Jego Wysokość SŁOWO

Czy słyszysz łopot skrzydeł?

No, mamy wreszcie tę kanikułę, taką prawdziwą, słoneczną, a nie tę czerwcową, kiedy to codziennie o szyby deszcz dzwonił, deszcz dzwonił jesienny, zupełnie nie licząc się z tym, że czerwcowi sam Bóg przykazał, by nie żałował nam trochę ciepełka.

Ten odcinek „Słowa” będzie nieco relaksowy, powiedziałabym nawet – ciut rozleniwiony. Bo kto by się tam podczas takich upałów zastanawiał, kiedy i dlaczego na ten przykład mamy używać w dopełniaczu końcówki -u , a kiedy -a?

Tak więc nie o zawiłościach naszej kochanej gramatyki dziś będzie, lecz zupełnie o czym innym. O skrzydlatych słowach. Niektóre może nas wzruszą (miłość ci wszystko wybaczy – Tuwima), inne rozśmieszą (pogłoski o mojej śmierci są mocno przesadzone – Twaina; duchowi memu dała w pysk i poszła – Słowackiego), a może pogrążą w zadumę, czy też przywołają wspomnienia (za moich młodych lat piękniejszy bywał świat – Asnyka).

Cóż to takiego te skrzydlate słowa? Są to wypowiedzi mądre, piękne, dowcipne, ale także kłamliwe, wulgarne i absurdalne, które uzyskały w swoim czasie rozgłos, długo pozostawały w zbiorowej pamięci, były lub są nadal często powtarzane. Bardzo dużo – jeśli nie najwięcej – skrzydlatych słów, krążących nad światem całym, bierze swój rodowód z tej najważniejszej księgi – Biblii. Niejeden z nas być może zdziwiłby się słysząc, że – zdawałoby się – takie zwykłe, przyziemne, tak dobrze nam znane wyrażenia pochodzą właśnie z Biblii. Oto niektóre z nich:

krzyknąć wielkim głosem; od stóp do głów; nie samym chlebem żyje człowiek; strzec jak źrenicy oka; włos z głowy nie spadnie; nic się na ziemi bez przyczyny nie dzieje; serce twarde jak kamień; grzechy młodości; siedzieć z założonymi rękami; przekuć miecze na lemiesze; oddzielić ziarno od plewy; dwom panom służyć; rzucać perły przed wieprze; trzcina chwiejąca się na wietrze; kamień na kamieniu nie zostanie; rozdzierać szaty; kto mieczem wojuje, od miecza zginie; żywa woda; kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień; łuski spadły z oczu; ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało.

A czy słyszycie łopot skrzydlatych słów o niemniej szlachetnym pochodzeniu – literackim? Na setki można je liczyć u Mickiewcza czy Słowackiego. Wystarczy zajrzeć do „Ody do młodości”, by stwierdzić, że potomność uskrzydliła niemal cały ten utwór. Razem, młodzi przyjaciele; gwałt niech się gwałtem odciska; ze słabością łamać uczmy się za młodu; jednością silni, rozumni szałem; młodości! dodaj mi skrzydła; razem, młodzi przyjaciele; witaj, jutrzenko swobody. W miarę, jak kartkuję „Poematy i dramaty” oraz „Poezje” Mickiewicza, nabieram coraz głębszego przekonania, że jest to temat na co najmniej kilka, jeśli nie kilkanaście odcinków „Słowa”. Jakże bliska jest naszemu sercu inwokacja do „Pana Tadeusza” o ojczyźnie, która jest jak zdrowie i jakże niepotrzebne są te trwające od dziesięcioleci spory polsko-litewskie o tym, czy „poeta jest nasz, czy wasz”.

Przypomnijmy sobie przynajmniej kilka Adamowych zwrotów, które już od kilku wieków sfrunęły z kart książek i żyją samodzielnym życiem.

Serce i potok ostrzegać daremnie; utonąć w zapomnienia fali; w ojczyźnie serce me zostało; kobieto, puchu marny! ty wietrzna istoto!; matka Polka; czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?; ciemno wszędzie, głucho wszędzie; grzeczność nie jest nauką łatwą ani małą; nie masz zgody, mopanku; miasto Gdańsk, niegdyś nasze, znowu będzie nasze; mierz siły na zamiary, nie zamiar podług sił.

Nader popularny w polszczyźnie stał się zwrot co nam w duszy gra. Bierze on swój rodowód z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego. Co prawda, występuje tam w nieco innej postaci:

Co się w duszy komu gra,

Co kto w swoich widzi snach.

Zagrało mi w duszy, by zajrzeć do „Wesela” i natychmiast na skrzydłach poezji wyfrunęły stamtąd słowa o straconym złotym rogu, czapce z piór... wyfrunęły i poleciały. Nie gonię ich, niech sobie lecą do historii. Chyba mamy już ten swój złoty róg. Tylko czy na długo? Znajduję inne słowa: świętości nie szargać, bo trza, żeby święte były; Polska to jest wielka rzecz; Serce? A to Polska właśnie; chłop potęgą jest i basta; u nas wszystko dramatyczne, w wielkiej skali, niebotyczne; ha, temperamenta grają; nie polezie orzeł w gówna; jest ta Kasie chycić za co; Chopin, gdyby jeszcze żył, to by pił; na ten temat to ja najlepiej śpię; chocholi taniec; co tam, panie, w polityce? (koniecznie z akcentem na przedostatniej sylabie).

Ileż celnych, dowcipnych, czasem rubasznych powiedzeń zawdzięczamy Boyowi-Żeleńskiemu! Oto maleńka cząstka tych perełek. Nie wolno ględzić na górze Synaj; wszakże nie jest nikt z panów pułkiem ułanów; mimo dość tłustego cielska była bardzo marzycielska; nie każda jest taka święta, żeby zaraz mieć bliźnięta; oto, jak nas, biednych ludzi rzeczywistość ze snu budzi; dużo, byle jak i prędko; dostał takiej dziwnej manii, że chciał tylko od Stefanii; z tym największy jest ambaras, aby dwoje chciało naraz; lecz tymczasem mu wychłódło, bo już była stare pudło; Kaśka, jagze bendzie wzglendem tego co i owszem; brązownicy; polonistyka od pana Zagłoby; daltonizm etyczny; paraliż postępowy najzacniejsze trafia głowy.

W nieśmiertelną głupotę, zacofanie, ciemnogród, nadętą pyszałkowatość bez pudła strzelał Boy w samo sedno:

„Tu pod tą gruszką

Drzemał Kościuszko”,

Dopieroż robi się skweres!

„A pod tą drugą

Kołłątaj Hugo

Załatwiał mały interes”.

Prawdziwą kopalnią celnych, pełnych rubasznego humoru powiedzonek jest powieść Jarosława Haška „Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej”. To nie kto inny, tylko dobry wojak Szwejk ma kłopoty z żandarmerią, choć to przecie nie on, tylko muchy obsrały najjaśniejszego pana (chodzi oczywiście o portret cesarza). Od dobrego wojaka dowiadujemy się, że żołnierze austro-węgierskiej armii wojny się nie boją, bo my o wojnę nie dbamy, my na wojnę nasramy. A także, że żołnierzowi nie wolno myśleć. Za niego myśli jego przełożony. Jak tylko żołnierz zacznie myśleć, to już nie jest żołnierzem, tylko marnym, wszawym cywilem. Był kiedyś film radziecki „O szóstej wieczorem po zakończeniu wojny”. Zawdzięcza on swój tytuł dobremu wojakowi Szwejkowi, który się jak najbardziej poważnie umawiał na spotkania o szóstej wieczorem jak tylko zakończy się wojna.

A czyż nie rozbrajający jest Szwejkowy optymizm: Jak tam było, tak tam było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było.

Skoro jesteśmy przy tych rubasznych skrzydlatych słowach, idźmy dalej tym tropem. Niektórzy się niepotrzebnie upierają, że na świecie jest tylko jedna prawda. Otóż nie. Stanowczo przeczy temu przysłowie góralskie, które nieraz przytaczał ksiądz Józef Tischner, filozof, publicysta. Som trzy prowdy: świnta prowda, tyz prowda i gówno prowda.

Na kartach wspomnieniowej książki „Z pamiętnika bywalca” polskiego grafika Jerzego Zaruby zachowały się niektóre popularne wśród pisarzy i bohemy warszawskiej dwudziestolecia międzywojennego zwroty i dowcipy.

Typowym okazem zbzikowanej na punkcie arystokratyzmu wariatki była hrabina Branicka z Białocerkiewszczyzny. Znana z tego, że podawała rękę tylko utytułowanym, rozpoczynając od baronów. Zwykły szlachcic nie dostępował tego zaszczytu. (...) Do niej to zjawił się „z ogłoszenia” student reflektujący na posadę bibliotekarza w pałacu. Hrabina nie podając ręki zapytała go w trzeciej osobie:

– Francuski posiada? – Posiada – odpowiada student.

– Angielskim włada?

– Włada – brzmi odpowiedź.

– To niechże siada – powiada łaskawie hrabina.

– Kiedy nie może – odpowiada kandydat na bibliotekarza.

– Dlaczego?

– Bo go dupa boli.

Przemieśćmy się teraz nie tylko w miejscu, lecz i czasie.

Nie tylko w Rosji, ale i na Litwie popularne jest przezwisko dunduk, oczywiście, z akcentem na ostatniej sylabie. Oznacza, krótko mówiąc, człowieka pyszałkowatego, głupiego. Skąd się ten dunduk wziął? W XIX wieku w Rosji, pod Piotrogradem miała swe majętności książęca rodzina Dondukowych-Korsakowych. Ze źródeł encyklopedycznych dowiadujemy się, że książę Aleksandr Michajłowicz, Dondukow-Korsakow wsławił się jako bohaterski dowódca wojsk rosyjskich na wojnie krymskiej. Bohater i dunduk? Coś tu nie pasuje. Szukamy dalej. Trop prowadzi do ojca bohatera Wojny Krymskiej, Michaiła. Tyle że encyklopedie o nim raczej milczą, za to mówi... literatura. W 1835 roku znany ze swego niezbyt tęgiego umysłu książę Michaił Dondukow-Korsakow został wybrany do Akademii Nauk Rosji. Zdarzenie to uwiecznił poeta Aleksander Puszkin w jednym ze swoich epigramatów.

Jako że większość naszych Czytelników zna język rosyjski, dowcipny ten Puszkinowski epigramat podaję w oryginalnym brzmieniu.

W akadiemii nauk

Zasiedajet kniaź Dunduk,

Goworiat, nie podobajet

Dunduku takaja czest’;

Poczemuż on zasiedajet?

Potomu, czto żopa jest’.

A oto jak wygląda epigramat w tłumaczeniu Henryka Markiewicza:

W Akademii nauk

Zasiadł właśnie kniaź Dunduk.

Bez powodu on zasiada –

Ten i ów po cichu gada

Skąd do niego godność ta?

Ano stąd, że dupę ma.

No tak, nic nowego pod słońcem. Dziś też z zasiadaniem na wysokich stołkach różnie bywa.

W okresie międzywojennego dwudziestolecia na ustach wszystkich były cytaty z piosenek żołnierskich, zwłaszcza legionowych, a także arii z operetek (wielka sława to żart, książę błazna jest wart, złoto toczy się w krąg z rąk do rąk); piosenek kabaretowych do słów Mariana Hemara, Juliana Tuwima – (kiedy znów zakwitną białe bzy; ja bajki tak lubię ogromnie; może w maju, może w grudniu, może jutro po południu, dziś na razie nie; oczy czarne rozwarte i ogromne; ja się boję sama spać i wiele innych; Ada, to nie wypada; czy pani mieszka sama?).

Na początku wspomniałam, że słowa, które mają piękną nazwę: skrzydlate, nie zawsze są piękne w treści i czasem te skrzydła są porządnie przybrudzone. Oto na przykład dziewiętnastowieczny kanclerz rzeszy Otto von Bismarck tak apelował do swych rodaków: Bijcie Polaków, ażeby aż o życiu zwątpili. Mam wielką litość dla ich położenia, ale jeżeli chcemy istnieć, to nie pozostaje nam nic innego, jak ich wytępić. Przyznać trzeba, że Niemcy wzięli do serca słowa swego kanclerza i starali się jak mogli.

Ciekawe jest też – jeśli nie równie podłe – zdanie francuskiego historyka Roberta Faurissona na temat obozów koncentracyjnych i komór gazowych: Nie było ani jednej komory gazowej w ani jednym niemieckim obozie koncentracyjnym. Tak mówi historyk, mimo że żyją jeszcze ludzie, którzy w tych obozach byli i czyi bliscy „poszli do komina”, jak się wówczas mówiło. A co się będzie mówiło za 50, 100 lat? Już dziś Władimir Putin obarcza odpowiedzialnością za II wojnę światową nie Niemcy tylko Polskę.

Kontynuując tematykę rosyjską przypomnijmy też popularne w drugiej połowie XIX wieku słowa rosyjskiego kuratora Warszawskiego Okręgu Szkolnego Aleksandra Apuchtina: W przeciągu lat dziesięciu żadna matka nie będzie w tym kraju inaczej do dzieci przemawiać, jak po rosyjsku. W tym miejscu aż się prosi olimpijski gest Kozakiewicza.

„Wzbogaćmy” jeszcze tę rosyjską tematykę „złotymi” myślami Wiaczesława Mołotowa, tego od paktu z Ribbentropem: Polska, ten pokraczny twór traktatu wersalskiego; towarzysza Stalina. Nieważne, kto głosuje, ważne, kto liczy głosy. Śmierć jednego człowieka to tragedia, śmierć milionów to fakt statystyczny. Jest naród – są problemy, nie ma narodu – nie ma problemów. Nie można mu odmówić wysiłku w likwidowaniu tych problemów.

Poszukajmy jednak coś weselszego, a może nawet leciutko frywolnego, żeby nie kończyć ponurymi wypowiedziami tyrana. O wiele sympatyczniejsze są słowa francuskiego pisarza Tristana Bernarda: Chciałbym iść do raju ze względu na klimat, ale piekło mnie pociąga ze względu na towarzystwo. Optymizmem napawa nas myśl Georgesa Clemenceau’a, premiera rządu francuskiego na początku ubiegłego wieku: Kto nie był za młodu socjalistą, ten będzie na starość łajdakiem. To również o nas, bo któż z nas tych lat nie pomni, gdy... ideały socjalizmu były nam tak bliskie? Odetchnęliśmy z ulgą: chwała Bogu, łajdactwo nam na starość nie grozi. Ideały... Norweski dramatopisarz Henryk Ibsen pisał o nich: Niechże pan nie posługuje się obcym wyrazem „ideały”. Przecież na określenie tego mamy piękne rodzime słowo: kłamstwo. O przyjaźni też pisał: Jeśli chcesz mieć przyjaciela, kup sobie psa.

I tymi skrzydlatymi słowami o prawdziwej przyjaźni kończę ten, nieco nietypowy odcinek.

Łucja Brzozowska

Wstecz