Kościół z mroku dobyty

Kto cokolwiek lepiej obeznany jest z historią i topografią rejonu szyrwinckiego, wie zapewne, że są tutaj dwie leżące tuż obok siebie miejscowości o nazwie Olany, oficjalnie oznakowywane I lub II, a wśród miejscowych dla rozróżnienia zwane po prostu polskimi bądź litewskimi. I nie bez kozery, bo tędy właśnie w międzywojennym dwudziestoleciu ubiegłego wieku przebiegała granica pomiędzy państwami Orła Białego i Pogoni.

W roku 1794, gdy jeszcze tworzyły one Rzeczpospolitą Obojga Narodów, w późniejszych polskich Olanach wzniesiono kościółek-kaplicę, a w jej miejscu w roku 1932 z pomocą żołnierzy z sąsiadującej strażnicy stanął kościół z bierwion. Jakże nietypowy w swym wyglądzie, gdyż wedle tzw. zakopiańskiego stylu, jaki wyraźnie zdominował budowle sakralne na Podhalu. Ten styl właśnie czyni ze świątyni nie lada rzadkość, jaką na Wileńszczyźnie a też w całej Litwie trudno uświadczyć, przez co znajduje się ona na liście zabytków chronionych przez państwo.

Niestety, olański dom Boży nie miał jakoś szczęścia do stałych duszpasterzy. Nic więc dziwnego, że pomyślana dla nich za mieszkanie plebania stała bezpańsko, a w pewnym momencie zadomowiła się tu biblioteka publiczna. Dojeżdżający księża, a byli też śród nich swego czasu tak legendarni na Wileńszczyźnie duszpasterze jak ksiądz prałat Józef Obrembski oraz ksiądz Adolf Trusewicz, nim stanąć przez ołtarzem, przebierali się wprost w zakrystii.

W dniu 19 listopada 2006 roku na plebana parafii decyzją kurii został mianowany rezydujący na co dzień w Mejszagole ksiądz dziekan Józef Aszkiełowicz, znany z wielu poczynań pomyślanych dla krzewienia wiary na naszych terenach, dotkliwie dotkniętych przez ciężki walec sowieckiego ateizmu. Już od pierwszych dni zakrzątnął się on z tak charakterystycznym sobie wigorem, opierając się przede wszystkim na wiernych, komu nie są obce wspólne sprawy.

Tak się szczęśliwie złożyło, że latem ubiegłego roku funkcję starosty gminy olańskiej zaczął pełnić Sigitas Bankauskas – człowiek młody i wielce energiczny, a ponadto czuły na potrzeby miejscowych mieszkańców, wyraźnie zatroskany o poprawę jakości ich życia. Po rozmowie z księdzem zdecydowali w pierwszą kolej zakrzątnąć się wokół szeroko pojmowanej wiary, czyniącej przecież z człowieka istotę na podobieństwo Boga, a w tym „pospolitym ruszeniu” szczególnie pomocna miała zostać rada kościelna z Valdą Gujyte na czele.

Za wydzielone przez samorząd rejonu 750 litów i za pieniądze złożone na tacę nabyto farby, jak też wszystko co niezbędne do malowania wnętrza świątyni, w czym szczególnie wysoko podwinęli rękawy: rodzina Walentyna Kropy, rodzina Franciszka Lebionki, rodzina Bronisława Żukowskiego, Edyta Bartaškaite z synem, Henryk Jankun z żoną Janiną, Asta Duchnevičiene, Monika Jerszowa, Julian Orszewski, Jonas Kropa, Valda Gujyte. Roboty było co niemiara, a ta precyzji i dokładności osobliwej wymagała przy pracach z pędzlami w części ołtarzowej. Ostatnie pociągnięcia czyniono nimi, kiedy na dworze była już zimna jesień, zostawiając na cieplejszą wiosenną porę pokrycie farbą podłogi i ławek.

Nie zdążyli uporać się z jednym, kiedy starosta Sigitas Bankauskas posiał nową myśl oświetlenia świątyni od zewnątrz, a że otrzymał gorącą akceptację jak księdza tak też rady kościelnej, zaczął obijać samorządowe progi władz rejonowych w celu pozyskania niezbędnych funduszy. I swego dopiął, zapalając tym samym „zielone światło” przed wspomnianym już Walentynem Kropą w zakupie niezbędnych akcesoriów, na co prowadzona przez braci Litwinowiczów wileńska firma „Ardena”, gdy się dowiedziała, że tym oświetlanym obiektem jest dom Boży, poczyniła pewne zniżki.

Po ułożeniu pod ziemią kabla wokół kościoła na metalowych palach zainstalowano 5 energooszczędnych lamp halogenowych o mocy 150 watów każda, odpowiednio nakierowanych, by maksymalnie wydobywać go z mroku. Ich uroczyste zapalenie miało miejsce w dniu 1 czerwca br. Aby uzyskać pełnię efektu, odczekano aż się ściemni, spędzając czas przy wspólnym stole, naszykowanym przez miejscowe zapobiegliwe gospodynie.

Uroczystość zagaił starosta gminy olańskiej Sigitas Bankauskas, a po nim głos zabierali kolejno ksiądz Józef Aszkiełowicz, oraz dostojni goście – mer rejonu szyrwinckiego Kęstutis Pakalnis oraz poseł na Sejm RL Jonas Pinskus, chwaląc pomysł i dziękując wszystkim, kto się przyczynił do jego zrealizowania. Podziękę tę powieliła też prezes rady kościelnej Valda Gujyte.

Gdy zrobiła się szarówka, w roli latarnika wystąpił niezastąpiony Walentyn Kropa, przekręcając kontakt. Tonący w mroku kościół wnet ożył, co skwitowano gromkimi brawami. „Jak w bajce!” – stwierdziła głosem pełnym zachwytu starsza pani – jedna z tych parafianek i parafian, którzy mimo dosyć późnej pory stawili się, by zostać świadkami tego niecodziennego wydarzenia. A miałem nieodparte wrażenie, że radosny udział wzięli w nim też spoczywający na przykościelnym cmentarzu zmarli.

Od zamierzchłych czasów światłu towarzyszy naprawdę mistyczno-magiczna misja. Tym większa, o ile sprzęga się z sacrum. Kościółek w Olanach zawdzięczając watom, jakie wraz z nastaniem zmierzchu będą się kładły na jego ścianach, zyskał poniekąd drugie życie. Dzięki staroście gminy Sigitasowi Bankauskasowi, księdzu Józefowi Aszkiełowiczowi, przewodniczącej rady kościelnej Valdzie Gujyte oraz parafianom, którzy nad tak dziś nagminne obojętność i bierność, przedkładają chęć okraszania codzienności dokonaniami o naprawdę niejednym imieniu. W tym też jakże niezwykłym: polegającym na wydobyciu z nocnego mroku kościoła, co na pewno mocno się podoba samemu Panu Bogu. A skoro tak, życzyć wypada, by olański przykład znalazł możliwie najwięcej naśladowców na całej Wileńszczyźnie. Jako jeden z dowodów naszego przywiązania do chrystusowej Wiary.

Henryk Mażul

Fot. autor

Wstecz