Zapomniane dzieje Wileńszczyzny

Legaciszki – wczasową kolonią akademicką

Zwykło się mówić, że młodzież jest przyszłością ludzkości. Trzeba więc ją wychowywać, popierać różne przedsięwzięcia, troszczyć się o dobrobyt, by mogła w sposób godny przejąć po nas sztafetę życia, rządzić światem. Szczególnie hołubiona przez państwo winna być młodzież studiująca, przyszła inteligencja, elita społeczna. Te i podobne mu twierdzenia zawierają dokumenty państwowe większości krajów, podobne myśli kryje niejedna konstytucja i każdy świadomy obywatel potwierdzi słuszność tych słów. Na ile owe zadania oświatowe spełnia nasze państwo, niech odpowie teraźniejsza młodzież zasiadająca w ławach studenckich. Nas ciekawią czasy historyczne, okres międzywojenny na Wileńszczyźnie. Prześledźmy zatem, jak żyli studenci dawniej i czy znajdowali się pod należytą opieką państwa?

Wkrótce po I wojnie światowej wynikła potrzeba wszechstronnej pomocy dla studiującej młodzieży z niebogatych rodzin. To miała być pomoc finansowa, udzielanie czasowego miejsca zamieszkania, pośrednictwo w poszukiwaniu pracy po ukończeniu studiów. Praktycznie przy wszystkich uczelniach wyższych międzywojennego państwa polskiego powstały studenckie organizacje wzajemnej pomocy, prowadzące działalność dobroczynną i pomocniczą. Na terenie całego państwa działała natomiast Bratnia Pomoc. Życzliwą dłoń ku studentom wyciągnęły też urzędy państwowe; w każdym województwie zawiązały się Komitety Pomocy Polskiej Młodzieży Akademickiej.

W Wilnie taki Komitet zaistniał w 1923 roku. Jednym z kierunków jego działalności była troska o zdrowie młodzieży akademickiej. W tym celu zakładano pozamiejskie uzdrowiska i miejsca wypoczynkowe. Komitet ściśle współpracował z Bratnią Pomocą, działającą przy Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. W początkach działalności Komitetu, pierwsza kolonia wypoczynkowa na terenie województwa wileńskiego została założona w miejscowości Nowicze w ówczesnym powiecie święciańskim. Dwór Nowicze należał wówczas do dra Hermana Hansena. Ta kolonia wypoczynkowa mogła gościć jednorazowo do 80 studentów-urlopowiczów. Nowicze działały do 1929 roku, następnie zostały zlikwidowane (zerwano umowę z właścicielem dworu).

Postanowiono poszukiwać nowego miejsca, gdyż tego typu obiekt wypoczynkowy cieszył się dużą popularnością. Wybrano je niedaleko Wilna, w tamte czasy był to zaniedbany państwowy dworek Legaciszki, na prawym brzegu rzeki Wilii, obok Suderwy i Elnokumpi. Przesądziły o tym głównie atrakcje przyrodnicze i krajobrazowe.

Najpierw wypadło przystosować miejsce do celów wypoczynkowych, na co przeznaczono znaczną naonczas kwotę pieniężną – 150 tysięcy złotych. Fundusze pozyskiwano z różnych źródeł – społeczeństwo wileńskie składało ofiary, pomogły urzędy państwowe, nawet na poziomie ministerstw. Przyszykowano projekt pobudowania całego kompleksu obiektów wypoczynkowych w Legaciszkach, stworzono specjalną komisję inżynierów i architektów, na której czele stał inżynier W. Niewodniczański, a następnie – architekt A. Przygodzki. Zbudowano piętrowy pawilon dla 70 urlopowiczów, odnowiono stary budynek dworku i przeznaczono dla odpoczynku 30 osób, przystosowano budynki gospodarcze, urządzono wodociąg, kanalizację, zainstalowano elektryczność, czyli wszystko zrobiono zgodnie z ówczesnymi najnowszymi wymogami technicznymi. Legaciszki pierwszych gości przyjęły w 1930 roku, uroczyste otwarcie ośrodka nastąpiło 30 czerwca, właśnie na początku ferii studenckich. Prócz przedstawicieli władz wileńskich i wojewódzkich, profesury uniwersyteckiej obecny był na nim prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Ignacy Mościcki.

Do kolonii wypoczynkowej w Legaciszkach należało 46 hektarów ziemi, z czego 20 hektarów stanowiły grunty uprawne, resztę – las. Obok były stawy, a o niecałe 300 metrów – rzeka Wilia. Osoby wypoczywające mogły zamieszkać w pokojach 2 -, 3 -, 4-miejscowych. Działała nieduża biblioteka z czytelnią. W głównym pawilonie była pokaźnych rozmiarów sala taneczna z fortepianem, gdzie miały miejsce różne imprezy muzyczne. Na terenie uzdrowiska mieściły się place do gry w siatkówkę, koszykówkę, krokieta, kort tenisowy i cały szereg przyrządów lekkoatletycznych. Przy Wilii urządzono wspaniałą plażę i przystań dla łódek. Kuchnia i jadalnia lokowały się w osobnym budynku. Ze wspomnień bywalców uzdrowiska wynika, że żywiono naprawdę dobrze. Karmiono 5 razy dziennie, wczesne śniadanie o godzinie 7 rano było dostarczane wprost do pokojów wypoczynkowych. Dzień wypoczynku dla studentów kosztował 4,60 zł, dla osób postronnych – 6 złotych, dla dzieci – 3 złote. Legaciszki były placówką na wpół zamkniętą, gdyż warunek możliwości odpoczynku tutaj stanowiło pismo rekomendacyjne z Bratniej Pomocy. Sezon wypoczynkowy rozpoczynał się 1 czerwca i trwał do 1 października. Pierwszym kierownikiem kolonii był Józef Niewiński. Dojazd do Legaciszek nie sprawiał kłopotu, leżały bowiem w odległości 34 kilometrów od Wilna, można więc było tam dotrzeć nawet rowerem, ale tak na ogół najczęściej dojeżdżano pociągiem (kierunek na Kowno), a następnie przeprawiano się promem przez Wilię – i już spragniony relaksu na łonie przyrody student trafiał do Legaciszek.

Wrażenia z pobytu najlepiej zobrazują wspomnienia osób, które tu wypoczywały. Przywołajmy te poczynione przez Wojciecha Dąbrowskiego – „Sama całość jest imponująca. Począwszy od wjazdowego promu, który łączy w sobie cud techniki (wykorzystanie siły prądu rzecznego) ze swojską prostotą, a skończywszy na sali balowej, która w dwóch ścianach ma same okna („szklane domy“), a w dwóch innych same drzwi, która ma pianino i obrazki na ścianach, nie mówiąc już nawet o podręcznej elektrowni, ani o miejscu najważniejszem – sali jadalnej, wszystko w Legaciszkach jest godne widzenia, obejrzenia, dotknięcia, spróbowania. Najrozmaitsze atrakcje ściągają do tego uzdrowiska mniej lub więcej wielką liczbę gości, którzy pławią się w Wilji, jedzą, piją, lulki palą, uprawiają tańce, hulankę i swawolę za 4.60 zł. dziennie. Przeważnie nawet nie są wymagający. „I to nam wystarcza“ – powiadają skromnie, wpychając przemocą w przełyk ostatni kąsek kolacji. Z trudem unoszą się z miejsc i udają się do wszechwiedzącego w takich wypadkach dra Sylwanowicza (mały pawilon, pierwsze piętro, „Ambulans“, przyjęcia od 9-ej do 10-ej rano lub w miarę konieczności). (...) O świcie, t.j. o godz. 6 i 1/2 gość podlega przebudzeniu w drodze postawienia przy łóżku szklanki mleka ze słodką bułką. Osobnik, śpiący w dalszym ciągu, naraża się na to, że mu koledzy ten pierwszy, na czczo spożywany, posiłek zjedzą. Następuje lekkie umycie się w prawdziwej umywalni (w tym względzie wola ludzka nie jest krępowana, można iść myć się do Wilji, albo też nie myć się wcale), poczem gość ubiera się i maszeruje do jadalni na godz. 8-mą, celem spożycia drugiego śniadania. Następnie rozbiera się, idzie na plażę, ubiera się, idzie na obiad, rozbiera się, idzie na plażę lub plac sportowy, ubiera się, wraca na podwieczorek, rozbiera się, gra w piłkę, ubiera się, je kolację, idzie tańczyć, wreszcie, gdy o godz. 10-ej elektrownia wyłącza mu światło, niewątpliwie jest zmuszony do spania, do wypoczynku. Bowiem kolonja jest wypoczynkowa i ludzie muszą wypoczywać. Na wszelki wypadek tu i tam przyświeca w nocy reflektor – t. zw. „Rentgen“ – będący w wyłącznem władaniu kierownika kolonji, a wykluczający jakiekolwiek nadużycia ciemności. Godzina 10-ta – czas spać. (...). Czas płynie w Legaciszkach jak woda. Szczególnie znaczną rolę gra tu przedobiednie urzędowanie na plaży. Ludzie, którzy nie mogą swych bliźnich topić w łyżce wody, korzystają tam z całej Wilji i zwykle uczą ich pływać. Kuracjusze, kąpiąc się w Wilji, znacznie zmniejszają jej rozmiary przez systematyczne upijanie się, wodą. Mimo częstych usiłowań, nie udało mi się nikomu tego sportu wyperswadować. Niejednokrotnie z politowaniem obserwowałem wystające z wody kończyny niefortunnych adeptów sztuki pływackiej. (...) Poza Wilją, umożliwiającą szlachetny sport pływacki, istnieje w Legaciszkach cały szereg urządzeń do innych sportów: przyrządy do lekkiej atletyki, stale przeludniony plac do siatkówki, plac do krokieta, wreszcie odratowany kort tenisowy. Jednym z najmilszych sportów gości jest drażnienie tenisistów przez wypowiadanie głośnych uwag o ich grze. Rozwścieczeni gracze toczą pianę, i rzucają się na „grających“; mocne jednak druty klatki czynią tę niewinną rozrywkę całkowicie bezpieczną. Na uwagę zasługuje gra, propagowana przez wzmiankowanego wyżej dra Sylwanowicza, gra, która nosi rosyjską nazwę „gorodki“, a polega na rzucaniu metrowych drągów do ustawianych w tym celu figur. Jednak, o ile wiem, pomimo usilnych starań doktora o wyrobienie sobie jak największej praktyki, jego usiłowania trafienia kogokolwiek pałką w głowę lub w nogę dotychczas spełzły na niczem. Wspomnieć również należy o kolarstwie, uprawianem dorywczo na rowerach nieostrożnych gości. (...) Po kolacji zwykle uprawia się jeszcze jeden sport – taniec. Gra ta polega na względnie rytmicznym ruchu poziomym całego towarzystwa, podzielonego na grupki po dwie osoby płci przeważnie różnej. Ma to sprawiać grającym olbrzymie zadowolenie moralne, aczkolwiek tego, o co tu właściwie chodzi i jaki jest cel i sens tej zabawy, nie udało mi się nigdy zgłębić. (...) Gość uważny może ponadto stwierdzić, że kuracjusze w Legaciszkach – to nie wszystko. Kierownik na koniu, wozy drabiniaste, koniczyna i siano w stodole – świadczą o rozwoju gospodarki rolnej. Ważniejsze przedmioty terenowe: pawilon główny – cztery kolumny, dużo okien, jest się gdzie obrócić; pawilon mały – dziwaczny i pokręcony. Na piętrze ma doktora i ambulatorjum. Prowadzące do ambulatorjum schodki mogą spowodować ambulatoryjne leczenie. Kuchnia i jadalnia – serce Legaciszek. Przesiadywałem tam często i długo, w miarę tego, jak mię widziała gospodyni. Tuż naprzeciw jadalni – mała drewniana budka, wydająca niesamowite dźwięki. Jest to – ktoby pomyślał – elektrownia. Opodal obora i odryna. Największą sensację stanowią perliczki. Do koni nie zbliżać się – kopią. Do pszczół nie podchodzić – przynajmniej bez papierosa. Wreszcie – lasy, pole, Wilja. Narazie chyba wystarczy“.

Takie były te studenckie Legaciszki, pełne gwaru, śmiechu i młodości. O ile wiem, nie pozostało po nich nawet śladu, porasta tu sosnowy las, którego brzegi omywa ta sama co niegdyś Wilia. Zlokalizować Legaciszki można tylko przy pomocy międzywojennej mapy sztabowej. Nie udało się też dokładnie ustalić, co stało się z całym kompleksem budowli. Powyższy tekst dowodzi, że dawni studenci posiadali jednak coś, czego ich współcześni nie mają. Przynajmniej osobiście nie słyszałem, aby któraś wyższa uczelnia Litwy mogła się pochwalić taką kolonią wypoczynkową...

Na podstawie: Legaciszki – Akademicka Kolonia Wypoczynkowa – Wilno, 1930; „Alma Mater Vilnensis, czasopismo akademickie“, zeszyt 10 – Wilno 1932.

Mirosław Gajewski, Muzeum Etnograficzne Wileńszczyzny

Wstecz