Jego Wysokość SŁOWO

Spokojna głowa

Wrzesień. Znowu szkoła. Dla jednych NARESZCIE!, dla innych NIESTETY, JUŻ! Dla wszystkich jednak ważny, pracowity, niezbędny etap w życiu. Tak ważny, że po prostu mowy nie ma, by go ominąć i jakoś sobie w tym życiu dawać radę. Ten wrześniowy odcinek „Słowa” chciałabym adresować przede wszystkim uczniom.

Zacznijmy od tego, że każdy właściciel tornistra w pewnym sensie musi być poliglotą, to znaczy znać kilka języków. Nie, nie mam w tej chwili na myśli państwowego czy angielskiego, do których też trzeba się solidnie przykładać. O co więc chodzi? – pytacie ze zdziwieniem. O różne języki polskie – odpowiadam z pełnym przekonaniem, że za chwilę przyznacie mi rację: ten nasz najpiękniejszy (jak zresztą każdy ojczysty) język, nie występuje w jednej tylko postaci.

Inaczej rozmawiamy z kolegą, przyjaciółką, inaczej z mamą, inaczej z nauczycielem. Na czym to „inaczej” polega? Przede wszystkim na doborze odpowiednich wyrazów, zwrotów frazeologicznych. O ile do kolegi czy bliskiego znajomego zwrot „no to ja już lecę, cześć, stary” jest jak najbardziej w porządku, to do urzędnika w biurze czy pana od matematyki chyba inaczej się zwrócimy. Innych też wyrazów i zwrotów użyjemy w rozmowie z osobami bliskimi, innych – podczas odpowiedzi na lekcji historii czy biologii. A jeszcze innych w naszych pracach pisemnych, na przykład w wypracowaniu z polskiego. Bo między językiem mówionym i pisanym jest prawdziwa przepaść. Podczas rozmowy pomagamy sobie mimiką, intonacją, gestykulacją, więc możemy pozwolić na monosylaby, czyli odpowiedzi jednym słowem (tak, nie, dobrze, jutro), a nawet na pewne niedopowiedzenia, skróty myślowe, wyrażenia, znane tylko rozmówcom.

Inaczej jest z językiem pisanym, który wymaga formułowania myśli przy pomocy zdań dłuższych, pełnych treściowo i uporządkowanych gramatycznie. Przecież tekst pisany powinien być zrozumiały dla każdego, kto go czyta. Język pisany rządzi się też innymi prawami leksykalnymi, czyli wymaga nieco innego słownictwa, innych związków wyrazowych. Bowiem wiele frazeologizmów, mimo że są one jak najbardziej poprawne, nie nadaje się do pisemnych wypowiedzi. Ta ogólna nazwa „frazeologizmy” obejmuje różne rodzaje związków frazeologicznych, takich jak frazy, zwroty, wyrażenia, frazemy, idiomy.

Kiedyś przeczytałam w dzienniku, że koncert był obciachem, a widzowie mieli przerąbane. Przeczytałam i szkoda mi się zrobiło dziennikarki, która widocznie chciała zaimponować czytelnikom swoją znajomością „współczesnej polszczyzny”, a tymczasem wypadło to po prostu śmiesznie, a nawet żałośnie. Bo – że posłużę się tu pewnym idiomem – nie w tym kościele dzwoniono. Owszem, wyrażenia takie są dość popularne w gwarze młodzieżowej, są jednak nie na miejscu na łamach dziennika.

To już nie tylko brak wrażliwości językowej, lecz również podstawowych wiadomości o nim, bowiem styl potoczny, gwary ludowe i środowiskowe występują przede wszystkim w postaci mówionej. Wyrazy i zwroty pospolite, potoczne, nie mówiąc już o prostackich czy wulgarnych, nie nadają się do języka pisanego, podobnie jak śmiesznie wygląda człowiek, mówiący na co dzień językiem książkowym, używając wyrazów podniosłych, napuszonych, uroczystych. Zwłaszcza, jeśli dotyczy to rzeczy błahych.

Na co dzień mówimy raczej stylem potocznym, używając kolokwializmów, to znaczy takich wyrazów, które występują tylko w mowie: babka, laska, facet, cześć, kumpel, kumpelka, ściema, spoko. Wplatane do takiej luźnej rozmowy wyrazy tak zwane książkowe są nie na miejscu i rażą swoją sztucznością, nienaturalną elegancją. Szczególnie śmieszny jest jakikolwiek patos.

Zresztą, patos nie jest dobry także w tekstach pisanych. Takie na przykład zdanie: Mieszkańcy naszego miasta są dumni ze wzniesionego ze środków społeczeństwa gmachu Teatru Opery i Baletu jest w porządku, prawda? Ale duma mieszkańców ze wzniesienia szaletu publicznego nadawałaby się raczej do tekstu satyrycznego, jako że pospolita, trywialna treść nie odpowiada uroczystej, wzniosłej formie wypowiedzi. Tego rodzaju tani, niepotrzebny patos nazywał Gałczyński „środkiem na wymioty”.

Przytoczony wyżej przykład z przerąbanym obciachem również jest świadectwem niespójności stylistycznej. Frazeologizmy pospolite, potoczne, a nawet prostackie są używane w rozmowach ludzi o niskim poziomie kulturalnym, nieobytych, albo w komunikowaniu się osób bardzo z sobą zżytych. W mowie starannej – jak pisze Piotr Müldner-Nieckowski w przedmowie do Wielkiego słownika frazeologicznego języka polskiego – „bywa (wyjątkowo i ostrożnie) stosowane w celu nadania wypowiedzi szczególnego charakteru emocjonalnego, wzmocnienia argumentacji, podkreślenia puenty”.

Nawet te pospolite wyrażenia, które z założenia nie są wulgarne, przybierają właśnie taki charakter, jeśli są użyte w sytuacjach, w których dopuszczalny jest tylko język oficjalny lub staranny. Tu znów pozwolę sobie przypomnieć tytuł pewnej publikacji w dzienniku: Władze litewskie olały pogrzeb Czesława Miłosza. W ten sposób pamięci poety stała się podwójna krzywda: raz, że władze litewskie odniosły się lekceważąco do śmierci twórcy tak bardzo z Litwą związanego, a dwa, że dziennik obraził tę pamięć wyjątkowo nieprzyjemnym wulgaryzmem.

Na lekcjach polskiego uczniowie z pewnością ziarnko po ziarnku zdobywają wiedzę z zakresu kultury języka. Z pewnością wiele też wiedzą na temat związków frazeologicznych. Przede wszystkim – że są to stałe połączenia wyrazów, które najczęściej znaczą co innego, niż to wynika ze znaczeń poszczególnych słów (słomiany ogień, groch z kapustą, parszywa owca, piąte koło u wozu). Potraktowanie takich związków wyrazowych (idiomów) w znaczeniu dosłownym może wywołać mniej lub bardziej zabawne nieporozumienie. Jeśli o mnie chodzi, nieporozumienie to było mało zabawne, bo poróżniło mnie z człowiekiem, którego bardzo lubiłam i szanowałam.

Kiedyś powiedziałam koledze redakcyjnemu, który dość swobodnie potraktował niektóre fakty z historii Polski, że za taki artykuł trzeba bić i patrzeć, czy równo puchnie. W wyniku – byłam omawiana na zebraniu i otrzymałam jakąś karę za groźbę pobicia, bo ten frazeologizm został przyjęty dosłownie również przez kierownictwo. Nie o karę jednak chodzi. Do dziś mam żal do siebie, że się nie ugryzłam w język, nim się tym zwrotem posłużyłam.

Być może wiadomości młodych czytelników z zakresu frazeologii nieco się wzbogacą, jeśli rozszerzymy je o garść przykładów. Na początek przyjrzyjmy się niektórym zwrotom frazeologicznym, uważanym za potoczne, czyli za takie, których nie wypada użyć nie tylko w pracy pisemnej, ale i w rozmowie z osobą starszą, szanowaną, czy też podczas odpowiedzi na lekcji.

Po co ta mowa? Do kogo ta mowa? To mi wisi, mam to gdzieś, być do przodu, być do tyłu, olewam to, dać komuś przypalić, z innego ciasta.

Jedne z przytoczonych frazeologizmów możemy określić tylko jako potoczne, nie mające negatywnego zabarwienia emocjonalnego (do kogo ta mowa? być do przodu). Inne natomiast są wręcz wulgarne ( to mi wisi, olewam to, mam to gdzieś). Jeszcze inne są tak zwanymi kalkami, czyli dosłownymi tłumaczeniami z języka rosyjskiego (dać przypalić zam. pokazać, gdzie raki zimują; na prędką rękę zam. naprędce, na chybcika; z innego ciasta zam. z innej gliny).

Przyjrzyjmy się teraz niektórym spośród kilkuset frazeologizmom z głową w roli głównej. Podzieliłam je na dwie grupy. Oto pierwsza.

Mieć spokojną głowę (być czegoś pewnym, spokojnym o coś), mieć jasną głowę (być zrelaksowanym, wypoczętym), z głową w chmurach (marząc, w zamyśleniu), tęga głowa (ktoś inteligentny, zdolny, wykształcony), nadstawiać głowę, nadstawiać głowy (narażać się na niebezpieczeństwo, ryzykować życie w jakiejś lub czyjejś spawie), z podniesioną głową (dumnie, odważnie, z godnością), jasna głowa (sprawny umysł), kiwać nad czym głową (wyrażać politowanie, podziw, ubolewanie, współczucie, niepewność, obawę), kłaść głowę (ginąć z jakiegoś powodu), chować głowę w piasek (nie chcieć zdać sobie sprawy z niebezpieczeństwa, uchylać się od czegoś), chodzić z podniesioną głową (być dumnym, hardym, pewnym siebie), suszyć komuś głowę (natrętnie mówić komuś o tym samym, zanudzać), ściągać komuś coś na głowę (powodować, że kogoś spotkają kłopoty, przykrości), urwanie głowy (bezładny pośpiech, zamieszanie).

Druga grupa

Upaść na głowę (postąpić głupio, nierozsądnie, zwariować), wybić sobie kogoś, coś z głowy (przestać o czymś, o kimś myśleć, zajmować się czymś), nie zawracaj głowy (nie naprzykrzaj się, nie narzucaj się), mieć sieczkę, siano, wodę w głowie (być głupim, niedowarzonym, lekkomyślnym, myśleć o głupstwach), mieć coś z głową (być niespełna rozumu, szalonym, nienormalnym), mieć nie po kolei, poprzestawiane, źle poukładane w głowie, nierówno pod sufitem (być niespełna rozumu, być niezrównoważonym psychicznie), mieć porąbane w głowie (być nierozsądnym, lekkomyślnym, niezrównoważonym psychicznie), głowa kwadratowa (odporna na emocje, człowiek głupi, ociężały umysłowo), wbić sobie coś do głowy (upierać się przy czymś, wierzyć w coś bezpodstawnie), wbij to sobie do głowy (naucz się tego, zapamiętaj to).

Czym się różnią obie grupy przytoczonych wyżej frazeologizmów? Otóż te z pierwszej określić można jako staranne, a niektóre książkowe. Te ostatnie spotkać można w literaturze pięknej, zwłaszcza klasycznej. Rzadziej we współczesnej, która niechętnie korzysta ze znanych, trwałych frazeologizmów i raczej poszukuje wyrażeń własnych, niebanalnych. W mowie starannej i oficjalnej wyrażenia książkowe brzmią sztucznie.

Frazeologizmy staranne używane są w swobodnej rozmowie, jednak z zachowaniem wzajemnego szacunku rozmówców. Mogą być w pewnym zakresie używane także publicznie, na przykład podczas wykładu, na lekcji, w publicystyce, we współczesnej literaturze. Frazeologizmy takie w zasadzie nie są nacechowane ujemnie.

Inaczej rzecz się ma z frazeologizmami pospolitymi, potocznymi, zwanymi też prostackimi, które z reguły bywają obraźliwe i nie świadczą dobrze o naszym obyciu towarzyskim. Większość tych, które przytoczyłam, sugeruje, że ten, do kogo są skierowane, jest głupi, lekkomyślny, niezrównoważony psychicznie. Są więc bardzo ujemnie nacechowane. W literaturze pięknej wyrażenia pospolite głównie występują w dialogach charakteryzujących postacie proste, bez ogłady towarzyskiej, nieoczytane. Frazeologizmy wulgarne, których w języku naszym, jak zresztą w każdym innym, jest sporo, całkowicie pomijam. Starajmy się również pomijać je w naszych rozmowach.

Jako że właśnie rozpoczął nam się nowy rok szkolny, chcę wszystkim uczącym się i uczącym, obok życzeń owocnej pracy, przypomnieć kilka zwrotów frazeologicznych, ze zdobywaniem wiedzy związanych: skarbnica wiedzy (książka, biblioteka), zasób wiedzy (zakres wiadomości, informacji), pogłębiać wiedzę (uczyć się, douczać się), gałąź wiedzy (jedna z obszernych części wiedzy ludzkiej), głęboka, rozległa wiedza (dobra znajomość informacji z jakiejś dziedziny, erudycja, fachowość). Każdemu – od pierwszaka do maturzysty życzę celować w nauce, a w przyszłości, jeśli nawet nie być luminarzem nauki (człowiekiem wybitnym, sławnym, znakomitością na polu nauki), to krzewić ją wśród innych. A najważniejsze, by nauka nie poszła w las, by każdy potrafił zrobić pożytek z tego, czego się nauczył, wykorzystać zdobytą wiedzę i zastosować ją w praktyce Wiedza o związkach frazeologicznych jest nie tylko ciekawa, ale i bardzo przydatna w kontaktach z ludźmi.

Łucja Brzozowska

Wstecz