Życie jak werbla łomot

Znakomity amerykański prozaik Ernest Hemingway radził nie pytać, komu bije dzwon żałobny, gdyż bije on ponoć każdemu z nas. Trudno się nie zgodzić, że w przypadku nagłej i wyraźnie przedwczesnej śmierci Jerzego Surwiły jego ton pogrążył w wielkim smutku całą społeczność polską. Bo przecież odeszły w zaświaty piórem reportera i publicysty zaskarbił sobie powszechny szacunek rodaków, którym tak wiernie przez długie lata służył.

Jego błyskotliwa kariera dziennikarza rozpoczęła się w roku 1964, kiedy to zaraz po studiach na polonistyce ówczesnego Wileńskiego Państwowego Instytutu Pedagogicznego zatrudnił się w „Czerwonym Sztandarze” – jedynej polskojęzycznej gazecie codziennej na wschód od Polski. I od razu zanurzył się w wir życia redakcyjnego, sypiąc niczym z rogu obfitości pomysłami, mającymi zaskarbiać czytelnicze względy. To z jego lotnej myśli po pewnym czasie zaistniał Maciej, co to miał chodzić z bijakiem za pasem, by łoić nim skórę urzędasom komunistycznej nomenklatury, krzywdzącym i na różne sposoby utrudniającym życie ludziom. Maciejowi użyczył zresztą Jerzy swego image – sumiastego wąsa, budzącej zaufanie, a spoglądającej spod kapelusza twarzy. Upłynęło nieco czasu i ten czuły na ból innych wiejski mędrzec, zaczął się cieszyć powszechnym mirem, został poniekąd instytucją, utożsamianą z kimś, kto poprzez swe felietony może pomóc. W tamtych czasach głębokiej komuny, kiedy odważni wcale nie dawali się liczyć na pęczki, kiedy wypadało jakże umiejętnie maskować między gazetowe wersy treści, mające krzepić na duchu rodaków w trwaniu na swoim.

Ledwie okowy tak gorliwie lansowanego z Kremla sowieckiego systemu nieco się poluzowały, ruszył Jerzy Surwiło z otwartą przyłbicą do odfałszowania historii: naświetlania będącego przez półwiecze kompletnym tabu – tematu osób represjonowanych i kombatantów z formacji innych niż promoskiewskie Ludowe Wojsko Polskie. Tylko on jeden wie zapewne, ile wysiłku kosztowało przekonanie zastraszonych rodaków, że mogą się nareszcie rozprostować, odtajniając swą przeszłość łagierników bądź akowców, upomnieć się o swą godność. Plonem tej żmudnej pracy stały się liczne artykuły prasowe, ujęte następnie w książki „Rachunki nie zamknięte” (1992) oraz „Rachunków nie zamykamy” (2007), prowadzone aż do ostatniego tchnienia przez lat 10 na antenie Radia „Znad Wilii” coniedzielne „Magazyny Kombatanckie”. Jakże wymownym znakiem wdzięczności za ów tytaniczny wysiłek było wręczenie Mu legitymacji nr 1 honorowego członka Polskiej Sekcji Wileńskiej Wspólnoty Więźniów Politycznych i Zesłańców.

Wrośnięty z dziada pradziada korzeniami w Wilno, darzył Zmarły to miasto miłością iście rozrzutną, co w pierwszą kolej dotyczyło Łosiówki – dzielnicy, gdzie 20 listopada 1941 roku na świat przyszedł i gdzie wzrastał, zachłannie zgłębiając wiedzę o przebogatej wielokulturowej przeszłości grodu Giedymina, w czym jakże ważki udział mieli Polacy. Swoistym hymnem tej miłości stała się wspomnieniowa książka „To wszystko było, jest w Wilnie” (2007), z przewijającą się całą galerią postaci, mnóstwem rodzinnych i pozarodzinnych wątków.

Świadom długiej jak całe wieki sztafety przez czas i pokolenia schylał Jerzy z nie lada szacunkiem głowę przed wszystkimi, kto sercem, umysłem i rzetelnym wysiłkiem pomnażał dorobek Wilna, znajdując następnie wieczny spoczynek na miejscowych cmentarzach. Ku nim właśnie podążał Surwiło z czcią szczególną, opisał w wydaniach książkowych wszystkie najważniejsze wileńskie nekropolie, gdzie tak licznie spoczywają jak zmarli śmiercią naturalną tak też polegli w walkach rodacy. Widząc opłakany stan Rossy, przez długie lata fatygował się w Dniu Wszystkich Świętych i w Zaduszki jechać do Warszawy, by tam na Powązkach kwestować na jej potrzeby.

Nie bez kozery mówiło się o Surwile, że jest strażnikiem pamięci narodowej w Wilnie oraz na Wileńszczyźnie. Długo przecież by było można wyliczać inicjatywy, jakie mnożył w celu ocalania historycznych wydarzeń i ich uczestników: odnowił umieszczoną na frontonie stołecznego kościoła pw. św. Rafała tablicę uczestnika dwóch narodowych powstań, rozstrzelanego 5 czerwca 1863 roku przez Moskali na placu Łukiskim ks. Rajmunda Ziemackiego, we wnętrzu tejże świątyni umieścił tablicę, poświęconą krajanom poległym w Katyniu, przyczynił się do wzniesienia w Wilnie pomnika Adama Mickiewicza, tablic pamiątkowych Wieszczowi poświęconych. Będąc gorącym zwolennikiem etosu Józefa Piłsudskiego, zainicjował niejedną akcję, wskrzeszającą Jego pamięć, przywołał w książce wileńskie adresy z Nim związane. Książkową postać przybrały też dociekania biograficzne o Twórcy niepodległego Państwa Polskiego, które opatrzył tytułem „Spacerkiem z Marszałkiem po Żmudzi, Wilnie i Wileńszczyźnie. Zdarzenia, fakty, anegdoty” (2003).

Na długie lata sprzęgły się w Jerzym Surwile dwie pasje: dociekliwego szperacza i zbieracza, zjednane wielką miłością do dziejów narodu polskiego. Tym, czego dowiadywał się sam, dzielił się z innymi w prasie, radiu, oprowadzając wycieczki po Wilnie albo na stronicach około 20 książek, jakie wyszły spod Jego pióra. Był też hojny w przekazywaniu posiadanych zbiorów: dla mieszkania-muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku odstąpił dwa szykarnie haftowane portrety Marszałka; z jego lekkiej ręki zostały uzupełnione zbiory Muzeum Narodowego w Warszawie, muzeów Henryka Sienkiewicza oraz Kazimiery Iłłakowiczówny w Poznaniu. Zresztą, 24 października br., w dniu, kiedy Pan Bóg przyzwał Go do siebie, miał przekazać Polskiemu Studiu Teatralnemu w Wilnie mundury żołnierza i oficera polskiego oraz smoking znakomitego aktora, wilnianina Igora Śmiałowskiego. Niestety, nie zdążył…

Przy nawale prac zawodowych znajdował nasz zmarły Kolega też czas na działalność społeczną, której synonimem głęboko rozumiany patriotyzm. W maju 1988 roku w składzie 11-osobowej grupy współtworzył Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne Polaków na Litwie, transformowane po niespełna roku w Związek Polaków na Litwie, przez dobrych lat kilka przewodził jego stołecznemu oddziałowi. Sukcesy autentycznie Go cieszyły, ociąganie się władz litewskich z realizacją żywotnie ważnych dla rodaków postulatów powodowało zmartwienie. Tym boleśniejsze, bo sprzeczne z głębokim przekonaniem, że Polak i Litwin – dwa bratanki. To przekonanie przypieczętował licznymi artykułami o wspólnym dziedzictwie Rzeczypospolitej Obojga Narodów oraz książką o braterstwie oręża Orła Białego i Pogoni pt. „Od Grunwaldu do Litpolbatu” (2001).

Będąc człowiekiem czynu, który to czyn uhonorowano m. in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi RP, Odznaką „Zasłużony dla kultury polskiej”, Złotym Medalem Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej, Medalem Zygmunta Glogera za szczególne zasługi w badaniu, ochronie i rozwoju kultury, miał prawo Jerzy Surwiło mnożyć plany na przyszłość, na co najmniej kolejne 68 lat życia, dane Mu przeżyć. Niestety, nagła śmierć obróciła ten dialog z przyszłością wniwecz. Tu, na padole doczesności. Bo przecież w Domu Ojca, gdzie teraz przebywa, ma przed sobą jakże wiele czasu na rozmowę z wiecznością. Życząc, by była ona w każdym calu treściwa, mocno bolejemy, że Twoje, Jerzy, miejsce na liście żywych świeci pustką nie do wypełnienia.

Zespół redakcji „Magazynu Wileńskiego”

Wstecz