Tematem dyskusji – postać Marszałka

O tym, jak społeczeństwo litewskie postrzega Marszałka Józefa Piłsudskiego, szkoda gadać. Niczym rzep psiego ogona uczepiła się go bowiem etykieta zapiekłego wroga Pogoni, tego, kto w roku 1920 odebrał od niej odwieczną stolicę – Wilno. Bez wątpienia przyczynił się do tego powielany w okresie Litwy sowieckiej aż do znudzenia taki stereotyp w podręcznikach, encyklopediach i innych opracowaniach naukowych. A że zasiewane ziarna nienawiści wobec twórcy niepodległego Państwa Polskiego trafiały na podatny grunt, jej wschody wciąż dają znać o sobie.

Tym smutniejsze, iż obecnie, w czasach niepodległej Litwy, cień Piłsudskiego majaczy bynajmniej nie tylko w chorobliwych wizjach działaczy „Vilnii”. Po tę kartę sięgali i sięgają wielokrotnie politycy, gdy trzeba cokolwiek zamieszać w polsko-litewskich stosunkach albo zbić tani kapitał w kampanii wyborczej.

A przecież prawda jest taka, że ten wybitny Syn Ziemi Wileńskiej, wychowany w rodzinnym Zułowie na romantycznych ideach polsko-litewskich zrywów niepodległościowych przeciwko carskim zaborcom, już jako naczelnik Państwa Polskiego, pomny chlubnych dziejów Rzeczypospolitej Obojga Narodów, wyraźnie optował za wspólnym państwem w postaci federacji lub konfederacji. Niestety, w ówczesnych skomplikowanych realiach przysłowiową kością niezgody było Wilno. Aby uniknąć rzeki krwi, zdecydował się on na „pucz” Lucjana Żeligowskiego, który jednak na cały okres międzywojnia wyraźnie namieszał w dwustronnych stosunkach. Zapiekli w nacjonalizmie Litwini nie potrafili (a też nie są w stanie) tak do końca uzmysłowić wykutego w znacznym stopniu przez Marszałka Piłsudskiego „cudu nad Wisłą”, który przecież uratował Europę przed „czerwoną dżumą” bolszewizmu.

Cudu nie ma. Aby w mentalności przeciętnego Auskasa doszło do przewartościowania poglądu na Piłsudskiego, niezbędna cierpliwa praca wyjaśniająca. I wypada gorąco przyklasnąć, że takowej od pewnego czasu podjęli się historycy litewscy na czele z profesorem Alfredasem Bumblauskasem. Ich konfrontacja tematu z polskimi kolegami po fachu bynajmniej nie przypomina dialogu, kiedy będący przy głosie wyraźnie się nie słyszą.

Taka też atmosfera cechowała odbytą w dniu 10 maja br. konferencję „Postać Marszałka Józefa Piłsudskiego w dziejach Polski, Litwy i Europy”, którą zorganizował prezesowany przez Alicję Pietrowicz Wileński Oddział Miejski ZPL wespół z Lubelskim Oddziałem Towarzystwa Przyjaciół Grodna i Wilna z Tomaszem Rodziewiczem na czele. Do udziału w wymianie zdań ze strony polskiej zostali zaproszeni naukowcy Uniwersytetu Marii Curie–Skłodowskiej w Lublinie dr hab. Robert Litwiński i dr Marek Sioma oraz dr Marcin Paluch z tamtejszego Katolickiego Uniwersytetu. Trio „litewskie” stanowili natomiast: prof. Alfredas Bumblauskas, dr Ryszard Gaidis – historycy Uniwersytetu Wileńskiego oraz publicysta Jerzy Surwiło. W roli moderatora wystąpił doradca premiera RL, historyk z wykształcenia, członek Rady ZPL Tadeusz Andrzejewski.

Jego to w pierwszą kolej zasługa, że stawiając ze znawstwem rzeczy konkretne pytania do uczestników dyskusji, spowodował fachową konfrontację opinii, której usadowieni wokół ustawionych na kształt olbrzymiego prostokąta stołów w jednej z sal Domu Kultury Polskiej w Wilnie z wielką uwagą przysłuchiwali się m. in.: ambasador RP w Wilnie Janusz Skolimowski, konsul generalny RP w Wilnie Stanisław Cygnarowski, konsul Piotr Wdowiak, prezes ZPL Michał Mackiewicz, dyrektor Domu Kultury Polskiej w Wilnie Krystyna Zimińska, prezes Polskiej Macierzy Szkolnej na Litwie Józef Kwiatkowski, przedstawiciele naszych innych organizacji społecznych, pasjonaci historii.

Ponad dwugodzinna wymiana zdań po raz kolejny dowiodła, jak wybitną osobowością był ten, kto „dał Polsce wolność, granice, moc i szacunek”, jak wielką sympatią darzył on Litwę, zabiegając o poprawne stosunki, co w czasach, kiedy bolszewicka Rosja dwoiła się i troiła we wbijaniu w nie klina (m. in. poprzez tajne finansowanie organu prasowego tautininkasów), było misją jakże niełatwą.

Osobiście już kilkakrotnie brałem udział w mniej lub bardziej reprezentacyjnych spotkaniach historyków polskich i litewskich, debatujących nad „kanciastymi” wątkami w dziejach obu państw, jakimi jest, dajmy na to, okres lat 1919–1939 albo okres II wojny światowej z działalnością AK na Wileńszczyźnie włącznie. I byłem świadkiem, jak przy dobrych chęciach tudzież rzeczowej dyskusji w imię dziejowej prawdy zbliżano stanowiska. Niestety, ta dobra wola i konstruktywizm jakoś wielce opornie przekładają się na szerszy ogół społeczny.

Cóż, na pewno konieczna jest bardziej aktywna, naznaczona obiektywizmem postawa historyków po obu stronach granicy, mająca w sposób popularny uświadamiać w mass mediach społeczeństwo w tematach, które budzą wiele emocji, a na które pogląd strony litewskiej z braku wiedzy oraz niepotrzebnych fobii jest wyraźnie wykoślawiony. Szczególnie pożądane, aby prawdy te poznawałaby młodzież. Jak przysłuchując się przypominającym „zasypywanie okopów” dyskusjom historyków tak też wymieniając zdanie z rówieśnikami z Polski, kogo interesuje historia.

Naukowcy z Lublina – miasta, gdzie hen kiedyś Orzeł Biały zawarł z Pogonią wiekopomną unię, gotowi są wyjść naprzeciw, w czym pomoc zadeklarowali też zgodnie prezesowie współpracujących ze sobą od lat 11 oddziałów Alicja Pietrowicz i Tomasz Rodziewicz, którzy zresztą po zakończeniu konferencji nagrodzili czynnych jej uczestników książkowymi darami. Można więc sądzić, że nastąpi ciąg dalszy uczciwego penetrowania zawiłej przeszłości, służący swoistym pomostem ku jutru bez nacjonalistycznych uprzedzeń.

Henryk Mażul

Fot. autor

Wstecz