Obradował XII zjazd Związku Polaków na Litwie

Zwarłszy szeregi, naprzód!..

Tak się składa, że uczestniczyłem we wszystkich dotychczasowych zjazdach Związku Polaków na Litwie. Raz – jako delegat, raz – jako gość, raz – jako akredytowany dziennikarz. Co więcej, w tym pierwszym wcieleniu dane mi było kilkakrotnie zabierać głos z ich trybuny. Ba, na I historycznym forum, odbytym w dniach 15-16 kwietnia 1989 roku, a przekształcającym Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne w Związek Polaków na Litwie czyniłem to nawet dwukrotnie: z początku mówiąc o naszym odrodzeniu literackim i wygłaszając pięć prawd, jakie legły u podstaw tej organizacji, a potem nagłaśniając odezwę do rodaków na Litwie, którą miałem zaszczyt poniekąd na poczekaniu począć.

Teraz, gdy się cofam myślami wstecz, te zjazdy jawią mi się jako kamienie milowe przy naszym odrodzeniowym biało-czerwonym szlaku, jaki zapoczątkowaliśmy ledwie z Moskwy powiało ożywczą pieriestrojką. Owszem, zjazdy te miały to do siebie, że były zwyczajne albo nadzwyczajne, odbywały się tu i tam, niosły różne treści, choć towarzyszył im jakże czytelny wspólny mianownik – zatroskanie obecnych na sali naszym stanem posiadania oraz tym, co się streszcza w słowie „polskość” w przyszłości. W obradach poszczególnych zjazdów niczym w lustrze przeglądała się ponadto ogólna kondycja tworu, mającego łączyć pod swe skrzydło wszystkich rodaków – jego wzloty i dołowania. Te ostatnie wzmagały głosy, rzekomo Związek Polaków na Litwie, spełniwszy swą odrodzeniową misję, winien odejść do lamusa historii, w czym prym wiedli wszyscy, komu marzyło się nawrócenie rzekomo spolonizowanych Litwinów na pierwotne łono, oraz ci, komu w naszym gronie doskwierały chore ambicje.

A tymczasem Związek Polaków na Litwie, wychodząc ze wszystkich opresji jeszcze bardziej wzmocniony na duchu tudzież potencjale, doczekał się tego roku jakże wymownego jubileuszu 20-lecia istnienia. Przypieczętowanego uroczystymi obchodami tej rocznicy w dniu 2 maja oraz obradami już 12 z kolei zjazdu, jaki 30 maja br. miał miejsce w Domu Kultury Polskiej w Wilnie. Które to forum poprzedziły regulaminowe konferencje sprawozdawczo-wyborcze we wszystkich 14 jego oddziałach rozsianych po całej Litwie, jednoczących w 232 kołach prawie 10 tysięcy członków. Na nich właśnie wytypowano 581 delegatów, komu powierzono zbilansować dokonania jak w ostatniej (notabene po raz pierwszy wydłużonej z dwóch do trzech lat) międzyzjazdowej kadencji, tak też w przeciągu całego 20-lecia i nakreślić główne kierunki dalszej działalności.

Przedzjazdowe „larum” okazało się nad wyraz skuteczne: w wyznaczonym dniu podczas rejestracji delegatów w holu stołecznego DKP było naprawdę tłoczno. Jak skrzętnie obliczyła komisja skrutacyjna, przybyło ich aż 479, a więc kworum w nadmiarze pozwalało rozpocząć i podejmować prawomocne decyzje w obradach. By nadać im sprawny przebieg, wybrano prezydium zjazdu w osobach Alicji Pietrowicz, Zdzisława Palewicza oraz Zbigniewa Głazki, sekretariat oraz trzy komisje.

Po zatwierdzeniu porządku dziennego i regulaminu obrad dla wygłoszenia referatu sprawozdawczego głosu udzielono prezesowi Michałowi Mackiewiczowi, od trzech kadencji niezmiennie stojącemu u steru tej organizacji. A warto w tym miejscu przypomnieć, że objął go na odbytym w roku 2002 IX zjeździe – w okresie, kiedy wypadło usilnie wygładzać pęknięcia na biało-czerwonym monolicie, spowodowane odszczepieńczą działalnością jednego z jego eksliderów. Innymi słowy, nie był to okres wdzięczny dla przewodzenia. Tym większa chwała należy się obecnemu prezesowi za to, że potrafił wyjść z tych tarapatów jakże obronną ręką, przywracając Związkowi należną renomę, powodując zwarcie oraz namacalne liczebne powiększenie szeregów.

Jak można było przypuszczać, za odskocznię do dalszych rozważań, bilansów i wniosków mówca obrał jubileusz 20-lecia tej najbardziej znaczącej w naszym środowisku organizacji, przywołując w pamięci czasy, kiedy przy ówczesnym Pałacu Związków Zawodowych na stołecznej górze Bouffałowej, gdzie obradował zjazd, transformujący Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne Polaków na Litwie w Związek Polaków na Litwie, dumnie powiewały pokaźnych rozmiarów biało-czerwone flagi, co jakże wymownie zaświadczało o naszym narodowym odrodzeniu.

Zresztą, te wypisane wówczas na sztandarze szczytne hasła, choć pomnożone przez krocie osiągnięć, bynajmniej nie utraciły na aktualności. A to dlatego, że wykorzystano dalece nie wszystkie drzemiące rezerwy, że nadal ma miejsce błogosławiona przez państwo litewskie pełzająca asymilacja, że nie brak tych, komu nasze sukcesy zawlekają bielmem oczy, komu się marzy nawrócenie „lenkasów” na litewskość, przez co mielibyśmy podzielić opłakany los rodaków Litwy Kowieńskiej w okresie między I a II wojną światową.

W treściwym referacie mówca dokonał panoramicznej oceny dorobku, akcentując kluczowe ogniwa, tworzące łańcuch naszego trwania na swoim: rozwój oświaty, krzewienie kultury, ugruntowanie tożsamości etnicznej, opiekę nad miejscami pamięci narodowej, dokumentowanie polskich śladów na Litwie. Ze szczególną dumą odnotował on korzystne przemiany w przywracaniu należnego wizerunku Zułowowi – rodzinnej kolebce Marszałka Józefa Piłsudskiego, co stanowi szczególny wyraz troski jak Związku Polaków na Litwie, tak osobiście samego prezesa.

Nie mniejsza troska roztaczana jest też nad młodzieżą, by zechciała zasilać szeregi członków. Zresztą, jej owoce jakże namacalnie można było odczytać z wieku delegatów, wśród których wcale nie mikrusowy odsetek stanowiły osoby, bynajmniej nie dźwigające solidnego brzemienia lat na karku. Związek więc się odmładza, a ten optymistyczny wniosek naprawdę dobrze rokuje na przyszłość. Podobnie jak fakt stałego przybywania kół (w tym – też młodzieżowych), których liczba wzrosła ze 161 do 232.

Pozytywy te – zdaniem prezesa Mackiewicza – wcale nie pozwalają jednak spocząć na laurach. Mamy przecież jeszcze wiele do zrobienia w działalności oświatowo-kulturalnej, w domaganiu się zwrotu budynków o przeznaczeniu społecznym, wzniesionych swego czasu ze składek naszych rodaków (melduje się chociażby teatr na Pohulance, dzisiejsza scena Melpomeny rosyjskiej), w dbaniu o godną pamięć dla zmarłych i poległych, w opiece nad zabytkami. Trzeba też objąć zasięgiem działalności rejony ignaliński, malacki i wiłkomierski, gdzie polskość jeszcze się tli, czemu pomocne byłyby świetlice, otwierające podwoje przed każdym, kto chce być pomny swych korzeni. Inaczej pod pięknym, choć jakże podstępnym hasłem „integracja”, po prostu się zasymilujemy, stając się ludźmi bez narodowości, bez swojej historii, kultury i języka, ludźmi pozbawionymi ojcowizny i pamięci narodowej.

Nim na mównicę zaczęli kolejno wchodzić goście zjazdu, sekretarz Związku Edward Trusewicz odczytał listy gratulacyjne, jakie wpłynęły od Marszałka Sejmu RP Bronisława Komorowskiego, Marszałka Senatu RP Bogdana Borusewicza, ministra spraw zagranicznych RP Radosława Sikorskiego, prezesa Senackiej Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą Andrzeja Persona, marszałka województwa mazowieckiego Adama Struzika oraz prezesa zarządu Domu Kultury Polskiej w Wilnie i wiceprezesa Rzeszowskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” Mariusza Grudnia. We wszystkich nicią przewodnią przewijał się szczery podziw dla osiągnięć Związku Polaków na Litwie, zrozumienie naszych problemów, zapewnienie pomocy w ich rozstrzyganiu, życzenia dalszych sukcesów.

W podobnej tonacji (bo jakże inaczej być mogło!) została utrzymana też depesza gratulacyjna premiera Republiki Litewskiej Andriusa Kubiliusa. Cóż, dobre i to. Choć niejeden z delegatów z przekąsem zauważył, że nikt z litewskich notabli nie zaszczycił swą obecnością obrad organizacji z niekwestionowanym numerem 1 w naszym biało-czerwonym szpalerze. A przecież były czasy, kiedy na analogiczne fora fatygowali się przybyć ci, którzy sterują państwem.

Jeśli się uwzględni, że próżno było też ich wypatrywać na uroczystościach 2 maja br., kiedy to obchody Światowego Dnia Polonii i Polaków za Granicą połączono u nas z 20-leciem Związku Polaków na Litwie, ignorancja polityczna jest nad wyraz czytelna, choć zupełnie nie pasująca do strategicznego partnerstwa, o jakim zgodnie zapewniają oficjalne Wilno i Warszawa. A może z racji konsekwentnego zabiegania o swoje prawa, których wdrażanie jakoś się ślimaczy, jesteśmy postrzegani jako ktoś, kto wnosi dysharmonię w poprawne stosunki Orła Białego i Pogoni?

Bynajmniej nie zdalnie obradujących bez mała 500 delegatów XII zjazdu pozdrowili natomiast kolejno: w imieniu Departamentu Mniejszości Narodowych i Wychodźstwa – wicedyrektor Stanisław Widtmann; w imieniu Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” – członek Zarządu Michał Dworczyk; w imieniu Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” – wiceprezes Wiesław Turzański. Szczególnie serdecznymi oklaskami została przywitana Halina Subotowicz-Romanow – prezes Kongresu Polaków w Rosji. A to dlatego, że w zjazdowej historii życzenia wprost spod Kremla przekazano nam po raz pierwszy, a ponadto czyniła to przyszła na świat w podwileńskich Duksztach Pijarskich, absolwentka polonistyki Wileńskiego Uniwersytetu Pedagogicznego, którą los ponad 30 lat temu zarzucił do Moskwy.

Ponieważ komisja skrutacyjna wydłużyła nieco pracę, jeszcze przed przerwą rozpoczęto część dyskusyjną, a jako pierwszy głos zabrał Zdzisław Palewicz, prezes Solecznickiego Oddziału Związku Polaków na Litwie. W moim głębokim przekonaniu, było to najbardziej uduchowione wystąpienie delegata tegorocznego forum. Za odskocznię do rozważań posłużył mu cytat z książki „Żywot jak słońce”, poświęconej papieżowi Wileńszczyzny – księdzu prałatowi Józefowi Obrembskiemu, ukazujący istotę oraz wagę polskiego ducha w naszej rzeczywistości poza Macierzą.

Lider znad Solczy gorąco apelował o uczynienie domów kuźniami, a szkół – strażnicami ojczystej mowy, o używanie gdzie się da symboliki narodowej, o odkłamywanie historii, wypaczającej naszą obecność na ziemi przodków. W sytuacji, kiedy władza wyraźnie się nie kwapi realizować parafowane umowy zapewniające nam – jako mniejszości narodowej – należne prawa, mamy twardo bronić swego przed organami europejskimi. Pomni jednak, że tak naprawdę kondycja polskości zależy od każdego z nas.

Głosem szczególnie nośnym, gdyż młodym, zabrzmiało natomiast wystąpienie wiceprezesa Związku Polaków na Litwie Pawła Biełousa, a ze zdwojoną uwagą przysłuchiwali się temu starsi wiekiem delegaci. Przecież dzisiejsi uczniowie i studenci – to ci, do kogo należy przyszłość. Oto dlaczego są oni przysłowiowym oczkiem w głowie prezesa Mackiewicza, za co zresztą doczekał się z ust Biełousa serdecznych słów podzięki, wspartych prośbą, by zechciał nadal przewodzić Związkowi.

Identyczne prośby zgodnie powieliły też zabierające kolejno głos, by opowiedzieć, jak się mają rodacy w różnych zakątkach Litwy, prezes Stefania Tomaszun (Szyrwincki Oddział ZPL), prezes Weronika Bogdanowicz (Jezioroski Oddział ZPL), prezes Irena Bejnar (Święciański Oddział ZPL), prezes Alicja Pietrowicz (Wileński Miejski Oddział ZPL), prezes Paulina Lipowicz (Druskienicki Oddział ZPL) oraz prezes Franciszka Abramowicz (Kowieński Oddział ZPL). A – przyznać trzeba, że nawet tam, gdzie w odróżnieniu od Wileńszczyzny nie stanowimy zwartych skupisk, polskość naprawdę niejedno ma imię, znajdując przejawy w niedzielnych szkółkach języka polskiego, w dorocznych festynach kultury ojczystej, w zespołach, co śpiewają na swojskiej nucie, w trosce o martyrologię rodzinnych stron. Jeśli się zważy, że na etnicznej Litwie warowanie przy mowie i tradycjach narodowych graniczy nieraz z heroizmem, tamtejsi członkowie ZPL godni są podziwu szczególnego.

Jakże ważną kwestię zachowania polskości na „kresach Kresów” poruszył w swym wystąpieniu prezes Wileńskiego Rejonowego Oddziału ZPL, poseł na Sejm i prezes Akcji Wyborczej Polaków na Litwie Waldemar Tomaszewski, akcentując wielką potrzebę poszerzenia granic oddziaływania Związku o rejony janowski, malacki i wiłkomierski, gdzie ludność polska przed II wojną światową stanowiła znaczny odsetek mieszkańców, a gdzie obecnie uległa ona jakże odczuwalnemu wynarodowieniu. Ponieważ brak tu szkół polskich, ważne jest, by choć lekcje religii odbywały się w języku ojczystym, o co zresztą zaapelowano do kleru litewskiego.

Zdaniem Waldemara Tomaszewskiego, żywotność polskości w niemałym stopniu zależy też od nas samych. Chodzi chociażby o jej używanie w życiu publicznym, co tak bezceremonialnie okrajają urzędnicy litewscy. W tej sytuacji wymowy szczególnej nabiera umieszczanie szyldów i wywieszek wszędzie tam, gdzie to jest tylko możliwe, o co zatroszczyć się mieliby również nasi przedsiębiorcy, prowadzący na Wileńszczyźnie prywatne interesy.

Ponieważ poniekąd synonimem tej żywotności jest oświata, ona właśnie ma być obiektem naszej troski szczególnej. Tym bardziej, że branżowe ministerstwo aż się dwoi i troi w uszczuplaniu możliwości nauki w języku ojczystym poprzez podejmowanie podstępnych decyzji. Jedna z nich – to ponawiane co rusz terminy ujednolicenia egzaminu z języka litewskiego dla litewskich i polskich placówek oświatowych. Lider AWPL zaapelował o zdecydowane stanowisko w tej sprawie: nie możemy po prostu na to się zgodzić ani za kilka, ani za kilkanaście lat.

Zabierający głos na zakończenie dyskusji Stanisław Olszewski oraz Fryderyk Szturmowicz – prezesi kół stołecznego oddziału ZPL – wnieśli konkretne propozycje. Pierwszy, oddając hołd tym wszystkim, którzy walczyli o polskość w niełatwych czasach sowieckich, zaproponował umieścić na murach wileńskiej „syrokomlówki” tablicę pamiątkową, poświęconą liczącej dziś lat 87 Stanisławie Zawadzkiej. Ta będąca wówczas przewodniczącą komitetu rodzicielskiego pani, gdy zaszła potrzeba budowy nowego gmachu szkolnego, w czym władze litewskie demonstrowały wyraźną niechęć, pofatygowała się pojechać nawet do Moskwy i skutecznie przekonała tamtejszych czynowników. Natomiast, wedle Fryderyka Szturmowicza, w naszym umacnianiu się na obrzeżach Wileńszczyzny wielce pomocne byłoby przekształcanie działających tam polskich szkółek sobotnio-niedzielnych w szkoły ogólnokształcące z prawdziwego zdarzenia.

Finał obrad XII zjazdu miał niezwykle składny przebieg. Na prezesa Związku na najbliższą trzyletnią kadencję miażdżącą akceptacją (477 głosów „za” przy 2 wstrzymujących się) ponownie wybrano Michała Mackiewicza. Nie zaszły też zmiany na stanowiskach wiceprezesów, gdyż „teki” te zachowali Stanisław Pieszko i Paweł Biełous. W realizacji założeń programowych pomocna im będzie 30-osobowa Rada, natomiast z jej grona na pierwszym posiedzeniu zostanie wyłoniony 5-osobowy Zarząd. Delegaci drogą głosowania zadecydowali też o imiennym składzie komisji rewizyjnej i statutowej. W podobny sposób potaknięto ponadto rezolucji o najważniejszych problemach polskiej mniejszości narodowej na Litwie oraz priorytetom działalności Związku Polaków na Litwie na kadencję 2009-2012 (oba te dokumenty zamieszczamy w całości).

Obrady związkowego forum piękną klamrą spięło odśpiewanie na stojąco tak drogiej naszym sercom „Roty”. Będącej jakże patriotyczną zachętą do zwierania szeregów i pomnażania dokonań organizacji, która, działając dla dobra wszystkich rodaków, prężnym krokiem weszła w trzecią dekadę istnienia.

Henryk Mażul

Wstecz