Wileńskie obchody 70. rocznicy wybuchu wojny

Przy Krzyżu Ponarskim pod Wilnem, upamiętniającym miejsce masowego mordu, dokonanego przez Niemców i ich litewskich sługusów, 1 września odbyły się uroczystości, poświęcone 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej.

„Zgromadziliśmy się tu, w tym znaczącym miejscu, w podwileńskich Ponarach, by oddać hołd milionom poległych i zamordowanych w tej najtragiczniejszej w dziejach ludzkości wojnie. (...) Europa wyciągnęła wnioski z bolesnej lekcji. Dzisiaj demokratyczna, zjednoczona w ramach Unii, a także NATO, rozwija się dynamicznie w pokoju oraz współpracy dobrosąsiedzkiej” – powiedziała na uroczystości charge d’affaires ambasady polskiej w Wilnie Ewa Figel. Zaznaczyła, że również Polska i Litwa mają znaczący wkład w umacnianie pokoju na świecie.

Prezes Związku Polaków na Litwie, poseł Michał Mackiewicz podkreślił, że na wileńskie obchody 70. rocznicy wybuchu wojny wybrano Ponary, bo „jest to najbardziej zbroczony krwią skrawek wileńskiej ziemi, nazywany często Golgotą Wschodu”.

„Niech ta rocznica, wspólna modlitwa za wszystkich poległych, będzie naszym pojednaniem i budowaniem przyszłości” – powiedział Mackiewicz.

Uczestnicy uroczystości złożyli wiązanki i zapalili znicze przed Krzyżem Ponarskim, upamiętniającym miejsce mordu Polaków, a także pod pomnikami pomordowanych w Ponarach Litwinów, Żydów, Rosjan.

Odbyło się też nabożeństwo w intencji ofiar II wojny światowej.

W czasie ostatniej wojny las w Ponarach był miejscem egzekucji Żydów, Polaków i jeńców radzieckich. W sumie stracono tam około 100 tys. ludzi, w większości obywateli polskich. Była to głównie inteligencja wileńska: profesorowie Uniwersytetu Stefana Batorego, księża i młodzież zaangażowana w działalność konspiracyjną.

Aleksandra Akińczo

 

70. rocznica wybuchu II wojny światowej

Honor – rzecz bezcenna

Niedawne uroczystości na Westerplatte z udziałem kilkunastu szefów rządów państw europejskich, poświęcone 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej dowiodły, że świat szanuje pamięć o tym tragicznym wydarzeniu, czci postawę Polski, która jako pierwsza zbrojnie sprzeciwiła się agresji hitlerowskich Niemiec. Obchody na Westerplatte obnażyły jednak też fakt, iż prawda o rozpętaniu najkrwawszej wojny w dziejach jest w niektórych państwach, niestety, wybiórcza i, delikatnie mówiąc, subiektywna.

O ile bowiem współczesne Niemcy w pełni przyznają własną winę za rozpoczęcie kataklizmu wojennego, o tyle władze dzisiejszej Rosji zawzięcie negują współodpowiedzialność Stalina i Związku Sowieckiego w tej sprawie. Co więcej, wybielając i tłumacząc zachowanie ówczesnego stalinowskiego reżimu, próbują wręcz fałszować oczywiste dla wszystkich fakty, obłudnie oskarżając… Polskę za wybuch ostatniej wojny światowej.

Po 70. latach od tamtych wydarzeń warto więc odświeżyć pamięć o tragicznym wrześniu roku 1939.

Monachium: tchórzostwo mocarstw

Zajęcie Austrii w marcu 1939 roku przez Trzecią Rzeszę było wyraźnym sygnałem ostrzegawczym, że Hitler nie ograniczy się do zmian na terenie własnego kraju sprzecznych z traktatem wersalskim, tylko przejdzie do agresji zewnętrznej. Ponieważ Austria była zamieszkiwana przez ludność niemieckojęzyczną, rządy Anglii i Francji, dążące do utrzymania pokoju, ciągle powstrzymywały się od działań, które by wskazywały, że kraje te szykują się do wojny. Tym można by tłumaczyć ich postawę w kolejnym konflikcie, kiedy Hitler zażądał od Czechosłowacji przekazania Niemcom zamieszkałych przez niemiecką mniejszość Sudetów.

Niemieckie pretensje były całkowicie sprzeczne z postawieniami traktatu wersalskiego. Francja była związana z Czechosłowacją traktatem o wzajemnej pomocy, jednak mimo to zachodnie demokracje uległy szantażowi nazistowskich Niemiec i w złudnej nadziei na uratowanie pokoju wymusiły na rządzie Czechosłowacji zwrot Sudetów Niemcom.

Niesławna konferencja w tej sprawie odbyła się we wrześniu 1939 roku w Monachium. Udział w niej wzięli premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain, premier Francji Edward Daladier, wódz III Rzeszy Adolf Hitler oraz dyktator Włoch Benito Mussolini. Uchwalono jednogłośnie, że Czechosłowacja musi oddać Niemcom Sudety, w zamian za co otrzyma gwarancję granic. Podpis „na byczej skórze” w tej sprawie złożył sam fuhrer.

Po monachijskiej konferencji wydarzenia potoczyły się lawinowo. Czechosłowacja utraciła nie tylko Sudety, ale wkrótce przestała istnieć jako państwo. Najpierw została rozczłonkowana, później częściowo anektowana przez Niemcy i państwa ościenne. Grzechem, jak ujął to podczas uroczystości na Westerplatte prezydent Polski Lech Kaczyński, było wkroczenie w tym czasie na Zaolzie wojsk polskich, które w ten sposób odzyskały zamieszkały przez Polaków region, utracony wskutek inwazji Czechów w roku 1919 (Polska wtedy walczyła z bolszewikami na froncie wschodnim).

Dzisiaj w dyskursie o odpowiedzialności za wybuch II wojny światowej władze w Moskwie próbują utożsamić Monachium z Paktem Ribbentrop-Mołotow. Jest to jednak wielkie nadużycie. Monachijska umowa, w odróżnieniu od Paktu ministrów spraw zagranicznych dwóch totalitarnych reżimów, nie przewidywała bowiem podziału Europy wśród sygnatariuszy dokumentu. Ani Francja, ani Anglia nie odnosiły z niej żadnej korzyści. Jeżeli już ją oceniamy, to monachijską umowę należałoby raczej uznać za wyraz tchórzostwa i politycznej ślepoty zachodnich demokracji.

Polska będzie walczyć

Nie minął miesiąc od konferencji w Monachium, a Hitler już ujawnił swe dalsze intencje. 25 października niemiecki szef dyplomacji Joachim von Ribbentrop, w rozmowie z polskim ambasadorem w Berlinie, Józefem Lipskim, poruszył sprawę włączenia wolnego miasta Gdańska w skład III Rzeszy oraz eksterytorialnych połączeń z Prusami Wschodnimi przez polskie Pomorze. 21 marca Hitler oderwał od Litwy Kłajpedę i tego samego dnia von Ribbentrop ponowił niemieckie żądania wobec Polski. W zamian za polskie ustępstwa Warszawa miała otrzymać od Berlina „prezent” w postaci przedłużenia paktu o nieagresji na kolejne 25 lat.

Polska odpowiedź była jednak całkowicie odmowna. W tym czasie Rzeczpospolita należała do biedniejszych krajów Europy, miała wiele problemów gospodarczych i politycznych, jednak wszyscy Polacy byli zjednoczeni i nieustępliwi, jeżeli chodziło o obronę ich suwerennych praw i terytorium państwa. Ktokolwiek targnąłby się na polskie ziemie, musiał się liczyć ze zbrojnym oporem.

Władze Polski, świadome komplikującej się sytuacji i wzrastającego niemieckiego zagrożenia, pilnie potrzebowały sojuszników. Na wschodzie trudno byłoby o równorzędny, uczciwy sojusz. Ówcześnie rządzący Rzeczpospolitą dobrze znali Rosję sowiecką i jej intencje. W grę więc wchodziły kraje z zachodu Europy, które obudziły się wreszcie z letargu i niemocy po aneksji Czechosłowacji.

Pod koniec marca roku 1939 rząd brytyjski w porozumieniu z francuskim złożył Polsce oświadczenie, w którym zapytywał, czy Warszawa życzyłaby sobie pomocy na wypadek agresji. Rząd Polski, kierując się intencjami społeczeństwa i własnym rozeznaniem, udzielił pozytywnej odpowiedzi, sugerując podpisanie umowy bilateralnej.

W odpowiedzi premier Wielkiej Brytanii Chambelain złożył w Izbie Gmin historyczne oświadczenie, gwarantując Polsce zachowanie niepodległości i obiecując pomoc. W kwietniu sprawę podpisania brytyjsko-polskiego paktu o wzajemnej pomocy sfinalizował w Londynie polski szef dyplomacji Józef Beck. 13 kwietnia prasa francuska opublikowała oświadczenie premiera Deladiera, akceptujące polsko-francuskie i francusko-brytyjskie uzgodnienia wojskowe. W ten sposób Polska znalazła się w obozie zachodnich aliantów.

Pakt Ribbentrop-Mołotow

Alians Warszawy z Anglią i Francją rozwścieczyły Hitlera, który utracił nadzieję na wariant czechosłowacki wobec Polski. 28 kwietnia przemawiając w Reichstagu anulował on niemiecko-polski pakt o nieagresji, a miesiąc później odbył w Kancelarii Rzeszy poufną rozmowę z najwyższymi dowódcami. Oto jej krótki stenogram:

„Narodowo-polityczne zespolenie Niemców nastąpiło z małymi wyjątkami. Dalszych sukcesów już nie ma co spodziewać się bez przelania krwi... Polska zawsze będzie stała po stronie naszych przeciwników...

Gdańsk nie jest obiektem, o który chodzi. Nam chodzi o rozszerzenie przestrzeni życiowej na wschodzie i zabezpieczenie żywnościowe oraz o rozwiązanie problemu bałtyckiego...

Jeżeli los zmusi nas do rozprawy z Zachodem, wtedy dobrze mieć do dyspozycji większą przestrzeń na Wschodzie...

A więc tym samym odpada pytanie, czy należy oszczędzić Polskę i pozostanie decyzja zaatakowania Polski przy pierwszej nadarzającej się okazji. Nie można wierzyć w powtórzenie się Czechosłowacji. Dojdzie na pewno do walki...

Wojna z Anglią i Francją będzie wojną na śmierć i życie...

Ważne jest bezpardonowe korzystanie ze wszystkich środków”.

Odpowiedzią Polski na zerwanie przez Niemcy paktu o nieagresji była słynna mowa ministra spraw zagranicznych Józefa Becka na forum polskiego Sejmu (wygłoszona 5 maja), która odbiła się głośnym echem nie tylko w kraju, ale też w całej Europie. Oto jej najwymowniejszy fragment: „Słyszę żądanie aneksji Gdańska do Rzeszy, z chwilą, kiedy na naszą propozycję, złożoną dn. 26 marca wspólnego gwarantowania istnienia i praw Wolnego Miasta nie otrzymuję odpowiedzi, a natomiast dowiaduję się następnie, że została ona uznana za odrzucenie rokowań – to muszę sobie postawić pytanie, o co właściwie chodzi? Czy o swobodę ludności niemieckiej Gdańska, która nie jest zagrożona, czy o sprawy prestiżowe, czy też o odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da! (...) Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na okres pokoju zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor”.

W ten sposób Polska ustami swego ministra spraw zagranicznych ostatecznie odrzuciła niemieckie żądania nawet za cenę pokoju. W tym miejscu warto dodać, że aktualne insynuacje rosyjskich służb specjalnych sugerujące, iż Beck był rzekomo niemieckim agentem, są szczególnie nikczemne. Dowodzą one jedynie, że również dzisiaj Kreml nie gardzi stalinowskimi metodami (każdy nieprzyjaciel sowieckiego ustroju – to agent) w uprawianiu polityki.

Wykrystalizowanie się polskiego stanowiska stało się podstawą do dalszych ruchów dyplomatycznych. Londyn i Paryż, zdając sobie sprawę, że sojusz z Polską może nie wystarczyć do odparcia oczekiwanej agresji Niemiec, kierowały swój wzrok na Moskwę. Wierzono ponadto, że utworzenie wspólnego antyniemieckiego frontu może powstrzymać Hitlera od wojny.

Stalin jednak grał swoją grę. W podjętych negocjacjach brytyjsko-francusko-rosyjskich wysuwał coraz to nowe warunki, mnożył trudności. Jednym z punktów spornych było żądanie Moskwy wkroczenia rosyjskich dywizji na teren Polski w razie ewentualnej agresji Niemiec. Polscy dyplomaci z własnego doświadczenia wiedzieli, że zgoda na taki warunek oznaczałaby potencjalną aneksję wschodnich rubieży (wojska sowieckie po wkroczeniu nigdy dobrowolnie nie wycofywały się, o czym świadczy chociażby przypadek z Litwą, która zgodziła się w zamian za Wilno na stacjonowanie rosyjskich wojsk; czym to się skończyło dla Litwinów, dobrze wiemy).

Świat wówczas nie wiedział, że w tym samym czasie Stalin prowadził tajne rozmowy również z Berlinem. Dlatego trudno się dziwić zaskoczeniu, jeżeli nie osłupieniu zachodniej opinii publicznej, która nagle się dowiedziała, iż 23 sierpnia doszło do zawarcia paktu o nieagresji pomiędzy Trzecią Rzeszą a Rosją Sowiecką, sygnowanego podpisami ministrów spraw zagranicznych Joachima von Ribbentropa i Wiaczesława Mołotowa, stąd do historii ten haniebny dokument przeszedł właśnie pod nazwą Pakt Ribbentrop-Mołotow.

Jego tajny aneks oznaczał wyrok śmierci dla Polski, dyktatorzy zwyczajnie bowiem się umówili na jej czwarty rozbiór. Oto odpowiedni cytat: „2. W razie terytorialnego i politycznego przekształcenia obszarów należących do państwa polskiego, sfery interesów Niemiec i ZSRR będą rozgraniczone w przybliżeniu linią rzeki Narwi, Wisły i Sanu. Kwestia, czy interesy obu stron czynią pożądane utrzymanie niezależnego państwa polskiego i jakie granice ma mieć to państwo, może być określona definitywnie jedynie w toku dalszego rozwoju sytuacji politycznej. W każdym razie oba rządy rozstrzygną tę kwestię za pośrednictwem przyjaznej ugody… 4. Protokół ten obie strony zachowają w ścisłej tajemnicy”.

W odpowiedzi 25 sierpnia w Londynie został podpisany pakt wzajemnej pomocy pomiędzy Polską a Wielką Brytanią, który zobowiązywał strony do udzielenia sobie wzajemnej pomocy w razie bezpośredniej i pośredniej agresji. Niestety, pakt ten tylko na kilka dni powstrzymał agresję Hitlera na Polskę, który chociaż pojąwszy, iż nie udało mu się utrzymać Polski w izolacji, wojny nie odwołał.

1 września: godzina 4.47

1 września roku 1939, kiedy wczesnym rankiem na Polskę padły pierwsze niemieckie bomby i armatnie salwy (Westerplatte niemiecki pancernik Schlezwik-Holstein zaatakował o 4.47 nad ranem), nikt w kraju nad Wisłą nie dopuszczał myśli o możliwej klęsce. Powszechnie wierzono, że z pomocą aliantów Hitler zostanie pokonany. Kampania wrześniowa pokazała, że duch walki Polaków nie zawiódł, alianci, niestety, tak. Polska po raz kolejny okazała się osamotniona w walce z miażdżącą przewagą wroga. Oto najbardziej ogólne statystyki.

1 września w Polsce znalazło się pod bronią około miliona żołnierzy w 37 dywizjach piechoty, 11 brygadach kawalerii, 2 brygadach pancerno-motorowych. Dysponowano ponad 300 czołgami lekkimi i średnimi, posiadano ponad 500 tankietek. W tym czasie Polska miała około 4000 dział, lotnictwo liczyło 43 eskadry bojowe, w tym – 16 bombowych i 27 myśliwskich. Łącznie dysponowano około 400 samolotami, aczkolwiek tylko 36 z nich mogło się równać z maszynami niemieckimi.

Hitler na Polskę rzucił niemal całą swą potęgę, nawet kosztem ogołocenia zachodniej granicy z Francją, która, nawiasem mówiąc, nie wykorzystała tego, nie wywiązując się tym samym z umowy z Polską. Warto dodać, że również Anglia nie przyszła, wbrew zobowiązaniom, z pomocą swemu sojusznikowi. Dobrze chociaż, że po 70 latach angielski minister spraw zagranicznych przeprosił Polskę w symbolicznym miejscu na Westerplatte za nieudzielenie pomocy we wrześniu 1939 roku.

Wracając jednak do historii przypomnijmy, iż w ramach planu Fall Weiss Niemcy rzuciły na Polskę 42 dywizje piechoty, 4 dywizje zmotoryzowane, 7 dywizji pancernych, brygadę kawalerii i 2 dywizje słowackie. Siły te obejmowały 2700 czołgów, 6000 dział, 1900 samolotów. Liczba niemieckich żołnierzy przekroczyła półtora miliona. Natomiast siła ognia niemieckich batalionów była niejednokrotnie aż 4-krotnie silniejsza od polskiej. W powietrzu Niemcy mieli wręcz miażdżącą przewagę.

17 września, wykonując tajną umowę Paktu Ribbentrop-Mołotow, cios w plecy Polsce zadała Rosja Sowiecka.

Mimo to polskie wojsko i całe społeczeństwo przez ponad miesiąc stawiały zbrojny opór najeźdźcom (przede wszystkim Niemcom, sporadycznie – Rosjanom, którym osaczony w Kutnie i pogubiony polski rząd w odpowiedzi na agresję nie wypowiedział oficjalnie wojny). W odróżnieniu np. od Francji władze polskie nigdy nie skapitulowały przed najeźdźcami. Nawet po wymuszonym opuszczeniu terytorium kraju kontynuowały walkę z agresorem na uchodźstwie. W okupowanej Ojczyźnie powstało niespotykane w historii polskie państwo podziemne, dysponujące nie tylko mianowanymi przez rząd na uchodźstwie władzami cywilnymi, ale posiadające również siłę zbrojną – Armię Krajową, której liczebność w największym nasileniu przekroczyła nawet 300 tysięcy żołnierzy.

Polacy mogą być więc dumni z postawy przodków podczas ostatniej wojny światowej...

Tadeusz Andrzejewski

Do napisania artykułu wykorzystano materiały: Józef Garliński „Polska w Drugiej Wojnie Światowej”; Norman Davies „Boże Igrzysko. Historia Polski”.

Wstecz