Jego Wysokość SŁOWO

Ewidentny rezultat czy oczywisty wynik?

Zacznę ten październikowy odcinek „Słowa” pięknymi Tuwimowskimi „Strofami o późnym lecie”:

Zobacz, ile jesieni!

Pełno, jak w cebrze wina,

A to dopiero początek,

Dopiero się zaczyna.

 

Nazłociło się liści,

Że koszami wynosić,

A trawa jak bujna,

Aż się prosi, by kosić.

 

Lato, w butelki rozlane,

Na półkach słodem się burzy,

Zaraz korki wysadzi,

Już nie wytrzyma dłużej.

Wszystko, co piękne, szybko się kończy, więc lato też, nawet to późne, a z nim skończyły się wakacje. Pocieszmy się jednak myślą, że wszelkie smutki i zmartwienia też nie trwają wiecznie. I z tym filozoficznym nastawieniem wszyscy, a nie tylko młodzi, zabraliśmy się już od września do nauki. Wszyscy – to może przesada, ale jeśli się weźmie pod uwagę uczniów, studentów, słuchaczy różnych kursów podnoszenia kwalifikacji, zdobywania nowych zawodów, to chyba można mówić o większości. To prawda, że żadne sprawdziany i egzaminy nam nie grożą, bo swoje szkoły i uczelnie mamy już poza sobą, warto jednak to i owo przypomnieć, by móc z mądrą miną sprawdzać odrabianie lekcji naszych dzieci. Mam nadzieję, że nasza rubryka językowa, jeśli nawet nie rozwiąże tych czy innych wątpliwości językowych, to zachęci do sięgnięcia po głębsze źródła wiedzy o naszej pięknej ojczyźnie-polszczyźnie.

Nieprzypadkowo ten odcinek zaczęłam fragmentem wiersza Juliana Tuwima. 13 września minęła 115 rocznica urodzin tego poety, tak bardzo rozmiłowanego w pięknie mowy ojczystej. Nawet te słowa „Ojczyzna polszczyzna”, dobrze znane z programów profesora Jana Miodka, który uczył nas wrażliwości na piękno języka, uczył rozumieć go i szanować, pochodzą z poematu Tuwima o zieleni.

Tak pięknie powitawszy jesień, zajrzyjmy teraz do listu naszego czytelnika z Gdańska pana Jana Bujnickiego. Pan Jan porusza kilka problemów językowych, które, jak mi się zdaje, zainteresują również innych naszych Czytelników.

Jako stały czytelnik „M.W.” – pisze pan Jan – z zaciekawieniem czytam też dział „Jego Wysokość SŁOWO”. Bardzo ciekawy to poradnik językowy. W literaturze nowoczesnej, a zwłaszcza w środkach masowego przekazu aż roi się od wyrazów obcych. Jakoś większość nie chce dbać o czystość języka ojczystego. A są przecież odpowiednie wyrazy polskie. Oto kilka przykładów:

Aktualnie – obecnie; realnie – rzeczywiście; region – dzielnica kraju; fajnie – dobrze; alfabet – abecadło; satysfakcja – zadowolenie; deklaracja – oświadczenie; transportować – przewozić; transport – przewóz; okupacja – zabór.

A podobnych przykładów jest mnóstwo. A co na to znakomici poloniści? Jakoś ich nie słychać. Przydałoby się głośne upomnienie.

Dziękuję panu Janowi za to, że nas czyta, dziękuję za przychylną ocenę tej rubryki, także za ciekawe tematy, które poruszył. Dziś porozmawiamy o wyrazach obcych, do innych wrócimy w następnych odcinkach.

W tym, że nadużywanie wyrazów obcych nie jest zaletą wypowiedzi zarówno ustnej, jak też pisemnej, pan Jan ma całkowitą rację. Według mnie, też lepiej jest cieszyć się z czegoś, odczuwać zadowolenie niż satysfakcję (choć to nie zupełnie to samo). Rzeczywiście, istotnie, naprawdę, prawdziwie też w wielu wypadkach lepiej się wpisuje do naszej mowy niż realnie. Tylko... czy te obce wyrazy są nam niepotrzebne i czy przez wszystkich odczuwane są jako obce? Niektóre zostały zapożyczone tak dawno, że się na dobre zadomowiły w naszym języku i traktujemy je jak własne, podobnie jak zaadoptowane dziecko rodzice uważają za rodzone.

Przyznam, że osobiście nie lubię wyrazów fajnie, fajny, fajowo, ale przecież trudno nie przyznać, że są w mowie potocznej potrzebne. No, bo jak nastoletni użytkownik opowie innemu nastoletniemu użytkownikowi naszego pięknego języka, o wycieczce, z której wrócił? Że była ciekawa, wspaniała, nadzwyczajna, atrakcyjna? Ależ te takie poprawne, takie „literackie” epitety byłyby prawdziwą kompromitacją w mniemaniu nastolatka, a mówiąc jego językiem – obciachem.

Zresztą, dla niektórych już nawet ten potoczny, od dawna przyswojony wyraz fajny brzmi staroświecko. Dziś mówi się: cool, super, ekstra, mega, odlotowy. Mówi się też masakra. Ten koszmarny wytrych językowy może oznaczać dosłownie wszystko: zachwyt, pochwałę, aprobatę, gniew, zdziwienie, oburzenie. Słowem – prawdziwa masakra! Wracając jednak do wspomnianego w liście pana Jana wyrazu fajnie nadmieńmy, że Bronisław Wieczorkiewicz w „Gwarze warszawskiej dawniej i dziś” przytacza przyśpiewki warszawskich andrusów z dziewiętnastowiecznego pisma satyrycznego „Mucha”:

Cech andrusa, to mi, panie,

fajn, że kichać proszę.

Po co andrus ma pracować

za jakie trzy grosze?

Ta niemiecka pożyczka (z romań. fino od finis ‘koniec’) szybko się zadomowiła w polszczyźnie, przybierając postać przymiotnikową właściwą językowi polskiemu – fajny.

Oto, co na ten temat pisze profesor Jan Miodek w książce „Słowo jest w człowieku”:

Kiedy miałem 20 – 30 lat, a były to początki mojej działalności zawodowej popularyzatora wiedzy o języku, na prawie każdym spotkaniu z młodzieżą szkolną zwracałem jej uwagę na psychiczną jej potrzebę używania określeń fajny, fajnie w nieoficjalnych sytuacjach komunikacyjnych i zarazem na rażącą ich niestosowność w tekstach oficjalnych – w czasie lekcji, w pracy pisemnej – klasowej czy domowej, w czasie egzaminu, w wywiadzie radiowym czy telewizyjnym.

Jak o swego rodzaju curiosum językowe profesor opowiada, jak to pewna kandydatka na studia polonistyczne w czasie egzaminu wstępnego powiedziała, że Norwid w jednym z utworów osiągnął fajny nastrój.

Tak więc nie o to chodzi, co jest lepsze: fajnie czy dobrze, wspaniale, tylko o to, kiedy, gdzie, w jakim kontekście, a nawet w jakim towarzystwie można mówić o fajnym dniu, fajnym filmie czy fajnym koledze.

Zapożyczenia są ważnym źródłem, z którego czerpie każdy język. Nawet nie zauważamy, że otaczają nas niemal na każdym kroku. W domu korzystamy z windy, elektryczności, telefonu, komputera, telewizora, miksera. Rano po wypiciu kawy czy herbaty udajemy się do biura, instytutu, uniwersytetu, firmy, szkoły. Jeśli nie korzystamy z własnego środka lokomocji, nie obejdziemy się bez autobusu, tramwaju, trolejbusu. W pracy szef wymaga, byśmy byli inteligentni, lojalni, mobilni, dyspozycyjni, operatywni, koledzy darzą nas sympatią, jeśli jesteśmy dyskretni, tolerancyjni, empatyczni. Na studiach studenci mają profesorów, audytoria, kolokwia, seminaria. Podczas weekendu chodzimy na koncerty, do kina, teatru, czasem do cyrku czy muzeum, słowem – spędzamy czas kulturalnie.

Wystarczy wziąć do ręki dowolny słownik wyrazów obcych, by się przekonać, że w polszczyźnie funkcjonuje kilkanaście – jeśli nie kilkadziesiąt – tysięcy wyrazów obcych. Z wielu stykamy się po raz pierwszy i musimy uważnie, w skupieniu przeczytać, co znaczą (dotyczy to szczególnie terminów naukowych), jednak wszystkie są potrzebne.

Jest początek roku szkolnego. Te dzieci, które po raz pierwszy przyszły do szkoły, zetknęły się z wielu nowymi wyrazami. Nawet jeśli słyszały takie słowa, jak szkoła, klasa, tablica, pedagog, pauza, kreda, dyrektor, inspektor, kuratorium, gimnazjum, liceum, test, egzamin, tornister, nie należały one do ich aktywnego słownictwa. I chyba nie będą się zastanawiać, czy są to polskie wyrazy, czy zapożyczone. Zwłaszcza takie łatwe, jak szkoła, klasa, sala i takie miłe jak pauza. A i cukierek, czekolada też mają „zagraniczne” rodowody.

Oto mały test. Które z poniższych wyrazów są zapożyczone?

Atrament, aleja, banda, dzida, egzamin, falbanka, koc, kompot, koszt, blondynka, brązowy, bryndza, cecha, cyfra, drukować, drut, ganek, gruntowny, grupować, hutnictwo, kamizelka, kanapa, kieliszek, litr, lusterko, papier, śrubka, tablica, wanna.

Oszczędzę moim Czytelnikom czasu na wertowanie słownika wyrazów obcych i od razu powiem, że wszystkie te wyrazy są zapożyczone, jednak całkowicie spolszczone i nie mają odpowiedników polskich. Inaczej mówiąc, nie moglibyśmy się bez nich obejść.

Spójrzmy teraz na grupę innych wyrazów obcych: specyficzny – szczególny, gros – większość, konkurować – współzawodniczyć, optymalny – najlepszy, rezultat – wynik, ewidentny – oczywisty, talent – wybitne zdolności, uzdolnienia w jakimś kierunku, permanentnie – ustawicznie, ciągle, stale, spektakl – przedstawienie, zorganizować – urządzić, korepetycja – prywatna lekcja, niwelować – wyrównywać, mankament – brak, wada, usterka, niedostatek czego.

Tu już na pierwszy rzut oka widzimy, że te obce mają odpowiedniki polskie. Czy wobec tego jest jakakolwiek potrzeba, by oczywisty, ustawiczny, najlepszy, wynik, większość zamieniać na wyrazy obce? Wydaje się, że żadnej. Zwłaszcza że, jak pisał Tuwim, używanie wyrazów obcych – to kwestia szczęścia: czasami uda się powiedzieć dobrze. Mnie się na przykład niedawno to szczęście nie dopisało. W e-mailu zamiast „konsul” napisałam „ambasador”. Błąd zauważyłam o ułamek sekundy za późno, już po kliknięciu myszką. No, i tak poleciało w świat szeroki, w świat daleki.

Lista wyrazów obcych, których bez najmniejszej szkody dla tekstu, a raczej odwrotnie, z wielkim dla niego pożytkiem możemy unikać, mogłaby być dużo dłuższa. Właśnie o takich wyrazach pisał pan Jan Bujnicki. Chciałabym jednak dodać, że okupacja i zabór, o których pan Jan wspominał, to nie zupełnie to samo. Przynajmniej w świadomości Polaków, którzy zabór kojarzą przede wszystkim z rozbiorami Polski w XIX wieku, a okupację – z okresem II wojny światowej. Broniłabym też alfabetu, bo czym byśmy zamienili na przykład zwrot spis alfabetyczny? Także internacjonalizm deklaracja nie we wszystkich wypadkach dałby się zamienić oświadczeniem.

Pan Jan pyta, co na to nasi znakomici poloniści? Odbiorcy telewizyjnych programów językowych, a także czytelnicy książek profesorów Jana Miodka, Jerzego Bralczyka wiedzą najlepiej, że niejednokrotnie naukowcy ci poruszali temat nadużywania wyrazów obcych, wszelkich modnych zapożyczonych wtrętów językowych. Należy jednak dodać, że nigdy nie było to „głośne upomnienie”, bo jest ono raczej domeną nauczyciela, a nie językoznawcy.

W języku niepotrzebnych wyrazów nie ma. Nawet te, które nam się wydają zbędne, komuś są potrzebne dla wyrażenia myśli, uczuć, stanów psychicznych. Również – choć nam się nie zawsze to podoba – wulgaryzmy są potrzebne, skoro są ludzie, którzy inaczej swoich myśli, a zwłaszcza większych emocji nie potrafią wyrazić inaczej, jak tylko za pomocą wulgaryzmów. Inna sprawa, że cały system wychowawczy – nie tylko w szkole, lecz także w domu – powinien być tak ukierunkowany, by ludzie potrafili wyrażać to, co myślą i czują językiem poprawnym i kulturalnym. Potrafili i czuli tego potrzebę.

W tej krótkiej rozmowie poruszyliśmy tylko częściowo temat zapożyczeń, a mianowicie – mówiliśmy jedynie o wyrazach zapożyczonych z obcych języków. A przecież zapożyczamy nie tylko poszczególne wyrazy, lecz całe konstrukcje składniowe, związki frazeologiczne, formy fleksyjne. Ale do tematu tego, jeśli zainteresuje on Czytelników tej rubryki, wrócimy innym razem.

Łucja Brzozowska

Wstecz