Pierwszą swą myślą uciekam do Matki

To, co w naszym domu było najdroższe i najpiękniejsze, to Mama – stwierdził Stanisław Różewicz, młodszy brat Tadeusza Różewicza, jednego z najwybitniejszych poetów polskich XX w. Te słowa zostały utrwalone w tomiku Matka odchodzi, późnym dziele poety, w którym składa on hołd zmarłej przed pół wiekiem matce. Nazwany zbiorek, złożony z wierszy, esejów, wspomnień, zarówno samego poety, jak i jego bliskich, zasługiwałby na osobne omówienie, gdyż tematowi, który w nim jest podjęty, nie grozi utrata aktualności.

W każdym prawdziwym domu

Być powinna

– pisze, mając na myśli Mamę, Alicja Mickielewicz, jedna z najmłodszych poetek wileńskich.

Cokolwiek byśmy powiedzieli o Matce, zawsze wydaje się to niepełne, mało dostojne, nieściśle przylegające do treści, które chcemy wyrazić. Jako zadośćuczynienie za naszą nieudolność, bierność, za brak pamięci wobec codziennych trudów Matki w najpiękniejszym miesiącu roku przeznaczyliśmy jeden dzień na jej święto (pierwsza niedziela maja – na Litwie, 26 maja – w Polsce).

Święto Matki wspaniale harmonizuje z majową atmosferą oddawania czci Matce Najświętszej, będącej arcywzorem Matki, Macierzyństwa, źródłem, z którego może czerpać miłość, siłę, wytrwałość, cierpliwość, pokorę i inne szlachetne cechy każda matka ziemska.

Swój udział w oddawaniu czci zarówno Matce Niebios, jak też matce ziemskiej mają także współcześni polskojęzyczni pisarze wileńscy.

W omawianym kontekście warto, moim zdaniem, przypomnieć „gawędę wileńską” Wojciecha Piotrowicza pt. Majowe ze zbioru Igła i spowiedź, w którym to utworze autor sięga pamięcią do czasów swojego dzieciństwa i zarazem głębiej, do tradycji ojców, dziadów, pradziadów, utrwalając piękny majowy zwyczaj codziennego zbiorowego odmawiania litanii do Matki Bożej Loretańskiej:

W maju, kiedy słońce ku zachodowi – pora wcześniej roboty w polu skończyć, bydło sporządkować, żeby czasu zostało. Ubrać się trzeba odświętniej i za światłem jeszcze dojść do jednej z chat, na którą tego roku kolej wypadła – być niejako kaplicą wieczorną. Można i w szerszym polu u zbiegu dróg pod prowizorycznie wzniesioną kapliczką, ale nie zawsze pogoda służy i modłom może przeszkodzić. Więc najchętniej wybierano dom, w którym świetlica bardziej przestrzenna z wyszorowaną na biało podłogą, a jakże – klękać będą, lśnić musi i odpowiedni uroczysty nastrój stwarzać.

Między komodą a szafą na stoliczku zasłanym białym obrusem domowej roboty w „dymkę” tkanym – podstawka ozdobna w bukietach tonie. Tu odurzająca czeremcha i kwiecie łąkowe, zieleń leśna, a wszystko z dnia na dzień się zmienia, bo świeże być muszą. Aż wreszcie któregoś dnia następuje sztafeta bzów. Zwykłych i szczepionych. Białych i innych – w różnych odcieniach fioletu.

Obfitość kwiatów to raze m wdzięczność dla szczodrości Matki Boskiej, która tyle piękna, a później urodzaju daje. (...)

Wspólna modlitwa wiejskiej gromady miała też swoje świeckie konsekwencje i tradycje: Powrót – już w wiejskich ciemnościach: grupkami, w pojedynkę – do zagród. Starsi po drodze jeszcze sprawy omówić mogą, młodzi przy bzach rozstać się nie chcą – chwilę dłuższą gwiazdę szczęśliwą wypatrzyć by chcieli ponad mgłą łąkową, która już ruszyła i odcięła od ciemnych pól czerń lasu. (...)

Autor napomyka także o spustoszeniu, jakie nastało w okresie radzieckim, kiedy wszystko, co było związane z przejawem religijności, było niechętnie postrzegane przez władzę: Później, kiedy walec historii miażdżąco najechał na wszystko, co żywe, rzadziej też w podwileńskich wsiach w majowe wieczory rozbrzmiewała pieśń „Zdrowaś Maryja”. Samotne wysmukłe figury gipsowe na komodach zapadały w smutny spokój mroku i coraz mniej było gwiazd szczęśliwych na niebie.

Domie złoty... Arko przymierza... Bramo niebieska... Gwiazdo zaranna...

Należałoby jednak dodać, że nawet w tym, nieprzyjaznym dla Matki Bożej czasie, nie zawsze i nie wszędzie „figury gipsowe” okazywały się samotne. Kiedy nawet brakowało odpowiedniej figury, w centrum przybranego majowymi kwiatami ołtarzyka stawiało się jakiś piękniejszy obrazek z wizerunkiem Najświętszej Panienki i już w bardzo nielicznym towarzystwie, ograniczonym do jednej rodziny, domowników, albo też indywidualnie, jeżeli były przeszkody do skupienia się razem, wymawiało się bądź szeptało niosące nadzieję słowa: Uzdrowienie chorych... Pocieszycielko strapionych... Wspomożenie wiernych... Królowo Aniołów...

Kiedy „walec historii” ponownie przetoczył się przez kraj, kiedy powiał wiatr wolności, zaczęto wracać do niektórych dobrych tradycji, m. in., przypomniano też „majowe”, zaczęto zbierać się do wspólnej modlitwy w domach albo przy krzyżach czy kapliczkach przydrożnych.

Nawet więcej. Matka Boża znowu oficjalnie zaistniała jako temat literacki, oddaje się Jej hołd słowem pisanym i śpiewanym. Celuje w tym, jak wiadomo, nasz miejscowy poeta Aleksander Śnieżko, który jest autorem napisanych w latach 90. wierszy i pieśni religijnych, takich, jak: Matko Najświętsza znad Ostrej Bramy, Do Ostrobramskiej idę Pani, Kresowa Matko Miłosierdzia. Nie muszą to być zbyt wyszukane wersy. W tego typu tekstach chodzi najczęściej o przekazanie samej istoty sprawy, tego, że w osobie miejscowej Matki Bożej ma się najbardziej niezawodną „Orędowniczkę, Pośredniczkę i Pocieszycielkę naszą”. W wierszu Do Ostrobramskiej idę Pani czytamy, na przykład:

Gdy w życiu czarny dzień nastanie

I cierń boleści w duszę ciska,

Do Ostrobramskiej idę Pani,

Bo tylko Ta zrozumie wszystko. (...)

 

Jej twarz cierpiąca tchnie spokojem,

Odchodzi ból, jak cień przed świtem,

W promieniach bledną troski moje

I świat odsłania barwy skryte.

Romualda Mieczkowskiego zaś, jako autora wiersza W Ostrej Bramie, nawiedzają w tym miejscu refleksje, wychodzące poza krąg osobistych tylko doświadczeń:

(...) O szyby kaplicy zamglone

deszcz srebrem gęsto dzwoni

do litewskiego boga

w modlitwie niespiesznej tonie

w półmroku lśni korona

Tej

co w opiece Wilno trzyma

i razem mnie z tym miastem

moim i niemoim

Ci sami poeci wileńscy pamiętają także o swojej matce ziemskiej, czego świadectwem, jeżeli wrócić jeszcze do Śnieżki, są takie jego wiersze, jak: Imieninowy bukiet, Nagroda za miłość, Śpij, kochana (Kołysanka dla mamy), Gdzie jesteś, Mamo? i in. Są to bardzo ciepłe wersy, z których przemawiają miłość, troska, prośba o przebaczenie. Rejestrują nieraz strzępki jakichś wspomnień, utrwalają obraz najdroższej w życiu osoby, która właściwie nie przemija, dopóki trwa pamięć o niej:

(...) A gdy maj nad sadem z wiśnią pędził w tany,

Niosłem bukiet kwiatów Matce swej kochanej.

Kiedym wytęskniony pod Jej strzechą gościł,

Kładła mi na serce balsam swej miłości.

 

Dziś już nie ma Matki, Ojca ani domu...

Rosa wzrok zaszkliła – ścieram po kryjomu,

Wśród wileńskich bloków wiejski cmentarz stoi,

Tu mój Ojciec z Matką w wiecznym śpią spokoju.(...)

I znowu, najlepszą pośredniczką, jeżeli chodzi o nawiązanie kontaktu z nieżyjącą już matką ziemską, staje się Matka Niebieska:

(...) Panno Najświętsza,

o, Matko Boża,

Spójrz śród Anioły,

ujrzysz ją może.

Przekaż modlitwę

spod Ostrej Bramy

Od serca syna

za duszę Mamy.

W dorobku wielu współczesnych poetów wileńskich, zaczynając od nestorów i kończąc na najmłodszych, da się znaleźć kilka, kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt wersów, poświęconych matce, utrwalających jej obraz jako tej, która zawsze jest niezawodna, niezastąpiona, która najlepiej doradzi, pomoże, obroni, bo cokolwiek czyni, kieruje się sercem, nie szukającym korzyści, nie liczącym na zapłatę. Przypomnijmy fragment wiersza Matka nieżyjącej już poetki Jadwigi Bębnowskiej:

Byłaś mi jedną z czarodziejek

Z Twych bajek, które tak lubiłam.

Co stłukłam, Ty umiałaś sklejać,

Odszukać to, co gdzieś zgubiłam.

Moc dziwnych czarów miałaś w sobie,

Tyś mogła dla mnie wszystko zrobić. (...)

Doświadczenie, mądrość życiowa, zaradność matki – to są cnoty, które potęgują zaufanie do niej, chęć pozostawania zawsze dzieckiem, sięgania po radę, po miłość, nawet wtedy, kiedy się jest człowiekiem dojrzałym, kiedy ma się już niemały bagaż osobistych doświadczeń. Całkiem umotywowana zatem i godna naśladowania jest wieńcząca utwór deklaracja córki:

(...) do miłości Twej Sezamu

Po ziarnko prawdy z Twego kłosu

Przychodzić będę zawsze, Mamo,

Nawet z pasemkiem siwych włosów.

Mniejsza tym razem o walory artystyczne wierszy o matce. Przy naświetlaniu dowolnego tematu zdarzają się utwory mniej i bardziej wyszukane, jeżeli chodzi o poetykę, o zawartość myślową. Wiersze o matce, bez względu na różny poziom artyzmu, łączy jednak podobna czy wręcz ta sama tonacja uczuciowa. Dobrze świadczy o poetach wileńskich fakt, że wszyscy bez wyjątku piszą o matce jakby uwzględniając czwarte przykazanie dekalogu: „Czcij ojca swego i matkę swoją”. Nie tylko z racji owego przykazania płyną takie a nie inne strofy. Płyną one z potrzeby serca, bo każdy poeta, czy przywołując obraz matki już tylko ze wspomnień, czy opisując ją „tu i teraz” pamięta i widzi ją niemal w aureoli świętości. (...)

Niech takie teksty chociaż w minimalnym stopniu będą zadośćuczynieniem za wyrządzaną jednak czasem naszym matkom krzywdę, niech łagodzą spotykającą je samotność albo przysłaniają, co jeszcze gorsze, bolesne, obelżywe, bezpodstawne słowa, rzucane przez bezmyślne dzieci, bo i takie „niepoetyckie” obrazki są, niestety, częścią składową naszej rzeczywistości.

Nie każdy potrafi i nie każdy musi pisać aż wiersze o matce, ale obdarzyć ją cieplejszym słowem, wesprzeć dobrym uczynkiem, pomocą, zwłaszcza w chorobie, starości, okazać cierpliwość i pokorę, jeżeli przypadkiem inaczej zapatrujemy się na pewne sprawy – to chyba bardzo niewiele, a jednocześnie czasem też bardzo niemało, aby ułatwić jej egzystencję, podnieść na duchu, a może nawet przysporzyć zdrowia. Matka, jak nikt inny, zasługuje na szacunek, na najcieplejsze uczucia, okazywane jej nie tylko od święta.

Halina Turkiewicz

Wstecz