XX Olimpiada Literatury i Języka Polskiego na Litwie

W słów ojczystych korowodzie

Jak znam rzeczywistość, jakość polszczyzny, jaką posługują się uczniowie naszych szkół, pozostawia naprawdę wiele do życzenia, a szczególnie drażni ucho w postaci mówionej. Wystarczy bowiem, by się skończyła lekcja polaka, by młodzież znalazła się na przerwie lub poza szkołą, a poprawność ta pryska niczym bańka mydlana, obnażając jakże na co dzień nagminne naleciałości rosyjskie, białoruskie oraz litewskie.

Tym głębszy ukłon należy się więc nauczycielom klas początkowych jak też polonistom, czuwającym nad tym, by wychowankowie w mowie i na piśmie posługiwali się poprawnie w wyssanym z mlekiem matek języku. I tym większą wymowę mają w tym kontekście rodzime Olimpiady Literatury i Języka Polskiego. Szczególnie teraz, gdy dobrych kilka lat temu litewskie Ministerstwo Oświaty i Nauki podjęło jakże perfidną decyzję o wycofaniu w szkołach polskich z listy koniecznych na maturze egzaminów sprawdzianu z języka ojczystego, co jakże boleśnie bije w jego prestiż.

Równoległa inicjatywa

W roku bieżącym Olimpiada Literatury i Języka Polskiego była szczególna, bo 20. jubileuszowa, a przez to objęta patronatem honorowym przez Marszałka Senatu RP Bogdana Borusewicza. Wszystko się zaczynało bowiem w jakże pamiętnym dla naszego odrodzenia roku 1990. Tak się szczęśliwie złożyło, że praktycznie równolegle inicjatywa sprawdzenia uczniów w mowie ojczystej wyszła i od naszych nauczycieli polonistów, czemu ton nadawała piastująca dziś „tekę” dyrektor Wileńskiej Szkoły Średniej im. Szymona Konarskiego Teresa Michajłowicz, i z Macierzy, skąd słowa zachęty szczególnej płynęły z ust prof. Teresy Kostkiewiczowej oraz małżeństwa Bernadetty i Tomasza Chachulskich, będących kołami zamachowymi komitetu organizacyjnego Ogólnopolskiej Olimpiady Literatury i Języka Polskiego.

Owszem, nieco nieporadne początki z obecnej perspektywy mogą budzić pewien uśmiech, aczkolwiek przysłowiowa chęć kucia na gorąco warta jest podziwu. Przecież w rytmie skocznej polki wyłoniono najlepszych w poszczególnych szkołach, opracowano tematy prac pisemnych i zasady sprawdzianu ustnego, skrzyknięto komisję sprawdzającą, a wszyscy (ze wspomnianymi już prof. Teresą Kostkiewiczową oraz dr. Tomaszem Chachulskim włącznie) w wyznaczonym dniu zameldowali się w Podbrodzkiej Szkole Średniej, gdzie miano wyłonić końcowych zwycięzców. I wyłoniono, oddając palmę pierwszeństwa uczennicy Wileńskiej Szkoły Średniej im. Władysława Syrokomli Małgorzacie Kuncewicz. Zarówno ona jak też pozostała „dziewiątka” laureatów została niebawem zaszczycona udziałem w bataliach ogólnopolskich, skąd dzięki postawie Walentego Wojniłły, Roberta Balcewicza oraz Beaty Pieseckiej bynajmniej nie wróciła na tarczy.

Poczęte zbiorowym wysiłkiem biało-czerwone „pisklę” szybko obrastało w piórka, czemu jakże pomocne okazało się matkowanie mu od trzeciej Olimpiady przez st. specjalistę Ministerstwa Oświaty i Nauki RL Alicję Barbarę Kosinskiene. O ile sama formuła sprawdzianu nie uległa gruntownym przemianom, gdyż za każdym razem obowiązywały i obowiązują praca pisemna tudzież ustne odpytywanie, o tyle sam poziom olimpijskich zmagań, co zgodnie orzekają będący wielokrotnie w komisji sprawdzającej, windował wzwyż, napawając radością polonistów jak też wszystkich, kto z roku na rok podejmuje się trudu organizacyjnego i kto wychodzi obronną ręką z misji gospodarza zmagań finałowych. A tu trzeba dodać, iż misją tą są honorowane poszczególne placówki oświatowe zarówno w stolicy jak też na Wileńszczyźnie.

Po raz drugi „u Kraszewskiego”

Znaczona jubileuszową metką tegoroczna Olimpiada po raz drugi w historii jej trwania (poprzednio miało to miejsce w roku 2000) w dniach 20-21 marca zawędrowała w progi Wileńskiej Szkoły Średniej im. Józefa Ignacego Kraszewskiego, nakazując mobilizację szczególną dyrektor Helenie Juchniewicz jak też zatrudnionym tu polonistkom: Wandzie Andruszaniec, Łucji Czetyrkowskiej, Reginie Paszucie, Renacie Slavinskiene oraz Joannie Szczygłowskiej. Chociażby dlatego, że w zamyśle organizatorów zrodził się pomysł, by gospodarze stworzyli zespół redakcyjny i podjęli się trudu wydania edycji książkowej, bilansującej poniekąd dotychczasowy dorobek rywalizacji o to, kto z młodzieży szkolnej najskuteczniej udźwignie słowo ojczyste.

Wzorem lat poprzednich w rywalizacji obowiązywały trzy etapy: szkolny, rejonowy bądź stołeczny i republikański. Ten ostatni zgromadził „u Józefa Ignacego Kraszewskiego” najlepszych z najlepszych, by ostatecznie porozstawiać kropki nad „i”. Jak dobra tradycja każe, laureaci mieli zostać wyłonieni na podstawie dwóch sprawdzianów – pisemnego w postaci wypracowania i ustnego, na który złożyła się wiedza jak z literatury tak też z gramatyki. O ostatecznej lokacie decydowała liczba punktów, wystawiona przez autorytatywną 9-osobową komisję złożoną z wykładowców polonistyk Wileńskiego Uniwersytetu Pedagogicznego oraz Uniwersytetu Wileńskiego. Pod przewodnictwem dra Mirosława Dawlewicza tworzyli ją: Barbara Dwilewicz, Teresa Dalecka, Kinga Geben, Józef Szostakowski, Anna Mikonis, Irena Fedorowicz, Halina Turkiewicz oraz Henryka Sokołowska.

Nim 35 uczestników z Wilna oraz rejonów wileńskiego, solecznickiego, trockiego i święciańskiego pochyliło się nad kartkami papieru, by usiać je pismem, dając w ten sposób upust swej wiedzy, miała miejsce uroczysta ceremonia otwarcia, zaszczycona m. in. obecnością zrośniętych z naszymi Olimpiadami od ich zarania prof. Teresy Kostkiewiczowej oraz dra hab. Tomasza Chachulskiego, prezesa Polskiej Macierzy Szkolnej na Litwie Józefa Kwiatkowskiego, sekretarza Ministerstwa Oświaty i Nauki RL Dainiusa Numgaudisa, przedstawicieli samorządu m. Wilna oraz rejonów wileńskiego i solecznickiego.

Nie zabrakło oczywiście okazyjnych przemówień, a radością szczególną z powodu doczekania sprawdzianu z języka ojczystego z numerem 20 okrasiła je Alicja Barbara Kosinskiene. Pracująca nadal w litewskim Ministerstwie Oświaty i Nauki, choć od dwóch lat formalnie pozostająca poza komitetem organizacyjnym, gdyż w ramach reorganizacji oświatowej na Litwie, wszystkie szkolne Olimpiady, jakie tu mają miejsce, „napędza” specjalnie w tym celu powołane Centrum Informacji i Twórczości Technicznej Ucznia.

Zmagania czas zacząć!

Na zakończenie wstępnego akordu na zdecydowanie uroczystej nucie, przewodniczący komisji oceniającej Mirosław Dawlewicz rozciął kopertę, kryjącą 5 tematów prac pisemnych. Jak się później okazało, najwięcej, bo aż 22 osoby, wybrały ten pierwszy. Temat będący cytatem z dramatu „Mazepa” podwójnego tegorocznego jubilata (200. rocznica urodzin i 160. rocznica śmierci) Juliusza Słowackiego: „To sztuka prawdziwa/ Serce mieć pełne ognia. Którzy z bohaterów literackich posiedli tę sztukę bądź przybliżyli się do niej? Uzasadnij swój wybór”, który to cytat był poniekąd hasłem wywoławczym tegorocznej Olimpiady. Zdecydowanie mniej popularne okazały się następne trzy tematy: „Mam na myśli Litwę, ziemię mitów i poezji (Cz. Miłosz). Sposoby kreowania obrazu Litwy w literaturze”, „jak nikt inny jesteś pośród ludzi (J. Czechowicz). Wizerunek matki w literaturze i innych tekstach kultury”, oraz „Dokonaj interpretacji wiersza Jana Lechonia „Skowronek”. Natomiast nikt z olimpijczyków nie zechciał w przeciągu 4 wyznaczonych godzin zmierzyć się z tematem piątym, polegającym na zinterpretowaniu fragmentu powieści Tadeusza Konwickiego „Kronika wypadków miłosnych”.

W drugim dniu batalii ich uczestnicy czy raczej uczestniczki, jako że trzech chłopaków w tym gronie uchodziło za prawdziwe rodzynki, stanęli natomiast do sprawdzianu ustnego. Ten polegał na popisaniu się w zawczasu przygotowanych tematach z literatury i językoznawstwa. Dwie komisje miały pracy prawie po równo, gdyż 17 osób wybrało literaturę od starożytności po wiek XIX włącznie, a 18 rozważało o dziełach, jakie powstały w okresie od Młodej Polski po współczesność. Jurorzy zwykli nadstawiać tu szczególnie czujnie ucha, by wyłowić wszelkie potknięcia językowe oraz wady wymowy, powodowane nieraz tak nam nieobcym zaśpiewem. Którego wszak, jeśli wierzyć gościom z Macierzy, jest coraz mniej.

Magdalena Płokszto – zwyciężczynią

Emocje naprawdę sięgnęły zenitu, gdy wybiła godzina ogłoszenia werdyktu końcowego, a wybiegając do przodu powiem, że przyznano jedno miejsce pierwsze, dwa drugie, trzy trzecie oraz cztery wyróżnienia. Powody do radości szczególnej miała tym razem Magdalena Płokszto – uczennica 3 klasy gimnazjalnej stołecznego Gimnazjum im. Jana Pawła II, która przygotowywała się do Olimpiady pod okiem polonistki Anny Jasińskiej. Pani Anna miała zresztą podwójny powód do dumy, gdyż na drugim miejscu została sklasyfikowana również jej wychowanka – Ewa Mackiewicz.

Na tymże stopniu podium stanęła też Sabina Stankiewicz z Wileńskiej Szkoły Średniej im. J. Lelewela. Lokatę trzecią ex aequo przyznano natomiast Alinie Grabowskiej (Ławaryska Szkoła Średnia), Halinie Widuto (Wileńskie Gimnazjum im. A. Mickiewicza) oraz Karolinie Rymkiewicz (Wileńska Szkoła Średnia im. Wł. Syrokomli). Kwartet wyróżnionych – to: Rafał Kowalewski (Awiżeńska Szkoła Średnia), Katarzyna Bersztańska (Solecznickie Gimnazjum im. J. Śniadeckiego), Agata Podworska (Kowalczucka Szkoła Średnia im. St. Moniuszki) i Marzena Mackojć (Wileńska Szkoła Średnia im. J. I. Kraszewskiego).

Multum nagród

Kto na Olimpiadzie wypadł najlepiej, został dosłownie obsypany nagrodami. Wśród ich fundatorów znaleźli się jak darczyńcy rodzimi (m. in. Związek Polaków na Litwie, Akcja Wyborcza Polaków na Litwie, Stowarzyszenie Nauczycieli Szkół Polskich na Litwie „Macierz Szkolna”, Dom Kultury Polskiej w Wilnie, samorządy m. Wilna oraz rejonów wileńskiego i solecznickiego) tak też ci z Macierzy z MEN-em włącznie. W charakterze trofeum głównego zwyciężczyni Magdalena Płokszto otrzymała ufundowany przez Senat Rzeczypospolitej Polskiej 32-calowy supernowoczesny telewizor, jaki wspólnie wręczyli jego wicemarszałek Krystyna Maria Bochenek oraz prezes Związku Polaków na Litwie, poseł na Sejm RL Michał Mackiewicz. Nie zabrakło też laptopów, komputerów kieszonkowych, nagród książkowych i pieniężnych. Warszawska Fundacja „Semper Polonia” na czas przyszłych studiów ufundowała natomiast całej „dziesiątce” stypendia.

Organizatorzy, z racji na jubileusz 20-lecia, nie zapomnieli też uhonorować darami nauczycieli, którzy w historii trwania Olimpiad przygotowali najwięcej laureatów. Ba, Irenie Matoszko – polonistce Wileńskiej Szkoły Średniej im. Władysława Syrokomli – w dowód zasług szczególnych wręczono medal Komisji Edukacji Narodowej. Doceniono też trud komisji sprawdzającej obecnie i w przeszłości, a tu dodam, że wykładowczyni Wileńskiego Uniwersytetu Pedagogicznego Barbara Dwilewicz niezmiennie w niej zasiada, odkąd po raz pierwszy zarządzono sprawdzian z literatury i języka ojczystego. Słowem, starano się nie pominąć nikogo, komu Olimpiady zawdzięczają 20-letni jakże wymowny żywot. Oni zostali też uwiecznieni w naszykowanym przez zapobiegliwych gospodarzy okazyjnym wydaniu książkowym, poświęconym dotychczasowym bataliom. Dodam, że tę piękną pamiątkę otrzymali wszyscy zgromadzeni na sali.

Cóż, wypada gorąco podziękować tym, którzy tego roku zechcieli pochylić się nad słowem ojczystym, udźwignąć je i utulić. Teraz wypada życzyć, by pomyślnie wypadli w przewidzianej na 14-18 kwietnia br. w Warszawie i w Konstancinie XXXIX Ogólnopolskiej Olimpiadzie Literatury i Języka Polskiego, gdzie wystartują bez żadnej taryfy ulgowej. Tym bardziej, iż mają na kim się wzorować. Przecież nasi bynajmniej nie są tam li tylko statystami, a przed rokiem uczennica Wileńskiego Gimnazjum im. Jana Pawła II Iwona Tautkute dokonała wyczynu nie lada: została jej triumfatorką, zostawiając w pobitym polu 141 pozostałych uczestników z całej Polski oraz z Łotwy, Białorusi, Ukrainy i Słowacji.

Rola nie do przecenienia

Trudno się oprzeć, by na marginesie jubileuszowej Olimpiady nie pokusić się o kilka refleksji. Na początek – te w zdecydowanie chwalebnej tonacji. Bo też jakże inaczej, skoro ich rola jest naprawdę nie do przecenienia w promowaniu w szkołach języka ojczystego. Poniekąd na złość i na przekór tym, kto poprzez podejmowanie decyzji na szczeblu litewskiego branżowego ministerstwa dwoi się i troi, by jego znacznie pomniejszyć. Ta rywalizacja obejmuje naprawdę szeroki zasięg, zważywszy, że pierwszy jej etap ma miejsce w szkołach, drugi – na szczeblu miasta stołecznego i rejonów, a jego zwycięzcy zyskują prawo ubiegania się o końcową palmę pierwszeństwa, premiowaną udziałem w Ogólnopolskiej Olimpiadzie Literatury i Języka Polskiego.

Synonimem naszych Olimpiad, których finały wędrują kolejno po szkołach bądź gimnazjach Wilna oraz Wileńszczyzny, stało się określenie ich, jako świąt mowy ojczystej. I trudno się z tym nie zgodzić. Mając na myśli zarówno gospodarzy, komu gościć nasz polonistyczny kwiat – to naprawdę wielki zaszczyt, jak też nauczycieli i ich podopiecznych, najczęściej uczniów klas maturalnych lub przedmaturalnych.

Cicha radość polonistek

Trudno, oczywiście, co do joty określić procentowy wkład w ewentualny sukces nauczyciela polonisty i jego podopiecznego, przypominających po części trenera i zawodnika. Pierwszy winien na początek wypatrzyć tych, w kim zdołał wzbudzić szczególną miłość do mowy ojczystej, zachęcić do stanięcia w szranki, wyposażyć w odpowiednią dodatkową literaturę, ośmielić w wydawaniu własnych sądów, pomóc przezwyciężyć tremę. W powyższym ciągu czynności przejawia się właśnie wielkość tego, kto wbrew uszczypliwemu powiedzonku „obyś cudze dzieci uczył”, czyni to na co dzień.

Anna Gulbinowicz, Ludmiła Siekacka, Irena Matoszko, Janina Sakson, Lilia Kutysz, Danuta Korkus, Aneta Polakiewicz, Bożena Bandalewicz, Wacława Iwanowska, Czesława Osipowicz – to panteon tych najbardziej zasłużonych polonistek, które w dotychczasowych Olimpiadach potrafiły jakże wielokrotnie dzielić radość wychowanków z powodu zwycięstw bądź znalezienia się w gronie laureatów.

Ostatnimi laty rewelacyjnie w tym „chowie” mistrzów polszczyzny poczyna sobie wspomniana już Anna Jasińska z Wileńskiego Gimnazjum im. Jana Pawła II. W roku ubiegłym w „dziesiątce” najlepszych były trzy jej podopieczne, zdobywając na domiar dwie pierwsze lokaty; w roku bieżącym zwycięski dublet został powtórzony. Jeśli do tego dorzucić bezprecedensowy sukces Iwony Tautkute w Olimpiadzie Ogólnopolskiej-2008, ręce mimowolnie składają się do braw w podzięce za „już” i w nadziei na „jeszcze”.

Kiedy, korzystając z obecności na sali podczas ceremonii zamknięcia jubileuszowej Olimpiady jakże wielu polonistycznych gwiazd, próbowałem skłonić do uchylenia rąbka tajemnicy, jak wychować zwycięzców bądź laureatów Ludmiłę Siekacką, Irenę Matoszko i Annę Gulbinowicz, które czyniły to odpowiednio (tu uwaga!) 10, 12 oraz 15 razy, usłyszałem, że uniwersalnego sposobu nie ma. W grę wchodzą bowiem zdolności, sprzęgnięte z chęciami startującego. Choć wszystkie były zgodne, iż owe chęci wyzwolić coraz trudniej, gdyż nad literaturą zdecydowanie górę bierze telewizja, komputer i wszystko, co świat czyni aż do bólu praktycznym, osłabia czytelnictwo na rzecz kultury obrazkowej, upośledza myślenie.

„Poprzeczka” – wzwyż!

Prof. Teresa Kostkiewiczowa oraz dr Tomasz Chachulski nie kryjąc radości w jeden głos twierdzą o stale zwyżkującym poziomie naszych sprawdzianów z mowy ojczystej i zaraz skromnie śpieszą oddać „co cesarskie” nauczycielom polonistom. A tymczasem prawdą jest przecież, że to właśnie oni wnieśli nieoceniony wkład w stałe podnoszenie tej „poprzeczki”. Szczególnie w początkach, kiedy jakże hojną ręką wieźli tak u nas deficytową ojczystą literaturę piękną, opracowania z jej historii, pomoce metodyczne, gdy otaczali troskliwą pieczą naszych uczestników Olimpiad ogólnopolskich. Oto dlaczego nie uświadczysz zapewne u nas nauczyciela języka ojczystego, który nie byłby za to wszystko naszym Rodakom dozgonnie wdzięczny.

W jakże wymownej parze ze stale rosnącym poziomem ogólnym zdąża też wyrównywanie jakościowej dysproporcji pomiędzy szkołami wileńskimi i podwileńskimi, która szczególnie się uwidoczniła w roku 2000 i 2001, kiedy to wśród zwycięzców i laureatów zabrakło miejsca uczestnikom z tzw. prowincji, będącym przecież w zdecydowanie gorszych warunkach, by należycie się przygotować do startu. Ktoś nawet posiał myśl, czy aby nie warto zacząć organizować osobne sprawdziany dla uczniów z Wilna i spoza jego obrębu. Na szczęście, zamysł ów w zalążku spalił na panewce. I dobrze. Bo choć szkoły stołeczne prym wiodą, Wileńszczyzna ambitnie goni, czego wymownym dowodem grono najlepszych w tegorocznej Olimpiadzie.

Praktycyzm nad potrzebę duszy?

Tyle refleksji chwalebnych. A teraz, na zakończenie, pozwolę wykrzesać spod pióra ton nieco trwożliwy. Ton, wynikający wszak z odpowiedzi, jakie padają z ust zwycięzców bądź wyróżnionych, kiedy od lat zagaduję ich o plany na przyszłość, chcąc – rzecz jasna – usłyszeć, że wiążą je ze studiami na kierunkach, gdzie znajomości polszczyzny przypada rola szczególna. A tymczasem nic z tego! W zdecydowanie lwiej części niczym refren powielana jest chęć bratania się z naukami niewiele wspólnego mającymi z zacięciem humanistycznym.

Skoro tak – to po cóż startują? Na to moje kolejne dociekanie jeden wyznaje, że ot namówiła go pani polonistka, drugi, iż po prostu chce się sprawdzić, trzeci, że… skusiły go przeznaczone dla najlepszych nagrody lub możliwość wyjazdu na studia do Polski. Na zimno kalkulując wychodzi mi jakoś, że pomyślny start w Olimpiadzie jest jakże dobrą trampoliną, by załapać się z miejscem w akademiku i wypłacanym przez MEN wcale nie jak wdowi grosz stypendium na dalszą naukę do Macierzy. Niby na polonistykę, choć tak naprawdę kierunek przecież da się łatwo zmienić zaraz po starcie, obierając ten, o którym naprawdę się marzy.

Owszem, nie brak w naszych szkołach nastolatków uzdolnionych na kilku płaszczyznach i nikt takim nie zabroni występu w rywalizacji o miano najlepszego w języku ojczystym. Szkoda jednak, że traktują oni tę rywalizację nie tyle z potrzeby duszy, ile z jakże nieobcych XXI wiekowi pobudek praktycznych. Pozbawiając szansy dostania się na prestiżowe studia do Polski może nieco słabszych, ale pełnych chęci tudzież zdecydowania, by w zawodowym życiu służyć tak pięknie ujętemu przesłaniu Czesława Miłosza o ratowaniu „wiernej mowy”.

Za rok zostanie rozmieniona trzecia dziesiątka naszych rodzimych Olimpiad Literatury i Języka Polskiego, a w roli gospodarza puli finałowej wystąpi Bujwidzka Szkoła Średnia w rejonie wileńskim, gdzie dyrektor i polonistką w jednej osobie jest duch wielce niespokojny – Halina Rawdo. Ech, jakże wiele bym dał, żeby uczniowie naszych szkół nie tylko od olimpiady do olimpiady hołubili słowo ojczyste w mowie i na piśmie tak starannie, jak Mały Książę na swej planecie pielęgnował różę i by przyszłoroczni laureaci potyczki z polszczyzną w jeden zgodny głos wykrzyknęli wszem i wobec: „Idziemy studiować polonistykę..!”.

Henryk Mażul

Wstecz