Z dresem zbratany starosta

Jeśli mnie pamięć nie myli, z Genadiuszem Baranowiczem zetknąłem się po raz pierwszy w roku 1991, kiedy to pojechałem do Białej Waki w rejonie solecznickim, by piórem żurnalisty zrelacjonować przebieg organizowanych tam przezeń wspólnie z Andrzejem Więckiewiczem biegów przełajowych na trasie Biała Waka – Rudniki – Biała Waka.

Niewiele dało nam się wtedy porozmawiać, gdyż Baranowiczowi, jako przysłowiowej alfie i omedze imprezy, ziemia wyraźnie spod nóg leciała. Podobnie jak przy naszych kolejnych spotkaniach – na zlotach turystycznych Polaków na Litwie albo podczas inicjowanych przez Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” zawodów parafialnych, gdyż i w jednym, i w drugim przypadku był on „motorem”, napędzającym swe drużyny ku zwycięstwom.

Do tego dialogu w takt spokojnie cykającego zegara doszło dopiero parę tygodni temu. W jego – starosty gminy Biała Waka – gabinecie, dokąd wprosiłem się z dziennikarską gościną i zamiarem napisania tekstu, który u schyłku kolejnego roku miałby choć po części kompensować nasze mijanie się w czasie i w przestrzeni.

Bez przesady można stwierdzić, że Baranowicz korzeniami jest wrośnięty w szeroko rozumianą Ziemię Solecznicką. Jego rodowym gniazdem są Turgiele, gdzie spędził dzieciństwo, ukończył szkołę i zaczął stawiać pierwsze kroki w sporcie z wyczynową metką. Lekkoatletyczna kariera nabrała rumieńców szczególnych, kiedy po maturze podjął w roku 1980 naukę w Wileńskim Technikum Kolejowym i równolegle rozpoczął intensywne treningi kolejno w zrzeszeniu „Nemunas” i „Dynamo”, specjalizując się w biegach na średnie i długie dystanse, dopingowany coraz lepszymi wynikami: jak na bieżniach stadionów, tak na trasach przełajów. Te najbardziej „tłuste” lata przypadają właśnie na okres nauki kolejowego fachu, kiedy to znajdował się nawet w składzie reprezentacji Litwy jako długodystansowiec, biegający 5, 10 kilometrów, a nawet maraton.

O tych sukcesach przypominają do dziś pieczołowicie przechowywane trofea, przypieczętowujące miejsca na podium w tak renomowanych zawodach jak: biegi na trasie Troki – Wilno, crossy o nagrodę dziennika „Tiesa”. W roku 1983, podczas ogólnozwiązkowych zawodów w Krzywym Rogu pokonał dystans maratonu w 2:29.53, wykonując normatyw kandydata na mistrza sportu.

Służba wojskowa w latach 1984-1986 wyraźnie zastopowała jego karierę zawodniczą. Owszem, po powrocie do cywila próbował jeszcze mieć do czynienia ze sportem wyczynowym, choć czuł, że najlepsze ma za sobą. To, czego sam się nauczył, jął przekazywać młodym adeptom biegania, podejmując się trenerki w zrzeszeniu „Lokomotywa”. Tu właśnie wypatrzył go Vytas Vedrickas – dyrektor ówczesnego przedsiębiorstwa torfowego w Białej Wace – wielki animator kształtowania zdrowego ciała u zatrudnionych, proponując mu etat metodyka sportowego. A że Genadiusz przystał na tę propozycję, od roku 1988 jego życiorys przypisany jest Białej Wace, gdzie lat 17 i 2 miesiące przepracował jako dyrektor miejscowego Domu Kultury, będąc równolegle w latach 1994-2006 przez cztery z kolei kadencje radnym rejonu solecznickiego, a od stycznia 2006 roku piastuje tekę starosty gminy białowackiej.

Z pojawieniem się Baranowicza w tej miejscowości ruchawka sportowa zrobiła się na poczekaniu, czemu pomocne stało się założenie nakierowanego na młodzież klubu sportowego „Jaunyste”. Ten to klub wziął na swe barki współorganizację dorocznych biegów na trasie Biała Waka – Rudniki – Biała Waka. Które to biegi już w powijakach sypnęły rekordową frekwencją, gdyż były pomyślane tak, by zachęcić do udziału każdego chętnego, 6-latkiem albo 7-latkiem poczynając, a nawet 70-latkiem kończąc. Oczywiście, z podziałem na kilkanaście grup wiekowych, którym dopasowywano długość trasy, rozpiętej między kilometrem a kilometrami 10.

Kierujący od roku 2003 Związkiem Klubów Sportowych Rejonu Solecznickiego Genadiusz Baranowicz może być dumny, że impreza, którą zainicjował, liczy obecnie już lat 21, a jakoś nie wyobraża, by zabrakło jej w kalendarzu w roku przyszłym. Przekształconej na domiar od lat 4 w święto miejscowości Biała Waka z okazji Konstytucji 3 Maja, a poszerzonej programowo o przełajowe sztafety uczniowskie, co zresztą znajduje naprawdę szeroki odzew, gdyż tego roku na starcie stanęły aż 22 szkoły, przypisane geograficznie nie tylko zresztą rejonowi solecznickiemu.

W popularyzacji sportu masowego nie szczędzi też wysiłku Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” na Litwie, odrodzone w roku 1991 przez ejszyszczanina Michała Sienkiewicza. Jego odznakę Genadiusz ma stale wpiętą w klapę marynarki: po części z „urzędu”, gdyż, jako wiceprezes, jest prawą ręką pana Michała we wszystkich poczynaniach, choć zdecydowanie bardziej z przekonania, jak ważny jest ruch sokoli w formowaniu zdrowego ciała i patriotycznej postawy tych, którzy wcześniej albo później wkroczą w dorosłość.

By cokolwiek odciągnąć mieszkańców rejonu od zasiedziałego trybu życia, wpadli na pomysł dorocznych parafiad, czyli rywalizacji parafia na parafię, a jej program obejmuje 9 dyscyplin: koszykówkę, siatkówkę, piłkę ręczną, tenis stołowy, futbol, futbol halowy, ringo, szachy i warcaby. Nierzadko swych wiernych do sportowego czynu podrywają sprawujący tam posługę księża, chętnie zmieniając sutanny na dresy. Jak w rejonie solecznickim, tak też poza nim, gdyż formuła parafiad jest otwarta dla chętnych wzięcia udziału spoza.

Ze zwycięzców finałów formowana jest ekipa, która dzięki przetartym przez prezesa Michała Sienkiewicza szlakom udaje się na parafiady ogólnopolskie, wcale nie będąc statystą w tamtejszej rywalizacji. Genadiusz nie bez dumy w głosie odnotowuje, że tego roku ich drużyna, złożona notabene w większości z białowaczan, na ponad 50 startujących tam ekip uplasowała się na jakże zaszczytnej 2 pozycji, ustępując ledwie punkt triumfatorom.

Zresztą, międzynarodowych sukcesów najlepsi sportowcy rejonu odnotowali ostatnio znacznie więcej. Te najbardziej ważkie towarzyszyły XIV Letnim Igrzyskom Polonijnym, których gościnnym gospodarzem w dniach 1-9 sierpnia br. był Toruń. Wśród ponad 1100 zawodników z 29 krajów znaleźli się też Polacy z Litwy, w których gronie było 36 reprezentantów znad Solczy, Mereczanki i Wisińczy. A że bynajmniej nie pojechali do Torunia na wycieczkę, bardziej niż wymownie dowodzi medalowe pokłosie: 14 medali złotych, 19 srebrnych i 11 brązowych.

Konkretyzując szczegóły nie sposób nie odnotować, że w łącznej skarbonce 10 uczestników z Białej Waki znalazło się 6 krążków złotych, 8 srebrnych i 3 brązowe. Broniące jej barw trio Baranowiczów wniosło naprawdę ważki przyczynek w pozyskanie tych trofeów, gdyż Baranowicz-senior wraz z córką Gretą wywalczyli pierwsze lokaty w swych grupach wiekowych w ringo, a junior Sylwester Baranowicz zgarnął trzy krążki srebrne (ringo, biegi na 60 i 200 m) oraz „brąz” w skoku w dal.

Dla Genadiusza tegoroczna medalowa zdobycz powiększa kolekcję z Igrzysk Polonijnych. Gubi się w liczeniu, ile tego ma, gdyż po debiucie w analogicznej imprezie w roku 1997, startował niezmiennie, a nigdy nie wracał z pustymi rękoma, potrafiąc zdobyć za jednym machem nawet po 4-5 kruszców różnych barw. Ponieważ sam nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a ponadto jest coraz pewniej wspierany przez latorośle, nie wątpi, że rodzinnych trofeów z rywalizacji polonusów na pewno przybędzie.

Taką „złotą żyłą” dla reprezentantów rejonu solecznickiego w zmaganiach z rodakami z różnych zakątków świata są zawody w ringo – dyscyplinie, jaką przed ponad półwieczem wymyślił Polak Włodzimierz Strzyżewski, a jaka za sprawą Michała Sienkiewicza na dobre zadomowiła się w rejonie solecznickim. Ba, podjęli się misji nie lada: rozpropagowania tej robiącej wielką furorę gry w całej Litwie. W tym celu w roku 2000 założyli republikańską federację, której prezesuje niezmordowany Michał Sienkiewicz. Dziś zwolenników rekreacyjno-sportowej rywalizacji z gumowym krążkiem można już znaleźć w Landwarowie, Szawlach, Kiejdanach, Kłajpedzie, Wilnie, a by wyłonić najlepszych, organizowane są mistrzostwa. Ringo z akceptacji organizatorów znalazło się tego roku po raz drugi w programie VIII Światowych Sportowych Igrzysk Litwinów.

Niekwestionowaną stolicą ringo w rejonie solecznickim jest natomiast Biała Waka, gdzie dzięki ofiarnej postawie Baranowicza prowadzone są systematyczne treningi, po czemu zimą służy sala miejscowej Szkoły Średniej im. Elizy Orzeszkowej, a latem przyszkolny plac, na którym mogą rozmieścić 10 boisk, co pozwala grać naraz wszystkim chętnym. To systematyczne wtajemniczanie się w „wynalazek” Strzyżewskiego powoduje, że białowaczanie są zdecydowaną górą przy podziale medali, choć – jak przyznaje mój rozmówca – konkurencja staje się coraz bardziej ostra z racji na wyrównujący się poziom.

Obok tak licznych aspiracji sportowych wielką pasją Genadiusza Baranowicza jest turystyka, czego wyraz dawał wielokrotnie podczas dorocznych zlotów turystycznych Polaków na Litwie. Biała Waka pojawiła się na nich prawie od początku, pod szyldem „Kowbojów” albo „Piratów” odniosła niejeden błyskotliwy sukces, wygrywając parę razy klasyfikację łączną albo zdobywając lokaty z dwóch pozostałych stopni podium, a Baranowicz był wręcz niezastąpiony, gdy wypadło rywalizować w sztafecie turystycznej lub w sprawdzianie na orientację w terenie. Podobnie jak w przekazywaniu cennego doświadczenia młodemu narybkowi, zabieranemu za każdym razem pod namioty. Efekty tego są jakże widoczne obecnie, kiedy to pogodę w drużynie z Białej Waki robią ci, co niegdyś byli „kowbojątkami” – synowie i córki dorosłych „Kowbojów”.

Warto dodać, iż starosta Genadiusz Baranowicz łaskawym okiem spoziera też na turystykę w szerszym kontekście. Jako na coś, co może być szansą i wizytówką całej gminy. Tak, jak do niedawna tą wizytówką Białej Waki był torf, którego przebogate złoża zalegają stąd na wyciągnięcie ręki. To właśnie one spowodowały, że kiedy władze sowieckiej Litwy zadecydowały o ich przemysłowej eksploatacji, w roku 1950 poniekąd na szczerym polu zaistniała początkowo osada, która z biegiem czasu w szybkim tempie przerosła w miasteczko. Jego rozkwit szczególny nastąpił w latach 80. ubiegłego stulecia, do czego przyczynił się stojący u steru przedsiębiorstwa torfowego niezwykle energiczny Vytas Vedrickas.

Dziś wypada ze smutkiem mówić o tym w czasie przeszłym. Na początku lat 90. tak nagminna na Litwie „prychwatyzacja” tu również była bezlitosna. Kilku cwaniaków dosłownie na poczekaniu rozkradło kosztowny sprzęt, puściło „z torbami” ponad 700 osób z Białej Waki i okolicznych wiosek, jacy byli zatrudnieni na torfowisku, powodując nie lada bezrobocie. „Jakby nie odległe stąd o ponad 20 kilometrów Wilno, sytuacja w tym względzie byłaby wręcz katastrofalna” – rozważa w głos starosta Baranowicz. Żyjący zresztą bynajmniej nie tylko troskami liczącego około 1200 mieszkańców samego miasteczka, do którego w roku 2004 „doczepiono” wsie Żegaryno, Stare Macele, Rudnię, Girię i inne pomniejsze miejscowości, tworząc w ten sposób gminę wiejską o powierzchni 66,02 kilometrów kwadratowych.

Znaczną połać tej powierzchni pokrywa unikatowa w swej istocie Puszcza Rudnicka, pełna zwierzyny i ptactwa, unikalnej flory, której wiele okazów znajduje się w Czerwonej Księdze. To właśnie przepastne leśne ostępy mają ściągnąć tu tych, kto chce cokolwiek wytchnąć od wielkomiejskiego zgiełku, zbratać się z Matką-Naturą. W celu promocji tych walorów staraniem lokalnej wspólnoty białowackiej, prezesowanej przez Genadiusza Baranowicza, został ostatnio wydany bogato ilustrowany litewsko-polski folder „Tajemnicza Puszcza Rudnicka”, który uzupełnia szczegółowa mapka z naniesionymi na nią trzema trasami zwiedzania dla ewentualnych przybyszy.

Kontakt z dziewiczą przyrodą – to wcale nie jedyna atrakcja tutejszych stron. Swoje piętno zostawiła też bowiem historia. Puszcza stanowiła osłonę dla powstańców 1863 roku, którzy w okolicach Rudnik i Starych Macel stoczyli bitwy z armią carską, o czym zaświadczają ustawione w tych miejscach pomniki i krzyże autorstwa miejscowego rzeźbiarza Edwarda Kurkiańca. Podczas II wojny światowej w knieje zaszywali się sowieccy partyzanci oraz żołnierze Armii Krajowej, walcząc z wrogiem. Pamięć tych ostatnich, poległych w styczniu 1945 roku w potyczce z oddziałami NKWD, została godnie upamiętniona, o czym za sprawą tegoż Kurkiańca można naocznie się przekonać. Będąc w tych stronach koniecznie trzeba też zahaczyć o Rudniki, kędy przechodził główny trakt, łączący w zamierzchłej przeszłości Wilno z Krakowem, gdzie w zbudowanym jeszcze za czasów Kazimierza Jagiellończyka dworze myśliwskim niejeden król później bywał, gdzie już w roku 1511 Zygmunt Stary wzniósł kościół, który kilkakrotnie przebudowywany dotrwał do naszych dni.

W roku przyszłym kierowana przez Genadiusza Baranowicza gmina ma szczególny powód, by być gościom rada. Mija bowiem 60 lat od powstania jej ośrodka – Białej Waki. Ten jubileusz powita już jako miejscowość herbowa – 30 czerwca br. prezydent Litwy Valdas Adamkus podpisał dekret o godle, a to na zielonym tle symbolizującym Puszczę Rudnicką ozdobił jej mieszkaniec – zimorodek, dzierżący w szponach rybę.

Okrągła data nakazuje władzy srodze w głowę się drapać. Przecież mimo kryzysowych czasów okazyjna uroczystość aż się prosi. Z pozwaniem na nią w dowód szacunku i uznania licznych gości, którzy dali się poznać jako sponsorzy bądź sprawdzeni partnerzy we współpracy, a miejsce szczególnie poczesne wśród nich mieliby zająć rodacy z gminy Szudziałowo w województwie podlaskim, z którą Białą Wakę od roku 2007 łączą przyjacielskie więzy.

Rok przyszły będzie miał też szczelny kalendarz imprez sportowych. Nie stroniący wdziewania dresu Genadiusz Baranowicz, który notabene ostatnio pomyślnie zakończył zaoczne studia na Kowieńskiej Akademii Wychowania Fizycznego, ma ambitne plany dalszego świecenia przykładem tym, kto nad bierność przedkłada aktywność. Niezbicie przekonany, że powiedzenie „w zdrowym ciele – zdrowy duch” w każdym calu odpowiada prawdzie.

Henryk Mażul

Wstecz