., dość pokaźne miejsce przypada w udziale także Wandzie Dobaczewskiej, której warto poświęcić nieco uwagi, chociażby ze względu na „wileński” charakter jej twórczości. W gronie wymienionych pisarzy reprezentowała ona tzw. „tutejszych”, tzn. wywodzących się z Wileńszczyzny, w odróżnieniu od „przybyszy”, którzy okresowo, kto krócej, kto dłużej, mieszkali w Wilnie.

Przyszła pisarka, publicystka, działaczka oświatowo-społeczna urodziła się 24 sierpnia 1892 r. w Wilnie jako córka pracownika Banku Ziemskiego Konrada Niedziałkowskiego i Heleny Czajczyńskiej. Ojciec piastował niejednokrotnie ważne, odpowiedzialne stanowiska, był, m. in., wiceprezesem Wilna (1908), naczelnikiem okręgu wileńskiego. Brata Mieczysława znano natomiast jako działacza PPS.

Dzieciństwo i wczesna młodość Wandy Niedziałkowskiej upływały w Wilnie. Już w okresie gimnazjalnym zaangażowała się w działalność niepodległościową. Wcześnie zaczęła też pisać. Jej debiutancki wiersz ukazał się w 1911 r. w wileńskim piśmie młodych Pobudka.

W latach 1912-1914 studiowała polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, które to studia przerwała I wojna światowa. Wróciła wtedy do Wilna i podjęła pracę w rozwijającym się właśnie szkolnictwie polskim, zamieszczała publikacje w Kurierze Litewskim.

W 1916 r. wyszła za mąż za Eugeniusza Dobaczewskiego, lekarza wojskowego. W związku z tym na początku dość często zmieniała miejsca zamieszkania: Warszawa, Kraków, Lwów, Poznań.

W 1921 r. wróciła na stałe do Wilna, aktywnie włączając się do podejmowanych tutaj inicjatyw oświatowo-kulturalnych. Należała do Związku Zawodowego Literatów Polskich, od 1932 r. była nawet wiceprezesem jego Oddziału Wileńskiego. Swoje utwory i artykuły publikowała w Kurierze Wileńskim, Słowie, Kurierze Porannym. W latach 1935-1937 współpracowała z kwartalnikiem Środy Literackie. W l. 1934-1938 zamieszczała artykuły o tematyce historyczno-kulturowej w Pomocy dla Nauczycieli.

Po wybuchu II wojny światowej pozostawała z początku w Wilnie. W 1940 r. trafiła do obozu koncentracyjnego w Ravensbruck. Po jego wyzwoleniu przebywała jeszcze z pół roku w Niemczech.

Po powrocie do Polski podjęła pracę w Bibliotece Narodowej w Warszawie. W 1946 r. zamieszkała w Toruniu. Od 1948 współpracowała tutaj z Rozgłośnią Polskiego Radia, następnie zaś była kierownikiem literackim Teatru Lalek „Baj Pomorski”. W 1951 r. przeniosła się do Żnina. Tu już spędziła resztę życia, pisząc powieści, tłumacząc, podejmując różnego rodzaju pomniejsze prace literackie.

Na twórczość Wandy Dobaczewskiej okresu wileńskiego, który nas najbardziej interesuje, składają się zbiorki poetyckie, powieści oraz publicystyka oświatowo-kulturalno-historyczna.

Dorobek poetycki autorki zamyka się w kilku zbiorkach: Na chwałę słońca (1920), Wilno (1922), Wilno. Tryptyk (1926) oraz Nasza dola (1932).

Wydała też powieści: Kamienica za Ostrą Bramą (1928), Zwycięstwo Józefa Żołądzia (1934), Tam, gdzie się serca palą... (1938) oraz zbiór małych form narracyjnych.

Żywo interesowała się dziejami i kulturą ziemi ojczystej. W bliższej i dalszej przeszłości poszukiwała wzorców postaw i zachowań, które ożywiałyby ducha patriotyzmu wśród jej współczesnych. Z takich potrzeb zrodziły się broszury Rycerki polskie (1919), Co to jest ojczyzna? (1920), Emma Jeleńska-Dmochowska, strażniczka kresowa (1932), Wilno i Wileńszczyzna w latach 1914-1920 (1934), Dzieje kultury wileńskiej między dwoma powstaniami (1937) i in.

Już sam wykaz tytułów jest dowodem na to, że pisarka żyje problemami swojej „małej ojczyzny”, problemami regionu, z którego się wywodzi. Nie stroni nieraz od patosu, egzaltacji, kiedy wspomina chlubne karty dziejów ojczystych. Nie kryje bólu, troski, kiedy jest świadkiem odchodzenia, odstępowania od pięknych tradycji przodków.

Jako osobę, zaangażowaną pierwotnie w pracę na rzecz niepodległości, nie zawsze zadowala jej realizacja. Marzenia zazwyczaj, zresztą, piękniejsze są od ich urzeczywistnienia. Daje temu wyraz w tryptyku Wilno, składającym się z wymownych części: Przedwczoraj (okres zaborów), Wczoraj (niepodległościowy czyn zbrojny) i Dziś. Okazuje się, że samo przejęcie inicjatywy w swoje ręce to jeszcze nie wszystko:

Jakoś szaro, jakoś pusto, jakoś nudno,

chociaż życie przyśpieszonem niby tętnem drga.

Niby tłumno na ulicach, a bezludno,

bo twarz każda, choć znajoma, a nie ta. (...)

Z punktu widzenia tematyki lokalnej ciekawy jest tomik Wilno z 1922 roku (wydawca Ludwik Chomiński). Zdobią go fotografie Jana Bułhaka. Zgodnie z tytułem jest on w całości poświęcony tematyce rodzinnego miasta. W polu obserwacji odautorskiej znalazły się, mówiąc słowami samej poetki:

Stare zaułki, stare kamienice...

wilgotną pleśnią porośnięte mury...

w dziwacznych skrętach biegnące ulice...

błękitne niebo nad miastem, u góry...

Na poprzek ulic rzucone arkady...

starych baszt duma, wytrwałość i siła...

w podwórzu lekkość i wdzięk kolumnady,

co się przed okiem ciekawych ukryła... (...)

 

Wesołe, jasne i barwne kościoły...

ich koronkowe, wysmukłe wieżyce...

czar napół tęskny, a napół wesoły,

co idzie zwolna przez kręte ulice... (...)

Zauroczenie miastem, jego przeszłością, pięknem architektury wylewa się w końcu w egzaltowaną apostrofę:

O, Wilno moje! twój czar niezwalczony

łańcuchem złotym przykuwa do ciebie!

A komu przyjdzie w dalekie iść strony,

ten widzi słońce blednące na niebie!

Taka postawa podmiotu jest charakterystyczna dla wielu regionalistów bądź tych, których bardziej uniwersalna twórczość nie stroni też od tematyki ziemi rodzinnej (Kazimiera Iłłakowiczówna, Teodor Bujnicki i in.).

Już nawet pobieżny przegląd zamieszczonych w tomiku wierszy pozwala zauważyć pewne prawidłowości, typowe dla poetów międzywojennych przy opisie Wilna. Sięgają oni często po te same czy podobne toposy. Ich uwagę przykuwają miejsca naznaczone obecnością śladów bogatej przeszłości, obiekty sakralne lub związane z imionami wielkich postaci historycznych, ludzi kultury, literatury, świętych.

Marzy mi się ten królewicz biały,

życiem ziemi dziwnie umęczony,

że mu blaski cichą skroń owiały

i zgasiły blady cień korony –

czytamy w wierszu Święty Kazimierz, przywołującym patrona Litwy, któremu hołd poetycki składali też inni regionaliści międzywojennego Wilna, natchnieni bliskością kościoła Świętego Kazimierza.

Perłom architektury wileńskiej, jakimi są często właśnie obiekty sakralne, większego blasku dodaje także tło pejzażowe, które poetka uwypukla, na przykład, w wierszu Święty Piotr na Antokolu:

Wielki hetman litewski zbudował Piotrowi

cudny Kościół, wtulony w pagórki i sosny,

co u stóp swych Wiliji ma błękit radosny,

a w przeźrocza witraży purpurę zórz łowi. (...)

Poetyckiego ujęcia doczekały się ponadto: Zaułek Bernardyński w nocy, Podwórze Alumnackie, Bakszta, Tusculanum.

Szczególnie uhonorowane są przez Dobaczewską miejsca Mickiewiczowskiej pamięci. Nazwijmy, dla przykładu, takie teksty, jak: Podwórze Uniwersyteckie, Filomaci, Wilnu: W 60-tą rocznicę śmierci Mickiewicza r. 1915 i in.

Regionaliści, jak wiadomo, z wielkim pietyzmem mówili i pisali o twórczości Mickiewicza, uważali go za swego patrona, gdyż właśnie on na długie lata narzucił literaturze polskiej topos pisania o ziemi ojczystej. On wysławiał „pagórki leśne, łąki zielone, szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnione”, on nauczył takiego opiewania wszystkiego, co swojskie, że nawet wady i niedociągnięcia mają swój urok, urastają do rangi symbolu, śmieszą, pociągają odbiorcę.

Nic zatem dziwnego, że patos poezji Dobaczewskiej współbrzmi z tonacją wierszy innych regionalistów, którzy często i chętnie sięgali po motywy Mickiewiczowskie.

W latach 30. ukazuje się już tylko jeden zbiorek poetycki o bardzo wymownym, znowu regionalnym tytule Nasza dola (z upływem lat pisarka coraz częściej zwraca się ku prozie). Jego autorka nadal nie przestaje być regionalistką. Nasza dola jest bardziej urozmaicona tematycznie niż zbiór wierszy Wilno. Przeważają teraz motywy rustykalne (wiejskie), zmienia się nieco tonacja. Dominują pastelowe barwy i nastroje. Zbiorek otwiera wiersz Na Wschodnim Bastionie, który przywołuje niewyszukany pejzaż regionalny:

W zielonych rojstach, na wiosnę,

kresowe płaczą słowiki...

sznur pereł, nagle zerwany,

dzwoni po liściach osiki. (...)

 

Nad kamienistym ugorem

skarżą się płowe jastrzębie.

Głęboka woda Naroczy,

w błękitnym Miadziole głębiej. (...)

Nie zacicha nuta patriotyczna, pragnienie obrony ziemi ojczystej i wartości z nią związanych, od niej przejętych:

My – dzikie wilki kresowe,

zaszyte w leśne ostępy.

O nasze kły i pazury

wróg się potarga na strzępy.

Poetka jest wrażliwa na los „tutejszego” prostego człowieka, którego uciążliwa praca nie zawsze przynosi wymierne korzyści. Trudny los (owa tytułowa „dola”) przypadł mu w udziale, jednakże świetnie zdaje egzamin z wierności do stron rodzinnych. W wierszu Nasza dola czytamy, co następuje:

Czarna woda zapłynęła naszą dolę

i zarosło bylinami nasze pole.

Wyjdź na niwę: leży kamień na kamieniu.

Nie poradzisz! ręce skrwawisz w utrudzeniu! (...)

 

– Panie Boże, jak było, tak było,

a już, lepiej wróć mnie na tę ziemię!

Złe tam życie, podłe ludzkie plemię,

a, ot, bez nich i w niebie niemiło! (...)

Często spotykamy pejzaż rustykalny, nasycony swojską aurą i roślinnością, także dość często konkretyzują i urozmaicają tło występujące w tekstach nazwy topograficzne, motywy legend i obrzędów lokalnych. Tak jest, na przykład, w wierszu Zielone jezioro, który ma w sobie coś z ducha ballady romantycznej:

Strwożonym dębom do kolan

tulą się rude leszczyny.

Toczą się ciężko nad lasem

posępne, nocne godziny.

 

Zahuczał tętent daleki

przez gwar jesiennej wichury.

Stanął nad wodą ponurą

Ktoś jeszcze bardziej ponury. (...)

Z dalszego ciągu wynika, że poetka wskrzesza ducha Napoleona, który, zgodnie z miejscową legendą, podczas przemarszu wojsk przez Wileńszczyznę utopił w jeziorze swoją koronę i na próżno stara się o jej odzyskanie.

Na motywach bajeczno-legendowych oparte są także inne teksty Wandy Dobaczewskiej, że przywołajmy wiersze: Wiedźma (bardzo spokrewniona z występującą w bajkach litewskich Laume, która szczególnie czyha na małe dzieci), O Topielcu i Strzydze, Ballada o Smętku i Burzy i in.

Poetka chętnie sięga po motywy twórczości ludowej. Szukająca sprawiedliwości, pocieszenia, litości mądrość ludowa nie ogranicza się, jak wiadomo, w szukaniu opieki do ziemskich instancji. Prowadzi ona, oczywiście, do Boga, któremu są najbliżsi „maluczcy i przeubodzy”, który potrafi się schylić nad najzacieklejszym zbrodniarzem. Wymownym tego świadectwem jest wiersz Spowiedź:

W jakiś dzień, deszczem zalany

i mgłami przejęty srodze,

koślawy Chrystus drewniany,

zlazł sobie z krzyża przy drodze.

 

I poszedł miedzą – nie miedzą,

gospodarz wielce ciekawy,

jak owo ludzie się biedzą

i troszczą o dzienne sprawy.

 

Nie wszędzie Go tam wpuszczono,

gdzie-nie-gdzie zaparto wrota

więc błądził pustkowiem, stroną

wzgardzony Bożyc – Sierota. (...)

Losy Boga-Człowieka i zwykłego szarego człowieka mogą więc czasem być bardzo podobne. Nic zatem dziwnego, że dochodzi między nimi do porozumienia:

Aż w ziąb, co kości przenika,

napotkał w onej to dali

wędrującego grzesznika,

co go już zewsząd wygnali.

 

Więc pobok siebie ruszyli,

jednaka wypadła im droga.

I stało się, że po chwili

wsparł grzesznik ramieniem Boga.

 

Samotni byli i smutni,

i ledwo-ledwo się wlekli,

aż pod cmentarzem, u wrótni,

przysiedli, deszczem ociekli.

 

I wówczas, na mokrej trawie,

bez krzyża i bez ołtarza,

drewniany Chrystus, łaskawie,

słuchał spowiedzi zbrodniarza.

Ten sam motyw ludowy znalazł bardziej artystyczne ujęcie w balladzie Bolesława Leśmiana Żołnierz.

Z kolei w wierszu Dobaczewskiej O krzyżu przydrożnym jesteśmy świadkami rozmowy Chrystusa z naturą, ze stworzonymi przez siebie ptaszkami. Utwór jest także stylizowany na ludowo, zawiera z lekka archaizowane słownictwo, zazwyczaj dłużej utrzymujące się na prowincji, na kresach, na pograniczu kulturowym:

(...)Przylecieli z lasu leśni ptaszeczkowie,

posiadali Bogu na schylonej głowie.

O Boże, Bożeńku, któż Cię skazał na to,

byś tu stał samotny i zimę i lato?

O Boże, Bożeńku, któż nagrzeszył tyle,

byś tu stał, wpatrzony w mijające chwile?

O Boże, Bożeńku, za czyjeż to winy

stoisz tak wmyślony w długie złe godziny? (...)

 

O, moi ptaszkowie, zbierzcie wszystkie siły,

wyciągnijcie gwoździe, by mię nie więziły.

Wyciągnijcie gwoździe z rąk i nóg od krzyża,

niechże się i dla mnie jasny dzień przybliża!

Gdy mię wiatr owieje, gdy mię radość skrzepi,

bolejącym światom będzie także lepiej.

W utworze Dziady pojawiają się motywy spopularyzowanego przez Mickiewicza obrzędu zaduszkowego:

(...) Tam mignął płomyk na grobie... Tam drugi – niepewny... blady...

Upiorek patrzy, jak lecą do świateł i modlitw – Dziady,

jak je otula, miłośnie, ogarnia coraz to szerzej,

opływa świetlistą falą gorący szelest pacierzy. (...)

Niejednokrotnie odwołuje się poetka do fantastycznych motywów folkloru białorusko-litewskiego pogranicza:

Na moczarach leży wieś Pahuba,

wszystkim wiatrom północnym otwarta.

Stoi za wsią jedna wierzba gruba,

od piorunu do koron rozdarta,

a na wierzbie, co noc, od wieczora,

na strach ludziom, krzyczy Kikimora. (...)

Dudka przywołuje kolejnego, łagodniejszego już stwora wyobraźni ludowej, jakim jest Nieczyścik, wygrywający dziecku kołysankę. W wierszach Dobaczewskiej można spotkać i Babę-Dziwo, i czar-trawę, i wiele jeszcze dziwotworów. Jej poezja jest pełna tajemniczości. Mogą to być echa bezpośredniego kontaktu z mentalnością ludu wiejskiego, ale jeszcze w większym stopniu – pogłosy zawsze żywej wśród regionalistów tradycji romantycznej.

Do owej tradycji nawiązywała pisarka także w swoich powieściach. Jedną z nich poświęciła w całości wskrzeszeniu czasów romantycznych. Chodzi o wydaną niedługo przed wojną powieść Tam, gdzie się serca palą, tytułem nawiązującą do Pieśni filaretów.

Są to beletryzowane dzieje filomatów i filaretów, a więc powrót do lat 20-30. XIX wieku, próba przekazania aury tamtych lat, która dla zaangażowanej w konspiracyjną działalność młodzieży na pewno nie zawsze była romantyczna.

Podczas lektury tego dzieła wielką przyjemność sprawiają kreowane przez pisarkę urbanistyczno-rustykalne pejzaże Wilna. Rustykalność zajmuje tu dużo miejsca, gdyż miasto było wówczas bardziej ściśle zespolone z przyrodą, z sacrum, miewało prawdziwe zimy:

Czerwona kula słoneczna, zimna i bezpromienna, staczała się zwolna gdzieś za przedmieścia, za Zwierzyniecki las. Mroźne mgły snuły się po Wilnie, sinymi smużkami przeplatały gałęzie starych drzew w Bernardyńskim Ogrodzie, czepiały się dymów miejskich, utrudniały lot wronom, wracającym do okolicznych lasów na noclegi.

Gruby kożuch śnieżny stłumił głosy i szmery, zagłuszał zwyczajne turkoty pojazdów, huki wozów po koślawych brukach, stukoty nóg ludzkich po kamieniach. Dzwoniły tylko dzwoneczki eleganckich sań; piękne damy, modni kawalerowie, otuleni w szuby, futra, chusty i szale, przelatywali tam i z powrotem gwarnymi ulicami śródmieścia. Niekiedy zatrzymywali się przed modnymi sklepami i, po krótkim rozkazie rzuconym furmanowi, znikali w ich wnętrzu. Wówczas ogniste konie, stygnąc na wietrze, buchały kłębami pary i zawadiacko a niecierpliwie potrząsały brzękadłami u chomątów.

Wesołe głosy przechodni miały także jakiś podźwięk dzwoniący. Więc kiedy jeszcze do tego wszystkie kościoły przypomniały sobie, że bliski już Anioł Pański, kiedy zaświergotały klasztorne sygnaturki, rozbrzęczało się całe miasto jak olbrzymi ul. (...)

Wśród przedstawionych w powieści profesorów i studentów Uniwersytetu Wileńskiego na czoło wysuwa się, oczywiście, Mickiewicz. Dobaczewska próbuje go wyobrazić, próbuje wczuć się w jego myśli i uczucia, odtworzyć czy wręcz stworzyć jakieś jego gesty, otaczając młodzieńca nimbem wzniosłości:

Był grudzień, rok Pański 1820.

W uniwersyteckim domu, przy Zamkowej ulicy, na parterze, jedno okno świeciło mocno pomimo późnej godziny. Z ulicy ukazywał się pokój skromnie umeblowany: zielony przysadzisty piec w tej chwili pełen ognia, żeby spać było ciepło, wąskie łóżko, stół pod oknem, książki w szafce i sztychy na ścianach.

Młodzieniec siedział przy stole nad rozłożoną kartą papieru; wczytywał się pilnie w nieczytelne litery niedbałym, niecierpliwym pismem rozrzucone po karcie. Młodzieniec wąskie czoło podparł zwiniętymi pięściami, wargę dolną zagryzł ostrymi, drobnymi zębami. Blade policzki rumieniły mu się w miarę czytania, rzucał głową, brwi marszczył i poruszał ustami, a z ruchu warg znać było, że przepowiada wiersze.

Nagle pchnął krzesło, porwał się od stołu, uniesiony entuzjazmem rzucił się do okna, przycisnął płonące czoło do obojętnej szyby. Słowa przeczytane paliły się w nim, musiał je z siebie wyrzucić. Rozpostarł ramiona i deklamował mroźnej nocy zimowej:

Młodości! ty nad poziomy

wylatuj! a okiem słońca

ludzkości całe ogromy

przeniknij z końca do końca!

Księżyc przyglądał się tej scenie i uśmiechał się ironicznie, jak na księżyc przystało. (...)

Odbiorca tej powieści raczej nie powinien zadawać pytania „było owo nie było”. Jest to piękna legenda, powiedziałby znawca romantyzmu prof. Zbigniew Sudolski, więc dlaczego ją odrzucać? Tym bardziej, że Oda do młodości istnieje przecież naprawdę, więc nawet przy skłonności autorki do idealizacji Wieszcza powieść nie ucieka zbyt mocno od zasady prawdopodobieństwa.

Nie tylko ta powieść „filomacka”, ale i cała proza Wandy Dobaczewskiej zasługiwałaby, bez wątpienia, na osobne omówienie. Przetnijmy więc dany wątek, zostawiając jego kontynuację na inną okoliczność.

Halina Turkiewicz

Wstecz