Utwory śpiewane Herberta

W mieście poetów„po tej stronie”

przed laty

Pan Cogito brał udział

w Festiwalu Poezji Obu Półkul

 

miejsce zdarzenia – była Jugosławia

w pobliżu jeziora Ohryd

nad rzeczką Strugą

 

po obu brzegach

rozsiadło się

ponad 30 tysięcy

wielbicieli poezji

 

liryk z Paryża

Le Bon Mot

omal nie zwariował ze szczęścia

(w domu słuchała go

własna żona

i sterroryzowane potomstwo)

 

asceci

biczownicy

anachoreci

czystej poezji

tarzali się w obfitości

spragnionych dusz

 

po opadnięciu

zmierzchu

rozgorzała strzelanina

na niebie wybuchały

ognie sztuczne

 

zdawało się

że to nowa wojna bałkańska

 

nazajutrz wyłowiono z rzeki

czterech chłopów

babę

niemowlę

niezliczoną ilość pustych flaszek

drzwi od stodoły

nogę od fortepianu

bezpańską protezę

około 20 metrów

łańcucha

(Zbigniew Herbert Pan Cogito. Arc longa (fragment) Krzysztofowi Karaskowi)

Wokalistka z Warszawy wg najważniejszych wątków Poezji Autora Pana Cogito

Przed kilkoma tygodniami, 30 stycznia 2009, Dominika Świątek, wokalistka z Warszawy, dała w Wilnie koncert poezji śpiewanej (wiersze Zbigniewa Herberta). Miejsce zdarzenia – Dom Kultury Polskiej, restauracja „Pan Tadeusz”. Przy stolikach rozsiadło się 30 wielbicieli poezji i 1 wileński poeta (nie wariuje ze szczęścia, nie terroryzuje swą poezją ani własnej żony, ani potomstwa; wydał parę zbiorków poezji, jest chętnie czytany, zapraszany na festiwale, cytowany w licznych polskich periodykach). Asceci – takoż byli obecni (w liczbie 2). Biczownicy – ani jednego (nasz dzielny naród scen gwałtownych ani samogwałtownych nie lubi). Anachoreci (i anachoretki) czystej poezji – przeważająca większość (wyrobieni, poprawni – nie tylko politycznie). Reakcja na poezję w wydaniu śpiewanym była normalna. Umiar, powściągliwość. Podobało się...

Toteż po opadnięciu zmierzchu nie rozgorzała strzelanina, na niebie nie wybuchały sztuczne ognie (Sylwester już dawno był minął). Z rzeki nikogo nie wyłowiono. Fortepian (czerwony) nie stracił ani jednej nogi. Nikt też nie zgubił (ani też nie połknął) protezy. Zresztą nie był to Herbert „pod kotleta”. Przy lampce wina, szklance soku. Przy tradycyjnych świecach. Nastrojowo, ujutno. Ładnie – jak oceniły anachoretki i anachoreci czystej poezji. Generalnie – „daje się Herbert przylubić”.

...A najbardziej się podobała pani Dominika Świątek.

Pora ją przedstawić. Pochodzi z Kujaw, mieszka w Warszawie. Kobieta o dużym uroku osobistym. Ma wykształcenie polonistyczne. Wokalistka (mezzosopran) i kompozytorka w jednej osobie. W zależności od okoliczności koncertuje sama (fortepian) albo z zespołem (perkusja, kontrabas, skrzypce). Program śpiewanej poezji Zbigniewa Herberta przygotowała przed paroma laty. Dorósł on szczęśliwie do ustanowionego urzędowo Roku Herberta – 2008. Najbliższe plany – koncert śpiewanej poezji Słowackiego. Ma nadzieję w roku obecnym – 2009 – Roku Autora „Kordiana” – zaprezentować go w Wilnie. Czy przymierzała się kiedyś do umuzycznienia utworów poety piszącego w innych rejestrach – Czesława Miłosza? Owszem, ale akurat wcześniej był w Polsce pęd ku Miłoszowi, podobne imprezy przygotowali w Warszawie inni, więc nie chciała być „jeszcze jednym głosem w chórze”.

Z koncertem śpiewanej poezji Herberta Dominika Świątek zdążyła już wystąpić w 50 większych i mniejszych miastach Polski. W okazjonalnym Herbertowym Roku 2008 zaprezentowała swój program także we Lwowie, rodzinnym mieście poety. Obecnie – w Wilnie i na Łotwie – w Dyneburgu i Rydze, gdzie została niezwykle gorąco przyjęta przez tamtejszą polską publiczność, szczególnie przez młodzież. Jej występom patronuje Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie” (w Wilnie koncert zorganizowano we współpracy z administracją DKP).

Wydaje się, że układ programu wokalistce z Warszawy podpowiedziało jej rozeznanie w procesie wydawniczym utworów Herberta. Zgodnie z jego życzeniem zgłoszonym w 1997 roku w czasie przygotowań związanych z wydaniem w Wydawnictwie a5 (Kraków) jego antologii osobistej, nad którym to procesem Herbert sam osobiście czuwał. To nie miał być tradycyjny wybór wierszy, ale „rzecz” tematyczna, ułożona nie chronologicznie, lecz według pięciu najważniejszych wątków jego poezji. Które Herbert w swym spisie treści roboczo nazwał tak:

(I) Bóg i Ojczyzna, (II) Antyczne, (III) Portrety, (IV) Ogólne, religijne, oraz (V) Przedmioty.

Ostatecznie w książce znalazło się 89 wierszy – w wyborze i układzie Autora. Wśród nich – zaprezentowane obecnie przez Dominikę Świątek: 17 IX (wiersz poświęcony Józefowi Czapskiemu), Węgrom (z oznaczoną wymowną datą – 1956 rok), Guziki (pamięci kuzyna, kapitana Edwarda Herberta zamordowanego w Katyniu), Mój ojciec, Siódmy anioł, Do rzeki, Przesłanie Pana Cogito, Kamyk i in.

...Właśnie z tym kamykiem włączonym do programu polonistka Dominika Świątek utrafiła w dziesiątkę – i chwała jej za to.

W swym autorskim wyborze 89 wierszy – wiersz kamyk dał Herbert – na początku i na końcu. Kamyk – otwiera i zamyka całość. (Przesłanie Pana Cogito w wyborze tym Herbert umieścił jako przedostatnie). Kamyk – to wiersz dla Herberta najważniejszy.

kamyk

kamyk jest stworzeniem

doskonałym

 

równy samemu sobie

pilnujący swych granic

 

wypełniony dokładnie

kamiennym sensem

 

o zapachu który niczego nie przypomina

niczego nie płoszy nie budzi pożądania

 

jego zapał i chłód

są słuszne i pełne godności

 

czuję ciężki wyrzut

kiedy go trzymam w dłoni

i ciało jego szlachetne

przenika fałszywe ciepło

 

– Kamyki nie dają się oswoić

do końca będą na nas patrzeć

okiem spokojnym bardzo jasnym

O czym jest wiersz kamyk?

Czy to wiersz o kamyku, który można znaleźć przy drodze?

Czy to wiersz o naturze ludzkiej, jak sądził Josif Brodskij?

Kamyk – to Księga Jana Kochanowskiego – jest przekonana Joanna Salamon, wybitna polska poetka, eseistka, tłumaczka, historyk literatury i krytyk literacki (zmarła w 2001). Wiele gorących dyskusji wzbudziły jej eseistyczne książki Latarka Gombrowicza, Cztery godziny albo zegar Dziadów, które wraz z Czasem Herberta przynoszą oryginalną, alternatywną wobec ustaleń badaczy akademickich wizję historii literatury polskiej.

Herbert, z sześciu wybranych przezeń poetów polskich, szczególnie mu bliskich, wymienia Jana Kochanowskiego, Juliusza Słowackiego, Cypriana Norwida. Do tych wybranych poetów Herbert pisał komentarz. Herbert zdawał sobie sprawę, że jego czas na ziemi dobiega końca. W swym wieczorze autorskim w Teatrze Narodowym 25 maja 1998 nie mógł już wziąć udziału. Komentarz pisał dwa miesiące przed odejściem. Ze słów, które napisał wynika, że „danie świadectwa prawdzie” w obliczu śmierci, uważał za swój moralny obowiązek, wręcz porównywał wagę tego świadectwa z obroną ruin Warszawy w sierpniu 1944. Mówi o tym świadectwie tajemniczo, iż pragnie, by to był „dar kiedy nadejdzie pora”.

Koncepcja dwóch prawd: jednej dla siebie, drugiej dla profanum vulgus

Co powiedział nam Herbert w swoim świadectwie? Jawnie odsłonił treści o k l u c z o w e j wadze, dotychczas wiadome tylko z k r ę g u i n i c j a c j i. Uczynił to w komentarzu poświęconym Janowi Kochanowskiemu.

Joanna Salamon przytacza ten komentarz w całości, podkreśla w nim ważne słowa Herberta:

„Poezja polska, o której pragnę powiedzieć Państwu parę słów, urodziła się na królewskich pokojach, z piętnem siły, prostoty i godności. Narodziny jej znaczy przyjście na świat Jana Kochanowskiego, znakomitego od r a z u , nie mówię znakomitego w rezultacie skomplikowanej gry wpływów, kulturalnych znaczeń, ale samoistnie, dobitnie, raz na zawsze i nieodwołalnie.

Poeta pisze w kamieniu rzymskim, duktem pisma bardzo jasnym i bardzo spokojnym, a są w nim wszystkie odgłosy tej ziemi: pierwsze dochodzące odgłosy zwrócone do matki: „To jest pani syn. Widzi pani on milczy, nie woła i nie skarży się jak inni. On będzie z nami złączony tajnym paktem wierności”.

W słowach tych – pisze Joanna Salamon – dał Herbert świadectwo, że w tej poezji polskiej istnieje ukryty, hermetyczny nurt, wywodzący się z Księgi Jana Kochanowskiego. I dalej: świadectwo to dawali przed nim inni, ale w sposób metaforyczny, zakamuflowany, językiem ezopowym. Herbert, po raz pierwszy w historii polskiej poezji, jako wielki poeta z kręgu inicjacji, powiedział o tym otwarcie, bo się pora zbliża.

Czesław Miłosz, też wielki poeta z kręgu inicjacji, też napomykał o tym ukrytym nurcie, ale nie połączył go z Księgą Jana Kochanowskiego, z której ten nurt hermetyczny się wywodzi.

Joanna Salamon cytuje tu Czesława Miłosza (z: Aleksander Fiut „Czesława Miłosza autoportret niepokorny”):

Czesław Miłosz: Tutaj dochodzimy do tego, o czym mówiłem – do koncepcji dwóch prawd: jednej prawdy dla siebie, a drugiej dla profanum vulgus. Trzymanie dla siebie pewnej refleksji ezoterycznej, rzekłbym nie wyjawienie jej. Dlatego, że wyjawienie jest niepotrzebne i do niczego nie prowadzi. Także moja poezja w dużym stopniu żywiła się tą refleksją nieujawnioną.

„Oko spokojne i bardzo jasne”...

Joanna Salamon:

„Komentarz Herberta dotyczący Jana Kochanowskiego, zawierający aluzję do wiersza kamyk, pozwala czytelnikom dojrzeć, iż kamykiem nazywa on Księgę Jana Kochanowskiego. Cechy kamyka są zarazem cechami Księgi, jako tego „kamienia rzymskiego”. Cechy kamyka to te cechy Księgi, których Herbert zdołał dociec, świadomy jednak, że zgłębienie całej Księgi jest niemożliwe, gdyż jest ona analogenem Dzieła Stworzenia i nie można jej do końca zgłębić.

– Kamyki nie dają się oswoić

do końca będą na nas patrzeć

okiem spokojnym bardzo jasnym

To „oko spokojne i bardzo jasne” odsyła do Pieśni X Ksiąg pierwszych Jana Kochanowskiego. O tym „oku jasnym” jest też mowa w Muzie i w zakończeniu Pieśni VI Fragmentów. Mickiewiczowski Konrad też bardzo chciał mieć takie oko i wznosić się wzwyż do pitagorejskiej harmonii sfer. Spróbował tego w Wielkiej Improwizacji.

Do rzeki, Przesłanie Pana Cogito i in.

Na bis poproszono Dominikę Świątek o wiersz do rzeki.

Czy wiersz do rzeki jest o miłości do przyrody? A takoż inne wiersze Herberta – o czym są?

Pisze znany krytyk literacki Leszek Szaruga:

Zbigniew Herbert – poeta: co to znaczy?

W kraju, w którym poezja co i rusz przekształcona bywa w polityczne czy ideologiczne narzędzie, w szczególności zaś poezja, która za swój przedmiot obiera sobie kondycję człowieka w świecie zniewolonym – a w takim właśnie świecie obraca się bohater „Pana Cogito” – straszliwie trudno traktować ją jako „tylko” poezję. Los liryki Herberta poddany jest takiemu właśnie doświadczeniu. I przyznam, że zawsze mnie bawi ciągłe przywoływanie wiersza „Potęga smaku”. Cytuje się z niego kilka wersów, tych oto:

To wcale nie wymagało wielkiego

charakteru

nasza odmowa niezgoda i upór

mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi

lecz w gruncie rzeczy była to sprawa

smaku

Tak smaku

w którym są włókna duszy i chrząstki

sumienia

Ale już bardzo rzadko sięga się po ciąg dalszy: „Kto wie gdyby nas lepiej i piękniej kuszono”... Właśnie. Przecież mowa nie o tym, iż jacyś tam „my” okazaliśmy się niezłomni i nieprzekupni. Owszem, można „nas” być może skusić, ale trzeba mieć czym. Nie jest więc tak, iż mamy do czynienia z manifestem niezłomności. Mamy do czynienia z wierszem, który jest pochwałą subtelności i wyrafinowania i wyrazem pogardy dla prostactwa.

A mnie zawsze kusiła próba rozbioru pojęcia smaku, na który składają się „włókna duszy i chrząstki sumienia”. Zastanawiałem się nad tymi włóknami i chrząstkami. Co to jest? Jak jest ten obraz zbudowany? Dlaczego dusza ma być włóknista? Jak może wyglądać chrząstka sumienia? Jak czytać ten obraz? Czy naprawdę jest tak oczywisty?

I gdy czytam pogardliwy opis „ich” retoryki – „łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy” – wówczas natychmiast zastanawiam się, dlaczego pan Cogito, ten „oczywisty” bohater liryki Herberta, „uwielbiał tautologie” („Pan Cogito i wyobraźnia”). I dlaczego, gdy mowa o wyobraźni bohatera, oczywistym ma być:

nie ma w niej miejsca

na sztuczne ognie poezji

Co to znaczy? Czy to zakwestionowanie poezji? Czy dlatego Pan Cogito „obojętnie przyjmie wyrok / przyszłych badaczy litery”? I czy ta litera to „delfa” z pointy wiersza „do rzeki”?

naucz mnie rzeko uporu i trwania

abym zasłużył w ostatniej godzinie

na odpoczynek w cieniu wielkiej delty

w świętym trójkącie początku i końca

I znów: by to zrozumieć, chciałoby się domyślić chociaż, co znaczy „cień wielkiej delty”.

Podobnych wyzwań interpretacyjnych w poezji Herberta jest więcej. Sprostanie im do łatwych nie należy. Podobnie jak nie jest łatwo odczytać swoistą panreligijność tej liryki, w której wierzenia i bogowie – a także wielkie księgi – z różnych przestrzeni spotykają się na równych prawach, jak choćby w wierszu „Pan Cogito obserwuje zmarłego przyjaciela”:

talerze dzwoniły

na Anioł Pański

aniołowie nie schodzili z góry

Upaniszady pocieszały

Czymże jest „roztopione niebo” z „Widokówki od Adama Zagajewskiego”?

To oczywiście tylko pierwsze z brzegu przykłady pokazujące, iż poezja autora „Struny światła” (nawiasem mówiąc warto zwrócić uwagę na ten tytuł choćby ze względu na koncepcję strunowej struktury wszechświata, wówczas jeszcze nieznaną) do lektur łatwych nie należy i tak naprawdę wciąż czeka na wnikliwego badacza.

W odniesieniu do „Przesłania pana Cogito” Leszek Szaruga pisze:

Zawsze mnie zastanawiało dlaczego w „Przesłaniu Pana Cogito”, wierszu dość często przywoływanym „obrońcami królestwa bez kresu i miasta popiołów” są postaci literatury, a nie bohaterowie żywej historii: Gilgamesz, Hektor i Roland. Czyżby jednak od życia prawdziwsze były „sztuczne ognie poezji”?

Oto jest pytanie.

Pola możliwych skojarzeń

Poezja Herberta nie zastyga w pewnym kształcie interpretacyjnym. Osobisty dialog z twórczością Herberta toczy wiele osób. W 2007 roku na konkursie im. Szaloma Asza w Koninie II nagrodę za opowiadanie otrzymała młoda autorka, która w rytm „Przesłania Pana Cogito” wplotła wyznania schorowanego emeryta, który codziennie dokonuje wysiłku, by wstać, przezwyciężyć słabość i zacząć nowy dzień. „Odczytanie tekstu Herberta – wbrew ukształtowanej tradycji – wydaje się ożywcze, bo pokazuje nowe pole możliwych skojarzeń. Takie pola wciąż się otwierają” (komentarz jurorki konkursu dr Anny Nasiłowskiej).

Podobne pola możliwych skojarzeń otwierały się i wcześniej. A jednym z eksperymentatorów był kolega Herberta po piórze, Henryk Grynberg. Grynberg prowadził z Herbertem czuły dialog, co odnotuje w swoich wspomnieniach.

Poznaliśmy się w Kalifornii w roku akademickim 1970/1971, gdy był gościem UCLA, a ja magistrantem (rusycystyki) [...]

Był jednym z nielicznych poetów, z którym przeszedłem na „ty”. A raczej on ze mną, co oczywiście uważam za zaszczyt. Było to o tyle naturalne, że mieliśmy takie same poglądy. Na wszystko.

To znaczy na wszystko, gdzie mogłem podążać za jego głęboką wiedzą artystyczną, erudycją i „potęgą smaku”. Gdy przyznałem mu się, że cytując współczesnych poetów mam wrażenie, że oni wiedzą coś, czego ja nie wiem, odpowiedział z uśmiechem: „udają”. Dlatego są tacy niekomunikatywni. Dlatego zadedykowałem mu wiersz na temat „przerostów/formy nad treścią” (Anatomia w zbiorze Atynostalgia). Do Los Angeles przybył po wizycie w Berkeley, u Miłosza, któremu zawdzięczał przekład swojej poezji i którego czcił. „To największy żyjący poeta” – powiedział mi i całkowicie zgodziłem się również z tym jego poglądem. [...]

Obu im wiele zawdzięczam, ale warsztat tylko Herbertowi, wystarczy rzucić okiem na moją wersyfikację . [...] W najnowszym zbiorze („Dowód osobisty”) sportretowałem siebie o panu Cogito – wzór jest niewątpliwy. Początek jednego z tych wierszy : „Próbowałem żyć ale nic z tego” brzmi jak echo z „Przesłania pana Cogito” „ocalałeś nie po to aby żyć”. Następny wers z tegoż „Przesłania”: „masz mało czasu trzeba dać świadectwo” jest dewizą, którą zawsze głosiłem. Podobnie słynne „nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy / przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie”. Zatem zawdzięczam mu coś więcej niż warsztat. A przy tym wszystkim ośmielam się nieskromnie twierdzić, że zwrotka: „a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze / ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych” ma coś wspólnego z tym, że spodobało mu się moje „Morze nasze morze”.

Byłem w Nowym Jorku na uroczystości wręczenia mu nagrody imienia Brunona Schulza (10 tysięcy dolarów, co wtedy było pokaźną sumą). Pojechałem tam, bo miałem nadzieję, że go zobaczę, ale nie był już w stanie przylecieć zza oceanu. Inicjatorem nagrody przeznaczonej „dla pisarza za mało w Ameryce znanego” był Kosiński, a jurorem Miłosz. [...] Impreza się udała, bo bardzo dobrze czytano wiersze Herberta. Akordem było oczywiście „Przesłanie”. Powiedziałem do Miłosza, że „oddałbym wszystko, żeby napisać taki wiersz” [...]

(A tak na marginesie: dziesięć lat po śmierci Zbigniewa Herberta, Henryk Grynberg przyznał się publicznie do współpracy z komunistycznymi służbami bezpieczeństwa).

Alwida A. Bajor

Wstecz