Podglądy

Strzeż się Podlaskiego i Tomaszewskiego!

Jak zmusić obywatela, by zamiast w polskim TESCO czy LIDL´u znów zaczął robić zakupy w litewskiej MAXIMIE? Ano nie warto, wzorem premiera Kubiliusa, sugerować (łamiąc zresztą prawo unijne): „Kupuj towar litewski!”. Na takie hasła udręczony lichwiarskim VAT-em obywatel ździebko się wnerwia i odpyskowuje dość bezceremonialnie: Ratować MAXIMY? A figę widzieliście?! To jedna z łagodniejszych odpowiedzi, jaką na powyższą propozycję znalazłam na litewskich portalach internetowych. Pokazawszy rządowi tę figę, obywatel wsadza do auta sąsiada oraz teściową (koszt podróży dzieli się potem na troje) i zasuwa do Suwałk po tanie jaja, szynkę i benzynę... Na nieliczne sugestie kubiliofanów, że polskie jaja są nie tej co na Litwie owalności, a utoczony obcą ręką wieprzak prawdziwemu patriocie powinien co najmniej stanąć w gardle, statystyczny obywatel odhukuje: A weźże ten swój patriotyzm i... spróbuj zrobić z niego obiad! A jak nie potrafisz, to wsadź go sobie w to miejsce, które wieprzek za życia zasłaniał szynkami!

Jeszcze parę tygodni temu, przy okazji takiego internetowego gadu-gadu, obywatele wymieniali też między sobą dość zgodne, acz wysoce niepochlebne, opinie na temat jakości „lietuviškiej prekę”. Zgadzali się ze sobą, że rodzime wędliny już od dawna smakują niczym olchowe wióry, wieprzowina – jak lekko zwilżona posoką tektura, razowiec (do niedawna nasza wizytówka i chluba) zupełnie zszedł na psy, a jajka i mleko wszędzie są takie same, z tym, że w Polsce o 30-40 procent tańsze.

Jakże to? – nie mogłam wyjść ze zdumienia po tej lekturze. Czy to możliwe, by w ciągu zaledwie dwóch miesięcy jakiś głupi zwiększony podatek na wyżerkę, leki, używki i paliwo zabił w naszym obywatelu poczucie patriotyzmu i narodowej dumy z litewskiego kumpisu i skilandisu? I jak to się stało, że obywatel, który zaledwie kilkanaście lat temu skandował: „Lepiej głodni niż zniewoleni!”, dziś ubliża po chamsku nie jakimś tam okupantom, a własnym (krew z krwi, kość z kości) rządzącym w te oto słowa: A weźcie się za...przcie swoim litewskim towarem. On już nie istnieje, podobnie jak nie istnieje niepodległa Litwa. AFERZYŚCI, OLIGARCHOWIE, ZŁODZIEJE!... Aż czytać straszno!

Czyżby Charles de Gaulle miał kiedyś rację twierdząc, że: „Narody nie mają uczuć, tylko interesy”? Albo taki Pakuwiusz, żyjący jakieś dwa stulecia przed naszą erą zbalazowany tragik rzymski, który zwykł był mawiać cyniczne: „Ojczyzna jest tam, gdzie dobrze”. Zawsze sądziłam, że taki merkantylizm jest naszej Litwie zupełnie obcy. I co? I nagle miałoby się okazać, że tamci dwaj wiernie opisują litewski pejzaż po zwiększonych VACie i akcyzie? Na szczęście, były to płonne obawy.

Prawda jest taka, że nasz obywatel jest obrzydliwie niepatriotyczny i wobec rządzących wyzywająco bezczelny jedynie wtedy, gdy mu kiszki grają marsza, a w baku jego volkswagena, zamiast miłego dla ucha gulgotania PB 95, dudni pustka. I nie jesteśmy wyjątkiem. Ani w przestrzeni, ani w czasie. Cwaniak Seneka (Młodszy) już 24 wieki temu zauważył, że „głód nie ma ambicji”. „I uczuć wyższych, w tym patriotycznych” – chciałoby się dodać. Ale nie warto się załamywać, szanowni nasi dzierżywładcy. To stan przejściowy.

Wystarczy bowiem, by ten sam obywatel korzystnie się w województwie podlaskim zaopatrzył i zatankował, a w te pędy wracają do niego i ambicje, i poczucie narodowej godności, i rozbuchany patriotyzm. A gdy w dodatku tak się szczęśliwie złoży, że w tym samym czasie prezes AWPL poseł Waldemar Tomaszewski ogłosi zamiar kandydowania na prezydenta Litwy, to uuuu... Patriotyzm z obywatela wytryska już nie jakimś tam mdłym źródłem jeno wrzącym gejzerem.

Obywatel jest gotów nadziać kosę na sztorc i gnać „šudlenkisa” (to najczęściej używana na portalach internetowych wobec kandydata AWPL inwektywa) aż do Warszawy! Nie zatrzymując się po drodze ani w TESCO, ani w LIDL´u, ani nawet na stacji ORLEN‘u, bo nagle się okazuje, że: Jakość naszej żywności jest o sto procent lepsza niż te polskie konserwanty (...). Chcąc dźwignąć litewską gospodarkę, należy wspierać własnych rolników i dbać o to, by ludzie się zdrowo odżywiali.

Aż dziw ogarnia, jakiż to zgubny wpływ ma osoba Tomaszewskiego na jakość polskiej żywności i pochodzenie benzyny. Póki nie zamierzał kandydować, nasz obywatel nie mógł się nachwalić polskich szynków, jajków i serów, nie mógł się też nacieszyć taniością polskiego paliwa. Wystarczyło jednakże, by prezes AWPL przekroczył próg Głównej Komisji Wyborczej, gdy natychmiast wyszło na jaw, że polskie mięso – to napakowane chemią bezwartościowe ścierwo, a ichnia benzyna – to przecież nasza benzyna, gdyż Polacy sprowadzają ją z Możejek, a najpewniej nas z niej okradają, bo jakim innym cudem byłaby u nich tańsza?

Po prostu cud nawrócenia. Ciesz się, panie premierze Kubilius, wraca skruszony naród do MAKSIMY i na rodzime(?) Statoile. Triumfuj, panie pośle Songaila, dzięki zamiarowi posła Tomaszewskiego (jeszcze posła, bo Karta Polaka wisi nad jego mandatem niczym miecz Damoklesa) odzyskałeś swojego obywatela-patriotę. W takiej wersji, jaką lubisz najbardziej, jaskiniowo-betonowej.

I słusznie. Precz z „lenkasem”! Litwa – to nie jakaś tam oszalała z nadmiaru demokracji Ameryka, która wybrała sobie na prezydenta czarnoskórego Obamę, zrodzonego z ojca potomka kenijskiego plemienia Luo oraz matki, noszącej w żyłach mieszankę krwi angielskiej, irlandzkiej i indiańskiej. Litwa – to też nie dekadencka Francja, która jak głupia obnosi się ze swoim Sarkozym – w połowie Węgrem, w połowie Francuzem... żydowsko-greckiego pochodzenia.

Litwa – to nawet nie garujące z nami kiedyś w tym samym socjalistycznym obozie Czechy, gdzie ministrem spraw zagranicznych został niedawno książę Karel von Schwarzenberg. Ten to dopiero model. Urodzony w Pradze pół-Niemiec, pół-Szkot, który większość życia spędził w Austrii. Nigdy nie wystąpił o obywatelstwo austriackie, ma natomiast szwajcarskie i czeskie. Na pytania dziennikarzy – czy czuje się Czechem, czy Austriakiem, odpowiada: „Jestem przede wszystkim Europejczykiem”. I proszę sobie wyobrazić, Czesi nie ubliżają mu np. od „zafajdanych Austriaków”, ani nie każą wynosić się do Wiednia czy Brna. Lubią swojego ministra-kosmopolitę. Prawdziwy czeski film!

U nas taki numer by nie przeszedł. Skoro „Litwa jest dla Litwinów” (jak przyznał niedawno jeden z naszych sądów), to władza prezydencka tu tym bardziej. Jedyna ekstrawagancja, na jaką sobie dotychczas pozwoliliśmy, to wybranie na prezydenta obywatela USA (co prawda, etnicznego Litwina). Ale kudy tam obywatelstwu USA do Karty Polaka, która z posła czy kandydata na prezydenta czyni obywatela pośledniejszej jakości.

I cóż z tego, że urodzony nad Wilią, a całe jego życie upłynęło, rzec można, w cieniu wieży Giedymina? Polska krew, wiadomo, nie woda! Taki potomek Obojga Narodów na pewno coś przeciwko Litwie knuje. I dziw się tu, człowieku, że na wieść o jego planowanym marszu na Pałac Prezydencki obywatel się strwożył i wyciągnął z lamusa nieco już zakurzone poczucie patriotyzmu.

To koniec świata – lamentuje patriota o nicku „L” na portalu DELFI. – Mało tego, że napędzamy polską gospodarkę kupując u nich produkty (a to, kurza twarz, dobrodzieje!), to jeszcze Polak zamierza kandydować na prezydenta Litwy! No, brak jeszcze tylko Unii Lubelskiej! Inny, pod pseudo „Vilnius”, zawodzi boleściwie: Litwo najdroższa, czy to możliwe, że znów chcą Cię zająć Polacy?! Mój pradziadek poległ broniąc Litwy przed najeźdźcami Polakami. Od owych czasów oni i utwierdzili się w Vilniusie.

Słowem, pospólstwo – nawrócone nagle na towar czysto litewski (w Pałacu Prezydenckim – też) – nie ukrywa ani szoku, ani wściekłości, ani płaczu, ani zgrzytania zębów. Wygląda na to, że wszyscy Litwini i nie-Litwini, którzy znaleźli na Litwie przystań, chcą być prezydentami. Nie mają honoru i bezczelnie się reklamują, prowokując naród do wieszania na nich psów, co czeka niechybnie i tego szlachciurę… – płonie patriotycznym oburzeniem ktoś o nicku „embrijus”. Kochani ludzie Litwy, nie bądźcie bezmózgowcami i niech wam nie przyjdzie do głowy wybrać na prezydenta Litwy Polaka. Gdyby tak się stało, historia by się powtórzyła. Litwa znów dostałaby się Polakom i o moim rodzinnym Vilniusie mówiliby „Wilno nasze” – bojaźliwie ostrzega „antypolak”.

Zaś ci, w których na dźwięk nazwiska Tomaszewski duch bojowy nie uwiądł jak porzucona w letnim skwarze piwonia, nawołują do rozwiązań radykalnych. Ktoś proponuje, by zachowanie posła Tomaszewskiego poważnie oceniła policja, gdyż jego próba kandydowania – to prowokacja, mająca na celu wywołanie antypolskiej wrzawy. Wielu innych każe mu się wynosić do Polski, bo widział to kto, by przyjechał taki do obcego klasztoru i dyktował tu własne warunki. Są i tacy (nick LLL), którzy bez ceregieli podgrzewają współobywateli do działania: Widzisz Polaka, strzelaj, nie pomylisz się! A gdy oszołomy tak „klną i bluźnią, i płaczą, jęczą i syczą, i dyszą nieustającą rozpaczą...”, ich duchowi przywódcy – panowie Songaila, Ozolas czy Garšva – najpewniej zacierają ręce. Bo w gniewie tym nie tylko nacjonalizmu przebudzenie, lecz też dla Ojczyzny ratunek.

Pytałam się na wstępie, jak zmusić litewskiego obywatela, by zamiast w polskim TESCO czy LIDL´u znów zaczął robić zakupy w litewskiej MAXIMIE? W świetle powyższej histerii odpowiedź nasuwa się sama. Wystarczy, by Główna Komisja Wyborcza zarejestrowała Waldemara Tomaszewskiego jako kandydata na prezydenta, a naród, wzgardziwszy polską benzynką, polopirynką, szynką i słoninką, pokornie powróci na łono rodzimych sklepów, aptek i stacji benzynowych.

Trochę ze złości, że „szlachciura” ważył się na takie świętokradztwo, a trochę w obawie, iż w razie (uchowaj, Perkunasie!) wygranej przyłączy Litwę do województwa podlaskiego. Bez żartów. Oni tam – w tym Podlaskiem – już od dawna szykują się do zacharapcenia Litwy. Nie wierzycie, to sprawdźcie, jaki to województwo ma herb. Bingo! U góry rozpiera się Orzeł Biały, a pod jego ostrymi szponami skromnie przykucnęła nasza Pogoń. A tanim żarełkiem i paliwem też nas futrują i tankują nie za ładne oczy. To podstęp i pułapka!

Przyzwyczaimy się, że lechicka ręka niedrogo jeść daje, nasza czujność osłabnie, patriotyzm sadłem zarośnie, a oni wtedy cap-carap i fruuuu! Siłą zawloką nas do nowej unii, jak niegdyś królowa Jadwiga księcia Jagiełłę do ołtarza. I co z tego, że jest najbardziej wielbionym w Polsce monarchą, założycielem najpotężniejszej w Europie królewskiej dynastii. Musiał za to przecz całe swe długie życie dźwigać nie tylko koronę, ale też ubliżający Litwie tytuł: „Władysław z Bożej Łaski król Polski, pan i dziedzic ziemi krakowskiej, sandomierskiej, sieradzkiej, łęczyckiej, Kujaw, Pomorza i Rusi Czerwonej, najwyższy książę Litwy”. Toż to bezczelność! Polski – to król, a Litwy zaledwie książę? Tako czuje, myśli i rzecze patriota-jaskiniowiec.

Tak więc mściwie dziś nami rządząca ferajna nie musi już szukać 5,7 miliarda litów na pobudzenie litewskiej gospodarki. Nie trzeba też będzie obrażać inteligencji obywatela bezczelnymi raportami, jaki niedawno wypichciło nasze Ministerstwo Finansów. A zawiera on m. in. komunikat, iż „o wyższych cenach paliwa na Litwie w porównaniu z cenami w Polsce nie zadecydowała zwiększona w kraju od stycznia akcyza na paliwo, lecz przede wszystkim słaba złotówka”. Ożesz ty, bezczelna polska franco!

Ale już koniec z ośmieszaniem się. Wystarczy pozwolić Tomaszewskiemu kandydować na prezydenta i już nie trzeba będzie wciskać obywatelom podobnych dyrdymałów. W razie jego kandydowania zagrożony utratą niepodległości obywatel rzuci się do rodzimych „parduotuv‘iów”, rolnik do pługa, robotnik do roboty, biznesmen do bizneschachmęcenia, geodeta do poszukiwania na Litwie złóż ropy, a inteligent do lektury Voruty. I furda nam polskie żarełko. Sami popłyniemy mlekiem i miodem, a Anglicy i Irlandczycy będą przyjeżdżać do nas na saksy. Polaków nie wpuścimy, nawet do pracy przy zmywaku, bo to podstępna hołota.

Gdy już tak się stanie, twórca litewskiej niepodległości i guru konserwatystów Vytautas Landsbergis nie będzie musiał, jak to czynił na posiedzeniu z okazji 19. rocznicy uchwalenia Aktu Niepodległości, grzmieć z sejmowej trybuny: (...) Nie potrafimy obronić ludzi nawet tuż na rogatkach stolicy – w wileńskim rejonie! A chodziło mu nie o ograbionych z ojcowizny autochtonów-Polaków tylko o jęczących pod polskim jarzmem litewskojęzycznych mieszkańców rejonu.

Przed minionymi wyborami samorządowymi Landsbergis bezskutecznie apelował do wyborców, by się wreszcie zmobilizowali i po raz pierwszy w historii wybrali do samorządów na Wileńszczyźnie przedstawicieli partii litewskich! Wtedy nie wyszło. Ale skoro prezes AWPL miał czelność pokusić się o prezydenturę, to wyborca się spręży i Polaków na Wileńszczyźnie przezwycięży. Wie już, że największym zagrożeniem dla Litwy są nie jakiś głupi kryzys czy, na ten przykład, wojujący nacjonalizm, jeno Tomaszewski z Podlaskiem.

Lucyna Dowdo

Wstecz