VI konferencja sprawozdawczo-wyborcza Stowarzyszenia Nauczycieli Szkół Polskich na Litwie „Macierz Szkolna”

Ciągle na warcie

Stan posiadania

„Macierz Szkolna”, jedna z najliczniejszych organizacji polskich, działających na Litwie po odzyskaniu przez nią niepodległości, liczy 2500 członków zrzeszonych w 102 kołach. Stowarzyszenie organizuje i patronuje 24 imprezom rocznie. Zważywszy szczupłość kadry etatowej w osobach prezesa Józefa Kwiatkowskiego i wiceprezes Krystyny Dzierżyńskiej, ciągłość imprez oraz ich pomyślny przebieg jest wielce uwarunkowany od zapaleńców – nauczycieli oraz wiernych przyjaciół: tu, na Litwie, jak też w Polsce.

To właśnie dzięki wielu niestrudzonym pomocnikom z Macierzy, a także Senatowi RP, Stowarzyszenie stać na takie imprezy jak: konkurs recytatorski „Kresy” (odbywa się od 16 lat); Festiwal Teatrzyków Szkolnych (na Wileńszczyźnie działa 40 teatrzyków, które współzawodniczą ze sobą od lat 12); swe tradycje mają też: konkurs piosenki polskiej dla dzieci i młodzieży w Rudziszkach, konkurs „Najlepsza szkoła – najlepszy nauczyciel”, a także „W kręgu poetów wileńskich” i „Bajeczki z przedszkolnej półeczki”. Co roku nie brak chętnych do koleżeńskich rywalizacji wśród młodocianych plastyków, znawców historii Polski lub kandydatów na mistrza ortografii.

Wielkim świętem dla społeczności nauczycielskiej są obchody Dnia Komisji Edukacji Narodowej. Natomiast swoistą prezentacją i promowaniem dorobku stało się Forum Szkół Polskich. Niezmiennie ważną sprawą w pracy Stowarzyszenia pozostaje dokształcanie, organizowanie kursów szkoleniowych dla nauczycieli, zarówno tu, na Litwie, kiedy to specjaliści z Polski prowadzą zajęcia na miejscu, czy też podczas wyjazdów do Macierzy (m. in. do Polonijnego Centrum w Lublinie, gdzie mogło się już doskonalić 3 tysiące pedagogów).

Działalność Stowarzyszenia polega nie tylko na uatrakcyjnieniu i doskonaleniu pracy szkół polskich na Litwie, ale też na wydawaniu podręczników w języku polskim dla naszych dzieci. Polska przeznacza ogromne kwoty zarówno na renowację i uzbrojenie techniczne szkół, jak też na podręczniki. M. in. podręcznik z historii dla klas XI-XII kosztował 56 tysięcy litów, a wydano już 11 pozycji. Wielkim wsparciem materialnym dla polskich rodzin i uatrakcyjnieniem wakacji są organizowane od lat w Macierzy kolonie dla dzieci z Wileńszczyzny.

Na swą VI konferencję sprawozdawczo-wyborczą nauczyciele i wychowawcy przedszkoli wytypowali 302 delegatów, stawiło się natomiast 251. Podstawowe zadania tego gremium – to wybory nowego prezesa i zarządu, wniesienie poprawek i zatwierdzenie zmian w Statucie, przyjęcie uchwał, oświadczeń i rezolucji w imieniu całej zrzeszonej społeczności pedagogicznej, inne sprawy organizacyjne.

To, że na forum nauczycielskie z zasady przybywają dyrektorzy wszystkich szkół, prowadzących nauczanie w języku polskim, kierownicy wydziałów oświaty rejonów, gdzie takie szkoły działają, a nierzadko też merowie lub ich zastępcy; że nie brak na nauczycielskich konferencjach posłów, przedstawicieli innych organizacji zrzeszających rodaków, wysokiej rangi urzędników i przedstawicieli organizacji zaprzyjaźnionych z Polski, świadczy niezbicie o tym, iż szkolnictwo w języku ojczystym jest podstawą istnienia społeczności polskiej na Litwie.

Z kolei chroniczny brak przedstawicieli struktur rządowych, zajmujących się oświatą z urzędu (poza przedstawicielem Departamentu Mniejszości Narodowych i Wychodźstwa przy rządzie RL) dowodzi, że urzędnicy, którzy otrzymują wypłaty także z naszych – podatników-Polaków pieniędzy, z uporem wartym lepszej sprawy starają się nie zauważać działalności i nie liczyć się ze zdaniem zorganizowanej społeczności polskiej.

Ich misja, wydaje się, jest całkiem inna: ciągle, z roku na rok, próbują – tak modną dziś na Litwie metodą buldożera, a nie europejskiego dialogu – wyegzekwować posłuszeństwo w sprawach, które praktycznie mogą wielce negatywnie zaciążyć na dalszym losie naszego szkolnictwa. Próbują lekceważyć fakt, że prawie 20 tysięcy dzieci uczy się w tradycyjnych szkołach polskich (a zatem ich rodzice dokonali świadomego wyboru); że procent wstępujących na studia po ukończeniu polskiej szkoły od 41,4 proc. w 1995 roku wzrósł do 75,9 proc. w roku 2007, a składanie egzaminów państwowych przebiega bardzo pomyślnie. Im ciągle się „śni i marzy” tzw. „szkoła polska” w litewskim wydaniu.

VI konferencja sprawozdawczo-wyborcza w trakcie obrad omówiła aktualne problemy; wybrała prezesa – został nim jednogłośnie i bezkonkurencyjnie wybrany ponownie Józef Kwiatkowski oraz 18-osobowy zarząd. Poczyniono też niektóre zmiany w Statucie oraz w nazwie, uzupełniając ją zapisem: „Polska Macierz Szkolna”. Konferencja przyjęła też oświadczenie w kwestii projektu Ustawy Ministerstwa Oświaty i Nauki Litwy o zmianie Ustawy o oświacie RL oraz w kwestii proponowanego ujednolicenia egzaminu maturalnego z języka litewskiego w szkołach z polskim i litewskim językiem nauczania. Ponadto wystosowano apele do nauczycieli i wychowawców polskich szkół i przedszkoli na Litwie oraz do rodziców. Podjęto uchwały w najbardziej aktualnych i newralgicznych kwestiach dla oświaty polskiej na Litwie.

Sprawy zasadnicze

Tak już jest od lat, że pomimo pracy nad usprawnieniem, uatrakcyjnieniem działalności szkół polskich na Litwie, „Macierz Szkolna” musi ciągle być gotowa do walki nie tylko z natury antypolską ekstremą, ale też z urzędnikami MOiN, którzy z roku na rok, niezależnie od ukierunkowania politycznego rządzących ekip, starają się ze wszech miar uszczuplić stan posiadania polskiej szkoły na Litwie. Tak przed laty stawiano zdecydowany opór zakazowi drukowania podręczników w języku polskim dla naszych szkół; dokonano ogromnej pracy w opracowaniu swego modelu, wobec czterech przedstawionych przez MOiN, zakładających nauczanie poszczególnych przedmiotów w szkołach polskich w języku państwowym.

Zbierając dziesiątki tysięcy podpisów Polaków z Wileńszczyzny – rodziców uczniów polskich szkół i nie tylko – walczyła „Macierz Szkolna” ze zniesieniem obowiązkowego egzaminu z języka polskiego na maturze. Niestety, osiągnąć udało się tylko zapis o tym, że o takowym decyduje rada szkoły (jak dotychczas praktycznie stuprocentowo rady polskich szkół takie decyzje podejmują).

Od 2002 roku „Macierz Szkolna” mocuje się z widmem ujednolicenia egzaminu z języka litewskiego dla polskich i litewskich szkół na maturze, który to miał być wprowadzony najpierw od 2007, następnie od 2009, a obecnie jest mowa o ostatecznym terminie: matura 2012 roku. Taki zapis znalazł się w zatwierdzonym 1 kwietnia br. przez kolegium ministerstwa planie kierowania środków na doskonalenie w latach 2008-2012 egzaminów maturalnych i sprawdzianu po szkole podstawowej.

Co się tyczy tej ostatniej, w tym, niestety, nie primaaprilisowym dokumencie też znaleziono bicz na Polaków: sprawdzian po jej zakończeniu znów ma być obowiązkowy i będzie składać się tylko z języka litewskiego i matematyki. W szkołach mniejszości narodowych dopuszczalny jest sprawdzian z języka ojczystego, o ile rada szkoły tak postanowi. Mamy zatem kolejne próby obniżenia statusu języka ojczystego: z dotychczas obowiązkowego do wyboru (podobnie jak matura z polskiego dla dwunastoklasistów).

Walka o wprowadzenie obowiązkowej matury z języka polskiego, poruszana nie tylko w relacji posłowie-Polacy i sejmowy komitet oświaty, nauki i sportu czy też szkolna społeczność polska i MOiN, ale też na sesjach polsko-litewskiego Zgromadzenia Poselskiego, na spotkaniach marszałków Senatu RP i Sejmu RL bądź też na szczeblu prezydentów, nie dała pozytywnego wyniku. Strona litewska uparcie twierdzi, że dba o równe możliwości uczniów i nie może ich obciążać dodatkowym obowiązkowym egzaminem.

Identyczny argument o równości szans dla absolwentów szkół narodowościowych brzmi ze strony inicjatorów ujednoliconego egzaminu z języka litewskiego. Mówi się o równości w sytuacji, kiedy liczba godzin nauczania języka litewskiego w litewskich i polskich szkołach różni się od 9 do 17 godzin tygodniowo; nie ma efektywnej metodyki nauczania, odpowiednich podręczników i całkowity brak pomocy dydaktycznych oraz multimedialnych.

Oświadczenie VI konferencji akcentuje niedopuszczalność ujednolicenia egzaminu, ponieważ, pomimo wyżej wymienionych przyczyn, język ten dla uczniów nie jest ojczysty, tylko nabyty. Stąd nie może być mowy o równych szansach dla polskich i litewskich dzieci. Wydaje się, że forsując ciągle ten pomysł, ministerstwo ma na celu „poprawienie” w kierunku negatywnym wyników absolwentów polskich szkół na maturze. Te 76 proc., a z poszczególnych szkół praktycznie 90-100 proc. młodzieży polskiej na studiach, nie pozwalają krytykom szkoły polskiej na Litwie twierdzić, że po niej szanse młodzieży na studia, a co za tym idzie – na robienie kariery – są znikome.

Tymczasem, prawda jest całkiem inna i ludzie, rodzice to widzą. Uczniowie polskich szkół, maturzyści opuszczają mury szkoły praktycznie ze znajomością czterech języków: polskiego, litewskiego, rosyjskiego i jednego z zachodnich (najczęściej angielskiego). Czyni to ich w przyszłości niezwykle cennymi kandydatami na rynku pracy, który ze względu na nasze położenie geograficzne (oraz aspiracje polityczne) jest otwarty, pośredniczący pomiędzy Wschodem i Zachodem.

Po niepowodzeniach z wprowadzaniem różnorodnych modeli na wielojęzyczność w nauczaniu w szkołach mniejszości narodowych; wykładaniu geografii i historii po litewsku, urzędnicy MOiN postanowili nie bawić się w demokrację i zechcieli ustawowo wdrożyć dwujęzyczne nauczanie w szkołach mniejszości narodowych – praktycznie w szkołach polskich (przypomnijmy, że jedynie one nie przyjęły wcześniej proponowanych przez władze propozycji dwujęzyczności) poprzez przyjęcie nowej Ustawy o oświacie RL. Jej projekt w artykule 29 zakłada, że 60 proc. przedmiotów w szkole podstawowej i tylko 30 proc. w szkole średniej będzie wykładanych w języku ojczystym, czyli polskim. Jedynie szkoła początkowa ma prawo do 100-procentowego nauczania w języku mniejszości narodowej. Motywacja? Oczywiście, rzekome dobro uczniów szkół narodowościowych, ujednolicenie ich możliwości, wyrównanie szans. Jakich? Do studiowania, zdobywania zawodu, funkcjonowania w społeczeństwie.

Ależ zaraz, zaraz! Czy aby wiele szkół litewskich legitymuje się średnią 75 proc. absolwentów na studiach? Jesteśmy w tym nie tylko równi, ale też „równiejsi”. Egzaminów państwowych uczniowie polskich szkół wcale nie oblewają w większym stopniu niż litewskich. Nasza młodzież wybiera też coraz częściej studia za granicą; dostaje (w drodze konkursów a nie poprzez kumoterstwo) całkiem prestiżowe stanowiska zarówno w strukturach zarządzania państwowego jak i renomowanych firmach prywatnych. Więc o co chodzi? Jakoś skarg na temat, że ktoś z Polaków nie dostał pracy z powodu nieznajomości języka państwowego, nie słyszeliśmy już chyba od kilkunastu lat…

Więc co chcą usprawnić szanowni i mniej szanowni biurokraci: czy by dzieci i młodzież polska, zamiast zgłębiać wiedzę z poszczególnych dyscyplin, uczyła się najpierw jedynie rozumieć podręcznikowe zapisy, a nie łapała sedna tematu. Czy tędy droga do doskonałej wiedzy? Raczej wątpię!

To, że nasza młodzież po 12 latach nauki w języku polskim składa maturę w języku państwowym (i daje doskonale, rzec można, radę), jest potwierdzeniem tego, że zarówno młodzież, jak też nauczyciele z nią pracujący z całą powagą podchodzą do sprawy zrozumienia wagi języka państwowego, znajomości terminologii. M. in. obecni decydenci od oświaty i ich poprzednicy jeszcze z czasów sowieckich ciągle obiecywali „mniejszościom” słowniczki terminów. Na kalendarzu mamy XXI wiek i nowy ustrój społeczny, a dotąd słowniczek terminów jest tylko jeden (i raczej nie do uświadczenia) – z matematyki. Inne lekcje – to praca twórcza nauczyciela.

Dziś można jedynie ubolewać, że kiedy wdrażano maturę w języku państwowym, nie potrafiliśmy zadbać o to, by było respektowane prawo naszych dzieci do zdobycia jej w języku ojczystym po 12 latach nauki. Myślę, że międzynarodowi arbitrzy przyznaliby nam rację. Cóż, tamten bój przegraliśmy bez walki. Teraz nie mamy prawa tego zrobić, o ile nie chcemy, by nasze pociechy ze znajomością języka litewskiego i znikomą wiedzą z przedmiotów, zajmowali miejsca „personelu obsługującego” w supermarketach litewskich magnatów, a nie na ławach uniwersyteckich.

Zmiana języka wykładania, nie tylko pogorszy przyswajanie przez uczniów wiedzy, ale też nie będzie komu jej młodzieży przekazywać – przecież nie każdy przedmiotowiec w szkole narodowościowej jest w stanie prowadzić lekcję w języku państwowym. Kto i skąd przyjdzie do naszych szkół w roli nauczyciela? W ten sposób zniszczy się nie tylko jakość wiedzy, ale też klimat, ducha polskiej szkoły, jej tradycje wychowawcze i patriotyczne. Czy nie o to przypadkiem „zafrasowanym” decydentom chodzi.

Co my na to

Reprezentujący 2,5 tys. nauczycieli szkół polskich na Litwie delegaci VI konferencji, zwrócili się z apelem do prezydenta, premiera oraz przewodniczącego Sejmu, by w wyżej wymienionych kwestiach wystąpili o zachowanie dotychczasowego statusu szkoły polskiej na Wileńszczyźnie i trybu wprowadzenia egzaminu państwowego z języka litewskiego.

W swych wystąpieniach zabierający głos na konferencji delegaci oraz goście naświetlali i akcentowali kolejne aktualne tematy dla szkolnictwa polskiego, które w ciągu ostatnich lat uszły naszej baczniejszej uwagi. Prezes Józef Kwiatkowski (m. in. nauczyciel historii) zaakcentował zebranym, że należytej troski wymaga nauczanie historii Polski. Niestety, w wielu szkołach fakultatyw ten został potraktowany po macoszemu. A przecież w dobie, kiedy młodzież coraz niechętniej sięga po literaturę piękną, skąd czerpać mogłaby również jakieś minimum wiedzy historycznej, ojczysta historia przypomina białą plamę. Warto by było, jak zaznaczył prezes, by w klasach IX-X fakultatyw ten zaistniał w każdej polskiej szkole.

Ciesząc się z osiągnięć naszych maturzystów i ostatnimi laty z tak licznych klas maturalnych, warto jednak zwrócić uwagę na upartą statystykę i uświadomić sobie, że np. w rejonie solecznickim jedynie dwoje z trojga polskich dzieci uczęszcza do polskiej szkoły; w rejonie wileńskim – czworo z pięciorga; zaś w mieście Wilnie wskaźnik ten wynosi jedynie jedno dziecko z trojga. Bez wątpienia w wielkim stopniu jest to związane z poszerzeniem granic i rozbudowaniem miasta, gdzie w odległych od polskich szkół dzielnicach brak jest zarówno polskich szkół początkowych, jak też polskich grup przedszkolnych.

Wykorzystując istniejącą polityczną koalicję w mieście (jaka zaistniała po dobrych dla AWPL wynikach w ostatnich wyborach samorządowych) oraz licząc na pomoc finansową z Polski, należy niezwłocznie zadbać o naprawienie istniejącej sytuacji. By rodzice i uczniowie polskich placówek nie czuli się w przyszłości rozczarowani wyborem szkoły narodowej, trzeba natomiast już dziś myśleć o podniesieniu jej prestiżu i atrakcyjności. Musimy swe szkoły – mówił prezes – podnieść na nowy pułap poprzez szersze wykorzystywanie technologii informacyjnych, tablic multimedialnych. Zadbać, by uczniów będących dziś na „ty” z techniką, spotkał w szkole nauczyciel umiejący korzystać w pracy z nowoczesnych środków technicznych.

Zabierający głos przewodniczący Akcji Wyborczej Polaków na Litwie Waldemar Tomaszewski, dziękując nauczycielom za ich niełatwą i szlachetną pracę, apelował do zebranych słowami naszego Wielkiego Rodaka Jana Pawła II: „Nie lękajcie się!”, by nie bać się upominać o swoje prawa. Między innymi prezes AWPL i poseł na Sejm RL przypomniał zebranym, że po długich latach drążenia „skały” udało się uzyskać przyznanie dla szkół mniejszości narodowych 10-procentowego dodatku do tzw. koszyczka uczniowskiego.

Z kolei dyrektor każdej szkoły musi koniecznie u siebie na miejscu sprawdzić, porównując poprzednie i teraźniejsze asygnowania, czy takowy dodatek jego szkoła dostała. Centralnie tego zrobić praktycznie się nie da, więc trzeba baczyć, bo nie wszędzie został on dokładnie obliczony. Poseł wyraził stanowcze przekonanie, że nigdy nie zgodzimy się na ujednolicenie egzaminu z języka litewskiego oraz wykładanie w szkołach polskich części przedmiotów w języku litewskim, gdyż kroki te są nie tylko sprzeczne z interesami uczniów i ich rodziców, ale też z obowiązującymi ustawami i traktatami międzynarodowymi. O swoje prawo do szkoły narodowej w od lat istniejącej postaci musimy stanowczo i bez lęku walczyć. Musimy też myśleć o tym, jacy ludzie przychodzą do naszych szkół, kogo wybieramy do szkolnych rad, czy sprostają oni stawianym wymogom i wyzwaniom.

Jak zawsze trafne i ostre było wystąpienie obecnego wicemera rejonu wileńskiego Jana Mincewicza. Przypomniał on, że ciesząc się z osiągnięć, nie możemy spocząć na laurach. Bo nawet w rejonie wileńskim, gdzie odsetek uczniów w polskich szkołach jest najwyższy, gdyż stanowiący 56 proc., przedszkolne grupy polskie liczą jedynie 36 proc. dzieci. Co ciekawe, jak zaznaczył wicemer, w typowo polskich osiedlach, w przedszkolu jest tak, że są np. trzy grupy litewskie i jedna polska. Kto ustala takie proporcje, nie dając możliwości polskim dzieciom uczęszczania do polskich grup? Pan Mincewicz przypomniał zebranym, jak to za tzw. rządów komisarycznych wraz z likwidacją państwowych gospodarstw rolnych zlikwidowano też należące do nich przedszkola (w większości polskie), a zaraz potem na ich miejscu otwierały się już litewskie placówki, pozostające zresztą takowymi do dziś.

Były poseł wyraził też uzasadnioną obawę co do losu szkół początkowych. Otóż to samo „niestrudzone” w pomysłach ministerstwo podjęło uchwałę, która już przed paroma tygodniami została opublikowana w „Valstybes žinios” (czyli weszła w życie), o kompletowaniu i reorganizacji szkół początkowych. Zakłada ona, że klasy w małych szkółkach nie mogą być łączone, a liczba uczniów nie powinna być mniejsza niż 20.

Z tego wynika, że w rejonie wileńskim automatycznie trzeba będzie zamknąć kilkanaście szkół: polskich i litewskich. Dotychczas samorząd uznawał prawo każdego dziecka do nauki w języku ojczystym, stąd po wsiach działały obok siebie polskie i litewskie placówki oświatowe, liczące po kilku lub kilkunastu uczniów (w bardzo wielu litewskich szkółkach w ławkach zasiada ledwie kilkoro dzieci). Na Wileńszczyźnie istnieje jednak niebezpieczeństwo, że o ile zamkniemy w takiej wsi dwie samorządowe małe szkoły: polską i litewską, po krótkim czasie zostanie tu założona litewska szkoła powiatowa, dla której żadne uchwały ministerstwa nie są ważne. Może się więc powtórzyć podobna historia jak przed laty z przedszkolami.

Musimy być bardzo czujni i czuli na „podchody” utalentowanych w rzucaniu nam „kłód” pod nogi urzędników. Być czujni i twardo stać na swoim. Niestety, pomimo opieki Macierzy, Unii Europejskiej, władze pozwalają sobie na nieliczenie się ani z dwustronnymi, ani z międzynarodowymi umowami i konwencjami, traktatami. Składane przez nas jak przed laty tak ostatnio rzetelne raporty do instytucji europejskich o stanie szkolnictwa polskiego na Litwie padają jak kamień w wodę. Widocznie musimy liczyć wyłącznie na siebie. I reagować adekwatnie do zaistniałych zagrożeń. Może wtedy Europa oraz świat nas usłyszą, bo krocia spisanych papierów nie chcą, widać, przeczytać.

Z jaką miłością i troską o dobro dziecka podchodzą do swej pracy nauczyciele, pomimo tak dziś akcentowanych niskich zarobków i braku należytego szacunku ze strony władz, zebrani mogli się przekonać z wystąpień polonistki Bożeny Bieleninik z Niemieskiej Szkoły Średniej im. św. R. Kalinowskiego i Ireny Karpavičiene z Gimnazjum im. K. Parczewskiego w Niemenczynie. A że nauczyciele, nawet matematycy-dyrektorzy mają wspaniałe poczucie humoru (niestety, co prawda, gorzkiego), można było wnioskować po wybuchającej śmiechem sali, kiedy głos zabierał dyrektor Jaszuńskiej Szkoły Średniej im. M. Balińskiego Kazimierz Karpicz.

Wieloletni członek zarządu „Macierzy Szkolnej”, wyraził pobożne życzenie, aby można było spojrzeć w oczy człowiekowi, co takie gnuśne „ulepszania” szkoły polskiej wymyśla i odpowiednio „podziękować”. Podziękować za wszystko: za skąpe środki, za brak nauczycieli (o tych młodych, którzy mają przyjść do szkół za kilka lat, a którzy dostali się na studia bez żadnych konkursów – aż strach pomyśleć). Pan Kazimierz miał także propozycję, by znaleźć wspólny język z pedagogami-Litwinami, z asocjacją samorządów i szukać sprzymierzeńców do walki z rozpasaną biurokracją, która chce odgórnie sterować ludzkimi losami i uszczęśliwiać nas na siłę.

Właśnie, nie dajmy się „uszczęśliwiać” na siłę, walczmy o swoje: prawo do nauczania i wychowania własnych dzieci w takim języku i na takich wzorcach, jakie są dla nas drogie i ważne, a przesłanie to niczym klamra spięło treść konferencji.

Janina Lisiewicz

Fot. Jerzy Karpowicz

Wstecz