Wileńscy pielgrzymi na siodełkach w Australii

W dniach 4 kwietnia – 9 maja 2008 roku 6-osobowa grupa młodzieży na czele z ks. hm. Dariuszem Stańczykiem opuściła Wilno, by podążyć do Australii i zwiastować tam przyjazd papieża Benedykta XVI. Przejechaliśmy na rowerach 1 336 km z Melbourne do Sydney. Nazywano nas skowronkami XXIII Światowych Dni Młodzieży, które odbędą się w lipcu tego roku w Sydney.

W piątek, 4 kwietnia wyruszyliśmy z Wilna – z miasta, gdzie Syn Boży objawiał się siostrze Faustynie. Pielgrzymkę rozpoczęliśmy o godzinie 15, więc w samochodzie odmówiliśmy Koronkę do Miłosiedzia Bożego, całkowicie powierzając się Jezusowi.

Przejechaliśmy ponad 2 350 km przez Polskę, Czechy, Austrię, Włochy i już w niedzielę rano, po 1,5-dobowej podróży, dotarliśmy do Rzymu. Tu uczestniczyliśmy w zakończeniowej Mszy św. I Światowego Kongresu o Miłosierdziu Bożym. Wielu biskupów i osób duchownych, a także świeckich już wiedziało, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Otrzymaliśmy błogosławieństwo kardynała Stanisława Dziwisza, kardynała Christopha Schönborna, jednego z głównych inicjatorów kongresu, arcybiskupa Tadeusza Kondrusiewicza i wielu innych. Jedynie nasz biskup nie miał radości w sobie widząc swą, wileńską młodzież w Rzymie. Po Mszy św. udaliśmy się na zwiedzanie antycznego miasta.

W poniedziałek, wczesnym rankiem już byliśmy na lotnisku „Leonardo da Vinci”. Musieliśmy lecieć do Australii przez Londyn, ale z powodu śnieżycy angielskiej skierowano nas bezpośrednio na Hongkong i dalej – do Melbourne. Ponad 24 godziny w samolocie, zmiana czasu i pór roku miały dziwny wpływ na nasz organizm, ale chęć podróżowania i ciekawość Australii była ponad wszystkim.

Na lotnisku w Melbourne spotkali nas: ks. Wiesław Słowik, rektor polskiej misji katolickiej w Australii i Nowej Zelandii oraz pan Jerzy Puszkar, emigrant polski, gospodarz domu, w którym zamieszkaliśmy podczas pierwszych dni w Melbourne. U państwa Puszkarów od razu poczuliśmy się jak w domu.

Następny dzień, 9 kwietnia, był dniem organizacyjnym: szukanie samochodu, przygotowanie rowerów, które nam wypożyczyli Polacy australijscy. Po południu zapoznaliśmy się z rodziną córki państwa Puszkarów – Beatą i jej mężem Tomkiem Radwanowicz oraz trójką ich wspaniałych dzieci: Klarą, Dominikiem i Kamilem. Wieczorem oglądaliśmy film „Karol - człowiek, który został papieżem”.

Nazajutrz udaliśmy się do „Dwunastu Apostołów” – naturalnie powstałych iglic skalnych. Jechaliśmy Great Ocean Road, podobno jedną z najbardziej malowniczych dróg na świecie. Mijaliśmy dziesiątki niesamowitych form skalnych, by zobaczyć te najbardziej wyśmienite - kolumny wystające z oceanu. My, pielgrzymi wileńscy, chcieliśmy się zatrzymywać na każdym zakręcie i cieszyć się, cieszyć pięknem miejscowej przyrody. W drodze powrotnej zajechaliśmy w gościnę do rodziny Radwanowiczów. Było wesoło, gdy wszyscy razem, 13 osób, grając na instrumentach aborygeńskich próbowaliśmy stworzyć utwór muzyczny.

Sam czas na zwiedzanie Melbourne! Pokazać wszelkie ciekawostki, zaprowadzić do miejsc, które nie są opisane w przewodnikach - któż lepiej może to zrobić od miejscowego? W towarzystwie pana Jurka udaliśmy do potężnego miasta. Budynki - monumentalne, aż nie do wiary! Te nasze wileńskie wieżowce teraz wydają nam się skromne. Dzień zakończyliśmy Koronką do Miłosierdzia Bożego oraz uczestnictwem we Mszy św. u Matki Bożej Częstochowskiej w Marayong.

Byliśmy zaproszeni na spotkanie z polonią australijską. Pytano nas o obecnej sytuacji na Litwie, o stosunkach polsko-litewskich i kim bardziej się czujemy: Polakami czy Litwinami. Odpowiedź zawsze brzmiała: my - Polacy z Wileńszczyzny! Nie można nie wspomnieć również wywiadu dla radia 3zzz z dr. Włodzimierzem Wnukiem, w którym to chciano przekazać dla całej okolicy, co myśli wileńska młodzież harcerska, wychowana kilkaset kilometrów od wschodniej granicy Polski. Po nadaniu rozmowy w radiu redakcja miała sporo telefonów z  prośbami o kopię audycji, gdyż miejscowi Polacy chcieli zademonstrować swoim dzieciom i wnukom, jak pięknie mówi po polsku młodzież z Litwy.

Sobota. Pakowanie się, pożegnanie z rodzinką Puszkarów. W parafii Miłosierdzia Bożego - herbatka u księży Chrystusowców. Zakwaterowanie się u Pana Wiesława Rucińskiego. Oglądanie II części filmu o Janie Pawle II „Karol – człowiek, który został papieżem”.

13 kwietnia, niedziela. Msza św. w kościele Miłosierdzia Bożego w Keysborough. Śpiewy dla ludzi, niesienie radości i dzielenie się iskierką młodzieńczego zapału. Obiad u księży na plebanii. Spotkanie z młodzieżą, która się wybiera na ŚDM. Po południu wypad „na kangurki”, niepowtarzalna fotosesja w Gumbya Park...

Tak, tak – nareszcie nadszedł dzień, gdy prawdziwie zaczynamy naszą XV pielgrzymkę rowerową. W poniedziałek rano przyjechaliśmy znów do Keysborough, pod kościół Miłosierdzia Bożego, by właśnie z tego miejsca wyruszyć w drogę. Jest ono nam bardzo bliskie i chcieliśmy łączyć się z nim zawsze i wszędzie, a w duszy modliliśmy się, by jak najszybciej Sanktuarium Miłosierdzia Bożego zostało wybudowane na wileńskim Antokolu.

Zaczęło się nasze pedałowanie. Codzienne zmierzanie się z trudnościami, zjazdy i podjazdy, słońce i wiatr, upały dzienne i chłody nocne. Jechaliśmy Princess Highway wzdłuż Oceanu Spokojnego, skąd otwierały się niesamowite widoki na Pacyfik. W buszu nad nami przelatywały stada kolorowych papug, dokładnie takich, które można u nas kupić tylko w sklepie zoologicznym! Kilkumetrowe paprocie i woń eukaliptusowa, i żadnego znaku cywilizacji…

W piątek wieczór, 18 kwietnia dotarliśmy do miasteczka Jindabyne w Górach Śnieżnych, nieopodal najwyższego szczytu Australii – góry Kościuszki. W sobotę uczestniczyliśmy w II „Mound & Mount Kosciuszko Festival”, gdzie zebrali się Polacy z całej Australii. Po raz kolejny podbiliśmy ludzkie serca swym zapałem, radością i szaleńczym wyczynem rowerowym poświęconym papieżowi Benedyktowi XVI i ŚDM. Wieczorem udaliśmy się pod pomnik Pawła Edmunda Strzeleckiego nad brzegiem jeziora, by odprawić Mszę świętą. Strzelecki podczas pobytu w Australii przyczynił się wiele do różnego rodzaju odkryć, a przede wszystkim zbadał najwyższe pasmo górskie tego kontynentu – Wielkie Góry Wododziałowe, a jego najwyższy szczyt nazwał Górą Kościuszki (2 228 m npm). Zdobyliśmy ją – przecież my, Polacy, nie mogliśmy jej ominąć.

Kolejne pięć dni były potrzebne, by dotrzeć na siodełkach do celu. Pod przewodnictwem harcerzy, hufcowego dh. Ryszarda oraz dh. Stanisława przejechaliśmy peryferie Sydney na rowerach, aż do samego centrum. Stanęliśmy przy słynnej Operze Sydnejskiej, wśród wieżowców - jeszcze wyższych, niż widzieliśmy dotychczas, przepięknie zaprojektowanych przez architektów, obok potężnęgo mostu portowego „Harbour Bridge”. Po przejechaniu 1 336 km na siodełkach trasę rowerową zakończyliśmy przy katedrze Najświętszej Maryi Panny.

W Sydney zamieszkaliśmy w domu harcerki hm. dh. Marysi Nowak, która otworzyła nam progi swego domu i była nam swoistym przykładem. Zawsze pogodna i mająca wiele zajęć: prowadzi hufce, organizuje złazy harcerskie, uczestniczy we wszystkich imprezach polonijnych, a mimo iż sama nie jest urodzona w Polsce, a nawet tam nigdy nie mieszkała, świetnie pielęgnuje tradycje i mowę polską.

Bóg zawsze był z nami, opiekował się i doprowadził nas bezpiecznie do celu. Przed wyjazdem nawet nie mogliśmy sobie wymarzyć, że trasa będzie wiodła nas przez Góry Śnieżne i będziemy uczestniczyć w Festiwalu, że pojedziemy przez Narodowy Park w Sydney i tam spotkają nas harcerze, że nie zdarzy się żaden wypadek na drodze.

Zwiedziliśmy Góry Błękitne. Spotkaliśmy tam aborygena grającego na didgeridoo – unikatowym muzycznym instrumencie dętym i mówiącego kilka słów po litewsku! Byliśmy w Parku Koali, kąpaliśmy się na jednej z najsłynniejszych światowych plaży – Bondi beach, modliliśmy się u grobu jedynej australijskiej błogosławionej Mary MacKillop, zwiedziliśmy australijską Jasną Górę w Berimie, byliśmy w stolicy tego państwa – w Canberze, a w kopalni złota w Ballarat poczuliśmy jak to było za czasów „gorączki złota”. 3 maja nieśliśmy krzyż ŚDM ulicami Melbourne. Braliśmy udział w wielu spotkaniach polonijnych. W Australii polonia jest mocna. Rodacy spotykają się, uczestniczą w różnych imprezach, organizują święta patriotyczne i pomagają sobie nawzajem. Tam się każdy uśmiecha, każdy wita się przyjaźnie…

Smuteki i żal zagościł w naszych sercach z powodu odjazdu, ale mimo tego piękne wrażenia i wspomnienia pozostaną w nas na zawsze: o zawartych nowych przyjaźniach, serdeczności i cieple, z którymi spotykaliśmy się tam na każdym kroku.

W Rzymie, w podkoszulkach pielgrzymkowych, przedstawiających kangurki australijskie, braliśmy udział w audiencji z papieżem Benedyktem XVI, głośno wykrzykując: „Sydney, Sydney” i oznajmując mu, że młodzież już czeka na spotkanie podczas Światowych Dni Młodzieży.

To było już ostatnie nasze przeżycie. Przed nami znów ponad 2 350 km i - Wilno, ukochani rodzice, przyjaciele, którzy czekali. A także – niejasności w miejscach pracy, ogrom nauki w szkole i na studiach. Pokonamy wszystko!

Dzięki Ci, księże Dariuszu, za to, że możemy się uczyć od Ciebie przygody, że udzielasz nam rad, których nigdzie nie da się przeczytać, o których żaden profesor na uczelni nie powie, ale każdy wymaga. Tyś nam i poprzez nas dla innych udzielasz „lekcji życia”. Polonio Australijsko, dzięki Ci, żeś była dla nas tak przyjazną i otwartą!

pwd. Justyna Czikilowa, studentka III roku Wileńskiego Uniwersytetu Technicznego im. Giedymina

Wstecz