Obserwacje

Nasze dzieje, nasza pamięć

Drobna, starsza pani. Energiczny chód i ruchy. Przedstawia się: Danuta. Gdy rozmawiamy, widoczne jest jednak na jej twarzy zmęczenie. Nic w tym dziwnego. Od dłuższego czasu każdego ranka na długie godziny zjawiała się na cmentarzu w Kalwarii Wileńskiej. Robotnikowi wskazywała, co na dziś ma zrobić.

Kilkanaście grobów uporządkowanych – w centralnej, najstarszej części cmentarza. Wśród nich – groby rodzin Falewiczów i Żukowskich – spokrewnionych z Karolem Falewiczem. Najczęściej nagrobki były zupełnie niewidoczne z powodu dziko rosnących gęstych krzewów. Te zostały wykarczowane. Oczyszczono pomniki, teren wokół, czytelne są już napisy, odmalowano metalowe ogrodzenia.

Pytam, skąd przybyła. Mówi, że z południowej Polski. – Z Krakowa? Nie potwierdza, tylko uśmiecha się tajemniczo. – Związek z Kresami, przecież imię może o tym świadczyć? Znów ten sam uśmiech i odpowiedź, że w Polsce imię Danuta jest popularne. – Kto finansuje? W odpowiedzi pada: pewien dość zamożny pan. Chce zachować incognito. Z powodu zdrowia nie może przybyć do Wilna, ale ma względem miasta dług wdzięczności i w ten sposób go spłaca.

Pani Danuta zapowiada kolejny przyjazd do Wilna. Planuje uporządkowanie miejsca pochówku Karola Falewicza (1830-1919) i jego żony Julii z Żukowskich. Leżą na przeciwległym wzgórzu. Wręcza teczkę z odbitkami druków, dotyczących tej rodziny. Mówi z przejęciem o Karolu Falewiczu, urodzonym w Chołopieniczach w b. guberni mińskiej. Ojciec jego – wychowanek Uniwersytetu Wileńskiego – był prefektem szkoły powiatowej w Chołopieniczach, a następnie profesorem takiejże szkoły w Leplu. Łączyły go ścisłe stosunki przyjaźni z Janem Czeczotem, kiedy druh Adama Mickiewicza przebywał w Leplu na posadzie sekretarza w zarządzie Kanału Berezyńskiego.

Ta przyjaźń i wpływ Czeczota na otoczenie wryły się na zawsze w pamięć młodziutkiego Karola. Gimnazjum skończył w Mohylowie, następnie – szkołę wojskowych inżynierów w Petersburgu. Po ukończeniu studiów w 1850 r. awansował na oficera i został przydzielony do służby w okręgu wojskowym w Rydze. Otwierała się przed nim droga do kariery wojskowo-inżynieryjnej. Wkrótce jednak zrezygnował, został cywilnym inżynierem dróg i komunikacji. Po kilku latach podał się do dymisji. Podróżował po Europie. Przybył do Wilna i osiadł u starszego brata Aleksandra w Wiljanowie pod Werkami. Pracował tu na roli i brał czynny udział w sprawach publicznych w dobie przedpowstaniowej.

Obdarzony niespożytą energią był wielce pomocny Jakubowi Gieysztorowi, Sewerynowi Romerowi i Marianowi Czapskiemu przy układaniu ustawy Towarzystwa Rolniczego. W dobie samego Powstania Styczniowego został sekretarzem wydziału zarządzającego prowincjami Litwy – tzw. Rządu Powstańczego na Litwie. We wrześniu 1863 r. – aresztowany i zesłany do twierdzy dyneburskiej, gdzie z artystą malarzem Alfredem Romerem przebył półtora roku.

Uwolniony dzięki wpływowym osobom, wrócił do Wilna i osiadł w Werkach, które dzierżawił. Jako jeden z inicjatorów Banku Ziemskiego w Wilnie, pracował przy budowie kolei lipaworomeńskiej, był założycielem kasy pożyczkowo-oszczędnościowej w Werkach – jednej z pierwszych tego rodzaju instytucji na Litwie, wreszcie długoletnim członkiem Wileńskiej Rady Miejskiej.

Skromny cmentarz. Dzięki Pani Danucie podaję dziś do wiadomości Czytelników skrót życiorysu zasłużonego Człowieka tam spoczywającego. 1 września z jej inicjatywy w kalwaryjskim kościele odbyła się Msza św. w 70. rocznicę wybuchu wojny oraz w intencji parafian i ludzi, dla których Pamięć jest bardzo ważna. Obecny był na niej kierownik Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Wilnie Stanisław Kargul.

... W Wilnie bawiła hrabina Cecylia Krasicka z synową Barbarą Kalestyńską. Przybyły, aby zapoznać się z przebiegiem prac remontowo-restauratorskich kaplicy grobowej Kaszyców-Krasickich na Rossie. Jest to imponująca neoklasycystyczna budowla, znajdująca się na wzniesieniu w pobliżu głównej kaplicy cmentarnej. Gdyby nie rodzina, trudno by przewidzieć losy tej jednej z najciekawszych kaplic.

Hrabina Cecylia jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku, kiedy na Rossę praktycznie restauratorom wstęp był wzbroniony, w sobie tylko znany sposób potrafiła doprowadzić do prac remontowo-zabezpieczających, aby rodzinna pamiątka nie podzieliła losu innych cennych obiektów, po których ślad zaginął. Potem, gdy do Wilna przybył „Budimex”, było już łatwiej. Jego pracownicy, odnawiający różne zabytkowe budowle Wilna, w czynie społecznym zreperowali, a raczej wymienili dach i krokwie kaplicy. To było niezwykle istotne. Dostająca się do wnętrza woda i śnieg nie wpływały już niszczycielsko. Rabusie jednak mieli teraz wygodniej, aby nadal bezkarnie plądrować wnętrze. Zniszczyli doszczętnie dwa metalowe sarkofagi, a kości zmarłych porozrzucali; trzeci – najokazalszy ze szczątkami ojca hr. Cecylii Krasickiej – jakimś cudem przetrwał. Napisy na frontonie kaplicy informują, że leżą tu: Alexy hr. Krasicki z Szabatówki, Zofia z Kaszyców hr. Krasicka, Julia z Niesiołowskich Kaszycowa, Elżbieta hr. Krasicka, żona Alexego.

Wilnianin pan Romanas z dumą pokazuje wszystko, czego dokonał remontując zdewastowaną kaplicę. – Mamy do niego pełne zaufanie – mówi hr. Cecylia Krasicka. Wkrótce prace zostaną zakończone. Wtedy do Wilna przybędzie Barbara Kalestyńska, a my swoją drogą postaramy się wrócić do tematu.

Tymczasem w Warszawie trwają przygotowania do VIII Pielgrzymki Ziemian na Jasną Górę. Głównym sponsorem tego przedsięwzięcia jest Fundacja Polskie Kresy Wschodnie Dziedzictwo i Pamięć im. hr. Cecylii Krasickiej.

Postscriptum

Nie niszczyć! To gorąca prośba. Nie ze złej woli ludzie ustawiają znicze lub kładą kwiaty na płycie-mauzoleum Marszałka Józefa Piłsudskiego na Rossie. Z całą pewnością nie zdają sobie sprawy z tego, jaką krzywdę swoimi miłymi gestami wyrządzają pomnikowi, gdyż granit niszczeje.

Przed kilkoma laty Anna Walentynowicz, zwana matką „Solidarności”, przywiozła na Rossę specjalną podstawę metalową na znicze, wykonaną bezinteresownie przez robotników Stoczni Gdańskiej. Złodzieje bardzo szybko przywłaszczyli ten dar.

Przed paru laty podczas wielkiej fali kradzieży ozdób metalowych na cmentarzach wileńskich (proceder trwa nadal), próbowano ściągnąć z postumentu popiersie Joachima Lelewela. Wtedy to Społeczny Komitet Opieki nad Starą Rossą w Wilnie zwrócił się do Konsulatu Generalnego RP w Wilnie, który sfinansował prace nad zabezpieczeniem pomnika przed zakusami wandali. Zapłacił także konserwatorowi za wyczyszczenie postumentu z zacieków, które powstały po zniczach. Jest to czynność doprawdy pracochłonna. Teraz postument jest znów „łaciaty”.

Nie malować! Druga prośba. W zeszłym roku ktoś na Rossie pokrył jaskrawą farbą wolno stojący bezimienny pomnik nagrobny. Jest to kompozycja rzeźbiarska składająca się ze schodkowej podstawy, na której ustawiony jest cokół w kształcie kolumny z jońskim kapitelem. Całość wieńczy rzeźba leżącego amorka.

Konserwatorzy z Warszawy – Piotr Zambrzycki, Zenon i Waldemar Sadeccy, stale współpracujący ze SKOnSR w Wilnie, już wtedy dokonali wstępnych czynności, aby usunąć malatury niskiej jakości. Potrzebne jednak były dalsze analizy chemiczne, dobranie odpowiedniej metody naprawienia szkód. W tym roku polscy specjaliści kontynuowali prace. Wymalowanie zajęło komuś kilka godzin, usunięcie malatur – kilka dni. Przy okazji przeprowadzono kompleksowe prace konserwatorskie, z pełną konsolidacją substancji zabytkowej oraz odtworzeniem ubytków formy rzeźbiarskiej.

Cieszy niezmiernie fakt, że w gronie obrońców pamięci tych, którzy spoczywają na wileńskich nekropoliach znalazł się kierownik Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Wilnie Stanisław Kargul. Byłam obecna na jednym ze spotkań Pana Konsula z litewskimi przedstawicielami instytucji i organizacji, odpowiedzialnych za stan zabytkowych cmentarzy. Jest nadzieja, że zmiany na lepsze są realne.

Wymieniłam kilka imion ludzi – strażników pamięci. Jest ich sporo, miejsca nie ma, aby wszystkich wyszczególnić. W gruncie rzeczy nie jest to dla nich istotne. Po prostu czują się szczęśliwi, że mogą coś dobrego uczynić.

Halina Jotkiałło

Wstecz