Notatnik wileński

Anioł zafrasowany

Z Wilna – przyszłorocznej stolicy kultury europejskiej – rzeźbiarskie wizerunki aniołów „pofrunęły” do różnych miast Starego Kontynentu. To trochę dziwne, że akurat anioły lansowane są ostatnio jako symbol litewskiej stolicy. Jest przecież wieża Giedymina – nieodłączna część państwowości litewskiej, jest św. Krzysztof – patron miasta. Co prawda, oba te symbole nie cieszą się aż taką popularnością jak na przykład syrenki: warszawska i kopenhaska, czy siusiający chłopczyk z Brukseli.

Tak czy owak, dyrekcja działającej od pewnego czasu instytucji „Wilno – europejska stolica kultury” zdecydowała, że najwłaściwszym atrybutem rozreklamowania wielkiej misji kulturalnej, jaka przypadła Wilnu (wraz z austriackim Linzem), są właśnie anioły. Przypomnijmy, że jeden z nich siedzi sobie spokojnie w Wilnie obok byłego sklepu braci Jabłkowskich, a dziś siedziby hiszpańskiej „Zary” i in. firm. Ma ironiczny uśmieszek, a na nóżkach – łyżworolki. Może zastanawia się nad dolą swoich współbraci, którzy przed kilkoma laty „posadzeni” zostali w różnych częściach miasta. Los ich jest znany: momentalnie parę aniołów skradziono, pozostałe zniszczyli wandale. Miejmy nadzieję, że te, które powędrowały do stolic europejskich – jako dar stolicy litewskiej, będą miały więcej szczęścia.

Jako jeden z pierwszych wileński biały anioł znalazł się w Warszawie. Mieszkańcy stolicy Polski zaczęli zastanawiać się, dlaczego ma rysy Chińczyka i jest tak mocno zafrasowany. Rzeczywiście, dlaczego? Np. anioł podarowany Petersburgowi promieniuje radością i optymizmem.

Zapytaliśmy kilku zaprzyjaźnionych warszawian, gdzie usadowił się anioł wileński? Barbara i Marian Stefaniakowie (pan Marian jest wytrawnym przewodnikiem i znawcą Warszawy) napisali, że anioł i tekst „Wilno – europejska stolica kultury” znajdują się na budynku ambasady litewskiej przy Alejach Ujazdowskich 12. Dziękujemy!

Potrzebujemy rzeźb!

Ojcowie miasta zdecydowali, że na wileńskich skwerach, nawet najskromniejszych, wypada ustawić rzeźby. Wzywają więc artystów, aby zgłaszali swoje propozycje. Być może dzięki temu coś ładnego i sensownego znajdzie się wreszcie w miejscach bardziej lub mniej uczęszczanych. Jak wiadomo, Wilno do większych monumentów – z wyjątkiem pomnika Adama Mickiewicza, na którym nadal figuruje wykuty napis – Adomas Mickevičius – nie ma szczęścia. Giedymin, Mendog, a chyba Kudirka też – to raczej prace dyletantów.

Co innego tzw. małe formy: ciekawa jest rzeźba „Ku światłu” przy Uniwersytecie od strony ulicy Świętojańskiej (ustawiona jeszcze za sowietów), rzeźbiarska postać dr Szabada na Starówce czy też chłopak z Wielkiej Pohulanki (ul. J. Basanavičiusa) – bohater powieści Romaina Gary. Propozycje dotyczą placyków za Mostem Zwierzynieckim przy ul. Adama Mickiewicza, ronda przy ul. Dariusa i Girenasa, skwerków - za Ostrą Bramą, na skrzyżowaniu ul. Kalwaryjskiej i al. Konstytucji i u zbiegu ul. Žirmunu i Kareiviu.

Rossa

Dla polskich turystów – oni właśnie stanowią blisko 70 proc. obcokrajowców odwiedzających nasze miasto – Wilno przede wszystkim kojarzy się z Ostrą Bramą i Rossą. Są zdania, że bez poznania tych miejsc nie ma pełnego wizerunku miasta. A i tubylcy, co prawda raczej nieliczna grupa, od czasu do czasu zaglądają na ten najstarszy (zachowany) cmentarz.

Teoretyczna duma z jego posiadania – to jedna strona medalu. Druga – praktyczna – nie napawa zbytnim optymizmem. Rossa wciąż wymaga opieki. To znaczy pieniędzy, których w samorządzie miasta na ratowanie zabytków chronicznie brakuje.

To, że temat Rossy w jakimś sensie jest wstydliwy, może nawet świadczyć wystawa, czynna aktualnie w Ratuszu wileńskim. Wydawałoby się, że powinna się znaleźć w salach głównych albo w odwiedzanym licznie holu. Usytuowano ją jednak na dalekim zapleczu. Na ekspozycję składa się blisko 100 kolorowych zdjęć autorstwa Aloyzasa Janulionisa. Nie jest fotografem, jego zawód wiąże się z naukami ścisłymi. Fotografia – to pasja. A pasja szczególna – Rossa. Za własne pieniądze wykonał od 4 do 5 tys. zdjęć tej nekropolii.

Na wybranej i prezentowanej „setce” Rossa jest raczej optymistyczna i… litewska. Tymczasem jedno i drugie nie jest prawdą. Jeśli chodzi o optymizm, to np. pomnik Józefa Montwiłła sfotografowany jest od tyłu: nie widać więc dzieła wandali, którzy przed paroma bodaj laty wydarli plakietkę oraz portret tego bankowca i słynnego darczyńcy. To samo dotyczy Tadeusza Wróblewskiego – założyciela Biblioteki Wróblewskich – dziś Akademii Nauk Litwy.

Rossa bez wątpienia jest fotogeniczna. Przede wszystkim z racji usytuowania wśród pagórków, a może z racji bezładnie rozrzuconych skromnych nagrobków, kryjących doczesne szczątki wielkich ludzi. Daleko jej do bogactwa pomników paryskiego Pere-Lachaise czy warszawskich Powązek. Ma jednak urok niepowtarzalny i ogromną wartość historyczną. Dowodem – monografia wilnianina – wrocławianina prof. Edmunda Małachowicza, a także obszerny album, wydany niedawno przez polską Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Ostatnio ukazała się edycja w języku litewskim pt. „Rasos” autorstwa V. Girininkiene i A. Paulauskasa z ilustracjami tegoż A. Janulionisa.

Podczas wernisażu w Ratuszu grupka inteligencji litewskiej darła szaty nad stanem Rossy. Pięknie by się stało, żeby temu towarzyszyły jakieś konkretne poczynania. Przykładu daleko nie trzeba szukać: Społeczny Komitet Opieki nad Starą Rossą w Wilnie z Alicją Klimaszewską na czele. Bez szumu i narzekań potrafił do tej pory odnowić na Rossie blisko 50 cennych nagrobków. Wystawił też nowe: Antoniemu Wiwulskiemu, Bolesławowi Bałzukiewiczowi, Juliuszowi Kłosowi, Karolowi Podczaszyńskiemu. Współpracuje ze sporym powodzeniem z wileńskimi polskimi harcerzami oraz przewodnikami wycieczek. Pierwsi czynnie uczestniczą w kwestach i pracach porządkowych, drudzy z grupami turystycznymi nigdy nie omijają wileńskiej nekropolii, zwracając uwagę na jej rany.

Kwietniowe sprzątanie

W kwietniu wilnianie są tradycyjnie wzywani do sprzątania miasta. To, co przy sowietach było musowym obowiązkiem, a całe zakłady z kilkutysięczną nieraz załogą wyruszały z grabiami i in. narzędziami do porządkowania wyznaczonych terenów, teraz przeszło do historii. Owszem, bernardyni wyłapują tony śmieci z dna Wilenki, organizowane są „tłoki” na ratunek Wilii i jej brzegów. Tego roku postanowiono posprzątać jary u podnóża Góry Bekieszowej i zbocza Góry Trzykrzyskiej. Ale są to krople w morzu potrzeb. Przecież wory śmieci zalegają lasy otaczające stolicę. Andrzej Zalewski, z Programu I Polskiego Radia w swoim „Ekoradiu”, mającym wiernych słuchaczy również u nas, o czym świadczą listy i sms’y z Wilna, cytowane przez pana Andrzeja na falach radiowych, niedawno apelował do swoich rodaków w Polsce: „Na miłość boską, zlitujcie się, państwo, nad przyrodą!”.

Ten apel trzeba w Wilnie powtarzać nieprzerwanie. Stało się regułą: jeśli nawet przy willi nowobogackich, np. w Wołokumpiu (na Antokolu zjawiły się kierunkowskazy, na których wypisane jest już nie jak dotychczas Valakampiai, lecz Valakupiai) stoi pojemnik na śmiecie, z reguły jest pusty. Panowie odpady pakują w worki, potem do samochodu, elegancko przyhamowują przy drogach bądź dróżkach, a worek niebawem ląduje na obrzeżu. Bezdomni natomiast w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia roztrząsają zawartość po lesie. „Panowie, zlitujcie się nad przyrodą!” – chciałoby się pisać i pisać... Ale oni z reguły, jeśli czytają, to chyba tylko komunikaty z giełdy papierów wartościowych.

Korki – plaga miasta

Ulice wileńskie w godzinach szczytu (i nie tylko) są zatłoczone do granic możliwości. Ostatnio dokonano ciekawych obliczeń: w wyniku korków samochodowych mieszkańcy miasta tracą rocznie 1,5 mld litów (900 mln stanowi zmarnowany czas, 600 mln Lt – na próżno spalane paliwo). Nie ma natomiast danych o zatruwaniu atmosfery.

Od czasu do czasu wraca temat rozwiązania problemów transportowych w stolicy. Kiedy urzędnicy nic nowego nie mają do powiedzenia, apelują do opinii publicznej. Mieszkańcy miasta będą pytani o to, jaki środek transportu, ich zdaniem, jest najbardziej optymalny. Szybkie tramwaje, metro, nowoczesne autobusy – wszystko to już „przerabiano”. Żeby coś sensownego zrealizować, potrzebne są miliardy, a tych nie ma.

Pierwsza opinia: z całego śródmieścia wyeliminować samochody, uruchomić tramwaj konny. Tym bardziej, że Wilno ma w tej materii doświadczenie (na Antokolu jest nawet ulica Tramwajowa). Będzie szybko, bezpiecznie, ładnie, a i wróble znajdą co zdziobać, bo konie dostaną zapewne owies.

Halina Jotkiałło

Wstecz