Wielkanoc z... księdzem Janem Twardowskim

Nie umiem być srebrnym aniołem –

ni gorejącym krzakiem –

tyle Zmartwychwstań już przeszło –

a serce mam byle jakie.

 

Tyle procesji z dzwonami –

tyle już alleluja –

a moja świętość dziurawa

na ćwiartce włoska się buja. (...)

Pod wątpliwościami, wyjętymi z Wielkanocnego pacierza ks. Jana Twardowskiego (1915–2006), mógłby się właściwie podpisać każdy z nas. Tyle Zmartwychwstań już przeszło – / a serce mam byle jakie – to przecież o mnie, o tobie, o nim, to przecież o nas, o was, o nich. Co roku życzymy sobie nawzajem radosnych, spokojnych, pogodnych (w duszy i na dworze) świąt i co roku odczuwamy jakiś niedosyt, że coś nam „nie wypaliło”, że słowa zostały słowami, że łatwiej jest wysłać komuś życzenia niż samemu zrealizować to, co się składa na ich zawartość. Dlaczego tak jest? Czy nie dlatego, że zajęci krzątaniną przedświąteczną nie odczuwamy obecności Kogoś najważniejszego, nie pamiętamy o czymś najradośniejszym?

W Elementarzu księdza Twardowskiego (Kraków 2000) wśród wielu ciekawych refleksji na różne tematy można też znaleźć pytania, dotyczące składania życzeń świątecznych:

Dlaczego życzymy sobie „Wesołych Świąt”, chociaż czasami chlapie deszcz i nie świeci słońce?

Dlaczego życzymy sobie „Wesołego jajka”, chociaż czasem jajko jest blade, jak dziewczynka po grypie, nie zawsze rumiane i malowane?

Dlaczego życzymy sobie „Wesołego baranka”, chociaż baranek jest mizerak i można bać się, że go wilki zjedzą?

Dlaczego życzymy sobie „Wesołego śniadania”, chociaż nie każdy ma szynkę?

Dlatego, że chociaż Pana Jezusa zabili źli ludzie i położyli do grobu – On wstał z grobu żywy, odsunął kamień i jest wciąż między nami. Nie widzimy Go, tak jak nie widzimy powietrza, ale On jest.

Nasze problemy wynikają najczęściej, jak się wydaje, z tego, że właśnie nie widzimy, nie umiemy szukać Najistotniejszego, że czujemy się często bezradni, niezrealizowani, rozczarowani, samotni. A przecież (...) gdybyśmy lepiej i mądrzej patrzyli (Cz. Miłosz), nie musiałoby tak być.

Ksiądz Twardowski na wszystko znajdzie receptę, pomoże nam uświadomić, że radość wielkanocną, jeżeli ma ona być autentyczną radością, winien poprzedzić okres przygotowania.

Wśród Kilku myśli na Wielkanoc (Poznań 2006), wybranych i opracowanych przez Aleksandrę Iwanowską na podstawie licznych homilii ks. Jana, wygłaszanych w kościele Sióstr Wizytek w Warszawie, gdzie pełnił posługę pół wieku bez mała, znajdujemy następującą, godną uwagi (jak wszystko w dorobku tego nietypowego kapłana) refleksję, opatrzoną tytułem Masz czas?

Samotność ludzka jest największą chorobą dzisiejszych czasów. Panuje przeświadczenie, że jest nieszczęściem. Naturalnie, jest nieszczęściem, gdyby nie było Pana Boga. Jeśli On jest – samotność jest szczęściem. Człowiek może poświęcić Bogu czas i choćby przez chwilę oderwać się od spraw, od ludzi, by być z Nim tylko sam na sam.

Największą pokusą, jaką szatan dzisiaj dręczy człowieka, jest wmawianie w niego, że nie ma czasu dla Pana Boga: „Masz przecież troje dzieci, książkę do napisania, książkę do przeczytania...”. Czas dla Pana Boga zawsze musi się znaleźć. Choćby na najmniejszą chwilę w ciągu dnia można – tak jak Jezus – nawet odejść od najbliższych, których kochamy. Musi znaleźć się moment spotkania z samym Bogiem, by przemyśleć swoje życie, działania, spotkania z ludźmi.

Świetną okazję wsłuchania się w siebie, a zwłaszcza w Słowo Boże, stwarza, jak wiadomo, trwający około czterdziestu dni okres Wielkiego Postu:

W języku hebrajskim liczby, poza dosłownym znaczeniem, miały jeszcze znaczenie symboliczne. Liczba 40 mogła symbolizować zadanie trwające długo, nawet dłużej niż czterdzieści dni. Przez cały ten czas Jezus był kuszony, nie tylko pod koniec pobytu na pustyni, kiedy był głodny i zmęczony. I my stale jesteśmy kuszeni; diabeł chce w nas wmówić, że nie mamy czasu.

Wielki Post powołuje nas do tego, by znaleźć czas na rekolekcje, mieć wreszcie czas dla Pana Boga. Nieprawda, że czasu nie ma. Jest. My zaś musimy starać się go odnaleźć.

Im częściej w tym ważnym czasie towarzyszymy naszemu Największemu Przyjacielowi na pustyni, im częściej zastanawiamy się nad tym, czym były dla Niego dni, poprzedzające Mękę, tym właściwszą ścieżką zmierzamy ku radości Zmartwychwstania.

Już Niedziela Palmowa jest postrzegana przez nas jak radosny przedsionek największego święta liturgicznego, jakim jest Wielkanoc. Może to widok coraz wymyślniejszych palm nastawia nas tak kolorowo i beztrosko? Tymczasem ks. Twardowski pomaga nam znowu w pogłębieniu refleksji nad istotą tego święta, akcentując, że, jak zawsze, w świątek czy piątek, wszystko jest „w kratkę”:

Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że Niedziela Palmowa była dla Pana Jezusa wielkim bólem? Wiedział, że ci, którzy rzucali palmy, rozpościerali płaszcze, za chwilę będą żądali Jego śmierci i zamiast „Hosanna” będą wołali „Ukrzyżuj Go!” (...)

Nie omijając palmy, która jest znakiem zwycięstwa, znakiem chwały, wzniosłych nastrojów, w jednej ze swoich treściwych, lekkich i nawet zabawnych homilii ks. Twardowski, prawdziwy znawca i wielbiciel zwierząt, wyeksponowuje osiołka, wiozącego wówczas Chrystusa do Jerozolimy:

(...) Myślę, że warto powiedzieć parę słów o osiołku, dlatego że wcale nie zwracamy uwagi na niego, a jest on ogromnie ważny. Właściwie jego też powinno się poświęcać. On jeden w tłumie służył Jezusowi. Pan Jezus albo na nim jechał, albo go prowadził. Mówili, że Jezus zdąża w kierunku miasta swojej śmierci. Osiołek też narażony był na niebezpieczeństwa. Żeby chociaż stawiał opór, buntował się, ale nie, zachowywał się cierpliwie, tak jak Pan Jezus sobie życzył.

Kiedy w Wielkim Tygodniu będą nam mówili o wielkich rzeczach, pamiętajmy, by nie wstydzić się być takim osiołkiem, który służył Panu Jezusowi i szedł tak, jak Jezus polecał iść.

Obawiamy się nieraz, że Jezus prowadzi nas przez coraz większe trudności, ale On zawsze prowadzi nas na dzień zmartwychwstania.

Właśnie dlatego trzeba być z Nim W Ogrójcu, trzeba wracać do Niego z najodleglejszych dróg, choćbyśmy się zapierali Jego więcej razy niż św. Piotr, ale przyjść tak jak on, ze skruchą. Apel skierowany przez księdza-poetę do świętego Piotra jest właściwie skierowany do każdego z nas:

(...) przyjdź

wprost z dziedzińca Kajfaszowego

jeszcze bez kluczy

a już ze łzami które najdalej prowadzą

Trzeba, tak jak św. Weronika czy chociażby Szymon Cyrenejczyk, być z Nim na Drodze Krzyżowej (tytuł wiersza Twardowskiego). Słowem, należy robić to, co, rozumując po ludzku, jest najtrudniejsze: nie uciekać od krzyża. Jak wiadomo, nawet najbliżsi uczniowie Chrystusa, będąc tylko ludźmi, nie od razu sprostali tak wysokim wymaganiom. Za wzorcową uważana jest zazwyczaj postawa św. Jana, nagrodzonego przez Mistrza za dzielność, za odwagę, za gotowość ponoszenia wszelkich przykrych konsekwencji z powodu bycia uczniem Zbawiciela. W wierszu tylko nawiązuje poeta do wyboru, dokonanego przez jedynego z Apostołów:

Tylko święty Jan umarł w domu na posłaniu

z poduszką pod głową owinięty w śpiwór

Jeden nie zląkł się krzyża, jeden stał pod krzyżem

pozostali ze strachu w Wielki Piątek zbiegli

Kto ucieka od Krzyża – Krzyż cięższy dostanie

Jedynie dla przyjaźni, dla miłości dokonywane są wielkie rzeczy, chociaż wymagają zazwyczaj wielkiego wysiłku, wyzbycia się lęku, czy nawet więcej: trwania także wtedy, kiedy brakuje należytej odwagi. Czytamy o tym w wierszu z Tobą:

Nie cierpienie dla cierpienia

nie krzyż dla krzyża

nie piątek dla piątku

nie po to aby pytać

skąd i co dalej

 

Wszystko to bez sensu. Za mało

lecz po to by być z Tobą

Pobiec. Bać się i zostać

skoro Ciebie bolało

Nawet mówiąc o tak „wielkich rzeczach”, nawiązując do dramatycznych wydarzeń końca Wielkiego Tygodnia, ksiądz piszący wiersze potrafi się często zdobyć na niemałą dozę uśmiechu, dostosować język poetycki do poziomu współczesnego odbiorcy, nie odstępując jednocześnie od żadnej z prawd biblijnych. Przykładem takiego podejścia niech będzie tym razem wiersz w piątek:

W piątek nie jeść mięsa

to grubo za mało

nie wystarczy spoważnieć

nie robić takich na przykład spostrzeżeń

siostra Konsolata bo kąsa i lata

w piątek nie wypada udawać Ludwika XIV

rządzić

patrzeć z góry

prowadzić siebie pod rękę

być dygnitarzem

osobną osobą która w pierwszej osobie

mówi tylko o sobie

 

w piątek

w tym dniu w którym Bóg

opuścił Boga

A więc w dniu, w którym Bóg-Człowiek, konając na krzyżu, unobilitował zarazem jego drzewo, czyniąc je nie tylko symbolem męki, śmierci, lecz także nadziei, zmartwychwstania.

W najprzeróżniejszy sposób Twardowski w swojej poezji wraca do motywu krzyża. Może on być nieodłącznym elementem krajobrazu, przypominającym fundamentalne prawdy żywota ludzkiego, jak jest w jarzębinach:

krew płynie z Twojego boku

wakacje a taki blady

i właśnie dlatego wierzę

żeś wszechmogący słaby

że w jarzębinach wisisz

dzwońce Cię podziobały

właśnie dlatego kocham

że jesteś wielki mały

 

rozeszły się całkiem drogi

zgubiło się odkryło

pozostał człowiek i Pan Bóg

mój grzech moja miłość

Motyw krzyża może być również traktowany przenośnie, jak w napisanym lekko, nie bez poczucia humoru wierszu zdjęcie z krzyża, w którym jest on symbolem jakiejkolwiek, większej czy mniejszej, życiowej udręki, jakiegoś cierpienia, choroby itp.:

Rozmaite zdjęcia z krzyża bywają,

na przykład:

zdjęcie z krzyża samotności

Ktoś cię nagle odnajdzie, ugości,

mówi na ty, jak w Kanie zatańczy,

doda miodu, ujmie szarańczy

 

Albo:

zdjęcie z krzyża choroby

Wstajesz z łoża jak Dawid młody –

I już jesteś do procy gotowy,

gotów guza nabić Goliatowi

 

Ale są takie krzyże ogromne,

gdy kochając – za innych się kona –

 

To z nich spada się, jak grona wyborne –

w Matki Bożej otwarte ramiona

Dopiero wtedy więc, kiedy wytrzymamy próbę krzyża, wtedy, kiedy oczyści nas wielkosobotni ogień, zaczyna się przed nami powoli odsłaniać radość zbliżającego się Zmartwychwstania.

Wśród wielkanocnych myśli Twardowskiego natkniemy się również na rozważania, których tematem są Ogień i światło:

Ogień – znak zwycięstwa nad ciemnością. Poświęcenie wielkiego paschału to dalszy ciąg poświęcenia ognia. Poświęciło się świecę i płomień tej świecy. Ogień i światło.

Często narzekamy, że ogarniają nas ciemności. Dzisiejszy świat jest ciemny, bo odwrócił się od Boga, który jest światłem. Myślę, że ludzie sami wybierają ciemność, bo po ciemku mogą się chować przed Bogiem, przed własnym sumieniem, przed sobą samym.

Poświęcony w Wielką Sobotę ogień przypomina słup ognia, który prowadził Żydów do Ziemi Świętej. Nie mieli oni własnych pochodni, które prowadziłyby ich tak, jak sami chcieli. Takie pochodnie mogłyby ich wyprowadzić na bezdroża. Ogień, jaki ukazywał im się nocą, prowadził ich tak, jak chciał Bóg. Sam Bóg go zapalał. Wiemy, że Żydzi szemrali po drodze, wątpili, czy dobrze idą, sami szukali wygodniejszych dróg, ale ich drogi wiodły na bezdroża. Do Ziemi Świętej doprowadził ich święty Boży ogień.

Wielkosobotnia liturgia chce powiedzieć dzisiejszemu światu, że tonie w ciemnościach, a słupem ognia dla nas jest Jezus Chrystus, mówiący poprzez Ewangelię. Jego znakiem jest ogień, poświęcony przed kościołem i ogień świecy wielkanocnej. Mamy iść za tym słupem ognia, za Jezusem, tak jak kiedyś Żydzi szli za ogniem do Ziemi Świętej. Nie możemy zapalać swoich własnych pochodni, lamp, zapałek. Słup ognia zapala Bóg. On jeden wie, po jakich drogach ogień ma nas prowadzić. Jeżeli będziemy chcieli iść po swojemu i sami będziemy sobie oświetlać drogę, jaka wydaje się nam lepsza, zabłądzimy i nie dojdziemy.

Jeżeli kiedykolwiek ściemni się w naszej duszy i w naszym sercu, to znak, że odeszliśmy od Jezusa, że z nim nie idziemy. Za Bożym ogniem, Chrystusem, Jego Ewangelią mamy iść na oślep, mimo że poprowadzi nas przez niejedno cierpienie, niejedną drogę krzyżową, czasem przez coś, czego nie rozumiemy, poprzez śmierć i grób w poranek wielkanocny.

Wielka Sobota kojarzy nam się także ze święceniem pokarmów na stół wielkanocny. Jak wszystko w naszym życiu, święcenie także nie obywa się czasem bez niespodzianek. Z długiej praktyki duszpasterskiej ks. Twardowski wydobywa i takie oto Święcone:

Kiedyś, gdy poświęcałem wielkanocne koszyczki ze święconką, wyrwał się ktoś i głosem trochę zirytowanym zapytał:

– Jaki sens ma dla księdza to poświęcanie?

Poświęcić to znaczy powierzyć opiece Bożej, oczyścić, odtruć. Dzięki jedzeniu nasze ciało rośnie i wzbogaca się nasza krew. Dzięki Bogu, że chcemy mieć rzeczy czyste, pobłogosławione, bo lepiej jeść święcone, niż to, co diabeł potrącił ogonem.

Wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi, więc powiem, jak do dzieci:

Jak kto nie je chleba, by nie zasłabł – trzymać go potrzeba,

jak kto nie je kiełbasy, nie zda do następnej klasy,

jak kto nie pije mleka, na Bródnie (jeden z cmentarzy warszawskich) miejsce go czeka.

Właściwie każda modlitwa przed jedzeniem jest poświęceniem pokarmów, nie kroplą wody, ale znakiem krzyża.

Takie i inne przygotowania musiałyby poprzedzić wkroczenie w poranek wielkanocny, który, jak mnóstwo naszych poranków, nie od razu może rozpocząć się optymistycznie, tym bardziej, jeżeli zaczyna się O świcie:

Ile to razy budzimy się niechętni, niewyspani, od razu w kiepskim humorze, od razu do niczego i patrzymy na zegarek z gniewem.

W niedzielny poranek, w dniu zmartwychwstania Pańskiego, kobiety wcześnie wybiegły do miasta i spotkały się z Panem Jezusem na samym progu dnia. Zapomniały o swoich kłopotach, swoim niewyspaniu, o swoim zmęczeniu.

Myślę, że nasza poranna modlitwa ma być takim biegiem w kierunku Pana Jezusa.

Warto zastanowić się, co robimy z modlitwy, która ma być powitaniem Jezusa, powiedzeniem Mu: „Dzień dobry!” I to nie tylko na Wielkanoc, kiedy baranek wielkanocny macha na wiwat chorągiewką, ale i wtedy, kiedy przyjdą szare dni. Mamy spotykać się z Jezusem na samym brzegu dnia.

Poranek wielkanocny, którego nastrój określamy zazwyczaj jako radosny, nie dla każdego oznacza jednak to samo. Radość potrafi się mienić różnymi kolorami tęczy, zwykliśmy ubierać ją w najprzeróżniejsze epitety: prawdziwa, głęboka, duchowa, wiosenna, franciszkańska itp. Zwróćmy jednak uwagę na to, że ks. Twardowski, jak zawsze, i w tym wypadku nas prześciga, gdyż, nie bez uzasadnienia, mówi o Łatwej i trudnej radości:

(...) Radość jest rozmaita: łatwa i trudna.

Łatwa radość na Wielkanoc bywa z tego powodu, że przyszła wiosna, powietrze jest cieplejsze, nawet zakwitły już leszczyna i wierzba, zdjęliśmy cieplejsze palta, założyliśmy lżejsze i jest nam lżej o kilogram.

Trudniejsza wielkanocna radość przeszła przez Wielką Noc, przez ciemność, udręczenie, przez coś, co szarpnęło nami, rąbnęło, pokręciło. Radość grzesznika, który się wyspowiadał, spotkał z łaską Bożą i teraz się cieszy. Radość kogoś, kogo straszono pętlą, a on nie zaparł się wiary. Radość chorego, który trzymał się kurczowo życia, umawiał się z pięcioma lekarzami, żeby nie umrzeć; umarł, ale zobaczył Pana Jezusa. Radość syna marnotrawnego, który ożył, zmartwychwstał.

Radość pojednania się z Bogiem: w człowieku zmartwychwstał Pan Jezus.

Radość zmartwychwstania to radość przezwyciężenia grzechu, rozpaczy, strachu śmierci. Trzeba porządnie umrzeć i wtedy przychodzi głęboka wielkanocna radość.

Na Wielkanoc trzeba życzyć sobie każdej radości, także tej, że ciasto nie przypaliło się, nie udławiliśmy się mazurkiem, a na stole leżą kolorowe jajka.

Obok najbardziej nam znanych kraszanek i pisanek wymienia ks. Twardowski też nalepianki i nakrapianki oraz tłumaczy, na czym polega różnica między jednymi a drugimi: (...) Pisanki są malowane różnymi kolorami. Kraszanki są przeważnie tylko czerwone. Nalepianki mają ponalepiane różne rysunki, a nakrapianki są w kropki, jak biedronki.

Jeszcze bardziej warte zapamiętania są także odpowiedzi (sformułowane w charakterystycznym dla księdza żartobliwym stylu) na pytanie: Czym różni się jajko niepoświęcone od poświęconego?

Jajko niepoświęcone leży w sklepie, czasem w worku, czasem w koszyku. Kupujemy je, ale wcale nie przynosimy do kościoła. To jest jajko, które nie chodzi do kościoła.

Jajko poświęcone to jest jajko, które też się kupuje, ale potem zanosi do kościoła pod białą serwetką. (...)

Jajko niepoświęcone można zjeść za jednym zamachem, a jajko poświęcone trzeba dzielić na kawałki. Nie można samemu zjeść całego poświęconego jajka, trzeba podzielić się z mamusią, tatusiem, ciocią, babcią, czasem z sąsiadką. Jajko, które uczy miłości i mówi, że trzeba się podzielić tym, co się ma.

Czym jeszcze różni się jajko niepoświęcone od święconego?

Tym, że jajko niepoświęcone się zjada,

milczy i nic nie gada.

Przy jajku poświęconym składamy sobie życzenia, to znaczy jemy i mówimy.

Jak ktoś jajko z miłości dzieli, tak jak trzeba,

tego nawet jajko prowadzi do nieba.

I podczas Rezurekcji, i przy świątecznym stole słyszymy śpiewane bądź wymawiane (niejednokrotnie jako część składowa życzeń) Alleluja. Czy wszyscy jednak wiemy, co ono oznacza? Posłużmy się więc znowu komentarzem ks. Jana:

Tak często powtarzamy w czasie Wielkanocy: „Alleluja”.

Jest to hebrajskie słowo, które składa się z dwóch części „allelu–ja” i oznacza: radujmy się Bogiem. Wyraz „ja” jest początkiem hebrajskiego słowa Bóg – „Jahwe”. Żydzi tak dosłownie brali przykazanie, by nie wzywać Imienia Bożego nadaremnie, że nawet bali się napisać słowo „Bóg”, dlatego albo pozostawiali puste miejsce, albo czasem posługiwali się tajemniczymi znakami, albo skracali to słowo z lęku przed wypowiedzeniem całego słowa Jahwe.

Radujmy się Bogiem!

Radujmy się, że Bóg jest!

Istotnym symbolem Świąt Wielkanocnych jest baranek, umieszczany na stole wśród mnóstwa smacznych i obfitych pokarmów, „częstowany” zazwyczaj specjalnie dla niego posianym owsem w doniczce. I o baranku nie zapomina ks. Twardowski:

Wielkanocnemu barankowi jeszcze nie urosły rogi. Jest bezradny, słaby, a jednak ze swoją czerwoną chorągiewką przypomina żołnierza, który wygrał bitwę. Nieraz rysują go na płytach grobowców. Nawet na cmentarzu, gdzie jest tyle smutku, on z chorągiewką jest wesoły.

Baranku wielkanocny coś wybiegł z rozpaczy

z paskudnego kąta

z tego co po ludzku się nie udało

prawda że trzeba stać się bezradnym

by nielogiczne się stało

Życzmy nam wszystkim, by i podczas Świąt, i po ich przeminięciu właśnie nielogiczne się stało, by nie opuszczała nas Miłość, która dość rzadko kieruje się logiką, która jest miłosierna, która potrafi się upokorzyć, przeprosić, zadośćuczynić, w wyniku zaś ocalić to, co w nas jest najcenniejsze:

(...) I wiem, gdy łzę swoją trzymam

jak złoty kamyk z procy –

zrozumie mnie mały Baranek

z najcichszej Wielkiej Nocy.

 

Pyszczek położy na ręku –

sumienia wywróci podszewkę –

Serca mojego ocali

czerwoną chorągiewkę.

A zatem, niech nie opuszcza nas nadzieja zmartwychwstania duchowego, zamykająca Wielkanocny pacierz ks. Twardowskiego, a wtedy i niebo będzie jaśniejsze, i wiosenne bazie bujniejsze, i Wielkanocny Baranek weselszy.

Halina Turkiewicz

Wstecz