Notatnik wileński

Dzięki Radavičiusom – Rodowiczom

Historyk wileński Žilvinas Radavičius zaprosił liczną grupę osób na niezwykłą uroczystość w kościele pw. śś. Franciszka i Bernarda (kościół bernardyński, obok św. Anny). Otóż, dzięki szlacheckiej rodzinie – ze strony litewskiej – Radavičiusów, ze strony polskiej – Rodowiczów (przodkowie ci sami) w świątyni tej został odbudowany unikalny XVII-wieczny ołtarz św. Dydaka – franciszkanina z Hiszpanii z XV wieku. Główni organizatorzy – przedstawiciele rodu: z Litwy – Žilvinas Radavičius, z Polski – Jan Rodowicz.

Zabytkowy ołtarz jest fragmentem cennego wyposażenia wnętrza. Przed zamknięciem świątyni w 1949 roku znajdowało się tu 14 drewnianych barokowych ołtarzy, piękna drewniana ambona z 1690 r., dwukondygnacyjny prospekt organowy z lat 1764-1768, notabene na początku XX w. przebudowany przez słynnego budowniczego organów, który nosił nazwisko – Juozapas Radavičius. Wszystko to oraz cały szereg innych arcydzieł po ostatniej wojnie zostało zniszczonych. Na początku lat 90. kościół zwrócono wiernym. Odtąd systematycznie trwają prace, mające przywrócić mu dawną świetność, finansowane też ze środków unijnych.

Przykład Radavičiusów-Rodowiczów jest budujący. Projekt dedykują – 1000-leciu Litwy i 800. rocznicy założenia zakonu franciszkańskiego.

Na ulicy Zebedena

Temat najwyraźniej na sezon ogórkowy. W związku z obchodami 1000-lecia wymienienia z nazwy Litwy głośno stało się o dwóch postaciach: św. Brunonie (inaczej zwanym Bonifacym), uśmierconym wraz z towarzyszami przez pogan, bo chciał szerzyć wiarę chrześcijańską, oraz Zebedenie, który stał na czele zbójców i podobno pochodził z książęcego rodu.

Ojcowie miasta postanowili uczcić obie postacie, nadając ich imiona ulicom. Kwestia: czy przemianować któreś w starej części miasta, czy poszukać w nowych dzielnicach, czy powinny sąsiadować ze sobą, czy znajdować się na przeciwległych krańcach. A swoją drogą: jakoś nieszczególnie brzmi: mieszkam przy ulicy Zebedena – Zebedeno gatve.

Odnawiane pamiątki po Juliuszu

Informowaliśmy Czytelników, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP podjęło decyzję w związku z 200. rocznicą urodzin Juliusza Słowackiego odnowienia dwóch wileńskich pamiątek po nim. Są to nagrobki ojca poety – Euzebiusza Słowackiego i ojczyma – prof. Augusta Bécu. Razem z nim spoczywają – pierwsza żona profesora i córka z tego małżeństwa – Aleksandra Mianowska z nowo narodzonym synkiem. Oba znajdują się na wileńskiej Rossie.

W maju br. bawili w Wilnie polscy specjaliści z dr. Januszem Smazą, kierownikiem Pracowni Technologii Konserwacji Kamienia, przewodniczącym Ogólnopolskiej Rady Konserwacji Dzieł Sztuki, którzy uzgodnili z działającym w Wilnie Społecznym Komitetem Opieki nad Starą Rossą plan działania. W pierwszej dekadzie sierpnia przystąpiono do gruntownego odnawiania nagrobków. Pracowała warszawska ekipa: dr Janusz Smaza, konserwatorzy kamienia – Krzysztof Olszowski i Piotr Całecki. Po krótkiej przerwie roboty będą kontynuowane w najbliższym czasie.

Warto pamiętać, że oba pamiątkowe miejsca miały swoiste szczęście: w 1880 roku grobem Euzebiusza Słowackiego zainteresowali się wilnianie. Po śmierci syna i żony miejsce pochówku uległo zapomnieniu. W gronie społeczników byli trzej artyści-malarze: Edward Pawłowicz, Alfred Romer i Bolesław Rusiecki oraz historyk, znawca starożytności Lucjan Uziębło. Zbudowano wtedy grobowiec w obecnej postaci: piramidę z głazów, której ścianę czołową wypełnia płyta z różowego granitu. Z inicjatywy Uziębły kilka lat później został odsłonięty z narosłych nasypów ziemi i mchów grób Augusta Bécu. Praktycznie od tamtego czasu poważniejszej konserwacji obu nagrobków nie przeprowadzano.

Rzeźby i „wielki” problem

Wileńskie (innych miast – też) rzeźby z czasów sowieckich powędrowały do druskienickiego parku „Grutas”. Ostały się jeno cztery na Zielonym Moście, wykonane przez czołowych ówczesnych rzeźbiarzy litewskich. Ustawiono je w 1952 roku, a zwały się: „Rolnictwo”, „Przemysł i budownictwo”, „Na straży pokoju” i „Młodzież ucząca się”. Z biegiem lat posągi zaczęły niszczeć (dostająca się do spoiw woda stała się główną tego przyczyną). Do remontu przymierzano się wielokrotnie, przed kilkunastu laty coś tam nawet zrobiono.

Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości tzw. „sajudziści” kategorycznie żądali usunięcia rzeźb, motywując, że są wyrazem tęsknoty za minionym czasem i że mają negatywny wpływ na ich miłość do ojczyzny, za którą oddaliby życie, tylko stan zdrowia im na to nie pozwala. Kilkakrotnie posągi stawały się ofiarą chuliganów, bez większego jednak uszczerbku. W obronie rzeźb stanęła społeczność i intelektualiści, twierdząc słusznie, że są one świetnym przykładem socrealizmu w sztuce i przypominają czasy, w jakich wbrew woli przypadło żyć.

Ostatnio zapadła decyzja: posągi zostaną odnowione. Już we wrześniu planowany jest początek prac. Na ten cel ze środków samorządu wileńskiego przeznaczono 150 tys. litów. Wiadomość z ostatniej chwili: trwa reorganizacja w strukturach samorządu i urzędnicy w obawie o utratę stanowisk przestali się wypowiadać na temat losu rzeźb na Zielonym Moście. Boją się pewnie nawrotu fali „patriotyzmu”.

Halina Jotkiałło

Wstecz