Pani Zofia

Jakże ubogie by było życie Polaków, którzy po wojnie zostali w Wilnie, gdyby nie zjawiły się takie postacie jak Pani Zofia Gulewicz, Wiktor Turowski, Jerzy Orda, garstka nauczycieli – dawnych profesorów USB. I oczywiście, tamta młodzież, która po zburzonym wojną ładzie świata dążyła do wiedzy i do zachowania polskości.

Dziś mowa o Pani Zofii, która w ciągu długich lat była dla tej młodzieży wyrocznią, wzorem rzeczy bardzo zwykłej i równocześnie bardzo ważnej – ludzkiej przyzwoitości.

W Domu Kultury Polskiej w Wilnie „Wilia” zorganizowała ogromnie wzruszający wieczór poświęcony pamięci Pani Zofii. Wspomnienia: na zdjęciach – mała śliczna dziewczynka w otoczeniu najbliższych, szkoła baletowa Teatru Wielkiego w Warszawie, już zawodowa tancerka, udział w filmie „Ada – to nie wypada”, beztroska i radość i równocześnie ogromna praca z myślą o wielkiej scenie. A potem zburzony wojną ład życia i Wilno. W nim została do końca. Ten wieczór w DKP – to wspomnienia przeplatane występami „Wilii” o niezwykłym, bogatym w wydarzenia, wspaniałym życiu Pani Zofii. Kawał naszej historii. Współtworzyła go praktycznie od zera. Fragmenty publikacji, filmy... Ileż radości, młodości, z jaką dumą młodzież wileńska kroczyła w polskich strojach, z jakim entuzjazmem była witana przez rodaków w Polsce. Jakże liczna tamta „Wilia”.

Ze wspomnień wyłania się postać Pani Zofii – choreografa „Wilii”. Osoby, która miała głowę pełną pomysłów, inteligencję, która pozwalała z nich korzystać i niesamowitą wyobraźnię oraz chęć zgłębiania wiedzy. Była fantastycznym człowiekiem – w rodzinie, w szkole (przez jakiś czas tam pracowała), w „Wilii”. I ta Jej fenomenalna skromność, o czym przypomniały m. in. kadry z filmu – relacji ze świętowania Jej jubileuszu. I rzecz – chyba bardzo ważna – przyjaźnie nastawiony zespół.

Po tylu latach ci pierwsi, którzy kiedyś pod Jej kierunkiem wyszli na scenę z „Trojakiem”, są nadal pod urokiem Jej osobowości, a na tym koncercie jak za dawnych lat zaprezentowali układy ze złotego repertuaru „Wilii”. Mówi się o nich „weterani”. Może i tak, ale oni, chyba czuwa nad nimi duch Pani Zofii, pozostali młodzi. Trzeba było widzieć ich w tańcu. I trzeba było widzieć ogromne wzruszenie Franka Kowalewskiego, który tym razem z widowni, niestety, przyglądał się popisom scenicznym swoich rówieśników. Zresztą, kilka pokoleń wychowanków Pani Zofii przewinęlo się przez scenę. Byli wspaniali, entuzjatycznie oklaskiwani. Wynieśli ponadto z zespołu rzecz niezwykle cenną – uczyli kolejne pokolenia Polaków na Litwie tańca polskiego, umiłowania folkloru polskiego i folkloru Wileńszczyzny.

A potem – trzy pokolenia obecnych tancerzy, kierowanych przez wychowanki Pani Zofii – Jolantę Nowicką i Marzenę Suchocką. I nieodłączny chór pod dyrekcją kierownika artystycznego „Wilii” Renaty Brasel. Dobre głosy, świetnie pomyślany repertuar. Szkoda tylko, że tak dużo młodzieży pragnie tańczyć, a tak mało chłopaków chce śpiewać. Pan Witek Turowski pewnie tam gdzieś na chmurce jest niepocieszony. A propos, warto by zorganizować coś podobnego Jego pamięci. On też dokonał w „Wilii” rzeczy wyjątkowych. Jego subtelność i talent w tworzeniu zespołu z całą pewnością zasługują na uznanie i szacunek. A i weterani-chorzyści mieliby pole do popisu.

I jeszcze kilka rzeczy: kapela liczna i kierowana mocną ręką delikatnej osoby – Anny Kiejewicz, efekty widoczne: grali bez zarzutu. Klub Weteranów „Wilii” z Janiną – Jasią Suboczówną na czele – niezrównaną byłą konferansjerką „Wilii” przygotował wystawę fotograficzną opowiadającą o Pani Zofii Gulewicz z „Wilią” w tle.

Halina Jotkiałło

Fot. Jerzy Karpowicz

Wstecz