Rozmowa z dyrektorem Instytutu Polskiego w Wilnie, radcą ambasady RP na Litwie Mariuszem Gasztołem 

Przybliżyć Polskę

– Niedawno odbył się w Wilnie Tydzień Filmu Polskiego. Jest Pan zadowolony?

– Tak, jestem zadowolony. Tydzień Filmu Polskiego zorganizowaliśmy już po raz dziewiąty. Myślę, że można zaobserwować pewną ewolucję. W porównaniu z poprzednimi edycjami, przede wszystkim znacznie poszerzona i zróżnicowana została oferta, zintensyfikowaliśmy kampanię reklamową i przesunęliśmy festiwal na wczesną wiosnę. W efekcie wzrosło zainteresowanie i frekwencja.

W tym roku pokazywaliśmy ponad 20 filmów, adresowanych do różnych grup odbiorców. Były one zróżnicowane, jeśli chodzi o treści. Znalazły się bardziej rozrywkowe, o które wiele osób tutaj prosiło, były filmy dla dzieci, dobre kino historyczne, ale były też filmy, które poruszały poważne kwestie, ukazujące życie z głębszej perspektywy. Filmy pokazywaliśmy w dwóch kinach wileńskich, a następnie – w kinach Kowna, Kłajpedy i Poniewieża.

Myślę, że wciąż jednak jest sporo do zrobienia. Jestem człowiekiem, który ustawia poprzeczkę wysoko i moim ideałem będzie sytuacja, gdy podczas kolejnych festiwali bilety wykupione zostaną na kilka dni przed projekcją, a przed kinami będą stały tłumy.

W tym roku, mimo profesjonalnej promocji, wymarzonej sytuacji jeszcze nie było. Sądzę, że sukces zależy nie tylko od zaangażowania pracowników Instytutu, ale też od współpracy różnych środowisk, zarówno litewskich jak i polskich, aby w pełni wykorzystać nadarzającą się możliwość spotkania z aktorami i obejrzenia bardzo dobrych polskich filmów bez konieczności wyjazdu do Polski.

– Tak się u nas składa, że kiedy filmów polskich w kinach nie ma, jest źle, kiedy są – jesteśmy dość chłodni.

– Niestety, jest to trochę słuszna uwaga. Tym bardziej po Tygodniu Filmu Polskiego chciałbym podziękować nauczycielom za zrozumienie wagi tego wydarzenia kulturalnego i aktywność. Frekwencja w tym roku była wyższa niż w latach poprzednich, mimo dokuczającego przecież wszystkim kryzysu finansowego.

Generalnie uważam jednak, że po okresie fascynacji „tanim” kinem amerykańskim powoli wraca – szczególnie wśród elit – zainteresowanie filmem ambitniejszym, europejskim, a nawet produkcjami z Europy Środkowej, w tym – z Polski. Od dawna na Litwie wielką popularnością i zainteresowaniem cieszą się filmy Krzysztofa Zanussiego.

W ubiegłym roku bardzo dobrze przyjęty został tu film „Katyń” w reżyserii Wajdy. Na pokaz, który zorganizowaliśmy w Teatrze Opery i Baletu, przybyli przedstawiciele najwyższych władz państwowych włącznie z panem prezydentem Valdasem Adamkusem. Z kolei Wileński Festiwal „Kino Pavasaris” otworzyły „Sztuczki” Jakimowskiego. W tym roku z zainteresowaniem spotkał się film „Pora umierać” Doroty Kędzierzawskiej oraz „Ogniem i mieczem” Jerzego Hoffmana jak i sama wizyta reżysera.

Co ważne, zainteresowanie ambitnym polskim filmem nie ogranicza się do Wilna. Przytoczę chociażby taki fakt – w Poniewieżu pokazywaliśmy „Dekalog” Krzysztofa Kieślowskiego. Przed salą kinową ustawiały się tłumy. Jeszcze tego samego dnia otrzymaliśmy pilne telefony z prośbą o zgodę na dodatkowe projekcje.

– Chcę nawiązać do jeszcze jednego przedsięwzięcia – Międzynarodowych Wileńskich Targów Książki. Mam wrażenie, że polska książka prezentuje się tam dość skromnie. Przy okazji chcę wiedzieć, czy Instytut Polski w Wilnie próbuje doprowadzić do wydawania przekładów polskiej literatury na Litwie?

– Obszar literatury i jej popularyzacja jest jednym z najważniejszych celów działalności Instytutu Polskiego w Wilnie. Chcę zwrócić uwagę na trzy elementy. Po pierwsze, w roku ubiegłym spośród gości zagranicznych Polska na Targach w Wilnie była najliczniej reprezentowana. W tym roku zaproszono stamtąd dziesięć osób. Część przez Instytut, a część przybyła na zaproszenie wydawnictw litewskich i związków twórczych.

Po drugie, istnieje program wspierający tłumaczenia literatury polskiej na język litewski. Finansuje go Instytut Książki w Warszawie. My ten program popularyzujemy. Co roku kilka książek jest przekładanych na litewski. Dla przykładu, w zeszłym roku przetłumaczono „Warunek” Eustachego Rylskiego, „Nic” Dawida Bieńkowskiego. W tym roku prezentowana była „Barbarzyńska Europa” Karola Modzelewskiego. Wcześniej ukazała się „Historia filozofii” Władysława Tatarkiewicza.

Jeżeli chodzi o pozycje popularyzujące historię Polski to należy odnotować przetłumaczenie książki Normana Daviesa „Boże Igrzysko”. W tym roku przygotowywane jest tłumaczenie między innymi zbioru reportaży Ryszarda Kapuścińskiego czy „Traktatu o łuskaniu fasoli” Wiesława Myśliwskiego. Część tych pozycji można też wypożyczyć w dobrze wyposażanej w ciekawe nowości bibliotece Instytutu Polskiego.

Po trzecie, od kilku lat organizujemy bądź wspieramy wyjazdy litewskich wydawców na targi książki do Polski. Mają tam oni okazję do spotkań z kolegami po fachu, z pisarzami. Efektem są różnego rodzaju publikacje i przekłady.

Reasumując, staramy się kojarzyć środowiska litewskie i polskie oraz dawać pewne instrumentarium, które decentralizuje poziom decyzyjny, a zarazem otwiera nowe możliwości i realnie wspiera współpracę. Dziś takie podejście jest miarą profesjonalizmu. To pozytywna cecha systemu, w którym żyjemy, w przeciwieństwie do czasów, gdy sprawy te załatwiano centralnie.

– Instytut, którym Pan kieruje – to jakby połączenie kuratora, impresaria, promotora. W jaki sposób trafiają do nas poszczególne projekty? Wiem, że sporą rolę odgrywają czasem znajomości osobiste. Pamiętam, że przed kilku laty doszło do kilku bardzo ciekawych wystaw w Wilnie sztuki polskiej dzięki osobistym kontaktom dyrektora Litewskiego Muzeum Sztuki Romualdasa Budrysa i ówczesnego dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie Ferdynanda Ruszczyca.

– Przede wszystkim staramy się kontynuować te projekty, które sprawdziły się w przeszłości. Dotyczy to choćby zainaugurowanego jeszcze przez moją poprzedniczkę – Małgorzatę Kasner: Tygodnia Filmu Polskiego, aktywnego udziału w Targach Książki, Koncertów Letnich. Są też przedsięwzięcia nowe, które inaugurujemy, uwzględniając pojawiające się zainteresowanie i zapotrzebowanie.

Myślę, na przykład, o bogatej ofercie muzycznej Instytutu. W zeszłym roku rozpoczęliśmy cykl koncertów polskich organistów. Kontynuujemy go w tym roku. W ostatnich latach wspieraliśmy koncerty orkiestr symfonicznych, na przykład Filharmonii Podlaskiej czy Toruńskiej, różnego rodzaju koncerty muzyczne dla młodzieży w Wilnie, Kownie czy Kłajpedzie przy okazji Dni Morza.

Przed trzema laty zainicjowaliśmy powstanie w Wilnie Klubu Filmu Polskiego z projekcjami w kinie „Skalvija”. Podobne kluby próbujemy stworzyć w Kownie, Kłajpedzie, Poniewieżu.

Sprawdził się projekt wystaw obwoźnych, które docierają do różnych miast Litwy. W sumie – rocznie to ponad 20 prezentacji, dotyczących polskiej kultury: architektury, historii, sztuki, stosunków polsko-litewskich, ale też polskich krajobrazów i pejzaży. Reagujemy też na propozycje przedstawiane nam przez różne środowiska, często z niewielkich miejscowości Litwy.

W tym roku jestem szczególnie zadowolony z Międzynarodowego Kongresu Kultury, który zorganizowaliśmy we współpracy z trzema wileńskimi uniwersytetami – Wileńskim, Pedagogicznym i Romera. W Kongresie wzięło udział ponad 50 prelegentów z różnych krajów Europy Środkowej i Wschodniej, ale też z Zachodu. Celem Kongresu było zwrócenie uwagi na znaczenie współpracy między krajami Europy Środkowej i wskazanie konkretnych pól współpracy, konkretnych problemów, którym musimy wspólnie stawiać czoła.

Jeśli pani pozwoli, to w tym miejscu jeszcze jedna refleksja. Instytut Polski rocznie realizuje ponad sto projektów. Są one różnej skali i zasięgu oddziaływania. Część z nich powstaje przy silniejszym zaangażowaniu partnerów litewskich, ale organizacja pozostałych spoczywa na barkach Instytutu. Nie byłoby to możliwe bez tych ludzi, z którymi mam przyjemność pracować w Instytucie.

Ponieważ nasz zespół jest bardzo mały, w praktyce jedna osoba realizuje równolegle kilka projektów, które w innych instytucjach przygotowują całe sztaby pracowników. Nie sposób oddać słowami ofiarności, profesjonalizmu i poczucia współodpowiedzialności za powodzenie przedsięwzięć, które obserwuję u moich ludzi. Uskrzydlają one i rodzą przekonanie, że z takim zespołem człowiek mógłby góry przenosić.

– Wiem, że publiczność litewska, polska – też – chciałaby obejrzeć w Wilnie spektakle Mariusza Trelińskiego, Krystiana Lupy, Jana Klaty i in. Zdaję sobie sprawę, że sprowadzenie takich zespołów – to spore koszty…

– Oczywiście w miarę możliwości Instytut Polski stara się popularyzować na Litwie polskich twórców teatralnych. Przed dwoma laty z inicjatywy Instytutu gościliśmy w Wilnie Maję Komorowską ze spektaklem z repertuaru Teatru Współczesnego, przed rokiem w Teatrze Dramatycznym na Pohulance wystąpił Teatr „A” z Bielska-Białej z pamiętnym spektaklem „Pelikan”. Co roku wspieramy udział teatru z Polski w Festiwalu Teatrów Dziecięcych w Kownie. Wspieramy też tłumaczenia polskich dramaturgów. W przyszłym miesiącu organizujemy wyjazd studyjny dla litewskich krytyków teatralnych na Festiwal Teatralny do Warszawy.

Niestety, jeśli chodzi o wysokobudżetowe produkcje, to im liczniejsza obsada aktorska oraz personel pomocniczy, tym trudniejsze jest to do udźwignięcia. Konieczne jest zatem wzięcie na siebie części kosztów przez partnerów litewskich. Myślę, że okazją do prezentacji projektów wymagających znacznie większych środków finansowych mógłby być rok bieżący, kiedy Wilno pełni funkcję Europejskiej Stolicy Kultury, w którym między innymi obchodzimy tak ważną rocznicę jak 440-lecie Unii Lubelskiej bądź też rok 2010, kiedy wspólnie będziemy świętować 600-lecie bitwy pod Grunwaldem. Są to doskonałe okazje, aby społeczności litewskiej oraz polskiej w Wilnie i na Litwie zaprezentować szerszą ofertę polskiej kultury.

– Ma Pan trudne zadanie, pracuje Pan w kraju, gdzie sporo Polaków. Dla tych ostatnich ważne są tradycje, język, Litwini natomiast, o ile się orientuję, bardziej ciekawi są np. współczesnej sztuki polskiej.

– Przede wszystkim, cieszę się, że mogę właśnie tutaj pracować. To miasto, ten kraj pokochałem przed wieloma laty. Jeszcze za czasów ZSRR mój tata przywiózł nas na Nowogródczyznę, skąd pochodziła rodzina ojca, ale odwiedzaliśmy też inne miejscowości dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, w tym – oczywiście – Wilno.

Dobrze mi się tu pracuje, bo spotykam wiele osób, które łączą pasję i wysoki profesjonalizm. Oczywiście, dostrzegam nie tylko pozytywy, ale i negatywy, ważne jednak, aby patrzeć długofalowo. Z moich obserwacji wynika, iż – gdy wchodzimy głębiej w kulturę – to maleją, tracą znaczenie bariery takie jak narodowość czy język. Jeśli traktujemy kulturę serio – to jej fundament tworzą wspólne dla wszystkich, odwieczne dążenia człowieka do dobra, prawdy i piękna. Takie rozumienie kultury jest tu również silnie obecne.

Staram się kierować Instytutem w ten sposób, żeby prezentować ludzi i zjawiska, które inspirują jak Litwinów tak Polaków. Myślę, że jest tu dużo obszarów wspólnych. Jeśli robimy np. konferencję, powstaje ona zazwyczaj w trójkącie – partnerzy litewscy, Polacy z Litwy i z Polski.

Jeżdżąc po Litwie, przedstawiając różne wystawy, koncerty, filmy, odpowiadamy na zapotrzebowanie tamtejszych środowisk, samorządów, instytucji kultury: kin, bibliotek. Myślę, że udało się nam stworzyć pewne więzi między ludźmi oraz między organizacjami i instytucjami z Polski oraz Litwy. To jest najważniejsze, bo zapewnia kontynuację nawet wtedy, jak nas już nie będzie. Temu służyły na przykład liczne wyjazdy studyjne, które organizowaliśmy od kilku lat. W zeszłym roku przedstawiciele litewskich muzeów z Wilna, Kowna, Kłajpedy i Szawel w ciągu tygodnia zwiedzali Muzea Narodowe w Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu, Krakowie i Warszawie.

Efekt – zwracają się do Polaków partnerzy litewscy w kwestiach wymiany zbiorów, specjalistów, np. z dziedziny konserwacji dzieł sztuki, organizacji konferencji. Są to miłe sytuacje i w pewnym sensie ocena naszej pracy. Mobilizuje to nas – w sumie ośmioosobowy zespół Instytutu Polskiego – do jeszcze większego wysiłku, aby przybliżyć Polskę tym, którzy zainteresowani są kontaktami i współpracą między naszymi krajami, między Polską a Litwą.

Rozmawiała Halina Jotkiałło

Wstecz