Reforma szkolnictwa wyższego

Czy „rewolucja”nie pożre swoich dzieci?

System szkolnictwa wyższego na Litwie najdłużej ze wszystkich dziedzin uchował się od reform. Oświata, medycyna, administrowanie – przeszły swoje golgoty i nadal się „doskonalą”. Wreszcie, po 19 latach niepodległości, przyszła kolej na „rewolucję” w systemie szkolnictwa wyższego i studiów. Trzeba przyznać, że nie zrodziła się z „dobrego życia”, raczej wręcz przeciwnie: katastroficznie niskie oceny jakości studiów i poszczególnych uczelni, brak środków na modernizację placówek i odmłodzenie kadry wykładowców, sięganie po dyplom jako przepustkę w dorosłe życie a nie dokument świadczący o zawodowych kwalifikacjach – to tylko niektóre ogólne bolączki litewskiego systemu studiów.

I chociaż według liczby studentów wśród państw europejskich Litwa wyraźnie w ciągu ostatnich lat przodowała (na 1000 mieszkańców przypadało tu 19,5 studenta, a np. w Szwecji – 15,1, na Łotwie – 8,9, a średnia w UE stanowiła 13), to pod względem myśli naukowej, obrony prac – wlekła się ona w ogonku. Inną bolączką systemu szkolnictwa wyższego na Litwie jest wyraźny nadmiar uczelni, szczególnie uniwersytetów. W roku akademickim 2007/2008 w kraju funkcjonowało 15 uniwersytetów państwowych i 7 prywatnych, odpowiednio 16 i 12 kolegiów. Poza tym krytykowano dublowanie kierunków studiów, brak dla wielu z nich akredytacji, wykładowców, którzy potrafiliby w sposób nowoczesny prowadzić wykłady oraz łączyć teorię z praktyką: jakże często absolwenci wyższych uczelni od razu po zdobyciu dyplomu musieli sporo czasu poświęcić na to, by swoją akademicką wiedzę przestawić na tory praktycznego wykonywania zawodu.

Niedobór pieniędzy, który jeszcze bardziej pogłębił ostatnio kryzys ekonomiczny, nie sprzyja postępowemu kształceniu. Europejskie normy finansowania uniwersytetów określają, że uczelnia może spełniać swoją rolę we współczesnym świecie, o ile jej budżet roczny opiewa na dwa miliardy litów. Dla porównania, które daje odpowiedź na wiele pytań związanych z poziomem i konkurencyjnością naszych placówek: roczne finansowanie uniwersytetów na Litwie waha się w granicach 60 mln litów (w tej kwocie nie są uwzględnione pieniądze zarobione przez uczelnie). Te problemy łączono coraz częściej z nieefektywnym zarządzaniem na uczelniach.

Ustawa o reformie, za którą w Sejmie głosowało 71 posłów, powstrzymało się od głosowania 5 i było przeciw 29, postawiła sobie za cel zmianę zarządzania uczelniami, ich statusu oraz finansowania studiów.

Trzeba przyznać, że wszystkie trzy kierunki reformy budzą określone wątpliwości i niezadowolenie w różnych kręgach: zarówno wśród społeczności akademickiej jak też wśród szerokich rzesz społecznych, bowiem płatne studia – to problem dziesiątków tysięcy rodzin, w których są studenci.

Reforma zakłada zmianę statusu wyższych uczelni – stają się one instytucjami użyteczności publicznej. Dotychczasowe zarządzanie, kiedy uniwersytet miał całkowitą autonomię (co m. in. gwarantowała mu Konstytucja RL) i na jego czele stał Senat i rektor, według ustaleń Ustawy o szkolnictwie wyższym i studiach, zostanie zmienione w ten sposób, że odtąd uskuteczni to Rada. Połowę jej członków będą stanowili wykładowcy, studenci, członkowie Senatu, przedstawiciele administracji uczelni i ministra oświaty, drugą zaś część – przedstawiciele społeczeństwa. Zasada ta budzi wiele wątpliwości, bowiem członkowie Rady po to, by należycie pełnić swe funkcje, musieliby większość swego czasu spędzać w uczelniach, co jest problematyczne dla ludzi spoza kręgu akademickiego. Wchodzi tu też w grę aspekt natury etycznej: członkowie Rady mianują rektora, który będzie im wypłacał wynagrodzenie.

Jednak największy rezonans w społeczeństwie, dyskusje, a nawet protesty wywołuje założenie Ustawy o tym, że studia dla większości studentów będą płatne i tylko ci najlepsi zyskają możliwość ubiegania o tzw. koszyczek studenta, czyli o finansowanie studiów przez państwo. Warunkiem do jego uzyskania będzie przede wszystkim doskonale złożona matura (trzy stopnie z państwowych lub szkolnych egzaminów, a jako czwarty – roczna ocena ze świadectwa dojrzałości). Na wszystkich kierunkach zostanie wliczona uzyskana na maturze ocena z języka litewskiego.

Uczelnie będą mogły stosować różne współczynniki, uznawać za bardziej ważkie stopnie z jednego bądź innego przedmiotu, udział i zwycięstwa w olimpiadach, szkołach młodocianych naukowców. Będą też one mogły organizować dodatkowe sprawdziany, testy, możliwe jest wprowadzenie na powrót czegoś w rodzaju egzaminów wstępnych, które dotychczas obowiązywały na tzw. twórczych kierunkach studiów.

Zakłada się, że tzw. koszyczki otrzyma około 21 tys. studentów. O ile przypomnimy sobie, że od kilku lat co roku mieliśmy na pierwszym roku studiów ponad 50 tysięcy osób, więc całkowitą opłatę za studia będzie miała mniej niż połowa sięgających po indeksy. Warto odnotować, że w ubiegłym roku akademickim na pierwszy rok studiów na finansowane przez państwo i częściowo finansowane miejsca przyjęto 24 tysiące osób.

Tegoroczne zmniejszenie o trzy tysiące liczby nieodpłatnych miejsc bardziej dotknie uniwersytety, bo tu liczbę takowych planuje się zredukować o około trzy tysiące, zaś w kolegiach – o jeden. Ministerstwo Oświaty i Nauki w ogólnych zarysach już zdecydowało, na jakie kierunki przeznaczy ile koszyczków. Np. w kolegiach na kierunkach technologicznych na pierwszy rok można będzie „przynieść” 4200 koszyczków, na kierunkach społecznych – 3700, biomedycynie – 1400, sztuce – 500, na humanistycznych – 200, fizycznych – 100. Podobne proporcje utrzymane będą też na studiach magisterskich.

Sejm, przyjmując Ustawę o szkolnictwie wyższym i studiach, praktycznie rozwiał mit o tym, że państwo zdolne jest zapewnić bezpłatne kształcenie wyższe. Jak ukształtuje się wycena strudiów? Otóż najmniejszego koszyczka będą potrzebowali studenci z kierunków humanistycznych i społecznych – w granicach 4031 Lt, zaś najdroższy będzie przyznawany przyszłym pilotom i muzykom – 18854 Lt.

Skąd student weźmie pieniądze na opłacenie studiów? To dopiero pytanie. Nie każdy przecież obywatel może od zaraz wyłożyć na naukę dziecka kilkanaście tysięcy. Otóż państwo zobowiązuje się do wspomagania uzyskania przez studentów pożyczek, to znaczy gwarantuje za nich i przyjmie na siebie ryzyko „złych” pożyczek, stąd dla otrzymania kredytu nie wypadnie zastawiać swego mienia. Największa suma, jaką będzie mógł uzyskać student, wynosi 50 tysięcy litów. Będzie ją można wykorzystać na opłacenie studiów, użyć na wydatki na życie, opłacić kwoty za częściowo finansowane miejsca (to dla tych, co zostali studentami do jesieni 2009 roku). Odsetki od tych kredytów mają być mniejsze od komercyjnych i oscylować w granicach 6-6,5 proc.

Wiele emocji w nowej Ustawie wzbudziła kwestia, na jak długo studentowi przyznawany ma być koszyczek. Pierwotna wersja zakładała, że skorzysta zeń w ciągu całego czasu studiów. Ostatecznie przyjęto wersję, iż po dwóch latach nauki (potrzebnych, według autorów Ustawy, na całkowite zaaklimatyzowanie się na uczelni) na podstawie wyników studiów, student-posiadacz koszyczka, mający średnią ocen o 20 proc. niższą niż koledzy nie posiadający finansowania, może go stracić.

Na tzw. koszyczek nienadążającego studenta będzie mógł pretendować kolega, mający dotychczas studia w pełni odpłatne. Ministerstwo Oświaty i Nauki określa koszta poszczególnych kierunków studiów i właśnie taką wielkość będzie miał koszyczek. Dla studiujących odpłatnie kwota ta może być nieznacznie korygowana. Ale ostatecznie wielkości te ustali konkurencja między uczelniami.

Ważnym, chociaż budzącym kontrowersje założeniem Ustawy jest to, że koszyczek student może też „zanieść” do prywatnej uczelni. Niestety, studenci np. Wileńskiej Filiii Uniwersytetu Białostockiego, nie będą mogli tam „wnieść” koszyczka, bowiem Sejm przyjął ustalenie, że ten nie może wędrować do uczelni, które są filiami zagranicznych placówek oświatowych.

Reformująca szkolnictwo wyższe Ustawa została przyjęta, chociaż budzi wiele pytań i kontrowersyjnych ocen. Politycy oraz wysokiej rangi urzędnicy, w tej liczbie też minister oświaty i nauki, przyznawali, że daleko jej do doskonałości, jednocześnie apelując o głosowanie na nią. Dziwnie było słyszeć, kiedy najważniejsze osoby w państwie pocieszały, że owszem, Ustawa nie jest doskonała, ale jest… Cóż, wspaniały argument, usprawiedliwiający dokument, który może w bardzo dużym stopniu skorygować system oświaty, a co za tym idzie – przyszłość państwa.

Wielce niepewne swego losu są uczelnie i poszczególne wydziały, nie zaliczane do grona tych będących na „topie”, choć szkolące specjalistów jakże niezbędnych do funkcjonowania poszczególnych segmentów życia publicznego. Bibliotekarstwo, kierunki pedagogiczne – czy z ogromnym wysiłkiem zdobyty koszyczek jakiś student zechce „przynieść” właśnie na te kierunki? I co w efekcie będzie z nimi? Czy zamkniemy szkoły i biblioteki, nie będziemy mieli dostatecznej liczby matematyków, fizyków – specjalistów w zawodach, które już od dobrych kilku lat nie cieszą się popularnością.

Właśnie przy rozwiązaniu tych problemów reforma może mieć duży poślizg i będzie musiała wypracować pomocne w tym mechanizmy. Niepopularne kierunki i uczelnie „pożyją” jeszcze kilka lat, zanim dotychczasowi studenci nie skończą nauki, i o ile decydenci nie wymyślą sposobu na ich utrzymanie, szkolnictwo wyższe może spotkać ciężka zapaść. Już na starcie reformy mówi się o łączeniu uczelni. Niebawem się przekonamy, czy to będzie panaceum na trudności.

Nie mniej dramatyczne decyzje czekają też studentów, którzy będą musieli sięgnąć po kredyty na studia. Bardzo wielu tegorocznych absolwentów (według danych badań statystycznych – co trzeci maturzysta) rozważa możliwość udania się na studia za granicę. Opłaty bowiem są podobne, a czasem nawet mniejsze (w niektórych krajach Europy wcale ich nie ma), łatwiej uzyskać stypendia z różnorodnych funduszy, a i poziom nauki jest często o wiele wyższy.

Tego natomiast, kto zdecyduje się na pobranie kredytu na Litwie, po ukończeniu studiów czeka piętnastoletnia uciążliwa spłata, bo przy istniejących w kraju średnich zarobkach może się okazać prawdziwą kulą u nogi, jeżeli nie pętlą na szyi, zważywszy, że młody człowiek akurat może założyć rodzinę, potrzebuje mieszkania, musi je urządzić, no i w młodym wieku zostaje się rodzicami…

Kredyt ma być spłacany po roku od ukończenia studiów. Co prawda, Ustawa przewiduje, że około 10 proc. studentów, którzy będą się legitymowali najlepszymi wynikami na studiach, może pretendować na nieuiszczanie pożyczki lub zwrot wpłaconych pieniędzy. Jest to jednak bardzo skromne wsparcie dla ogromnej rzeszy studentów.

Reforma szkolnictwa ruszyła. Czy nie rozwali systemu, którego modernizacji ma służyć, czas pokaże. Wydaje się jednak, że tego odpowiedzialnego i tak długo planowanego kroku, zarówno posłowie jak i kierownictwo ministerstwa, nie stawiają zbyt pewnie. Oby więc zapoczątkowana tego roku na uczelniach „rewolucja”, nie pożarła swoich dzieci, którym przecież – w założeniu – ma służyć.

Janina Lisiewicz

Wstecz